Obejrzeliśmy Eve of the Daleks, pierwszy z odcinków specjalnych po 13 serii Doctor Who. Jak nam się spodobała noworoczna komedia romantyczna z Dalekami wcale nie w tle? Przeczytajcie… i uważajcie na spoilery!
Paternoster Gang: Ależ to było nostalgiczne! Takiej kameralności spodziewałabym się po Russellu T Daviesie, a nie po Chrisie Chibnallu, któremu dotąd zdarzało się raczej przesadzać z wielością planów, wątków i, nazwijmy to, epickością historii. Tymczasem ni z tego, ni z owego dostaliśmy prostą, zwartą historię dziejącą się w jednym, niezbyt reprezentacyjnym, magazynie, z zaledwie piątką bohaterów (nie licząc trzech Daleków), a jedyne wystrzały to finałowy pokaz fajerwerków oglądany przez jedną postronną osobę. I wyszło… bardzo dobrze.
Właściwie jedyne, do czego mogę się przyczepić, to strategia promocyjna odcinka. Która, co zabawne, znowuż była odwrotnością tego, do czego zdążył nas przyzwyczaić obecny showrunner. Z wywiadów z obsadą i twórcami odcinka dowiedzieliśmy się bowiem niemal wszystkich istotnych rzeczy: nie tylko, że czas akcji to kilka minut przed północą, a miejsce to stary magazyn, ale też że będzie to komedia romantyczna, której bohaterowie utkną w pętli czasu wraz z co chwila zabijającymi ich Dalekami oraz że każda pętla będzie krótsza. W efekcie jedynym zaskoczeniem było to, że w sumie zamiast jednej romantycznej historii dostaliśmy dwie (choć część fanów przewidziała i taki finał), a jedyną nieprzewidywalną rzeczą było to, jak zachowają się Doktor, Yaz, Dan, Sarah i Nick, czyli, jak stwierdziła w którymś momencie Doktor, jedyne zmienne w tej historii. Ta wcześniejsza znajomość zbyt wielu faktów nieco zepsuła mi przyjemność z oglądania. I żałuję, bo to naprawdę dobra historia.
Dwójka aktorów gościnnych – Aisling Bea (Sarah) i Adjani Salmon (Nick) – to kolejny, po Johnie Bishopie, bardzo dobry wybór castingowy Chibnalla. Bea błyszczy w każdej scenie i choć początkowo trudno ją polubić jako postać, to dość szybko przekonujemy się – a być może także i ona, wszak doświadczenie kilkukrotnej eksterminacji w ciągu kilkunastu minut może cię zmienić – że pod twardą powłoką kryje się dobre serce i dbałość o innych. Salmon jest uroczy jako dziwak przechowujący przedmioty po byłych dziewczynach na wypadek, gdyby któraś zażyczyła sobie zwrotu. Bardzo mi się podobało pokazanie ich stopniowo rodzącej się relacji – a naprawdę nie było na to zbyt wiele czasu. Miała być komedia romantyczna, i była. Team TARDIS opracowujący plan wydostania całej gromadki całej i zdrowej z magazynu też dał radę. I to cudowne balansowanie na granicy czasu i gra emocjami, ta walka, by wydostać wszystkich żywych, nawet za cenę własnej eksterminacji bez pewności kolejnego ożywienia… To było naprawdę dobre. Wręcz świetne. Pod koniec zupełnie serio żałowałam, że zostały nam jeszcze tylko dwa odcinki specjalne do końca ery Chibnalla. Chcę więcej takich historii.
Nie mogę jeszcze nie wrócić do największej jednak w moim odczuciu niespodzianki odcinka. Niby to było oczywiste od dawna, właściwie od jej decyzji pod koniec Arachnids in the UK, że Yaz ma crusha na Doktor, niby w Flux dostaliśmy już ewidentne wskazówki, jednak mimo wszystko nie sądziłam, że zostanie to otwarcie podniesione. I choć jestem zła na Dana za uświadomienie Trzynastej, że Yaz jest w niej zakochana – to nie twoja rola i nie twoja sprawa, Dan! – to bardzo, bardzo chcę zobaczyć, co na to Doktor. I, błagam, nie na 5 minut przed regeneracją, ale jednak ciut wcześniej. Błagam!
Ginny N.: To był zaskakująco dobry odcinek. Do tej pory myślałem, że Chibnallowi brakuje odwagi – zwłaszcza w zakończeniach – ale może jednak najlepiej byłoby, gdyby poszedł w mniejsze, bardziej kameralne historie. Ta z pewnością dowodzi, że ma do nich rękę.
Zapowiedź romansu z Dalekami nas nie zachęcała, a wyszło cudnie. Aisling Bea i Adjani Salmon byli świetni w swoich rolach, ale szczególnie uwielbiamy ją. Jest wspaniała, i tak, jest tu właśnie ta daviesowska nuta bardzo mocna. Widoczna także w prowadzeniu kamery, zwłaszcza na początku, ale też to jest bardzo kreacja takiej przyziemnej postaci, z pracą, której nie lubi, ze zwykłym życiem, jakie pokazywał nam Davies. Sarah mogłaby stanąć koło Rose i Jackie, jest w niej też lekki rys Donnowej pyskatości, tyle że ta pierwsza jest pewna siebie. Nick też wypada fajnie, zdecydowanie jest dziwakiem i mocno na granicy bycia krypnym, jakkolwiek nie oceniamy go aż tak źle. Niewyrzucanie pamiątek po byłych odczytujemy jako coś, co jasne, było niezbyt okej, ale przerodziło się w pretekst, by spotkać Sarah. Crush to nic złego, nieśmiałość do zagadania też nie. A że Sarah daje mu szansę (bo jednak to jest tylko pierwsza randka, a nie od razu ślub)? Jej prawo.
Do tego mamy Daleków, którzy chcą ubić Doktor, i tu bardzo na plus wypada granie humorem, przy całej okropności tego odcinka – oni tam umierają dziewięć razy w ciągu niecałej godziny i to byłoby poważnie dołujące, gdyby podejść do tematu bez tej lekkości, jaką tu mamy. Sarkastyczni Dalekowie to najlepsi Dalekowie.
Kanoniczne Thasmin <3 <3 Jeszcze czekamy, żeby obie sobie uczucie wyznały (i liczymy, że Yaz zostanie na 14 serię, jako towarzyszka po regeneracji Doktor), ale ładnie tu to ograno. Jest tu niewypowiedziana paralela między Doktorem i Rose. Doktor musi pamiętać, jak to się wtedy skończyło, taka byłaby jej odpowiedź na pytanie Dana, gdyby chciała mu odpowiedzieć (i miała na to czas). Doktor może czuje to samo co Yaz, ale też się tego boi, bo wie, jak to się u niej kończy (River pomijamy, bo River to trochę inna opowieść). Dlatego ten początek mocno jak z 2005, takie nawiązanie, by podprowadzić widzki pod odpowiednie skojarzenia. Doktor na pewno na Yaz zależy.
No i Dan – bardzo ładnie wyszła jego relacja z Yaz, uszczypliwa, ale przyjazna i to, jak kibicuje im z Doktor, bardzo doceniamy. Fajnie też, że ma tu coś konkretnego do zrobienia i jego działania są istotne dla fabuły. Jakkolwiek zgadzamy się z Ewą. Doktor może i należało powiedzieć, co czuje do niej Yaz i że Dan wie, że Doktor wie, ale to naprawdę nie było jego miejsce.
Clever Boy: Jestem bardzo zaskoczony. Brawo. Czytając wywiady z twórcami i obsadą, miałem wiele obaw, nie podobał mi się do końca koncept komedii romantycznej. Dostałem „romans”, nie do końca dostałem komedię, ale bawiłem się nieźle. Sam pomysł jest bardzo dobry. Lubię zabawy z pętlami czasu czy alternatywnymi rzeczywistościami. Na początku trochę gryzło mnie to, że wszyscy dość szybko zorientowali się, że mają deja vu i utknęli w pętli. Jednak gdy o tym myślę, to był to dobry ruch, bo umożliwił skupianie się na poszczególnych sekwencjach i zadaniach, które wykonywała ekipa. Dalekowie byli fajni i miło, że Chibnall stara się z nimi zrobić coś nowego. Bardzo cieszy mnie to, że wydarzenia z Flux nie zostały zignorowane, w tym problemy z TARDIS. Wiem, że nie ma na to czasu w odcinku specjalnym (a już szczególnie takim świąteczno-noworocznym), jednak liczyłem na więcej wzmianek, bo jednak to były ważne wydarzenia. Nadal nie wiem, czy udało się cofnąć Przypływ, tak jak planowali to robić Lazur i Rój, dzięki czemu istnieją inne planety oprócz Ziemi. Przetrwał księżyc i słońce – tego możemy być pewni. A co z resztą? Co z innymi cywilizacjami? Wciąż tego nie wiemy.
Wracając do odcinka – bardzo szybko minął mi przy nim czas. Podobały mi się sceny z Danem, który chciał wykazać inicjatywę. Zabawa z Dalekiem była świetna i trochę mi przypomniała finał czwartej serii. Nie wiem, co czuć wobec uczuć Yaz do Doktor. Z jednej strony jestem przeciwko związkowi Doktora z towarzyszem, z drugiej przy Rose się złamałem, więc może i tu bym się złamał. Boli mnie jednak to, że zdecydowano się na to dopiero na koniec. Oznacza to, że nie doczekamy się żadnego happy endu, a raczej Yaz pożegna się w stylu Marthy.
Show skradła Aisling Bea, która była rewelacyjna, zabawna i ma zadatki na fajną towarzyszkę. Moim zdaniem była dość rzeczywistą postacią i kupiłem ją bardzo szybko. Nie do końca podobał mi się Adjani Salmon, a raczej jego Nick. Nie był dla mnie zabawny, był raczej creepy. Przy jego postaci włączył mi się wielki alarm – jasne, był nieśmiały, trochę niezdarny, miły, ale jednak zbieranie pamiątek po byłych czy randkach jest dla mnie przerażające. Już samo to, że od lat przychodził do magazynu w Sylwestra, ale nie zagadał do Sarah, było niekomfortowe. Tę parę połączyło wspólne niesamowite przeżycie, ale mimo wszystko uważam, że ot tak nie powinni być razem – a tym bardziej razem wyjeżdżać. Jasne, są tacy spontaniczni ludzie, ale chyba Sarah do takich nie należy. Powinna dać ich relacji trochę czasu. Przepraszam, ale ja się trochę wzdrygam.
Poza tym było tutaj wiele fajnych ujęć czy pomysłów na sceny. Jodie Whittaker dostała w końcu przemowę, była zdecydowanie lepsza niż w Orphan 55, ale nadal to nie jest to, co potrafił robić Capaldi czy Smith. Mam nadzieję, że w nadchodzących dwóch odcinkach uda się jeszcze to nadrobić. No i na koniec – zaskoczyło mnie pojawienie się Karla z pierwszego odcinka Trzynastej Doktor. To było naprawdę randomowe. Już prędzej spodziewałbym się go w ostatnim odcinku. Może w wiosennym odcinku też dostaniemy jakieś cameo? Podsumowując, dobrze się bawiłem i szkoda, że wcześniej nie dostaliśmy aż tylu zakręconych odcinków z Trzynastą.
Lady Kristina: Jaki to był świetny odcinek! Definitywnie zgadzam się pod tym względem z przedmówczyniami. Jest tu wszystko, co było zapowiadane, a nawet więcej: pętla czasowa – naprawdę od dawna powtarzam, że bardzo chętnie zobaczyłabym coś takiego w serialu – spora dawka humoru, a także urocza porcja romansu, po części nie do końca spodziewana, co jednak nic odcinkowi nie ujmuje a wprost przeciwnie – dodaje wątek przez wielu fanów wręcz wyczekiwany. Szkoda jedynie, że nie mieliśmy więcej takich odcinków.
W przeciwieństwie do trzynastej serii, sceneria jest bardziej kameralna – kilka osób walczy z Dalekami w magazynie pełnym dziwnych rzeczy. Nie tylko umożliwia to lepsze poznanie poszczególnych bohaterów (zwłaszcza że często są rozdzieleni), ale możemy przez to trochę odsapnąć – nie każde zagrożenie musi dotyczyć całego wszechświata, takie na mniejszą skalę potrafi być równie ważne. Dalekowie również robią wrażenie. Spotkałam się z opiniami, że pokonanie ich poszło Doktor za łatwo, ale w kontrze powiem, że te zapuszkowane ośmiornice nie zawsze były mistrzami intelektu 🙂 Nie oznacza to jednak, że nie budzili tu grozy – widać to na przykład w tej pętli, gdy bohaterowie mieli plan i właśnie zmierzali w wyznaczone miejsca, ale Dalekowie wtedy okazali się być szybsi i eksterminacja dokonała się niemal od razu.
Nie sądziłam też po serii Flux, że będę w stanie lubić Dana jeszcze bardziej, a jednak się to stało. Widać tu przede wszystkim jego świetne relacje z Yaz, z którą spędził w końcu trzy lata. Zdążył ją na tyle poznać, że widzi rzeczy, do których nie jest w stanie się przyznać sama Yaz, jak to, co towarzyszka czuje do Trzynastej Doktor. Widzimy w odcinku, że on po prostu wie, co się dzieje między nimi – te momenty, gdy patrzy na nie tym wzrokiem pełnym zrozumienia i przede wszystkim wsparcia, są naprawdę urocze. Nie zapominajmy jednak o jego komediowej stronie, widocznej na przykład w scenie przekomarzania się z Dalekiem 😉
Sama relacja Doktor i Yaz wyraźnie się rozwija – celem podróży była plaża, na której w końcu Trzynasta miała opowiedzieć Yaz o sobie. Do tego oczywiście nie dochodzi, ale otrzymujemy coś innego – Yaz w końcu przyznaje, przede wszystkim przed sobą, że to, co czuje w stosunku do Doktor, to nie jest jedynie przyjaźń. To przełom z jej strony, ale można się było tego spodziewać, gdy śledziło się ich relacje przez ostatnie trzy serie. Szkoda jedynie, że nie miały możliwości omówić tego razem, bo niestety wiemy, że czas ucieka, a Trzynastej zostały się tylko dwa odcinki. Mam nadzieję, że Doktor i Yaz będą miały okazję naprawdę porozmawiać – nie tylko o swoich uczuciach.
Dużą rolę w odcinku odgrywają oczywiście gościnne gwiazdy: Aisling Bea i Adjani Salmon, wcielający się odpowiednio w Sarah i Nicka. Przede wszystkim fenomenalna jest tu Bea, której postać jest przez znaczną część odcinka zirytowana, bo jak zwykle ma popsute plany sylwestrowe, psuje jej się telefon, mama dzwoni przez czasem, a tu jeszcze pojawiają się zabójcze roboty (kosmici!), które ją parokrotnie zabijają – każdy by się irytował w takiej sytuacji. Ale mimo jej powierzchownej szorstkości jest naprawdę fajną osobą, którą polubiłam niemal od razu. Nick jest w tym duecie bardziej spokojny i nieśmiały, ale też sympatyczny. Trochę niepokojąca była jego strategia spotykania Sarah oraz kolekcja rzeczy po byłych, ale to jedyna rzecz, którą miałabym postaci do zarzucenia. Na szczęście po wyznaniu sobie nawzajem uczuć ich relacja będzie mogła się rozwinąć.
Przemek: Zacznę od tego, że od pewnego czasu staram się jak najmniej oglądać i czytać wiadomości na temat nadchodzących seriali i filmów. W skrócie – unikam spoilerów. Dlatego przed obejrzeniem ostatniego odcinka wiedziałem nadzwyczaj mało. Swoje „oczekiwania” opierałem jedynie na grafikach promocyjnych, czyli jedyne, co wiedziałem, to jak będą wyglądać bohaterowie odcinka. No i wiedziałem, że będą Dalekowie. Przy czym bałem się, bo ile można w tych odcinkach noworocznych przedstawiać historii z Dalekami, ale Eve of the Daleks było tak dobre i przyjemne, że okazało się to niepotrzebne.
Sarah kupiła mnie od pierwszej sceny. Wygadana, sarkastyczna, odważna. Bardzo lubię oglądać takie osoby na ekranie. Są dla mnie, jakby to powiedzieć, inspirujące? Nick musiał poczekać na moje błogosławieństwo jeszcze kilka scen. Może dlatego, że sam jestem w zachowaniu podobny do niego i czułem, jak mu ciężko przekazać Sarze, co czuje… Jednak moment, w którym wyszedł sam na sam do Daleka, by uratować resztę, albo pokonał bez niczyjej pomocy dwie mordercze pieprzniczki, pokazał, że jest to osoba, która w pełni zasługuje na szacunek i podziw, bo nie każdy by się na to odważył. Ogólnie razem tworzyli bardzo przyjemną otoczkę tego odcinka i po tym wszystkim mogę im tylko życzyć, by ich związek przetrwał jak najdłużej.
Przypomniało mi się, że jest jeszcze jedna rzecz, o której usłyszałem i myślałem, że będzie to niemożliwe do pokazania. Otóż chodzi mi o jeszcze straszniejszych Daleków. Myślałem, że się nie da, że przecież już są straszni i bezlitośni. Myliłem się. Pokazani byli fenomenalnie. Ich broń może nie zmieniła się diametralnie, ale z tekstami typu „Dalek’s learn”, „ There is no escape” czy „Daleks are not fair. Daleks are unstoppable” poczułem strach, serio. Mówione jeszcze takim bardzo płaskim tonem wraz z eksterminacją wszystkich bez wahania, spowodowało, że zacząłem znowu się ich bać.
Również podoba mi się, jaką postacią jest tutaj Dan – dobry wujek, który zawsze postara się powiedzieć coś miłego, poratować radą, ale gdy trzeba, podwinie rękawy i pójdzie bronić za wszelką cenę, w tym przypadku cenę życia, swojej rodziny. To była piękna scena, gdy poszedł odwrócić uwagę Daleka, wiedział, że może nie wrócić, ale odważył się. I za to będę go cenić, może nie będzie moim ulubionym towarzyszem, bo jest z nami za krótko, ale w serduszku zajmie szczególne miejsce z wyróżnieniem.
Yaz natomiast w końcu jasno mogła pokazać, że do Doktor czuje coś więcej niż tylko bycie „team fam”. Z tym mam takie przemyślenia: po pierwsze, panie Chibnall, pokazujesz nam to za późno. Może zrobił to specjalnie, aby nikt później mu nie zarzucał, że cały sezon opierał się na ich romansie, ale to nie zmienia faktu, że i tak za późno. Po drugie, boję się, jak to zostanie rozegrane. Po trzecie, ja jestem niestety staroświecki i jak się na coś uwezmę, to cały czas mogę dany motyw powtarzać. Zatem gdy serial pokazał, że Doktor swoje uczucia odwzajemnił River Song, że na nią została przelana cała miłość Władcy Czasu, to tak ma być i koniec kropka. Wiem, że koliduje to z jakimkolwiek rozwojem postaci, ale dla mnie tak ma być i ja żadnej innej wersji nie zaakceptuję 😀 Oprócz tego trzymam kciuki, by jakiekolwiek rozstanie nie było zbyt bolesne…
Pomysł z pętlą czasu iście doktorowy. Wykonanie o dziwo też świetne. Niezły pomysł z tym, że za każdym razem mieli minutę mniej – duża motywacja do tego, by jak najszybciej się uratować i wyjść z tego cało. Doktor mająca tylko siebie, towarzyszy i rzeczy dookoła, z których musi stworzyć coś, co da im możliwość ucieczki. Nie wiem, czy Chibnall wziął jakieś szkolenie z pisania Doctor Who, ale w końcu wie, jak w udany sposób stworzyć klimatyczny i zachęcający do dalszego oglądania odcinek. Uważam, że wszystko ze sobą współgrało i razem złożyło się na bardzo dobry, noworoczny pokaz fajerwerków 😀
Sass: Och, jak bardzo to był dobry odcinek! Naprawdę kosmicznie mi się podobał. Sam pomysł na pętle w jednym miejscu z Dalekami jest bardzo intrygujący i ciekawy byłem jego wykonania, na szczęście udało się, Chris Chibnall dowiózł naprawdę logiczną, dobrze wykonaną i satysfakcjonującą do oglądania przygodę.
Kolejnym plusem jest domknięcie i kontynuacja wątków z poprzedniej serii. Motorem napędowym Daleków jest wybicie (prawie) całej ich populacji przez Sontaran, aczkolwiek kosmiczne puszki słusznie obwiniają za to Doktor. TARDIS jest naprawiana poprzez reset fabryczny przez to, co wydarzyło się z nią na przestrzeni całej trzynastej serii, a Yaz i Dan często wspominają o tym, co kilka przez lat razem przeżyli, poszukując Doktor.
Bardzo podobało mi się poprowadzenie postaci w całym odcinku. Doktor miewa dobre pomysły, aczkolwiek często popełnia błędy, nie wpada automatycznie ma idealne rozwiązanie. Yaz i Dan przydają się w całości, a nawet mają razem naprawdę fantastyczną scenę o uczuciach. Osobno również świetnie dają radę, Yaz jest bardzo błyskotliwa, a Dan idealnie radzi sobie z Dalekami.
Kolejnym jasnym punkcikiem na tej mapie gwiazd są Sarah oraz Nick. Są świetnie napisani i dostarczają genialne onelinery, doskonale widać ich doświadczenie w komedii. Mają kilka emocjonalnych momentów ze sobą na ekranie, które naprawdę dobrze ogrywają.
Serio nie mam żadnych większych zastrzeżeń, wszystko było logiczne i naprawdę dobrze zrobione, zagrane i napisane. Będę z pewnością wracał do tego odcinka.
Lierre: Wreszcie doczekaliśmy się odcinka o klasycznej pętli czasu! Dobrze, że Doctor Who nie sięga do tego motywu często, bo to jednak odrobinkę sztampowe, tu jednak wykonanie było naprawdę ciekawe. To, że każde kolejne powtórzenie było krótsze – i to odcinało minutę z początku, a nie końca – sprawiło, że nie oglądaliśmy w kółko tego samego, doszedł element nieprzewidywalności i pośpiechu. Można by się czepiać tego, że wyjście z pętli było za proste (przecież wcale nie musieli pokonywać Daleków, skoro to nie Dalekowie byli sprawcami pętli? wystarczyło przejść przez te jedne niezablokowane drzwi i wiać?), ale to po prostu typowa doktorowa historia, gdzie niekoniecznie wszystko się skleja i wiele w tym uroku.
Show skradła bez wątpienia Aisling Bea, kontynuatorka poważnej już tradycji zapraszania do Doctor Who komiczek i komików. Bardzo często to strzał w dziesiątkę, takie osoby świetnie się odnajdują w doktorowym absurdzie. Była po prostu fenomenalna – udało jej się wcielić w postać równocześnie antypatyczną i ujmującą, bardzo silną i wrażliwą, gniewną i o wielkim sercu, trzymającą pion, a równocześnie wyraźnie życiowo złamaną i przyblokowaną. Dodatkowo bawił mnie fakt, że aktorka ma mimikę i ton głosu nieco podobne do Karen Gillan, zaś Sarah momentalnie skojarzyła mi się z bohaterką serialu Wonderfalls graną przez Caroline Dhavernas. Dogadałyby się!
Drugą wielką gwiazdą byli oczywiście Dalekowie za sprawą ich wspaniałych kwestii. To naprawdę sztuka – przedstawić morderczych kosmitów, bijących rekord uśmiercania bohaterów na odcinek, w sposób dość zabawny, nie ujmując przy tym zupełnie grozy. Wystarczyło czasami wciągnąć ich w dialog… Uwielbiam Daleków, którzy wyłamują się ze swoich trybów rozkazujących i gróźb, by wyrazić zdziwioną ciekawość czy się poprzechwalać.
Nick to również fajna nowa postać, choć zupełnie ginie przy Sarah i pozostawia jednak pewne wahanie w kwestii całego tego motywu kolekcjonowania pamiątek po swoich byłych. Nie nazwałabym go stalkerem, szkodliwość jego działań jest zerowa, do samej postaci pretensji nie mam – jednak pomysł na Nicka to kolejny element dość już obszernej kolekcji motywów, których twórcy za dobrze nie przemyśleli. Miało być zabawnie, wyszło jak zwykle, bo nikt nie usiadł i nie zastanowił się nad tym, jakie są implikacje takiego przedstawienia, jak to może zostać odczytane. Serio, Chibnall, sensitivity reading by ci się strasznie przydał! Wątek zejścia się Nicka z Sarah jest uroczy, taki trochę świąteczny, choć epilog został napisany na kolanie i zagrany strasznie drewnianie, no nie znoszę tych epilogów. Byłoby o wiele logiczniej, gdyby ta ich pierwsza podróż odbyła się w TARDIS. Mogliby dołączyć na jeden odcinek albo chociaż dostać jakąś małą kosmiczną scenkę, która by też pokazała, że w serialu widzimy tak naprawdę tylko część przygód Trzynastej. Rozmowa Sarah z matką byłaby o tyle zabawniejsza, gdyby Sarah wisiała akurat w przestrzeni kosmicznej. Nie potrzebowałaby paszportu…
No a jeśli chodzi o głównych bohaterów… Trzynasta dostała swój Moment, w którym bardzo przypominała Jedenastego z końcówki Eleventh Hour, ciekawe, czy to było celowe. Dan jest przesłodki, ale aż zaczęłam się zastanawiać, czy z nim aby nie przesadzają, bo jest zbyt uroczy, zbyt miły, zbyt wrażliwy, zbyt pozbawiony wad i nieporadnie zabawny. Spoko, potrzebujemy w telewizji Porządnych Facetów, ale przydałoby mu się trochę więcej osobowości? A thasmin… Z jednej strony fajnie, że zostało powiedziane wprost, że coś jest na rzeczy między Doktor i Yaz i teraz już dla wszystkich zaangażowanych jest to jasne. Podoba mi się to bardzo widoczne zniecierpliwienie Yaz, rozczarowanie, że nie jest widziana ze swoimi emocjami i tęsknotą. Nie mam wielkiego problemu z tym, że Dan ją tak wyoutował, jako że nie była to dla nikogo nowa informacja, raczej pchnięcie obu bohaterek do działania – Doktor wiedziała, że Yaz ją lubi, Yaz miała nadzieję, że Doktor ją lubi, no ale znów, implikacje tego zagrania są kiepskie, panie Chibnall. Rozczarowuje też to, że to ewidentnie nie był pierwotny pomysł na te postacie, a jeśli był, to bardzo słabo, że potrzebowano trzech serii na subtelne przytaknięcie, że to rzeczywiście nie są tylko domysły osób oglądających. Marcie do zakochania się w Dziesiątym wystarczył jeden odcinek i nie musieliśmy sobie niczego dopowiadać. W 2022 roku naprawdę moglibyśmy sobie darować ~subtelności~ w romantycznych wątkach, jeśli już się na nie koniecznie decydujemy, skoro poetycko i z niedopowiedzeniami mamy pokazywać tylko niektóre relacje. Gdzie ta subtelność w Sarah i Nicku? W Vinderze i Bel? W Danie i Diane? Oni też się lubią? Żenujące.
Ale żeby nie kończyć wrażeń takim mocnym słowem, napiszę jeszcze, że ogólnie Sylwester z Dalekami jest fantastyczny. Doskonale się przy nim bawiłam, doceniam, że wykorzystał takie klasyczne elementy jak pętla czasu czy czekanie na sylwestrową północ w dość świeży sposób. Sarah jest wspaniałą nową postacią w Whoniversum, kolejną, która może nas kiedyś zaskoczyć pojawieniem się (oby tak było! choć nie mam wielkich nadziei) i po raz kolejny Doctor Who udowodnił, że świetnie wypada w warunkach ograniczeń, z małą lokacją i małą obsadą, kiedy efekty i epickość trzeba nadrabiać scenariuszem, relacjami między postaciami i pomysłami. Pamiętacie, że właśnie tego spodziewaliśmy się początkowo po Chibnallu, znając go głównie z Broadchurch? Szkoda, że jednak nie poszedł w tę stronę.
Obejrzeliście już Eve of the Daleks? Podzielcie się wrażeniami w naszej grupie!

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.