Za nami premiera Rogue, szóstego odcinka 14 serii (1 sezonu), w którym odwiedzamy epokę regencji, a Piętnasty Doktor poznał pewnego uroczego łowcę nagród. Co sądzimy o tym odcinku? Przeczytajcie nasze redakcyjne wrażenia. Za gościnny występ dziękujemy Robertowi z Kącika Popkultury oraz Przemkowi.
Magdalena: Keep it gay! Cieszą mnie różne społeczne wątki w Doctor Who, ale marzyła mi się po prostu gejoza i dostałam gejozę, jestem zachwycona. A tak naprawdę to dostałam subtelne love story, nie tak emocjonalnie ciężkie jak w chociażby w Girl in the Fireplace, które się tu samo nasuwa, ale z masą flirtu, knucia, kalkulacji na twarzy, ze wspólnym ratowaniem świata i bez happy endu, ale z wątkiem, który pozostaje w jakimś stopniu otwarty i mam wielką nadzieję, że grający w dedeczki kosmiczny łowca nagród o twardym spojrzeniu i miękkim sercu jeszcze się pojawi! Bardzo mi się podobali ptasi shapeshifterzy, Ruby doskonale bawiąca się na przyjęciu (no, do pewnego momentu) i liczne nawiązania do współczesności. Kosmici bawiący się w cosplay, bo złapali sygnał Bridgertonów? Tylko że ten cosplay to bardziej inwazja porywaczy ciał. No cóż! I te smaczki muzyczne! Rewelacyjny, odjechany odcinek, dał mi dużo radości. Taki moment oddechu i zabawy przed finałem, który zapowiada się dość dramatycznie i ponuro.
Ollie: Nie mogło obejść się bez odcinka w wytwornym stylu. Znowu trzeba docenić, jak bardzo różnorodny jest to sezon. W jednej chwili Doktor i Ruby starają się uratować ksenofobiczną cywilizację, której życie jest podyktowane przez social media i komunikatory elektroniczne, by w drugiej trafić na bal żywcem wyrwany z Bridgertonów. Musiało więc być dramatycznie i romantycznie, jak przystało na brytyjski twór kostiumowy.
Clever Boy: To było sooooo gaaaay 🙂 Bawiłem się bardzo dobrze. Przyjemna historia, fajna przygoda z pewną stawką. Fajnie oddany klimat Bridgertonów czy ogólnie dawnych bali. Trochę irytowało mnie jednak ciągle wspominanie o tym serialu przez Ruby (kumam, też jestem fanem, ale bez przesady). Muzycznie mega – Bad Guy i Poker Face w wersji orkiestrowej. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się kim był Rogue. Mam nadzieję, że powróci. Cieszę się, że w końcu otrzymaliśmy sceny w TARDIS (co z nią jest nie tak?), ale szkoda, że nie na początku odcinka. Ptasi wrogowie-cosplayerzy super. Żałuję, że Ruby nie powiedziała Doktorowi o Susan Twist, co mogło nas bardziej nahype’ować na finał. I… they keep killing Suzie. Fajna była scena z twarzami Doktor_, ale nie wiem, skąd niektóre wzięli, bo wyglądały fatalnie. No i RTD znów bawi się „kanonem”, tam był Richard E. Grant! To był naprawdę przyjemny, lekki odcinek. Cieszę się, że obejrzałem go na dobranoc.
ET: Prześwietny odcinek! Gdy czytałam jego zapowiedzi, nie sądziłam, że odniesienia do Bridgertonów będą tak dosłowne i że wyjdzie tak bardzo meta – i super! Ptasi złole odcinka bardzo fajni, a określenie ich sposobu na zmiennokształtność cosplayem okrutnie przewrotne. Podobały mi się też twisty związane z ich liczbą. Ruby już tradycyjnie wspaniała, urocze było to jej niedopasowanie językowe do epoki. No i do tego kolczyki z trybem tańca, ale też bojowym, naprawdę pomysłowe. Ta historia należała jednak przede wszystkim do Doktora i Łotra (i tu mam takie malutkie ukłucie żalu, liczyłam na więcej Indiry Varmy) i była niesamowicie hot (pun intended – to było kapitalne), a zarazem pełna niezręczności – moment, w którym Łotr, z braku pomysłu, co powiedzieć, decyduje się na oświadczyny, był cudowny – i wzruszeń. Jeśli Groff nie wróci w kolejnej serii, to bardzo, ale to bardzo się na RTD obrażę. Zupełnie się nie spodziewałam tego, co dostałam, i dobrze. Jestem zachwycona!
Ginny N.: Jaki to był dobry odcinek. So gay! Tak otwarcie queerowy, z bardzo doktorowym zagrożeniem (ta rodzina nasuwa nam trochę na myśl Human Nature/The Family of Blood) i do tego idący tam, gdzie zamierza iść bez oglądania się na potencjalne przeszkody <3 Dedeczki? Pewnie, że tak. Brigertonowie? Oczywiście. I to z przytupem D: Ruby kopiąca tyłek kosmicznej Emilly Becket? Czemu nie. Queerowy romans Doktora z przystojnym, łotrzykowskim Rogue? Oczywiście.
Przemek: Łotra oglądało mi się świetnie, było lekko, ale momentami było też mrocznie. Było wesoło, ale było też poważnie. Był gniew, ale było też zauroczenie i chemia. Ten odcinek był taki pełny, ale jednocześnie nie był przesadzony w tej całej swojej okazałości i bogactwie. Był super z tego względu, że był po prostu klasyczną doktorową przygodą z potworami.
Od początku było widać całą chemię między Doktorem i Łotrem, i to było takie urocze! Tak świetnie się to oglądało, a uśmiech i oczy Łotra skradły też moje serce.
Bardzo się cieszę, że Doktor i Ruby dobrze sobie radzą, nieważne czy są razem, czy osobno. Fajnie, że się rozdzielili i Doktor poszedł w swoją stronę badać jedne tropy, a Ruby poszła w drugą i została na przyjęciu. Z ciepłem na serduszku patrzyłem na całą relację między Doktorem a Łotrem, bardzo mnie rozczulało to ich przekomarzanie się, które było fenomenalne. W końcu też nie dostaliśmy jakiegoś odcinka opartego na chamskim deus ex machina. Tutaj potrzebna była współpraca – doświadczenie i wiedza Doktora oraz technologia i zabawki Łotra. Po tym jak obydwaj przekonali się, że nie są w tej sprawie wrogami, a sprzymierzeńcami, to stali się udanym i skutecznym duetem.
Mam wielką nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczymy Łotra. O ile to prawda, to mi zupełnie nie przeszkadza to, że jest na jakiś sposób pisany na wzór kapitana Jacka Harknessa. Poza tym znamy Łotra tylko z tego jednego odcinka, więc nie wiemy, jakie jest jego backstory, a RTD świetnie przygotował grunt pod jego powrót w 15 lub 16 serii (2 lub 3 sezonie). 😉
Robert S.: Ten odcinek to petarda! Nie dość że doskonale sprawdził się jako monster of the week (i tym razem nawet nie zabrakło biegania :)), to ponadto w krótkim czasie zbudował rewelacyjny wątek relacji Doctora z Rogue, co dokłada cenną cegiełkę do powstającej na naszych oczach „mitologii” Piętnastego. Jonathan Groff ma świetną chemię z Ncutim Gatwą i liczę, że jego Łotrzyk stanie się naszą nową River, powracając od czasu do czasu i kradnąc sceny. Jestem zachwycony tym, w jaki sposób każdy dotychczasowy odcinek tego sezonu jest zaskakująco emocjonalny, nie tracąc przy tym na „whoviańskim szaleństwie” (jak właśnie cały wątek zmiennokształtnych zafiksowanych na Bridgertonach). No i ten humor – Rogue to chyba na razie najzabawniejszy odcinek Gatwy, pełny ciętych dialogów i one-linerów. Moment, w którym Ruby, chcąc udowodnić Doktorowi swoją tożsamość, wykrzykuje „space babies”, to komediowe złoto!
Anndycja: Po pełnym stylistycznych niespodzianek sezonie nareszcie dostałam odcinek w stylu „starego” nowego Doctor Who. Dostaliśmy czasy regencji <3 (nawet jeśli nieco podkolorowane Bridgertonami, to cóż) które uwielbiam i DOSKONAŁE relacje pomiędzy postaciami – Ruby próbująca wtłoczyć do głowy XIX-wiecznej dziewczyny feministyczną agendę podbiła moje serce. Odkąd pokazano zdjęcia z tego odcinka, marzyłam po cichu, żeby twórcy zshipowali Doktora z Roguem. Ale tego, co dostaliśmy na ekranie, zupełnie się nie spodziewałam. Gatwa i Groff mają fantastyczną chemię i dialogi między nimi tylko to podbijały. Rogue wyrasta na kolejną postać w Doctor Who obok Mistrza, River, Zabawkarza z potencjałem na niespodziewane powroty i należy to wykorzystać. I jeszcze na sam koniec – ależ w tym odcinku było puszczania oczek do widzów! Shalka Doctor, Pure Imagination śpiewane przez Gatwę, Bridgertonowie, Kylie Minogue (Astrid, widzę cię!), D&D… to był raj dla popkulturowego geeka!
Rademede: Superodcinek, bawiłam się wyśmienicie. Mam nadzieję, że Rouge wróci, szkoda by było zmarnować tak świetną postać.
Lady Kristina: Jaki to był świetny odcinek! Tym razem ponownie przenosimy się do przeszłości, która mimo tego, że w dużym stopniu jest po prostu tłem wydarzeń, to i tak odgrywa sporą rolę w fabule – rzadko się bowiem zdarza, że kosmici wybierają konkretną erę ziemskiej historii, w której chcą namieszać. Rogue było zapowiadane jako połączenie Doctor Who i Bridgetonów, ale nie spodziewałam się, że będzie to niemalże doktorowobridgetonowy fanfik (albo wręcz LARP), z niewielkim dodatkiem Invasion of the Body Snatchers.
Absolutnie uwielbiam, jak poprowadzono tu relację Piętnastego i Rogue’a – już od ich pierwszego spotkania było widać, że między nimi coś iskrzy, a chemia między Gatwą i Groffem jedynie to podkreśla. A scena tańca, gdzie wszyscy dookoła nich zniknęli, była naprawdę wzruszająca. Szkoda jedynie, że był to jedyny odcinek sezonu, który nie był napisany przez obecnego lub byłego showrunnera – mam nadzieję, że w kolejnej serii będzie takich odcinków więcej.
I wracając jeszcze do sceny z hologramami poprzednich wcieleń, spodobał mi się fakt, że nie pokazano ich chronologicznie, więc nie określa to dokładnie tego, kiedy w tym szeregu powinna mieć miejsce Doktor Ruth. I zaraz, czy to był Shalka Doktor? To takie mrugnięcie do widzów, czy może jednak oznacza to coś więcej?
A co wy sądzicie o Rogue? Dajcie nam znać w naszej grupie lub na Facebooku!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.