Survivors of the Flux, przedostatni odcinek Doctor Who: Flux, przyniósł odpowiedzi na kilka pytań i wprowadził nowe wątki. Co sądzi o nim nasza redakcja? Przeczytajcie!
Clever Boy: Jestem zmieszany. Czułem się, jakbym oglądał taki wstęp do wielkiego finału. Bardzo dużo się działo, a bardzo mało nam wyjawiono. Trochę rozczarowujące było rozwiązanie cliffhangera z ubiegłego tygodnia. Szkoda, że rola Płaczących Aniołów była tym razem tak mała. Spodziewałem się, że tajemnicza postać może być Tecteun, w sumie fajnie, że do niej wróciliśmy. Już kiedy pojawiła się Doktor Ruth, obstawiałem multiwersum. Nie zdziwię się, jak okaże się, że Rój i Lazur mają na pieńku z Doktor, ale właśnie z innego wszechświata. W sumie sam koncept innych rzeczywistości nie jest obcy, bo gdzieś tam jest przecież świat Pete’a z Rose i klonem Dziesiątego Doktora. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem motywację Dywizji – Doktor przeszkadza im w tym, że daje innym istotom nadzieję, dzięki którym mogą odważyć się na pewne kroki, podejmować decyzje i kierować swoim losem. A to nie jest po drodze Dywizji, która chciałaby sterować niektórymi sprawami. Szkoda, że Tecteun zginęła, zanim wyjawili nam więcej. Ta śmierć niestety mnie nie ruszyła.
Kolejny wątek to Who Raider. Yaz, profesor i Dan poruszają się po świecie, próbując jakoś wrócić do współczesności. Podobały mi się te sceny i myślę, że Big Finish będzie mieć sporo do dodania. Eksploracja różnych świątyń i zdobywanie artefaktów to fajny pomysł. Szkoda, że nie widać do końca rozwoju tych postaci. Yaz zna teraz Jericho i Dana dłużej niż Doktor. Mam wobec tego wątku też kilka pytań. Po pierwsze, cytując Donnę: „Don’t you ever change?”. Nie chce mi się wierzyć, że przez cały ten czas mają takie same ubrania… Po drugie – wysłali sygnał do Lupari i nikt go przez lata nie przechwycił? Nikt się tym nie zainteresował? No i gdzie jest Lupari, który powinien chronić Yaz?
W odcinku wprowadzono też częściowo nowy wątek. Grand Serpent postanowił zinfiltrować UNIT przez czas. Serio nikt tego nie zauważył? Kilka wcieleń Doktora, która przewinęły się przez tę organizację nic nie wyczaił? Przecież obecność Serpenta musiała nadpisać czas. I jaki jest jego motyw? Bałem się, że uśmiercą Kate, ale na szczęście tak się nie stało. No i zastanawia mnie, jaką rolę w tej historii mają Bel i Vinder. Podobało mi się, że Diane pokazała trochę pazura. Boję się, że finał nie będzie satysfakcjonujący, mamy za mało odpowiedzi na wiele pytań. Obym się mylił.
Ginny N.: Nam się ta domykająca formuła odcinka właściwie podoba. Jako część opowieści podzielonej na rozdziały, naśladującej tą strukturą ramową powieść, takie rozwijanie akcji ma jak najbardziej sens. Prawda, całościowo ten odcinek nie jest osobną historią i trudniej będzie do niego wracać jako takiej pojedynczej historii właśnie, ale przecież taki typ opowieści w tym roku zapowiadał nam Chibnall. Do tego poznajemy tu już sporo odpowiedzi, na które czekamy, dzięki czemu mamy większe poczucie, że finałowy odcinek nie będzie aż tak przeciążony.
Najmniej mają do zrobienia Yaz, Dan i profesor Jericho. Choć przyjemnie śledzi się ich poczynania (scena z mnichem jest genialna xD), to pozostaje faktem, że mają odkryć tylko jedną prostą datę. Z jednej strony to bardzo pokazuje dystans między nimi – choć przecież nieźle sobie radzą – a Doktor, która wszystko pewnie załatwiłaby raz-dwa. Z drugiej, to jest naprawdę malutko jak na jakąś trzecią część akcji odcinka.
Prentisa/Wielkiego Węża było akurat tyle, żeby jego obecność intrygowała i martwiła, ale nie na tyle, by nużył. No i Kate <3 Powrót Kate jest wszystkim, czego oczekiwaliśmy i czekamy na więcej. I na Osgood też. To wcale nie o Doktor mówiła Prentisowi, tylko o Osgood, prawda?
Doktor i Anioły – tu mamy faktycznie, szybkie rozwiązanie cliffhangera, jakkolwiek robiące to, co zostało zapowiedziane. Dostarczają Doktor do Dywizji. To było naprawdę odważne, tak odważne, jak się spodziewaliśmy po Chibnallu od samego początku. Tak odważne, że obawiamy się, jaki będzie koniec. Czy Doktor uda się wygrać, czy jednak jej wszechświat zostanie zniszczony? Tecteun okazuje się cudnie paskudna, matczyna, ale jednak okropna, a co najważniejsze, przecież nie ma tu rozłamania między tym jej obrazem, a tym, co opowiedział Doktor Mistrz. W końcu była naukowczynią, która eksperymentowała na przybranym dziecku. I jak o tym pomyśleć, to nie sprawdziła, skąd Doktor wzięła się pod tamtym portalem, a przecież mogła. Czyli: porwała dziecko i wykorzystała je, żeby polepszyć swoją własną rasę. Eugenika jak się patrzy.
Bel i Vinder tym razem mają wyraźne miejsce w fabule, i szczerze: doklejenie ich scen z poprzedniego odcinka tutaj byłoby lepszym rozwiązaniem. Przeżylibyśmy odcinek bez powrotu do nich. Ale czekamy, co będzie dalej z nimi, co o nich się okaże – i oby coś się okazało, bo jednak jeśli mamy zamkniętą historię, to taki wątek dodatkowy jest jak kwiat do kożucha. Dobrze by się sprawdził w pojedynczym odcinku, ale nie w całej serii.
Tutaj jednak ładnie powiązano ich z Rojem i Lazur (Bel jednak szybko wysyłając na Ziemię), którzy, mamy poczucie, wreszcie dokonali czegoś konkretnego, a nie tylko wstępu do swojej akcji. Na koniec mieliśmy wrażenie, że może staną po stronie Doktor, ale zapowiadające się przywrócenie przez nich pamięci Doktor pewnie jednak będzie dla nich po prostu rodzajem tortury. Zdecydowanie jesteśmy bardzo ciekawi, co ma nam do pokazania jeszcze Chibnall.
I na koniec, bardzo podobała nam się Dywizja, jeśli chodzi o wnętrze tego statku. To połączenie organicznego z technologią zawsze jest ciekawe i niebanalne.
Lady Kristina: To już kolejny odcinek, w którym naprawdę wiele się dzieje. Mamy tu trzy główne wątki: Yaz, Dana i profesora Jericho szukających drogi do domu, Doktor uwięzionej przez pracujące dla Dywizji Płaczące Anioły oraz UNIT-u, w którym Wielki Wąż knuł swój (nie do końca wiadomo jaki) wielki i złowieszczy plan. Każdy z nich jest naprawdę świetny, ale nie jestem do końca pewna, czy razem tworzą spójną całość – w dodatku tytuł, Survivors of the Flux, niekoniecznie przekłada się na akcję odcinka. Odnosi się też wrażenie, że jest to bardziej wstęp do nadchodzącego finału niż samodzielna historia. Mam tu jedynie nadzieję, że to mnóstwo rozpoczętych i w różnym stopniu rozwiniętych wątków znajdzie swoje zakończenie, bo jeden odcinek, nawet godzinny, na tak wiele elementów może okazać się niewystarczający.
Ale przejdźmy do pozytywów, których zdecydowanie było więcej. Zespół Dana i Yaz, wzbogacony tu o profesora Jericho, radzi sobie znakomicie. Widać, że te spędzone razem trzy lata poskutkowały nawiązaniem przyjaźni pomiędzy tą trójką. Nie mając przy sobie Doktor, sami podróżują po świecie, szukając sposobu na powrót do swoich czasów. Przyznam, że rozbawił mnie zwłaszcza wątek śmieszka-pustelnika w Himalajach (ewidentny element komiczny, ale świetnie tu pasuje) i „wzywanie psa”, czyli wysyłanie wiadomości do Karvanisty, którego sytuacja Dana wyraźnie irytuje. Kolejne spotkanie Williamsona daje jednak nadzieję, że powrót do domu będzie możliwy. Rozwinięty też tu został wątek jego tuneli, które najwyraźniej są przejściami do różnych miejsc w czasie i przestrzeni, których działanie w wyniku Przypływu nieco się popsuło. To już kolejne w Doctor Who „kosmiczne” wyjaśnienie dziwnych i niewyjaśnionych miejsc czy zdarzeń z ziemskiej historii, co z jednej strony jest małą lekcją historii, a z drugiej – dodaje kolorytu fabule.
W przypadku Doktor trochę szkoda, że Anioły wykorzystano jedynie w formie środka transportu i ich wątek nie został dalej pociągnięty – Anioły zrobiły swoje, Anioły mogą odejść. Trafiamy z nią ponownie do Awsok, która nie tylko okazuje się być szefową Dywizji, założonej na Gallifrey (tu przez chwilę się zastanawiałam, czy nie zostanie wspomniana Celestial Intervention Agency – chociaż nie wiadomo, czy nie są to po prostu różne nazwy tej samej organizacji) i rozciągającej się na cały wszechświat, ale również jest to Tecteun (czego się w ogóle nie spodziewałam), która bardzo dawno temu znalazła małą Doktor i, poddając ją eksperymentom, przekazała mieszkańcom Gallifrey możliwość regeneracji, tworząc tym samym Władców Czasu. Czy to dlatego Doktor była tak pożądana w Dywizji? Tego nie wiemy i wskutek działań Roja i Lazur być może się nie dowiemy. Dowiadujemy się tu również o wiele więcej o samej Dywizji oraz o Przypływie, który był dziełem Tecteun, która nie miała nic przeciwko zniszczeniu całego wszechświata, byleby wiedza o Dywizji pozostała ukryta. Chyba po raz pierwszy pojawiło się tutaj w serialu multiwersum – co prawda, Doktor już parokrotnie odwiedzał(a) inne wszechświaty, ale dopiero teraz przedstawiono to w ten sposób. Wątek ten pozostawia też wiele pytań, z których najważniejsze to czy Doktor pozna ukryte wspomnienia? I czego Rój i Lazur od niej chcą?
Trzecim głównym wątkiem odcinka były losy UNIT-u, przez którego historię prześlizgiwał się poznany w trzecim odcinku Wielki Wąż. Zaglądamy do tej organizacji od nieco innej strony, śledząc jej założenie, a później to, jak działała przez lata. Ogromnie ucieszyło mnie cameo brygadiera Lethbridge-Stewarta i inne mrugnięcia do przeszłości UNIT-u <3. Ciekawy jest też wątek Wielkiego Węża, który próbuje wślizgnąć się do kierownictwa, co ostatecznie mu się udaje po tym, jak Kate Stewart zostaje zmuszona do ukrywania się. Tylko jaki jest jego plan? Knuł tak długo jedynie po to, by w 2021 roku wpuścić Sontaran na Ziemię, czy kryje się za tym coś więcej? Samej Kate w odcinku nie było zbyt wiele, ale na szczęście powróci jeszcze w finale, na co czekam. Aż trudno uwierzyć, że to będzie koniec tej historii.
Paternoster Gang: Nieuchronnie zbliża się wielki finał Doctor Who: Flux i pierwszy raz od początku tej serii mam obawy, co dalej. Survivors of the Flux samo w sobie nie jest najgorszym odcinkiem, choć chyba najsłabszym z dotychczasowych w 13 serii. Gorzej, że w moim odczuciu popycha całą historię w takim dość miałkim kierunku. Przyznaję, po kapitalnym wątku z Aniołami miałam nadzieję na coś więcej, jakiś twist z wykorzystaniem tych żywiących się czasem istot w wojnie czasu z przestrzenią, niestety źli pozostają złymi, dobrzy dobrymi i raczej pod tym względem nic spektakularnego się nie wydarzy. Tyle dobrego, że Rój i Lazur, moja ulubiona dwójka złoli, wyrasta na główne czarne charaktery serii, no chyba że prześcignie ich Wielki Wąż… lub Sontaranie. Ano właśnie – za dużo tych złych, bo w pakiecie mamy też przecież jeszcze Daleków i Cybermenów. I za dużo tych sekretów i kłamstw – i w efekcie, zamiast rozwiązywać zagadki, prześlizgujemy się nad nimi, bo kolejne tajemnice czekają na swój finał.
Tyle pomarudziwszy, przejdę do tego, co było dobre. Po pierwsze, kontynuacja rozwoju Yaz. Widzimy, że podróże z Doktor ją zmieniły, tak jak i trzy lata z Danem i Jericho. Jest śmiała i pełna inicjatywy. Widać, że to ona przewodzi tej wesołej gromadce w ich wyprawach na tropie końca świata. I, co jeszcze lepsze, widać, że wcale nie przychodzi jej to łatwo, ale stara się podtrzymywać innych – i siebie – na duchu i wierzyć, że to wszystko ma sens. Plus – czy tylko mi się wydawało, czy jednak stały się dla siebie z Doktor kimś więcej niż bliskimi przyjaciółkami? Po drugie, Williamson! Pojawiał się, pojawiał, i w końcu zobaczyliśmy, dlaczego. Wprawdzie prawdopodobieństwo, że w tym całym multiwersum Dan, Yaz i Jericho tak szybko na niego trafią, było, cóż, nikłe, z drugiej strony być może jest między tymi postaciami jakieś przyciąganie, wszak już nie pierwszy raz pojawia się w ich życiu. Pytanie tylko, czy zostanie to w jakiś satysfakcjonujący sposób wyjaśnione. Po trzecie, Trzynasta Doktor! Choć nie miała w tym odcinku wiele do roboty, a za to sporo do odkrycia i przegadania, to była po prostu fenomenalna. Mimika, emocje, zmiany w tonie głosu… Jodie Whittaker jest znakomitą aktorką i tu naprawdę miała czym grać. Po czwarte, wątek Wielkiego Węża (choć mam spory problem z osadzeniem go w historii UNIT-u – serio żaden wcześniejszy Doktor nie ogarnął, co się dzieje?) i oczywiście powrót Kate. Po piąte, Di plus Vinder. Jak sam Vinder nadal mnie niestety do siebie nie przekonał, tak ta dwójka ma naprawdę fajną chemię. Jak i Bel i Karvanista.
No i właśnie. Strasznie tego dużo było jak na 50-minutowy odcinek, to była historia do rozbicia na 2-3 odcinki, może wówczas wszystko dałoby się dokładniej poprowadzić – i podprowadzić – i w efekcie nie byłoby efektu pędzenia z akcją i wymykania się fragmentów opowieści. Być może finał jakoś to połata i podociąga, ale na tę chwilę niestety trochę się go obawiam. Choć kto wie – w końcu tym razem za reżyserię odpowiada Azhur Saleem, a to jest akurat bardzo dobra wiadomość. Zobaczymy.
Sass: Gdybym miał podsumować ten odcinek jednym słowem, wybrałbym chaos. Survivors of The Flux swoją formułą jest podobny do The Halloween Apocalypse. Wraca wielowątkowość oraz żółte napisy, które pokazują nam, gdzie do cholery akcja zawędrowała teraz. Tak naprawdę odcinek zawiódł mnie już na starcie po kompletnym wyrzuceniu do kosza cliffhangera z poprzedniego odcinka. Jego rozwiązanie zalicza się do tych najprostszych i poprowadzonych po linii najmniejszego oporu.
Podobał mi się za to wątek Yaz, Dana i Jericho. Na plus poprowadzenie wątku ich przygody w stylu filmów z Indianą Jonesem! Choć mam wrażenie, że Chibnall mógł poświęcić temu o wiele więcej czasu. Ciągle ma się odczucie, że bohaterowie zbyt szybko odnajdują kolejne elementy układanki i zbyt trafnie domyślają się, co robić dalej. No cóż, to nie kolejny raz, gdy dobre wątki Chibnalla mkną na łeb, na szyję. Bardzo doceniam nagranie, które Doktor zostawiła dla Yaz, w końcu Mandip Gill mogła wykazać się i pokazać ludzką i czułą stronę swojej bohaterki. Mam taki żal, że Chibnall tworzy zbyt dużo postaci, przez co jego bohaterowie są puści i słabo napisani. Dobrze, że czasem pojawiają się sceny, które jakkolwiek eksplorują emocje i uczucia postaci.
Niestety to przedostatni odcinek tej serii i tutaj potwornie tu widać. Celem Survivors of The Flux jest doprowadzenie postaci tam, gdzie mają być w finale. Widzę tu zmarnowany potencjał tej fabuły celem wielkiego i wystrzałowego finału. Ostatecznie, dla mnie był to średniak, który w wielu miejscach mógłby być bardziej doszlifowany.
Przemek: Ten odcinek ze wszystkich podobał mi się chyba najmniej. Nie wiem czemu, z jednej strony opowiedział dokładnie to, co miał opowiedzieć. Wprowadził nas do finału. Z drugiej strony brakowało mi jednak w nim jakieś akcji, czegoś co nie pozwoli się widzowi nudzić w czasie oglądania. Był trochę jak The Halloween Apocalypse, natomiast tamten odcinek wprowadzał nas do całej serii i musiał otworzyć kilka wątków, a tutaj według mnie było to zrobione bardzo średnio. Rozumiem, że tak budowane są serie – jeden odcinek akcji i jeden tłumaczenia jej i wprowadzania wątków, natomiast nie zmienia to faktu, że się na tym odcinku nudziłem.
Ogromny minus za pierwszą scenę. Nie sądziłem, że tak szybko „odczarują” Doktor. Mogliby chociaż raz pokombinować, przedłużyć to do połowy odcinka, aby stworzyć iluzję, że to koniec Doktor. Na szczęście okazało się, że było to niezbędne, aby przenieść Doktor do Dywizji.
Tutaj na chwilę przeskoczę do następnego wątku. Yaz, Dan i profesor. Cieszę się, że sobie jakoś radzili podczas nieobecności Doktor, widać że są zaradni. Natomiast ich poczynania doprowadziły ich donikąd. Trochę szkoda, mogłoby to się chociaż skończyć ratunkiem ze strony Karvanisty, a tak to mieliśmy tylko fajnie pokazane przygody naszej trójki i zdobywanie przez nich artefaktów. Ktoś może powiedzieć – znaleźli tunele i to pewnie pomoże im się wydostać. Ok, zapewne tak, ale o tym przekonamy się w finale, natomiast tutaj jedyne co się stało to to, że Sontaranie dostali się do nich. Dobra, może scena z łotrem, Wielkim Wężem, była jakaś i tutaj byłem ciekaw co się stanie, ale tak to nic szałowego.
Kate Stewart, kolejna osoba, którą uwielbiam w Whoniversum i jestem podekscytowany na jej każde pojawienie się w odcinku. Doceniam jej zaradność i przejrzenie planu Wielkiego Węża, oraz próba pokrzyżowania go. Mam nadzieję, że UNIT w bardzo dużym stopniu przyłoży się w finale do uratowania Doktor i całej sytuacji z Przypływem. Szkoda, że Wąż tak łatwo zinfiltrował tę organizację i, jak zauważył ktoś wyżej, żadna inkarnacja Doktora nie zorientowała się o tym, ale zapewne potrzebne było to Chibnallowi do fabuły, czasami trzeba wybaczyć takie przeoczenia.
Wracając do Dywizji. Nie rozumiem fascynacji multiwersum. W sensie uważam, że w Doctor Who istniało to już od dawna i wcale nie było ciężko to zauważyć. Dziesiąty Doktor w 2 serii był w alternatywnej rzeczywistości z Cybermenami i tatą Rose. Później jego klon tam został. Jedenasty Doktor z pomocą TARDIS uciekł z bańki obecnego wszechświata i wydaje mi się, że to też był dowód na istnienie więcej niż jednego świata. Zatem dlatego nie było to dla mnie zaskoczeniem.
Tecteun! Ten wątek był całkiem dobry. Bardzo cieszę się z jej powrotu, z tego, że pociągnięto wątek z Timeless Children, dopowiedziano nam tę historię prawie do końca. Ciekawe jest to jak bardzo zmieniła się relacja między nią, a Doktor. Czy w ogóle jakakolwiek kiedyś była? Może na początku, może kiedy Doktor była jeszcze w Dywizji. Ale teraz zdecydowania już jej nie ma w takiej formie jaka była kiedyś.
Czy jest mi smutno śmierci Tecteun? Raczej nie, bo ostatecznie okazała się wroginią naszej Władczyni Czasu, szkoda tylko, że nie mieliśmy szans poznać jej bardziej.
Zatem tak wyglądają moje odczucia względem tego odcinka. Jak zwykle powroty są najlepsze i dały najwięcej frajdy, natomiast biorąc razem wszystko – szału nie ma. Czekam na finał 🙂
Obejrzeliście już Survivors of the Flux? Podzielcie się wrażeniami w naszej grupie!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.