Doktor i Ruby mierzą się z demonicznymi Maestro. Jak wielka okaże się moc muzyki? Jak spodobał się naszej redakcji drugi odcinek nowego sezonu serialu? Zapraszamy do redakcyjnych wrażeń. Uwaga na spoilery!
wera m.: Russell T Davies powiedział: „tak wiele zależy od piosenek dla smutnych lesbijek ze złamanym sercem”.
podobał mi się koncept na ten odcinek i zaskakująco podobali mi się Maestro. zdziwiło mnie trochę to absolutne przerażenie Doktora – coś niedługo trwały efekty terapii z The Giggle.
jest w tym nowym Daviesie luz i swoboda, które mnie intrygują. czasami odcinki wydają się przez to sklecone na chybcika, trochę byle jak, w sposób, którego nigdy nie było widać w RTD1. ale jest w tym też pewna dezynwoltura wobec zasad tego, jak „powinno” się pisać, która całkiem mi się podoba. nie mam cierpliwości do narzekań na deus ex machiny i inne takie.
Clever Boy: Drugi odcinek podobał mi się zdecydowanie bardziej niż pierwszy. Super się przy nim bawiłem. Scena przed czołówką była ekstra. Dużo było tutaj łamania czwartej ściany. Ciekawe, czy to też będzie miało później znaczenie.
Maestro są fantastycznymi wrogami. Rola była zagrana wprost genialnie! Były chwile, gdy można było poczuć napięcie i naprawdę wstrzymać oddech. Trochę zaskoczyło mnie to, że tak wcześnie dostaliśmy kogoś z panteonu Zabawkarza. Ale piękny był ten chichot, aż miałem ciary. Mam nadzieję, że Doktor i Ruby spotkają więcej tych istot i również będzie im towarzyszył ten dźwięk. Liczę, że Maestro powrócą. Szczególnie że Herold przeżył i uciekł. Sama walka muzyczna z Maestro była ekstra, super pomysł z nutkami, chociaż Marvel zrobił to trochę wcześniej. Ponadto bardzo podobały mi się kostiumy i scenografia w całym odcinku. To samo tyczy się muzyki, była świetnie dobrana i fajnie budowała klimat.
Fajnie rozwija się relacja Doktora i Ruby. Jestem jednak trochę zmieszany. Wygląda na to, że para podróżuje już jakieś pół roku razem – pierwszy odcinek skończył się w święta 2023, a teraz jest czerwiec 2024. A jednak Piętnasty opowiada Ruby o garderobie, jakby pierwszy raz się przebierali. Dodatkowo – nagle teraz towarzyszka chciała zobaczyć Beatlesów? Trochę mi się to gryzło.
Ucieszyłem się na wzmiankę o Susan. To pierwsza taka solidna od dawna. Ostatni raz chyba o wnuczce Jedenasty wspominał Clarze, ale tam nawet nie padło imię. No i Dwunasty miał zdjęcie Susan na biurku. Czyżbyśmy mieli w końcu otrzymać powrót? Trochę było mi przykro, że Carol Ann Ford nie została poproszona nawet o cameo na 60 rocznicę. Aktorka kilka razy wyrażała chęć powrotu gościnnego do serialu, a nawet Capaldi o tym marzył, ale nie udało się tego spełnić. Może to Susan jest The One Who Waits? W sumie Pierwszy Doktor obiecał, że kiedyś wróci i nigdy tego nie zrobił. Kto wie, co mogło z nią zrobić tyle czekania i co przeżyła przez ten czas. Smutne trochę było to, jak Doktor patrzył w stronę, w której Pierwszy i Susan obecnie mieszkają, a w tle przygrywała piękna melodia Ruby. To w sumie niejedyne mrugnięcie oka do fanów. Staruszka, którą atakują Maestro, to Laura June Hudson, która kiedyś projektowała kostiumy w serialu (pojawiła się też w Class). Mieliśmy także Murraya Golda.
Postać Ruby jest coraz bardziej intrygująca. Wygląda na to, że może być jakimś bóstwem. Skoro posiada w sobie tajemniczą muzykę, której nawet bali się Maestro. I kim jest Pradawny? Zresztą bardzo lubię tę piosenkę świąteczną, ale zawsze wywołuje we mnie ciary. Być może dlatego ją wybrano. Czekam na to, co będzie się działo dalej, ale ta zagadka sprawia, że będę długo myślał o serialu. Pojawiła się też ponownie Susan Twist. Pierwszy raz widzieliśmy ją jako pokojówkę Newtona, później była hipiską na koncercie Ruby. Teraz pracowała w stołówce i podawała herbatę. Jestem ciekawy, jaką rolę odegra w tej serii (wiem, że pojawi się jeszcze kilka razy). Może to ona będzie jakąś główną złolką?
Nie przypadł mi do gustu ten musical na końcu. Sam nie wiem, co to miało nam pokazać. Może nie zrozumiałem. Szkoda, że to nie był sposób wypędzenia Maestro czy zwykłe świętowanie zwycięstwa. Kolejne łamanie czwartej ściany… No ten fragment mnie nie przekonał. I szczerze, trochę wstyd, ale od razu pomyślałem: Disney. Bardzo chciałbym zobaczyć odcinek musicalowy, ale nie w ten sposób.
Ginny N.: Mamy… problem z tym odcinkiem. Bo zaczyna się mocno i ma w sobie mnóstwo dobra, ale jest coś w grze Jinkx Monsoon, co nas nie przekonuje. Jakaś powtarzalność w ogóle, sztuczność ruchów w szczególe. Spodziewałem się przerysowania, ale jednak lepszej gry aktorskiej. Maestro mają mocne momenty – sam początek; granie w zupełnej ciszy (!); niepokój, kiedy wyciąga na wierzch melodię grającą w Ruby – ale to trochę taki one trick pony i w pewnym momencie przestałem się ich bać. I choć wszystkie momenty emocjonalne wybrzmiewają jak powinny, to zostałem z poczuciem, że to historia rozbita na osobne kafelki, a nie spójny odcinek. A szkoda, bo muzyka i jej brak to naprawdę mocno gra. Przy piosence granej przez Ruby miałem łzy w oczach. Motyw Mistrza wygrywany na TARDIS… uff. Doctor używający śrubokrętu sonicznego do wyciszenia fragmentu rzeczywistości, ta świadomość RTD, że cisza jest inherentną częścią muzyki, no jak tego nie kochać. I jeszcze muzyka eolska… I jej siedem nut, którymi Doktor prawie pokonuje Maestro, a John i Paul ich pokonują. Ósmą nutą jest cisza, porozumienie bez słów. No jest tu dużo, dużo dobra, pomimo wszystko.
I jeszcze Doktor tak otwarcie mówiący o sobie-Pierwszym i Susan, którzy są w tym samym czasie gdzieś w Londynie <3
Przeżyłbym jednak bez tej musicalowej wstawki na końcu. W rewatchu to pójdzie w skip.
Ollie: Oj, na razie coś mi nie podchodzi ten nowy sezon. Co prawda drugi odcinek podoba mi się o wiele bardziej, ale doskwiera pewien mankament scenariuszowy, a mianowicie deus ex machina na koniec odcinka. Przez tego typu rozwiązania widz podczas oglądania kolejnych odcinków przestanie już kompletnie wierzyć, że cokolwiek złego może spotkać głównych bohaterów. Oby to był tylko jednorazowy wyskok ze strony scenarzysty, bo inaczej przestanie mi po prostu zależeć.
Magdalena: Ten odcinek podobał mi się chyba odrobinę mniej (a może dwa odcinki w jeden dzień, czyli więcej, niż oglądałam czegokolwiek od początku roku, to było trochę za dużo…) – wydawał mi się trochę wtórny wobec The Giggle i nie jestem w tej chwili pewna, czy cokolwiek wniósł do tematu (a reszta to trochę film Yesterday? Ale tylko trochę). Świetna rola Jinkx Monsoon, choć zupełnie nie jest w moim typie; wspaniały prolog i to przejście do czołówki! Uśmiechnęłam się do tych losowych wzmianek o partnerkach i dziewczynach, no i naprawdę, padło tam słowo lesbijski, zwróćcie uwagę, jak rzadko słyszy się je w popkulturze, częściej używa się jakichś mglistych omówień. Wspaniała była radość Ruby i Doktora, to ich wzajemne nakręcanie się. Wstawki muzyczne były urocze i nie rozumiem, czemu tyle osób się na nie oburza. To zaś, co mi się podoba najbardziej, i tu, i w Space Babies, to motyw ogromnej kruchości czasu i rzeczywistości. To już nie jest świat, po którym można skakać jak konik szachowy i ignorować kluczowe zasady – tu wszystko ma konsekwencje. Super. I ten motyw wspomnienia przenikającego przez czas i przestrzeń, ten padający śnieg! No i oczywiście kocham wyskakiwanie Susan Twist w dziwnych miejscach. Ciekawe, na cóż ona czeka! 😉
Rad: Ten odcinek podobał mi się bardziej, ale końcówka rozczarowująca z rozwiązaniem problemu. Wstawki muzyczne bardzo fajne, Maestro super. Tylko motyw czającego się superzła jakoś tak za szybko.
Lady Kristina: Jak na odcinek o Beatlesach, to samych Beatlesów było tu dość niewiele, chociaż John i Paul mieli pewien wkład w finale. Dało się odnieść wrażenie, że są bardziej takim symbolem tego, jak istotna jest muzyka – i jako że RTD wspominał, że wykorzystanie muzyki The Beatles w serialu byłoby zbyt drogie, to ostateczny efekt odcinka o Beatlesach bez ich muzyki został przedstawiony całkiem sprawnie.
Ponownie jak w Space Babies, Doktor znowu zdradza coś o swojej historii – tutaj pasuje to tym bardziej, jako że Pierwszy i Susan, której imię pojawiło się w nowej erze serialu tak naprawdę po raz pierwszy, w rzeczywistości mieszkali wtedy parę ulic dalej. Widzimy tu też kolejny wkład w wątek Ruby – jak potężny jest sekret jej pochodzenia, że boją się jej nawet takie istoty jak Maestro?
Bardzo spodobały mi się te liczne łamania czwartej ściany, takie jak mruganie do kamery, fantastyczne muzyczne przejścia w intro, Murray Gold grający samego siebie w muzycznej scenie, czy wzmianka Doktora o niediegetycznej muzyce. Nie wiem, czy to wyłączna zasługa obecności Maestro, czy coś więcej, ale lubię raz na jakiś czas takie smaczki. A pozostając przy Maestro, byli oni fenomenalnym złolem, a sama Jinkx Monsoon była po prostu fantastyczna.
Ostatnia scena była prawdziwym twistem, bo chociaż byłam świadoma, że w odcinku miała pojawić się taka muzyczna sekwencja, to w międzyczasie wyleciało mi to z głowy. Mam nadzieję, że to wstęp do tego, aby w serialu w końcu pojawił się odcinek w pełni musicalowy, bo Doctor Who to jeden z tych seriali, gdzie dałoby się to wręcz uzasadnić fabularnie. A sama ta scena była raczej takim dodatkiem do odcinka, ale bawiłam się na niej świetnie, a piosenka utkwi mi w głowie na długo.
Maple Fay: Jako osoba fanująca Jinkx Monsoon pod każdą możliwą postacią, jestem pod wielkim wrażeniem Maestro – gdzieś tam mam nadzieję, że jeszcze wrócą, chociaż jest to raczej mało prawdopodobne (sniff). Bardzo ciekawy prolog/przejście do czołówki; kudos także za użycie TEGO SŁOWA w odcinku: żyjemy jednak w pięknych czasach! I SUSAN, dziękuję, że wreszcie wspominamy o Susan w więcej niż dwóch słowach.
Łyżeczka dziegciu: Zastanawiam się, czy ten odcinek nie mógłby być nieco bardziej… straszny? Podkręcony emocjonalnie? Mnie również przeraża perspektywa świata bez muzyki (piszę to będąc poza domem bez iPoda i cierpiąc z tego powodu niepomiernie), ale być może to przesłanie mogło wybrzmieć mocniej? Moja znajoma podsumowała, że o ile The Devil’s Chord jest dobrym odcinkiem RTD, o tyle gdyby napisał go Moffat miałby potencjał trafić do pierwszej dziesiątki najlepszych historii ever – coś w tym jest…? Również: Mimo całej mojej (ogromnej) miłości do musicali końcowa sekwencja muzyczna trochę mnie zmęczyła. Jeśli RTD chce „wysondować” reakcję publiczności na potencjalny odcinek musicalowy, to chyba jednak zabrał się do tego od nienajlepszej strony.
Mimo tego – odcinek podobał mi się bardzo, zdecydowanie poproszę o więcej! Mam już około trzech teorii dotyczących motywu przewodniego sezonu – ciekawe, czy udało mi się trafić z którąkolwiek…
Zielona Małpa: The Devil’s Chord podobał mi się, choć widzę też pewne jego wady. Spodobał mi się muzyczny motyw odcinka i wyobrażenie świata, w którym nie ma muzyki, czegoś teoretycznie zbędnego, ale dającego upust emocjom. Jinkx Monsoon w roli tajemniczych i ekscentrycznych Maestro to wisienka na torcie, a przy okazji moje całkowicie pierwsze spotkanie z tą osobą. Nie wiem, co myśleć jednak o sile niebezpieczeństwa w tym odcinku. Niby bohaterowie mieli tu styczność z przeciwnikiem o możliwościach Zabawkarza, a jednak jakoś w moich oczach wypadło to dość… blado. Co jest swoją drogą przeciwieństwem tego pełnego akcji, muzyki i kolorów odcinka. Dobrze się bawiłam, ale jednak mam z tyłu głowy trochę niezadowolenia.
A jak wam podobał się odcinek The Devil’s Chord? Dajcie znać na naszym Facebooku oraz Discordzie.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.