Za nami pierwszy odcinek 13 serii Doctor Who. Jak się spodobało naszej redakcji The Halloween Apocalypse? Przeczytajcie nasze pierwsze wrażenia.
Clever Boy: Sporo się działo! Troszkę można było się w tym pogubić, ale podobała mi się skala pierwszego odcinka. Zdecydowanie czuć było, jakby to był jeden z odcinków finałowych. Lubię, gdy serial pokazuje nam, że Doktor i towarzysze odbywają też różne przygody, kiedy ich nie widzimy. Dostałem to i tym razem. Scena przed czołówką była dość fajna. I to nawiązanie do Dwunastego Doktora, cudne! Dan zapowiada się świetnie, w jego postaci jest coś sympatycznego – wydaje się być to taki miły, normalny gość, który chce pomagać innym za wszelką cenę, a sam nie ma szczęścia w życiu i miłości. Za dużo się nie mógł jeszcze wykazać, ale już ma u mnie plusy. Nie podobało mi się natomiast jego pierwsze wejście do TARDIS. Moim zdaniem każdy towarzysz powinien dostać taki fajny moment, a tu tego nie było. Tak, wiem, że było to wałkowane już setki razy, ale moim zdaniem to były zawsze fajne sceny.
Pomysł Karvanisty jest cudowny. Najlepszy przyjaciel człowieka – bomba. To taki dziwny koncept, który idealnie wpisuje się w Doctor Who. Pewnie pojawi się ponownie – pytanie, czy połączy siły z Doktor, czy ponownie będą walczyć. Podobało mi się też, że Sontaranie nie byli w całości na poważnie. Przy ich scenie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Genialna była scena z Płaczącym Aniołem. Czułem napięcie i trochę w myślach się postresowałem, bo od razu myślałem o tym, co ja bym zrobił na miejscu tej bohaterki. Podoba mi się to, że Doktor szuka odpowiedzi na dręczące ją pytania i nie porzucono tego wątku. Główny zły jest z nią jakoś powiązany. Trochę przypomina mi Mistrza, ale chyba Chibnall się tak nie będzie z nami bawił. Może to nieudany eksperyment Władców Czasu, gdy dochodzili do regeneracji? W końcu postać jakby regeneruje, ale w inny sposób. No i choć jeszcze nie mamy potwierdzenia – Flux pewnie jest wywołany przez niego, bo pożeranie planet ma podobny efekt jak zabijanie i zasysanie innych postaci. Póki co nie zaintrygował mnie wątek budowy tuneli oraz Vinder. Podobały mi się smaczki – wspomniane już nawiązanie do Dwunastego, wykorzystanie wirusa z Orphan 55 czy powiedzenie „nice to meet you Dan, run for your life!”. To był ciekawy początek przygody, czekam na więcej.
Ginny N.: Krótko mówiąc, całkiem nam się podobało. Jest to zdecydowanie inne podejście – ale patrząc na ten odcinek właśnie jak na pierwszy rozdział w (o)powieści, jest to mocny wstęp. I tylko chciałoby się od razu więcej. W takim podejściu do prowadzenia historii w naszym odczuciu jednak lepiej sprawdza się strategia netflixowa z wrzucaniem całego sezonu naraz. Powieści w odcinkach to w dużej mierze pieśń przeszłości i słusznie. Więc tu zostajemy z dużym niedosytem.
Zgodzimy się z Clever Boyem, że z początku można pogubić się w wielości wątków, ale po drugim obejrzeniu klaruje się jednak kilka całkiem sensownie powiązanych linii czasowych i parę drobiazgów, które wyjaśnione zostaną później. Bardzo podobało nam się samo wprowadzenie i pokazanie relacji Yaz i Doktor po prawie roku wspólnych podróży (a może i dłużej, bo w TARDIS wcale nie musimy liczyć czasu linearnie) i ich całkiem, ale nie do końca, równej relacji. Polubiliśmy też Dana – jest sympatycznym gościem i fajnym materiałem na towarzysza Doktor. Trochę martwimy się jak Chibnall rozwinie (jeśli w ogóle rozwinie) wątek tego, że Dan z trudem wiąże koniec z końcem. Mamy też ochotę trzepnąć Dana przez łeb za to, że nie wziął tej zupy. Dan, gościu, musisz jeść. Podobnie martwimy się, jaki będzie los Di. Mamy postać z widoczną niepełnosprawnością, która, jak wiemy ze zdjęć promocyjnych, jeszcze wróci, ale z którą wyraźnie stanie się coś złego. To stąpanie po cienkim lodzie, a Chibnall już z wątkami osób queer pokazał, że poruszanie kwestii grup marginalizowanych wychodzi mu słabo.
Bardzo spodobało nam się mieszanie z TARDIS. To, że TARDIS cierpi, martwi, ale z narracyjnego punktu widzenia uczynienie z niej istotnej części opowieści jest fajnym pomysłem. Zwykle TARDIS ratuje bohaterki albo znika, by w bezpiecznej odległości czekać na Doktor. Tymczasem tutaj Przypływ na nią wpływa i rozwikłanie tego problemu będzie stanowić istotną część rozwiązania całej zagadki. Dodaje to też siły przekazowi, że Przypływ jest faktycznie katastrofą zagrażającą całemu wszechświatowi. Skoro nawet energia wiru czasu nic mu nie robi, i TARDIS sobie z nim nie radzi, to mamy coś ogromnego. Odcinek zdecydowanie celowo przypomina nam o Rose (stacja Rose była miłym zaskoczeniem, nawiązanie do powitania Dziewiątego z Rose w wypowiedzi Trzynastej do Dana też) – w finale pierwszej serii New Who Rose pochłania energię wiru czasu i dokonuje przeogromnych zmian, ożywia Jacka, pozbywa się Daleków, a Doktor, by nią uratować, pochłania energię wiru i regeneruje. To było – wciąż jest ogromne – więc stawia w odpowiedniej perspektywie to, co robi Przypływ.
Główny zły – Rój – zapowiada się jak Mistrz przed Mistrzem. Cieszy nas, że Doktor szuka Dywizji, chce się o niej czegoś dowiedzieć, a jednocześnie jeszcze mnóstwa rzeczy nie wie. I teraz tutaj mamy dwie możliwości. Albo z Rojem walczyła, gdy była w Dywizji i to o tym wymazaniu pamięci mówi jej Rój. Albo: Rój jest jej wrogiem jeszcze sprzed, zanim odnalazła ją Tacteun, i to to jej wcześniejsze życie zostało wymazane z pamięci Doktor. I czy siostra Roju jest kimkolwiek dla Doktor? Karvanista wyszedł całkiem ciekawie, mamy tu dopracowany kostium, ale do tego dochodzi też świetna gra aktorska, którą spod tego kostiumu widać. Zdawałoby się, że w takiej masce nie ma możliwości, by oddać jakąkolwiek mimikę, a tymczasem emocje Karvanisty są wyraźne (a jednocześnie nie przerysowane). Intryguje wątek Claire – mamy tu tylko zajawkę, ale też to, że Karvanista wpadł na zaburzenie temporalne, a ona jest powiązana z Płaczącymi Aniołami (plus wątek w przeszłości, choć tu myślimy, że chodzi wcale nie o Płaczące Anioły, a o TARDIS), podbudowuje nić historii, którą zdecydowanie chcemy poznać. I jeszcze na koniec – strasznie spodobało nam się w tym wszystkim znalezienie kilku chwil na pokazanie piękna kosmosu (a i Vinder zapowiada się sympatycznie).
Podsumowując, jak na razie mamy całkiem sporo dobrego do powiedzenia o początku tej serii, ale jeszcze sporo może się zmienić. Zobaczymy, co dostaniemy w kolejnych odcinkach.
Lierre: Doskonale mi się oglądało ten odcinek. Mam wrażenie, że to był dobry pomysł, żeby Chris Chibnall postawił na format, który czuje najlepiej – miniserię. The Halloween Apocalypse pokazuje, że on sobie dobrze radzi, gdy ma przestrzeń, może poprowadzić kilka wątków, ma czas na przeplatanie niezwykłości zwyczajnością. Jakie dobre są te czysto obyczajowe sceny, na przykład Dan w liverpoolskim muzeum! Odcinek zarysowuje fabularny punkt wyjścia (tytułowy Flux jest straszny!), przedstawia nowych bohaterów i bohaterki, pokazuje upgrade relacji Doktor i Yaz (oj, Yaz, twoja cierpliwość wisi na włosku!). Nie wszystkie wątki cokolwiek na razie mówią – jak ten historyczny. O postaciach też nie wiemy wiele. Mamy bardzo sympatyczną Diane (mam nadzieję, że nic złego jej nie spotka!), intrygującą Claire (odrobina timey-wimey zawsze w cenie!), świetnie zapowiadającego się Vindera, no i Dana, który jest po prostu ujmujący. W każdej swojej scenie lśni. Znowu podchodziłam do kogoś jak pies do jeża, a kupił mnie w pierwszej scenie. No cóż, wolę w tę stronę! Trochę grozy, świetne wizualia, bardzo dobre dialogi i mnóstwo pytań, na które chcę poznać odpowiedzi jużteraznatychmiast. Yay, Doctor Who wrócił! Nawet nie czułam, jak tęskniłam.
Paternoster Gang: Oglądając The Halloween Apocalypse, przypomniałam sobie pomysł na felieton, którego nie zrealizowałam, a z grubsza miał być o tym, że chcę w 13 serii więcej odwagi. I spełniło się! Jest rozmach, i to taki doktorowy, wszak co jak co, ale koniec świata to bardzo doktorowa rzecz, jest świetny początek, przezabawna Doktor próbująca rozbroić kajdanki, naśladując akcenty poprzednich wcieleń, są naprawdę dobrze zapowiadające się postacie drugoplanowe, jest intryga, zagadka i wielki znak zapytania, jak to się skończy. Ale póki co moje serce ukradł Karvanista, a właściwie to 7 miliardów Lupari z misją uratowania ludzi – każdy swojego – przed końcem światów. Ten pomysł jest po prostu tak obłędnie dobry, zabawny, cudaczny i wzruszający, że nie mogę się nim nacieszyć. I ten zminiaturyzowany dom Dana, coś przepięknego! Do tego naprawdę solidna dawka lewicowej wrażliwości w postaci właśnie Dana – praca w banku żywności, poczucie, że sam nie powinien korzystać ze wsparcia, bo są bardziej potrzebujący. W ogóle udał się ten nowy towarzysz, taki miły, ciepły, zwyczajny gość – choć nie do końca zwyczajny, wszak to z pewnością nie przypadek, że Karvaniście nie udało się go zahipnotyzować.
Nie do końca czuję jeszcze Vindera, jakoś bardziej przywiązałam się do Diane i Claire (i bardzo martwię się o tę pierwszą), ale i tak mam poczucie, że w zaledwie 50 minutach zmieściło się bardzo wiele intrygujących wątków i postaci. I co najważniejsze – będzie ciąg dalszy, i pewnie każda z osób, którą poznaliśmy, powróci i odegra swoją rolę. Tak że wielkie yay dla pomysłu miniserii i proszę o ciąg dalszy. Najlepiej już!
Lady Kristina: Muszę przyznać, że naprawdę jestem pod wrażeniem. Sporo się działo, ale to nic dziwnego, jako że to jest to głównie wprowadzenie do ogromnej, sześcioczęściowej historii. Mamy tu naprawdę wiele zdarzeń i potworów – zarówno starych, jak i nowych – mam więc nadzieję, że w kolejnych odcinkach wszystkie te wątki zostaną równie dobrze poprowadzone.
Nowe elementy serialu na razie nie zawodzą – Dan jest naprawdę sympatyczną osobą, która trafia do TARDIS wskutek szeregu zdarzeń, ale bardzo dobrze odnajduje się w tej sytuacji (jak na zaistniałe warunki). Bardzo spodobał mi się też wątek Karvanisty oraz całego gatunku Lupari – psopodobne istoty opiekujące się ludźmi – jak to świetnie brzmi (i wygląda, też chciałam pogłaskać Karvanistę :))! Cieszy mnie również powrót Dywizji oraz to, że wątek przeszłości Doktor najwyraźniej będzie istotną częścią 13 serii, zwłaszcza że przedstawiony w odcinku Swarm jest jej wrogiem właśnie z tej części przeszłości, której Doktor obecnie nie pamięta.
Naprawdę trudno jest mi wymienić wszystkie elementy The Halloween Apocalypse, które mi się spodobały, bo po prostu było ich tak wiele. Wiem jedno: czekam na więcej.
Sass: Po pierwsze, na początku było dziwnie. Karvanista wydawał się kolejnym wrogiem z klubu tych, którzy pokazują się na chwilę w scenie przed czołówką. Pozytywnym zaskoczeniem jest to, że wojownik Lupari nie został wywalony od razu do kosza, tylko spełnia większą rolę we Fluxowej całości. Cała postać Karvanisty bardzo przypadła mi do gustu, głównie jego ciągłe wkurzenie i niechęć do ludzi, a w szczególności do postaci Dana Lewisa.
Po drugie, spory chaos. Odcinek musiałem obejrzeć dwukrotnie, gdyż za pierwszym razem byłem zbyt przytłoczony kilkoma planami akcji i tym, co się właściwie dzieje. The Halloween Apocalypse cierpi na problem bycia pierwszym odcinkiem sześcioodcinkowej serii, która będzie miała naprawdę mnogą liczbę wątków. Cieszy mnie to, że mamy ciekawe zabawy z czasem, głównie tyczy się to postaci Claire, która już wcześniej (lub później?) spotkała Doktor i Yaz. To oczywiste rozpoczęcie wątku odcinka z Płaczącymi Aniołami, który nas czeka. Chibnallowi w końcu udało się coś, z czym miałem problem, jeżeli chodzi o jego scenariusze: konsekwencja i reakcja. Cieszę się, że faktycznie czuć tu, że wydarzenia i postacie mają na siebie wpływ.
Chciałbym wspomnieć jeszcze o kwestii samego montażu odcinka. Montażysta, który odpowiadał za ten odcinek, musiał oglądać ostatnio kilka polskich filmów, gdyż i tu, i tu pojawiają się problemy z głośną muzyką i niesłyszalnymi dialogami. Podobno BBC poprawiło już odcinek i wszystko jest w porządku, o tyle dobrze. Mimo swoich widocznych słabych cech, The Halloween Apocalypse podobało mi się. Zrobiło to, co miało, wprowadziło nas w akcję całej serii i pokazało, że wszystkie odcinki są z sobą połączone jak jeden kinowy film, a to była tylko część przed pierwszą reklamą. Jestem głodny reszty i Doctor Who zdecydowanie znów przykuł moją uwagę.
Obejrzeliście już The Halloween Apocalypse? Podobało wam się? Podzielcie się wrażeniami w naszej grupie!

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.