Doctor Who kończy dziś 61 lat! Jak ten czas leci! Dopiero co czekaliśmy na trzy odcinki specjalne z Davidem Tennantem i wejście serialu na Disney+… Teraz, już po całej serii Ncutiego Gatwy, czekamy na odcinek świąteczny i kolejną serię, a także spin-off – przyszłość maluje się w jasnych barwach. Korzystamy z okazji, by spojrzeć całościowo na serial, a przede wszystkim… na to, co nas przy nim trzyma. Bo wprawdzie Whosome nie jest tylko o Doctor Who, ale to jednak ten serial nas połączył i zamierzamy trwać przy nim jeszcze bardzo długo!
Za co więc lubimy Doctor Who?
Magdalena: Postacie, które mnie obchodzą
Niezbyt często przywiązuję się do bohaterów i bohaterek – lubię bardziej koncepcje, wciągającą fabułę, światotworzenie, walory językowe. Postacie w Doctor Who są dla mnie wyjątkiem, bo zazwyczaj mam na ich temat mocne opinie. Niektóre bardzo lubię (jak Bill Potts), inne mnie fascynują (jak Doktor), jeszcze inne bawią (jak Donna) albo poruszają (tu spora grupa, ale pierwszy przychodzi mi na myśl Dan). Są też oczywiście takie, za którymi nie przepadam – ale raczej mi się nie zdarzyło, żeby ktoś mnie zupełnie nie obchodził (no dobra… Yaz…). Poznajemy bohaterów epizodycznie, czasami bardzo krótko, ale nigdy nie ma problemu z tym, by sobie dopowiedzieć ich historie. I wszyscy są, oczywiście, ważni. Doctor Who jest o wszystkim wszędzie naraz, ale postacie to te kotwice, które nas trzymają. I wychodzi im to świetnie.
Pryvian: Niewyczerpalne źródło możliwości
Kocham zabawę konwencją i eksperymenty, a Doctor Who jest jednym wielkim eksperymentem. Z jednej strony mamy kosmiczną technologię, złowieszcze roboty w kształcie solniczek i z trzepaczką z przodu (da się lepiej opisać Daleków?) i opuszczone stacje kosmiczne na końcu wszechświata. Z drugiej – przejmujące historie o wrażliwości i sztuce van Gogha, walce o równość osób czarnych w USA czy zniszczeniu Pompejów. Podróżujemy w czasie i przestrzeni, żeby na koniec i tak dojść do wniosku, że nie ma nic bardziej przerażającego od kamiennych aniołów. I właśnie ta twórcza wolność jest tym, co sprawia, że nawet po kilku słabszych odcinkach wciąż mam ochotę do tego serialu wracać.
Zielona Małpa: Pudełko czekoladek
Doctor Who jest trochę jak pudełko czekoladek ze słynnej sceny z filmu Forrest Gump. Zaczynając oglądać serial, nie wiesz, czego się spodziewać. Włączając kolejny odcinek, nie wiesz, czego się spodziewać. Zaczynając przygodę z nowym wcieleniem Doktora, nie wiesz, czego się spodziewać. Zaczynając erę z nowym showrunnerem, nie wiesz, czego się spodziewać. A nawet jak wiesz, to Doctor Who i tak znajdzie sposób, by cię zaskoczyć. I choć nigdy nie wiesz, na co trafisz, raczej będzie to dobre.
Ginny N.: Podróże w czasie
Zawsze lubiłem wątek podróży w czasie, a w Doctor Who wykorzystywany jest on po mistrzowsku. A to, by skoczyć w czasy lekkie, a to, by pokazać nam historię czy przyszłość z humorem, w krzywym zwierciadle, na poważnie – zależnie od tego, gdzie zaprowadzi osoby tworzące serial ich wyobraźnia. Jest w całym tym koncepcie wiecznej zmiany pewna lekkość dodająca świeżości tak przecież staremu serialowi, która sprawia, że wciąż chcemy wracać po więcej.
dziewiętnastka: Optymizm i wiara w ludzkość
Od kiedy tylko pamiętam, Doktor zawsze stawał_ w obronie ludzi, nawet jeśli niekoniecznie na to zasługiwali. Wierzył_ i nadal wierzy*, że jesteśmy zdolni do czegoś więcej niż nienawiść i ogólna rozwałka. W chwilach, gdy trudno jest mi w to wierzyć samej z siebie – a nie ukrywajmy, ostatnie lata były w stanie podkopać wiarę w ludzkość nawet w największej optymistce – takie przypomnienie o tych dobrych stronach człowieczeństwa jest absolutnie bezcenne.
* Aczkolwiek bardzo mi się podoba, że pojawiają się też odcinki, które to niuansują. Dot and Bubble było pod tym względem świetne. Banda rozpieszczonych rasistów, a Doktor i tak chciał im pomóc! To, że przez własne uprzedzenia wybrali drogę ku niemal pewnej zagładzie, to już nie jego wina…
ET: Ostre jak brzytwa komentarze społeczne
Kocham, gdy Doctor Who bierze się za kapitalizm, rasizm, ksenofobię, okrucieństwo wojny, uprzedzenia, mizoginię, podziały społeczne. Te odcinki zazwyczaj trudno się ogląda, patrzenie na najgorsze cechy ludzkości nigdy nie jest przyjemne, ale też dają do myślenia i apelują do naszej lepszej strony, którą, przynajmniej według Doktor_, niemal wszyscy mamy. The Empty Child / The Doctor Dances, Oxygen, The Zygon Inversion, The Rebel Flesh / The Almost People, Demons of the Punjab czy w końcu Boom ostro i trafnie komentują rzeczywistość, nawet jeśli przybierają historyczny czy futurystyczny sztafaż.
Aninreh: Queerowość i kamp
Doctor Who zawsze był troszkę „kartonowy”, polegał na umowności i wyobraźni bardziej niż na efektach specjalnych. Russell T. Davies, siadając za sterami serialu w 2005 roku, nie miał zbyt dużego budżetu, korzystając więc z wcześniejszych tradycji, nie próbował naśladować produkcji z dużymi budżetami, a wykorzystał to, co ma, odwołując się nieraz do sprawdzonych produkcyjnych trików. Nadał tym samym nowemu Who pierwszych rysów kampowości, a potem już się z niczym nie krył. Doktor wchodził w – zależnie od interpretacji platoniczne lub nie – związki z jedną bądź większą liczbą towarzyszek i towarzyszy, łamał nie tylko barierę czasu, ale również i społecznych konwenansów na różne sposoby. No i Torchwood. Nie zapomnijmy o kapitanie Jacku Harknessie.
Clever Boy: Wciągający świat i fandom
Kocham Doctor Who za mnóstwo rzeczy: ciekawą fabułę, podróże w czasie, muzykę, kreatywność, mądre teksty, genialne postacie. Mógłbym długo wymieniać. Przede wszystkim jednak to świat, który wciągnął mnie od pierwszego seansu odcinka Rose ponad dziesięć lat temu, i pomimo spadków i zmian trwam w nim po dziś. To jeden z nielicznych seriali w moim życiu, który mnie tak wciągnął, że mocno na mnie oddziałuje – pomimo licznych powtórek emocje przy niektórych scenach są naprawdę żywe. Wystarczy muzyka, żeby zaszkliły mi się oczy na wspomnienie związane z ładunkiem emocjonalnym różnych momentów. Dzięki serialowi wciągnąłem się także w jego fandom i spotkałem wspaniałych ludzi, z którymi robię fantastyczne rzeczy. Jestem z tego niezmiernie dumny i wzruszony.
Rademede: Emocje
Mnóstwo rzeczy jest dobre w Doctor Who: postacie, historie, muzyka. Wiadomo, wszystko, co już napisano wyżej. Mnie najbardziej podoba się zdolność twórców do wzbudzania emocji w widzach. Mnóstwo emocjonalnych odcinków, wiele pożegnań z Doktor_. Komu nie uroniła się łza przy pożegnaniu Dziesiątego z Rose czy przy przemowach Dwunastego? Albo przy pożegnaniu Jedenastego z Amy i Rorym? Niewiele jest seriali, które wzbudzałyby we mnie tyle wzruszeń.
DemonBiblioteczny: Różne różności
Nie ukrywam, że przez długie lata przy Doctor Who trzymał mnie sentyment – ot, serial kojarzył mi się z dzieciństwem przed telewizorem. Natomiast przy ponownym oglądaniu odcinków, po latach, bardzo przemówiła do mnie różność odcinków. Było miejsce na zabawy konwencją (tłumaczenie folkloru kosmitami to chyba mój ulubiony motyw), odcinki tak dziwaczne, że czasem aż skręcało z żenady, tak wzruszające, że zostały ze mną do dziś, i tak przerażająco-kultowe, że wciąż stosuję zasadę ograniczonego zaufania wobec rzeźb wszelakich – nie tylko tych aniołopodobnych.
Kasia: Kalejdoskop emocji i przemyśleń o kwestiach najważniejszych
Kocham Doctor Who za wiele rzeczy, między innymi za to, że to serial, który towarzyszył mi w trudnych momentach mojego życia. Razem z Doktor_, towarzysz_ami i postaciami, które spotykają na swojej drodze, przeżywałam z nimi emocje o natężeniu, jakiego nie doświadczyłam przy żadnej innej produkcji. Ten brytyjski serial jest tak wyjątkowy, bo w tej kampowej, kosmicznej, nieskrępowanej stylizacji opowiada o rzeczach najważniejszych: miłości, przyjaźni, szczęściu, dobru i złu, i oczywiście o odwadze bycia innym. Wątki stanowią też ważny komentarz do kwestii społecznych, politycznych czy wpływu technologii na życie.
A za co wy lubicie Doctor Who? Co wam przychodzi na myśl jako pierwsze? Dajcie znać w komentarzu. Poświętujmy!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.