Wieść o odejściu Chrisa Chibnalla i Jodie Whittaker zaskoczyła wiele osób. Co zaskakujące, wśród widzów i fanów najczęściej widzimy radość… To podsumowuje ostatnią erę serialu. Dokładam swoje trzy grosze do fanowskich dyskusji.
Dla fanów Doctor Who nastał znowu czas ekscytacji i niepewności. BBC rzuciło dwoma ważnymi informacjami, które wywróciły whoviański świat do góry nogami. Przy innych produkcjach wiadomość, że z programem żegna się główny aktor lub aktorka oraz osoba odpowiedzialna za jego tworzenie, powoduje szok, tęsknotę, gniew i smutek. A przy Doctor Who większość się cieszy. Zmiana to nieodłączna część tego serialu, czekamy więc na to, co przyniesie przyszłość. Pierwszy raz od dawna czuję podekscytowanie w fandomie. Cieszy mnie to.
O tym, że Jodie Whittaker odejdzie z Doctor Who, mówiono od dawna. Dlatego ogłoszenie jej odejścia nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Byłem na to przygotowany również dlatego, że przeważnie aktorzy zostają w roli Doktor(a) na trzy serie. Można więc powiedzieć, że najwyższy czas. Ale niestety, Whittaker dostała najmniej historii (oprócz Ecclestona) z wszystkich nowych wcieleń Doktor(a). I mam niedosyt. Jasne, przed nami jeszcze cała seria oraz trzy odcinki specjalne, jednak to również wydaje się mało. David Tennant miał na koniec 47 odcinków, nie licząc miniodcinków, gościnnych występów itd. Matt Smith był z nami przez 44 odcinki, a Peter Capaldi 40. Jodie Whittaker zakończy swoją epokę z jedynie 31 odcinkami. Poza tym czekamy na nie bardzo długo. Ja wiem, że tworzenie tego serialu to mordercza praca, ale Davies i Moffat dawali radę mniej więcej z roku co roku dawać nam nową serię. A gdy Moffat potrzebował przerwy i ekipa Chibnalla się przygotowywała do przejęcia serialu, mogliśmy w zamian obejrzeć Class. Tymczasem po 11 serii czekaliśmy prawie rok na 12 serię. Tę przerwę dało się odczuć, szczególnie że 11 seria nie zachwyciła wielu fanów, w tym mnie.
Lubię Trzynastą Doktor. Uwielbiam jej mimikę i niezręczność. Bez wątpienia jest Doktorem – ale nie moim. Cały czas czekam na wielką przemowę, która pokaże siłę tej postaci. Dwunasty miał ich kilka, za każdym razem chwytały za serce. Jedenastemu i Dziesiątemu też zdarzało się świetnie przemawiać. Tymczasem Trzynasta jest dla mnie trochę mało „doktorowa”. Cały czas czegoś mi brakuje. Jasne, każde wcielenie jest inne i nie powinno wiernie naśladować poprzednich, no ale kurde… To póki co nie jest to. Ma momenty, gdy błyszczy, szczególnie gdy się śmieje. Mam wtedy radochę. Lecz nie było momentu, który by ją podkreślił, który zapadłby mi w pamięć. I choć to trochę bolesne, genialne wrażenie zrobiła na mnie Doktor Ruth, którą mogliśmy obejrzeć przez kilkadziesiąt minut. Od razu ją kupiłem. Przy Trzynastej nadal nie jestem usatysfakcjonowany. Uważam, że Jodie Whittaker jest świetną aktorką, więc winię scenariusze, które nie są aż tak porywające, jak miało to miejsce w przeszłości. Choć nie ukrywam, że dla mnie 12 seria była powrotem do formy.
Czy będę tęsknić za Trzynastą? Nie sądzę. Nie porwała mnie, a jej towarzysze byli co najwyżej przeciętni. Nie nawiązałem z nimi więzi. Być może przyszłe odcinki jeszcze mnie zaskoczą, ale widząc, że większość ery Trzynastej Doktor mamy już za sobą, to jest mi trochę smutno, bo czas pierwszej żeńskiej inkarnacji Doktor został trochę zmarnowany. I to może zniechęcić innych do kobiet w roli Doktor(a).
Na szczęście jeszcze w tym roku mamy otrzymać 13 serię. Tylko że to będzie jedynie sześć odcinków i to w jednej historii. To naprawdę mało ekranowego czasu. To decyzja ciekawa i trochę odważna, niesie jednak za sobą kilka wad. Po pierwsze, jeśli komuś nie spodoba się pomysł na historię, to raczej odpuści całą serię. Chibnall musi pokazać nam coś naprawdę ciekawego i intrygującego. I to już od pierwszego odcinka, inaczej będzie naprawdę słabo. Po drugie, trzeba pamiętać, że Doctor Who oglądają zwykli widzowie, którzy nie śledzą serialu jak fani. Czasem to osoby, które pomyślą „o, leci dziś Doctor Who, to puścimy”, a czasem trafią na serial przypadkowo, serfując po kanałach. Wcześniej serial był tak budowany, że nie musieliśmy za dużo wiedzieć, by oglądać jakiś odcinek. W tym tkwiło jego piękno – każda przygoda mogła być inna. Jeśli dostaniemy jednak jedną spójną opowieść, to gdy ktoś będzie chciał się włączyć od odcinka drugiego lub trzeciego, to może się odbić. I tego się trochę obawiam. A może moje obawy są nieuzasadnione? Może dostaniemy jedną epicką, wciągającą historię, o jakiej od dawna marzyliśmy? Czas pokaże.
Spekulacje o Czternastej lub Czternastym Doktorze zeszły na boczny plan przez drugą ważną informację. Chris Chibnall nie będzie już showrunnerem Doctor Who. I to, moim zdaniem, jest ważniejsza informacja i jest o niej o wiele głośniej. Showrunner to jedna z najważniejszych osób w produkcji serialu. To ona go kształtuje – gromadzi pomysły na historię, decyduje o formacie, zaprasza scenarzystów, często nadzoruje montaż, kostiumy, muzykę. Prowadzi serial i co najważniejsze – wybiera obsadę, oczywiście za zgodą BBC. Showrunner ma bardzo dużo do powiedzenia. Po Chibnallu nie będę tęsknił. Nie będę ukrywał, że to, co zrobił z serialem, nie do końca mi się podoba. Nie chodzi już o same historie, ale o otoczkę dotyczącą produkcji. I tak, moim zdaniem to przeważnie jego decyzja.
Doctor Who wpadł w mały letarg, odkąd stery przejął Chibnall. Jego podejście do pracy jest zupełnie inne niż jego poprzedników i fani zdecydowanie nie są z tego zadowoleni. Brak jakichkolwiek oficjalnych wieści dotyczących serialu to najgłupsza rzecz, jaką można zrobić, a jednak od 2017 roku praktycznie uchodzi mu to płazem. Minęło praktycznie pół roku od ogłoszenia, że John Bishop będzie nowym towarzyszem, do „nowych” informacji, które otrzymaliśmy na Comic Conie. Serio, pół roku oficjalnej ciszy. Nie wiemy, kto reżyseruje odcinki, kto je napisał, o czym opowie ta historia, a nawet oficjalnie nie wiemy, jakie potwory powrócą i czy w ogóle powrócą. Okazja do promowania serialu została zaprzepaszczona, a informacje z panelu też nie były jakieś ekscytujące. Aktorzy nie mogli za wiele powiedzieć, bo obok siedział Chibnall z trochę skwaszoną miną i wyglądało to tak, jakby pilnował ich tatuś, by za dużo nie powiedzieli.
Brakuje mi całej tej magicznej otoczki, za którą pokochałem serial. Powodów, dla których mogę o nim pisać i rozmawiać. Mamy ogromny fandom, większy w środku niż na zewnątrz, a dostajemy od kilku lat ochłapy. Nie mogę się do końca wypowiedzieć, jak to było za czasów RTD, bo „dołączyłem na bieżąco”, gdy serial prowadził Moffat, ale doskonale pamiętam to, jak budowano ekscytację. Krótkie wypowiedzi, oficjalne zdjęcia z planu, wskazówki, zapowiadanie twórców, wywiady z nimi, krótkie opisywanie odcinków przez Moffata, a wreszcie wciągające teasery i zwiastuny, które można było analizować i wyciągać z nich nowe rzeczy. To wszystko ucichło. Po prostu tego nie ma. Chibnall grodzi plan, ucieka jak najdalej, by jak najmniej osób się dowiedziało czegokolwiek. I to jest błąd. Obecnie kończę rewatch ery Daviesa i oglądam różne dodatki. To, co wylewa się na mnie z ekranu, sprawia, że moje fanowskie serce tęskni i bije szybciej. Widzimy tych wszystkich ludzi, którzy kochają swoją pracę i starają się dać z siebie wszystko. Obecnie nie możemy zajrzeć za bardzo za kulisy produkcji. Nie widzimy tego, że są tam inni ludzie, którzy mają świetne pomysły, kochają robić serial o przygodach Władczyni Czasu. Dostajemy gotowy produkt, który nie każdego zadowala, czasem dwa-trzy słowa go dotyczące i tyle… Jest to bardzo smutne.
Dlatego właśnie nie będę tęsknił za Chibnallem. Liczę na to, że BBC przejrzało na oczy i wybrało na jego następcę kogoś, kto nie będzie odcinał się od fanów. Na nowo nawiąże kontakt i naprawdę ożywi serial, by znów stał się tak popularny, jak był jeszcze kilka lat temu. Trzeba o nim mówić, trzeba się chwalić, troszkę pospoilerować. Dlaczego piszę, że BBC kogoś wybrało? Bo wydaje mi się, że tak już się stało. Tego, że odchodzi się z roli showrunnera lub Doktora, nie ogłasza się nagle. Jeśli Chibnall nie kłamie, to wiedzieli dobrze, że po trzech seriach już go nie będzie. Mieli i mają czas, by znaleźć kogoś innego. Zdecydowali się zapewne potwierdzić krążące plotki, bo zaczynają nabór na nową ekipę i pewnie zaczną pojawiać się nowe ogłoszenia o pracy, co wzbudziłoby zainteresowanie mediów i fanów. Z tego co rozumiem, to niedługo zakończą się zdjęcia do odcinków specjalnych po 13 serii. W tym czasie nowa ekipa może się już przygotowywać do przejęcia serialu – mają na to mnóstwo czasu. Nawet jeśli zaczęliby kręcić jesienią 2022 roku, to do jesieni 2023 powinni zdążyć wypuścić nową serię. A przed nami 60 rocznica. Fani, w tym ja, nie będą zadowoleni, jeśli zostanie pominięta. Choć czuję, że jakkolwiek będzie ona świętowana, to raczej na mniejszą skalę, niż gdy było to 50-lecie Doctor Who.
Większość fanów cieszy się, że Chibnall odchodzi. To chyba podsumowuje jego pracę nad naszym ukochanym serialem. Moim zdaniem do tej pory nie spisał się najlepiej. Podjął wiele złych lub średnich decyzji. Być może wybaczę mu, gdy Trzynasta Doktor zregeneruje, ale póki co nie jestem tego pewny. W internecie widać, że fani są bardziej zajęci spekulowaniem, kto przyjdzie za Chibnalla, czy już ktoś został wybrany, co się zmieni i jak będzie wyglądał serial w przyszłości itd. niż tym, kim będzie Czternasta/Czternasty Doktor. To dobrze, bo zmiana tematu dyskusji choć raz cieszy. Tym bardziej, że to jedna wielka niewiadoma. Bo showrunnera obsadzić jest o wiele trudniej. Ale podkreślam, że na tym polega piękno naszego serialu – zmiana. I już nie mogę się doczekać tego, co przyniesie przyszłość. Oby moje whoviańskie serce znów biło mocniej. Jak przed laty.
Podzielcie się swoimi opiniami i przewidywaniami w komentarzach na Facebooku albo w naszej grupie!
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.