Duchy, Torchwood, dwa wrogie gatunki kosmitów – stawką losy świata. Radość, stres, niepokój, smutek – to wszystko czułem oglądając finał 2 serii.
Na finał 2 serii składają się dwa odcinki: Army of Ghosts oraz Doomsday. Zapowiedź z poprzedniego odcinka sprawia, że chce się obejrzeć tę historię. Ci, którzy nie lubią Rose, ucieszą się, że to będzie koniec. Ci, którzy ją polubili, przeżyją różne emocje. Powiem już na początku – dla mnie finał 2 serii jest lepszy od finału pierwszej. Ma większy ładunek emocjonalny i daje więcej frajdy. Narrację odcinka zaczynamy od Rose, która opowiada o tym, jak zmieniło się jej życie, po spotkaniu Doktora. Widzimy nowe ujęcia, w tym piękny świat z latającymi płaszczkami – jest cudowny! Dziewczyna informuje nas, że przyszła armia duchów, Torchwood, nastąpiła wojna i w końcu Rose umarła. Widzimy ją nad jakąś zatoką.
Dziesiąty i Rose wracają do współczesności i udają się do Jackie. Ta jest cała w skowronkach, co jest do niej niepodobne. Mówi naszym bohaterom, że zaraz odwiedzi ją jej ojciec (dziadek Rose zmarł dawno temu). I rzeczywiście – odwiedza ją duch. Przeźroczysta i tajemnicza postać stoi w kuchni domu Tylerów. Szybko okazuje się, że duchy są wszędzie. Ludzie normalnie mają z nimi interakcje (o tyle, o ile to możliwe). Bardzo ciekawy i zaskakujący pomysł. Jackie opowiada, że na początku wszyscy się bali, ale później wizyty duchów stały się normalnością. Jest to świetnie wykorzystane w telewizji. Nie ukrywajmy, telewizja (i nie tylko) wykorzystałaby temat duchów do granic możliwości. Widzimy, jak duchy pojawiają się w wiadomościach, pogodzie, reklamach, telenoweli czy talk show w stylu Rozmów w toku. Jest to niesamowicie zabawne i pomysłowe. Ja czerpię z tego niesamowitą frajdę. Jackie widzi, że jej córka bardzo się zmieniła. Boi się, że niedługo nie będzie chciała już wrócić do domu i zostawi ja samotną. Trochę się nie dziwię i podoba mi się, że RTD poszedł przez całą swoją „kadencję” w różne relacje rodzin z towarzyszkami. Dzięki temu więcej postaci jest nam bliższych. Doktor i Rose postanawiają upolować ducha i zabawić się w Ghostbusters.
Nareszcie poznajemy Torchwood, które ciągle przewijało się podczas serii, a już pierwsza wzmianka pojawiła się w odcinku Bad Wolf. To właśnie ta organizacja jest odpowiedzialna za przeprowadzanie zmian, dzięki którym duchy pojawią się w świecie. Dowodzi tutaj Yvonne Hartman, która jest niesamowicie charyzmatyczna. Poznajemy też Adeolę (w tej roli Freema Agyeman, która za trochę zobaczymy jako Marthę Jones), która nawiązuje romans z kolegą z pracy. Podczas schadzki zostają zaatakowani przez Cybermenów, którzy przejmują nad nimi kontrolę.
Doktor ostatecznie trafia do Torchwood, które już na niego czeka. Okazuje się on ich „bohaterem”. Wszyscy o nim wiedzą i biją mu brawa. To też zaskakująca sprawa, bo raczej spodziewamy się, że organizacja będzie chciała walczyć z Doktorem. Ta jednak go szanuje. Choć Doktor szybko zdaje się szanować ich, gdy widzi, że wykorzystują kosmiczną technologię innych cywilizacji do własnych celów. Wizytę w Torchwood z Doktorem odbywa Jackie, którą ten przedstawia jako swoją towarzyszkę. Oczywiście naśmiewa się przy tym z kobiety. Torchwood prosi Doktora o pomoc w zdiagnozowaniu dziwnej sfery, która istnieje, ale jednocześnie jej nie ma. Dziesiąty jest zaskoczony tym obiektem. Władca Czasu przestrzega Yvonne, żeby nie otwierała portali i nie wpuszczała duchów, bo to wrota do innego wymiaru, a dzięki temu może umrzeć ich wymiar. Tennant jest przy tym jednocześnie irytujący, zachwycające, ale też przerażający. Kobieta słucha Doktora, jednak przejęci przez Cybermenów pracownicy otwierają portal i sprowadzają na Ziemię nieszczęście.
Atmosfera staje się naprawdę gorąca i doskonale jako widzowie to odczuwamy. Doktor odkrywa, że w siedzibie Torchwood są Cybermeni, a duchy to właśnie przenikający do tego świata „kosmici” tej rasy. Duchy w pełnej formie przejmują świat, atakują ludzi na całym globie. Rose wkrada się do laboratorium, w której widzieliśmy dziwną sferę, a ta nagle się uruchamia i zaczyna otwierać. Dziewczyna oraz naukowiec nie są sami – tutaj mamy niespodziankę. Powraca Mickey! Zanim jednak coś się wyjaśni, widzimy, co wyłania się z tajemniczego obiektu i już mamy ciary, bo wiemy, że będzie niebezpiecznie – to Dalekowie. Co za cliffhanger! Pierwsza część historii cały czas trzyma nas w napięciu. To doskonały odcinek.
Druga część, czyli Doomsday przekracza wysoko postawioną poprzeczkę. Wiemy już, kim są duchy. Pora na jeszcze więcej akcji i emocji. Kult Skaro, bo to Dalekowie, którzy wyłonili się ze sfery, zabijają naukowca. Nikt chyba nie miał złudzeń, że przy Dalekach trup nie będzie się ścielił gęsto. Spotkanie Cybermenów z Dalekami jest cudowne. To, jak nawzajem się kwestionują, a następnie wzajemnie pociskają, wypowiadając sobie wojnę jest zabawne i świetne: „Jedyna rzecz, w której jesteście lepsi, to umieranie”. Bardzo podoba mi się, że ci Dalekowie słuchają, rozmyślają, a są do tego oczywiście groźni. To ciekawe ujęcie tych stworzeń. Przerażenie wywołuje u nich Doktor, odsuwają się na dźwięk samego imienia. To ujęcie jest też piękne.
Cybermeni porywają Yvonne oraz Jackie. Pierwsza kobieta zostaje przekonwertowana na Cybermena, drugiej udaje się uciec. Sytuacja robi cię coraz bardziej niebezpieczna. Na ratunek przybywają jednak Jake oraz Pete. Zabierają Doktora do ich świata, w którym Harriet Jones jest teraz prezydentką. Dziesiąty musi pomóc im zamknąć bramę między światami, inaczej ich wymiar będzie zgubiony.
Sytuacja nieco się komplikuje, gdy Mickey przez przypadek dotyka arki Daleków, co pozwala im na uruchomienie maszyny, która jest większa w środku i wewnątrz skrywa tysiące Daleków. Wojna pomiędzy dwoma wrogimi rasami trwa. Tymczasem Jackie spotyka Pete’a. To dość melodramatyczna scena, pełna słodkiej romantycznej muzyki. Mogłoby obejść się bez sceny, gdzie wpadają sobie w ramiona i się całują – to częściowo nieznajomi, no ale lekko przymykam na to oko.
Rozwiązanie problemu z Dalekami i Cybermenami wydaje się dla Doktora proste. Uda mu się zamknąć portal do innego wymiaru, ale zrobi to już ostatecznie. Doktor chce otworzyć próżnię, która znajduje się pomiędzy wymiarami, tak jak robiło to Torchwood. Wszystko, co kiedykolwiek podróżowało pomiędzy alternatywnymi światami lub znajdowało się w próżni, może zostać do niej wessane. Dlatego Jake, Pete, Jackie, Mickey oraz Rose muszą przenieść się do drugiego świata i zostać tam na zawsze. Doktor rozumie, że musi pożegnać się z Rose na zawsze. W tym świecie może szybko zginąć oraz będzie musiała rozstać się z Jackie. Widzimy, jak ta sytuacja boli Dziesiątego, ale chce zrobić wszystko, żeby uratować życie dziewczynie. Towarzyszka się jednak nie zgadza z tą decyzją. Doktor wysyła ją do innego wymiaru bez pożegnania.
Napięcie ponownie rośnie. Rose znów przenosi się do Doktora i traci możliwość teleportacji. A Jackie rozpacza po stracie córki. Wiemy, że coś pójdzie tutaj nie tak. Jako widz denerwuję się. Warto podkreślić też, że Yvonne mimo konwersji zachowuje rozumną cząstkę i sama atakuje Cybermenów. Obie rasy znikają według planu, aż dźwignia po stronie Rose zaczyna opadać. Dziewczyna chwyta za nią, by próżnia wciągała dalej wrogów. Niestety przyciąganie jest tak mocne, że Rose prawie zostaje wciągnięta do próżni. Sytuację ratuje Pete, który w ostatniej chwili teleportuje ją do swojego świata. Wszystko dzieje się w przeciągu kilku sekund. Rose, Doktorowi i widzowi pęka serce. Ta dwójka nie zobaczy się już więcej.
Scena, w której Władca Czasu i towarzyszka dotykają tej samej ściany w dwóch różnych wymiarach łamie moje serce za każdym razem. Na samą myśl zbierają się mi w oczach łzy. Murray Gold stworzył utwór perełkę, który idealnie pasuje do tej sceny. Doktor wysyła jednak sygnał do Rose, która wraz z rodziną przyjeżdża nad Bad Wolf Bay. To tam dochodzi do pożegnania, które jeszcze bardziej w nas uderza. Władca Czasu wypala słońce, by móc pożegnać się z towarzyszką. Rose wyznaje Doktorowi miłość. Dziesiąty próbuje jej odpowiedzieć, ale połączenie zostaje zerwane na zawsze.
Płaczący Doktor sprawia, że nam jest przykro. Mnie ta scena rusza za każdym razem, choć Rose nie jest zdecydowanie moją ulubioną towarzyszką. Fajnie, że mamy także wgląd w jej życie w nowym świecie. Nie jest aż takie ekscytujące jak to z Doktorem. Nie chce mi się wierzyć, że po tym wszystkim Rose nie szukałaby wrażeń i przygód. Dlatego chce się wierzyć, że będzie pomagała Torchwood. Fajnie jest też usłyszeć, że Jackie jest nareszcie szczęśliwa i do tego spodziewa się dziecka. Ta postać wiele przeszła i należy jej się happy end. Chwile smutku po pożegnaniu Doktora i Rose zostają szybko przerwane, bo w TARDIS pojawia się tajemnicza panna młoda. Jest tak samo zaskoczona Doktorem, jak my i on nią. To ciekawy cliffhanger na zakończenie serii.
Finał 2 serii to bardzo dobra historia. Jest dobrze przemyślana, kreatywna i zaskakująca. Duchy były świetnym pomysłem. Sam zastanawiam się zawsze podczas seansu, jak ja i moi bliscy zareagowalibyśmy, gdyby coś takiego przytrafiło się w naszym świecie. Dostajemy masę frajdy, oglądając Doktora czy walczących Daleków i Cybermenów. Towarzyszy nam gama emocji – śmiech, ciekawość, niepokój, zdenerwowanie, strach czy smutek. Obie części są moim zdaniem na wysokim poziomie. Jestem usatysfakcjonowany, że po słabszych odcinkach dostaliśmy przepyszne zakończenie. Tę historię można oglądać co jakiś czas i nie powinna się znudzić. To moim zdaniem najlepsza historia, jaką RTD napisał w ciągu tych dwóch serii.
Army of Ghosts/Doomsday
Scenariusz: Russell T Davies
Reżyseria: Graeme Harper
Odcinek Army of Ghosts: 5/5 TARDISek
Odcinek Doomsday: 5/5 TARDISek
Historia w całości: 5/5 TARDISek
Pozostałe teksty z mojego cyklu możecie znaleźć klikając tutaj.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.