Dalek Sec i jego koledzy powracają. To, co tym razem wymyślili Dalekowie, zaskakuje zarówno Doktora, jak i widza.
Mam problem z Dalekami. Z tyłu głowy mam wrażenie, że po epoce RTD przestali być straszni. Dalek nie wywołuje już takiej grozy jak w seriach 1-4. Być może bieg czasu i rewatche zmienią moje zdanie, ale gdy o tym myślę, to właśnie takie mam wnioski. Do tej dwuczęściowej historii z 3 serii podszedłem jak z czystą kartą. Gdy oglądałem te odcinki po raz pierwszy, jakoś mi się nie spodobały, więc później już do nich nie wracałem. Zasiadłem więc przed telewizorem i oglądałem prawie jakbym widział je pierwszy raz, starałem się nie myśleć o mojej wcześniejszej opinii.
Oczekiwania? Wysokie. Dalek z 1 serii był fantastyczny, a finał 2 serii był genialny i występ Daleków był cudowny. Tym razem Martha i Doktor trafiają do Nowego Jorku, ale na Ziemi w 1930 roku, gdy budowany jest Empire State Building. Wcześniej poznajemy aktorkę, piosenkarkę i tancerkę Tullulah oraz jej miłość Laszlo. Mężczyzna oczywiście zachowuje się irracjonalnie i wchodzi do ciemnych magazynów, przez co zostaje zaatakowany przez świnię.
Zwiedzając Nowy Jork, nasi bohaterowie natrafiają na Hooverville w Central Parku. To obozowisko dla biednych osób, które nie mają już gdzie się podziać. Trwa kryzys, ludzie nie mają pracy. Sytuacja jest nieciekawa. Uderza w nas to jeszcze bardziej, gdy Doktor twierdzi, że w Nowym Jorku takich miejsc jak to jest jeszcze więcej.
Poznajemy też jednego ze złoli, Diagorasa. To dość bogaty i ambitny typ, który dowodzi budową Empire State Building i, uwaga, pracuje dla Daleków. Dalek Sec i jego śmiercionośni kompani powracają. Tym razem wykorzystują ludzio-świnie oraz współpracują z człowiekiem. To jest zaskakujące i nie pasuje do Daleków. Diagoras pozyskuje ludzi do pracy w kanałach. Doktor wyczuwa pułapkę i zgłasza się wraz z Marthą, Salomonem (przywódcą Hooverville) i Frankiem (Andrew Garfield). Tam atakują ich świnie i Frank przepada. Wydostają się z kanałów wprost do teatru, gdzie spotykają Tallulah.
Jej postać jest bardzo przerysowana. Słodka, ale jednocześnie ostra. Podoba mi się to, że jest także zdeterminowana i odważna, wskakuje później do kanałów z Doktorem, licząc, że może odnajdzie swojego ukochanego, który przepadł praktycznie bez śladu. Wcześniej udaje się jej porozmawiać z Marthą. Towarzyszka zwierza się jej z zauroczenia Doktorem i tego, że on ją ignoruje. Tallulah myśli, że Doktor jest gejem, co trochę bawi. Jej los nie jest łatwy. Pracuje, żeby nie głodować i żyje marzeniami i nadzieją. Co pokazuje po raz kolejny trudne czasy, nawet dla tych, którzy są uwielbiani na scenie.
Ambitny Diagoras wykazuje się głupotą. Tak bardzo wierzy w to, co Dalek Caan mu mówi, że zgadza się, by pojechać na piętro, na którym czekają na niego Dalekowie. Dalek Sec wykorzystuje go do swojego eksperymentu. Zaskakuje mnie to, że Diagoras niczego nie podejrzewał, szczególnie że ludzie cały czas znikali. Podoba mi się też rozmowa o rasie Daleków. Rozważania na temat jej czystości i problemy z wizją adaptacji rasy. To, że Dalekowie są pokazani jako morderczy, ale rozmowni i myślący, jest zdecydowanie zaletą tej historii.
Doktor jest wściekły, gdy widzi znów Daleków. Kipi od niego determinacją i złością. Nie dziwimy mu się, bo, jak sam mówi, cały czas kogoś traci, a oni nadal żyją. W końcu morderczy kosmici dopadają także Marthę, a okazuje się, że Frank żyje (przeżywa także Laszlo, jako niedokończona hybryda świni i człowieka). Tutaj następuje segregacja, która trochę przypomina mi tę w Auschwitz. Ludzie ustawiani są w linii, a następnie segregowani – jedni, ci słabsi, będą przerobieni na świnie, inni trafią do innego eksperymentu, co pozwoli im chwilę dłużej żyć. Podoba mi się bardzo reakcja Marthy, która jednocześnie wie, jak się zachować, i wykonuje polecenia, ale ma chwile buntu i wręcz jest gotowa zaatakować Daleków. W kolejnej części widzimy, że na sam dźwięk tej nazwy przybiera bojową minę. Muszę porównać ją do Rose, która na widok Daleków zastygała i była przerażona. Martha się boi, ale stara się być odważna i pomagać. Za to bardzo ją sobie cenię.
Na koniec odcinka Daleks in Manhattan twórcy serwują nam coś niespodziewanego – hybrydę Daleka i człowieka jako nową formę ewolucji Daleków. Dalek Sec i Diagoras zostają połączeni. Jest to bardzo ciekawy pomysł. Jedyny minus dla mnie to moment, w którym zaczęli się łączyć był bardzo sztuczny (może się aż tak zestarzał?), również Dalek poza zbroją wyglądał na bardzo sztucznego, co wcześniej się aż tak nie zdarzało.
Evolution of the Daleks zaczynamy, przyglądając się bliżej ludzkiemu Dalekowi. Wygląda obrzydliwie, ale jest to bardzo fajny koncept. I cały odcinek ma kilka zaskakujących rzeczy. Przemiana odmieniła Seca. Teraz Dalek twierdzi, że ludzie są podobni do Daleków i zaczyna mieć uczucia, co nie podoba się jego kompanom, którzy zaczynają knuć przeciwko niemu. Śmieszy zakończenie pościgu Daleków, bo przeszkodziła im drabina, po której nie mogli się wspiąć. Chwilę później dokonują jednak terroru na Hooverville. Dalek Sec zakazuje Dalekom zabijać Doktora. I gdy Władca Czasu trafia do laboratorium swojego wroga, czeka nas kolejna niespodzianka. Dziesiąty i ludzki Dalek będą współpracować, by rasa mogła ewoluować i zacząć nowe, pokojowe życie na innej planecie. Tego zdecydowanie nie można było spodziewać się po Dalekach.
Tymczasem Martha opiekuje się ludźmi z Hooverville, a następnie wraz z Tallulah i Frankiem przedostają się do Empire State Building, by przeszkodzić Dalekom. Martha znów rozmawia z artystką o swoim uczuciu do Doktora. Ta nadal kocha Laszlo w świńskiej postaci, ale wie, że społeczeństwo tego nie zaakceptuje i może nie być dla nich szansy. Dalekowie buntują się przeciwko Secowi i staje się on ich niewolnikiem. Wykorzystują „puste ciała ludzkie” do stworzenia armii i nowej wersji Daleków (ludzkiej, ale niemyślącej). Aby ją ożywić, wykorzystują piorun, który uderza w maszt budynku, Doktor jest jednak do niego przyczepiony i tym samym przekazuje część swojego DNA. Tymczasem Martha wykorzystuje swoją wiedzę, by pokonać świnie, które miały ich zabić. Choć cieszy się ze zwycięstwa i tego, że bohaterowie są cali i zdrowi, dociera do niej także to, że to byli ludzie i ich zabiła. Bardzo fajnie, że pojawiła się taka refleksja.
Ostatecznie eksperyment Daleków się nie udaje, bo ich armia się buntuje. Przeżywa tylko Dalek Caan, który się teleportuje, mordując przy tym całą armię ludzi-Daleków. Dziesiątemu udaje się ocalić Laszlo, więc on i artystka dostaną mały happy end. Frankowi udaje się im znaleźć miejsce w Hooverville, gdzie będą żyli, być może szczęśliwie. Wydaje mi się, że zmienia się także relacja pomiędzy Doktorem i Marthą, na coraz bliższą. Moim zdaniem Doktor docenia to, że Marcie jest przykro, że Dalek uciekł, bo wie, że będzie to dręczyło to Doktora. To miły, przyjacielski krok. Kilka słów, ale moim zdaniem ważnych.
Sam jestem zaskoczony. Odcinek, a właściwie historia, bardzo mi się podobała. Nie wiem, czemu odbiłem się od niej za pierwszym razem i żałuję, że nie widziałem jej kolejny raz, aż do teraz. Cały koncept jest bardzo ciekawy, odważny i jednocześnie samokrytyczny w postaci Daleków, którzy się z nim nie zgadzają. Widząc, jak Dalek Sec i Doktor współpracują, moje serduszko się radowało, choć przypuszczałem, że to się źle skończy. Dziesiąty dał Dalekom szansę, a oni ją zmarnowali. Tutaj nie ma nic zaskakujące. Fajne były postacie drugoplanowe i rzeczywiście można było się zaangażować w ich życie, myślenie, uczucia czy marzenia. Choć zdecydowanie Tallulah była za bardzo przerysowana. Były też niezłe widoki. Nowy Jork jest piękny! Gdyby nie trochę głupie zachowanie niektórych postaci, to byłby to odcinek na 5. Dalekowie byli groźni, ale nie aż tak, jak poprzednio. Być może stawka była trochę niższa. To naprawdę dobra historia. Warto ją sobie powtórzyć.
Daleks in Manhattan/Evolution of the Daleks
Reżyseria: James Strong
Scenariusz: Helen Raynor
Odcinek Daleks in Manhattan: 4/5 TARDISek
Odcinek Evolution of the Daleks: 4/5 TARDISek
Historia w całości: 4/5 TARDISek
Pozostałe teksty z cyklu przeczytacie pod tym linkiem.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.