W Gridlock Doktor powraca do znajomego mu (i nam) miejsca. Ale coś jest tutaj bardzo nie tak. I czeka na niego znajoma twarz.
Zawsze podchodziłem do tego odcinka z rezerwą. Zapamiętałem, że był trochę nudny, ale był ważny dla fabuły. Nie pamiętałem go dokładnie, ale już teraz wiedzcie, że Gridlock pozytywnie mnie zaskoczył i zmieniłem o nim zdanie.
Początek jest dość tajemniczy. Para wzywa pomoc, znajduje się w pojeździe, który coś atakuje. Pomoc jednak nie przybywa, a ludzie umierają. W tym czasie Doktor nadal podróżuje z Marthą w TARDIS. W podzięce za pomoc miał zabrać ją w jedną podróż. Postanawia jednak trochę nagiąć zasady i zabrać ją do przyszłości. Widzimy, że Dziesiąty polubił Marthę, jednak nie chce się do tego przyznać. Dziewczyna chciałaby polecieć na planetę Doktora. Ten jednak ją okłamuję, ale jednocześnie pięknie opisuje Gallifrey. Nasza wyobraźnia może tutaj pokazać, na co ją stać. Sam z chęcią wybrałbym się na planetę, którą Władca Czasu opisuje. Doktor postanawia zabrać Marthę w miejsce, w którym był z Rose… Tak, popełnił ten błąd. Doktor robi sobie mały rebound po poprzedniej towarzyszce, co zauważa sama Martha. Dziesiąty nie widzi jednak w tym nic złego.
W Gridlock pojawia się ciekawy pomysł – sprzedawcy handlują na ulicy nastrojami. Kupimy m.in. zapomnienie, złość, radość. Wizja świata, przyszłości, w której ludzie mogą kupić nastroje, jest kusząca, ale jednocześnie przerażająca. Oczywiście handlarze denerwują Doktora, któremu nie podoba się ich działalność. Dochodzi nawet do tego, że Dziesiąty w przypływie wściekłości im grozi. Jest wtedy przerażający.
Martha zostaje porwana przez dwójkę ludzi. Trafiają na autostradę, która, jak się potem okazuje, ciągnie się prawie w nieskończoność, bo raczej nikt z niej nie wyjechał. Niektórzy podróżują latami, mając nadzieję, że w końcu dotrą w wymarzone miejsce. Nowy Nowy Jork ma skażone powietrze. Opary z pojazdów powodują, że ledwo można oddychać. To także refleksja na przyszłość, bo podobna tendencja zaczyna się tworzyć w naszych miastach. Samochody wytwarzają smog, który niszczy nasze życie. Pomimo lat nic się prawie nie zmienia w tej kwestii, to straszne i przykre. Wracając jednak do porywaczy – na autostradzie panują specjalne zasady, jeśli posiada się trzech dorosłych pasażerów, to można uzyskać pozwolenie, by jechać szybszą linią.
Doktor dowiaduje się, że być może już nigdy nie zobaczy Marthy. Uświadamia sobie, że popełnił błąd i przez cały odcinek stara się ją znaleźć. I tu pojawia się ciekawy koncept. Na autostradzie są takie same malutkie samochody. Doktor upuszcza się więc po poziomach w poszukiwaniu Marthy i spotyka różnych pasażerów. Widzimy m.in. kota Thomasa z ludzką żoną Valerie (aktorka w 10 serii grała Moirę, opiekunkę Bill) oraz ich malutkie dzieci – kocięta, starszą parę lesbijek, nudystów, Azjatki czy młodego mężczyznę w garniturze i cylindrze, który pomaga Doktorowi.
Tymczasem podróż autostradą jest również ważna dla Marthy. Towarzyszka uświadamia sobie, że może już nie wrócić do domu, a jej rodzina nigdy się nie dowie, co ją spotkało. Poszła z nieznajomym i nie zadawała wielu pytań. Jednocześnie wierzy w Doktora i czuje, że ją uratuje. Wraz z Milo i Cheen zbliżają się do najniższego poziomu, gdzie czeka na nich śmiertelne zagrożenie. Nawet w chwili terroru Martha stara się ruszyć głową i podjąć inicjatywę, by nie stracić życia. Na dole na podróżnych czekają Macra, potwory, które spotkał Drugi Doktor. Wyewoluowały, a dzięki niebezpiecznym spalinom stały się większe i potężniejsze.
Zanim Doktor dotrze do Marthy, sam zostaje porwany, i to przez znajomą postać – kocią pielęgniarkę. I choć serial próbuje nam na początku pokazać, że postać jest zła i może stworzyć niebezpieczeństwo i chcieć zemścić się na Doktorze, to tak naprawdę szuka jego pomocy. To ona wyjawia prawdę – autostrada to ratunek dla ludzi, bo wszyscy w mieście zginęli przez kolejną emocję, którą można było kupić. Zabiła ludzi w kilkanaście minut. Ludzie krążą po autostradzie i nie wydostają się na zewnątrz. Pojawia się także Twarz z Boe, która pragnęła zobaczyć się z Doktorem po raz kolejny. To właśnie moc Boe sprawia, że Doktorowi udaje się przewentylować spaliny i wypuścić ludzi na zewnątrz. Wielka radość, gdy ludzie widzą pierwszy raz od lat niebo i słońce, jest piękna. Cudowny pomysł i fajnie zagrany.
Twarz z Boe poświęca się, by uratować Nowy Nowy Jork. Na chwilkę przed śmiercią wyjawia wielką tajemnicę. Mówi Doktorowi, że nie jest sam. Dziesiąty nie chce w to uwierzyć. Wyczułby obecność innego Władcy Czasu. Widzowie i Doktor mają więc zagadkę. Dostajemy happy end pełen nadziei dla ludzi i innych ras zamieszkujących dotąd to miasto. Szkoda tylko, że Twarz z Boe umarła.
Na sam koniec otrzymujemy kolejny ważny moment dla Marthy. Postanawia rozliczyć się z Doktorem i chce, żeby wyjawił jej prawdę, opowiedział o sobie i zaczął traktować ją na poważnie. Dziesiąty w końcu otwiera się przed nową towarzyszką, opowiada ze łzami w oczach o Wojnie Czasu i zniszczeniu Gallfirey. To istotna chwila dla relacji tej dwójki.
To prawda, dużo w Gridlock się nie dzieje. Odcinek jest jednak naprawdę pomysłowy, a miejscami trzyma w napięciu. Podoba mi się to, że Martha nie daje sobie w kaszę dmuchać i jak zwykle próbuje coś zdziałać. Zagrożenie okazuje się poważne, ale nie najważniejsze, a to też miła odmiana. Odcinek niesie nadzieję, taką jaką mają wszyscy kierowcy na autostradzie. Piękny jest moment, gdy wszyscy razem śpiewają, to uczucie wspólnoty i nadziei. To ciekawa historia, a co ważne, efekty (większość to CGI) choć widać, że są stare, to mimo upływu lat jeszcze się trzymają. Mamy także wątek ekologiczny, o którym już wspomniałem i który powinien zmusić nas do refleksji. Nie pomijajcie tej historii, warto czasem do niej wrócić.
Gridlock
Reżyseria: Richard Clark
Scenariusz: Russell T Davies
Ocena: 4/5 TARDISek
Pozostałe teksty z cyklu przeczytacie tutaj.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.