Let’s Kill Hitler to pierwszy odcinek z drugiej połowy 6 serii Doctor Who. Po świetnym finale otrzymaliśmy odcinek o intrygującym tytule. A czy dobrze się na nim bawiłem i czy dobrze się go ogląda? Dowiecie się z kolejnego tekstu z cyklu Clever Boy ogląda.
Poprzedni odcinek był niesamowity, miał wielką skalę i rozmach finału. Zostawiono nas z potężnym m cliffhangerem. Jedenasty wybrał się na poszukiwania małej Melody Pond. Jednak gdy wracamy Władca Czasu nadal jej nie znalazł. Za to urwał kontakt z Amy i Rorym, więc próbują oni zwrócić na siebie uwagę. Bohaterowie ponownie się spotykają, ale spotkanie zostaje przerwane przez nieznaną dotąd widzom bohaterkę. To Mels, przyjaciółka Amy i Rory’ego z czasów dorastania i w sumie dzięki niej zostali parą. Okazuje się, że Mels ucieka przed policją, postanawia więc wykorzystać zdolności Doktora i przenieść się w czasie, by zabić Hitlera. Otrzymujemy naprawdę fajną sekwencję przedczołówkową, a Mels robi naprawdę dobre wrażenie.
Tak jak wspomniałem, tytuł odcinka jest intrygujący, ale Hitler ma tam tak naprawdę niewielką rolę. Być może to dobrze, bo Moffat stąpa po cienkim gruncie. W odcinku wprowadzono Teselectę. To bardzo fajny pomysł, świetnie pasujący do świata Doctor Who. Zminiaturyzowana załoga poruszająca się statkiem, który może przybrać wygląd każdego stworzenia. Cudowne! Ludzie z Teselecty zabijają różnych zbrodniarzy, którzy dokonują ciężkich zbrodni. Gdy przyszła pora na Hitlera, niestety został on uratowany przez ekipę z TARDIS. Jedyny minus jaki dostrzegam, jest taki, że niedawno dostaliśmy odcinki z sobowtórami, a tutaj ponownie dostajemy motyw wcielania się w kogoś. Ale ostatecznie mogę przymknąć na to oko.
Później mamy naprawdę fajną i ciekawą scenę. Mels zostaje przez przypadek postrzelona, co doprowadza do tego, że… regeneruje! A po regeneracji widzimy River Song, którą znamy! Amy nazwała swoje dziecko po swoim dziecku. Piękny Doctor Who. Przy okazji Doktor (ponownie?) zaręcza się z River. Jest to jednak wersja Melody/River na samym początku. Sceny, gdy River poznaje swój wygląd i ciało są świetne i zabawne. Tym bardziej, że od razu włącza się w niej tryb asasynki i zamierza szybko zabić Doktora. To jednak jej się nie udaje. Te sceny są naprawdę dobre. Ostatecznie kobieta całuje Jedenastego, a ten daje się złapać w tę pułapkę – szminka była zatruta. River ucieka w miasto (Berlin) robić rozróbę i się zabawić, a rodzice podążają za nią. Kocham River i to jak mówi nazistą, że wybiera się na gejowsko-cygańską bar micwę dla osób z niepełnosprawnościami, co jest tak bardzo zgodne z jej charakterem, a przy okazji totalnie zabawne. Jednym zdaniem potrafi im wygarnąć, rozzłościć i zmieszać.
I tak naprawdę to tyle… przez resztę odcinka dzieją się ważne rzeczy, ale są podane raczej w nudnej formie. Czuję się trochę rozczarowany, bo poprzedni odcinek podniósł poprzeczkę wysoko i równie wysoko postawił stawki. Tutaj natomiast mieliśmy dobry początek i później tak naprawdę nie dzieje się dużo. Doktor umiera powoli, więc prosi TARDIS o pokazanie osób, które lubi, choć potem dociera do niego, że każdą w jakiś sposób skrzywdził. Widzimy więc hologramy Rose, Marthy i Donny, aż pojawia się interfejs małej Amelii. Amy i Rory trafiają do Teselecty, gdzie robią rozróbę. Dowiadujemy się także, że Cisza to nie gatunek, a ruch religijny. Po raz pierwszy pada wzmianka o ważnym pytaniu, na które nie będzie wolno odpowiedzieć. Jedenasty otrzymuje także więcej informacji na temat swojej nadchodzącej śmierci. To wszystko jest istotne w kontekście fabuły, ale jest podane w zwykły sposób.
Ostatecznie Doktor zostaje uratowany przez River Song. Do Melody dociera, że River jest dla Jedenastego tak ważną postacią, że jest gotowy dla niej umrzeć. Umierając szepce jej coś do ucha. Czy to było jego imię? Czy może wyznał jej miłość? Gdy kobieta dowiaduje się, że chodzi o nią, a rodzice mówią jej, że Doktor jest tego warty, River decyduje się poświęcić wszystkie swoje regeneracje, by uratować Doktora. Tak zaczyna się ich love story i jej początek jako River Song, którą już znamy.
Bardzo podobało mi się, że Mels okazuje się Melody i River. Szkoda tylko, że Moffat nie pomyślał o tym wcześniej. Gdybyśmy ją znali, nawet epizodycznie, to mogłaby opaść nam szczęka. Tak, to było zaskoczenie, ale nie aż tak duże. Niestety życie rodzinne Amy i Rory’ego zeszło na dalszy plan i praktycznie nie istniało. Poznaliśmy pewne osoby w The Eleventh Hour, a później w The Big Bang. I to by było na tyle.
Let’s Kill Hitler to dość przeciętny odcinek, który wprowadza River Song oraz Teselectę, ale poza pierwszą połową, dość mnie nużył i się dłużył. Oczywiście dostawia on kolejne elementy do zagadki River – widzimy jak dostaje niebieski pamiętnik, który już znamy oraz postanawia wybrać się na studia, aby zostać archeolożką. Doceniam też małe cameo kociej pielęgniarki. Hitler nie gra tu ważnej roli, ale ucieszyło mnie kiedy Rory uderzył go w twarz i obezwładnił. Poza tym jestem rozczarowany. A szkoda, bo ta historia miała większy potencjał.
Let’s Kill Hitler
Scenariusz: Steven Moffat
Reżyseria: Richard Senior
Ocena: 2/5 TARDIS-ek
Wszystkie teksty należące do cyklu Clever Boy ogląda możecie przeczytać tutaj.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.