Dziesiąty Doktor wyrusza w podróż po przepięknej diamentowej planecie Midnight. Tymczasem Donna postanawia zrelaksować się w spa. Czy ta przejażdżka okaże się niebezpieczna? Oczywiście, że tak!
Midnight to jeden z najbardziej klimatycznych odcinków Doctor Who. Jest klaustrofobiczny i przerażający. A wszystko za sprawą rewelacyjnej gry aktorskiej oraz naszej wyobraźni. Nie mogłem się doczekać, aż przyjdzie kolej na tę przejażdżkę. Pamiętam, że zapamiętałem tę historię jako coś świetnego, chociaż nie wracałem jednak do niej często, bo nie dostarczała mi takich emocji, jakich w danym momencie potrzebowałem.
Wszystko zaczyna się oczywiście niewinnie – Dziesiąty rozmawia z Donną przez telefon, zachęcając ją, by do niego dołączyła. Ta woli odpoczywać. Władca Czasu wsiada więc na pokład specjalnego autobusu i rusza w podróż wraz z grupką ludzi. To pierwszy odcinek pozbawiony towarzyszki w Doctor Who i ten pomysł uważam za udany nie tylko pod kątem produkcyjnym (oszczędność pieniędzy), ale także dlatego, że dzięki temu Doktor może spróbować się wykazać bez pomocy.
Już od początku hostessa przedstawia nam zasady podróży; wśród nich: na zewnątrz nie ma powietrza – nie wolno więc otwierać drzwi. Podróż do Szafirowego Wodospadu się wydłuży, kierowcy muszą wybrać inną trasę. Podróż w jedną stronę ma trwać cztery godziny. Szybko poznajemy inne postacie: Sky, która jest po ciężkim zerwaniu ze swoją partnerką i nie do końca ma ochotę się integrować; profesora Hobbesa i jego asystentkę Dee Dee (ta bada zaginiony księżyc Poosh); a także rodzinkę Val, Biffa i nastolatka Jethro. Doktor pomaga w integracji, psując system rozrywki, który był zbyt głośny. Sceny integracji są fajne; ktokolwiek jeździł na długie wycieczki wie, że w busach czy pociągach można nawiązać ciekawe znajomości.
Profesor robi wszystkim wykład o planecie, opowiadając, że nie powinno być na niej życia, bo nigdy tego nie stwierdzono, warunki na zewnątrz są trudne. Nikt nie stąpał po Midnight, nikt jej nie dotykał. Ale nie możemy być tego pewni. Wszystko to brzmi trochę jak legenda o duchach opowiadana w nocy w środku lasu. Ma nas wystraszyć i pobudzić naszą wyobraźnię. Mamy słodką sielankę, dopóki coś nie dzieje się z pojazdem. Doktor wybiera się do kierowców, by sprawdzić, co się stało. Wspólnie pozwalają sobie spojrzeć przez kilka chwil na oślepiający blask planety. Midnight jest taka ładna! Sam chętnie wybrałbym się na taką wycieczkę, oczywiście nie morderczą. Scena w kabinie kierowców jest przerażająca, bo jeden z nich dostrzega coś kątem oka. Widzi, jak coś powoli zbliża się do pojazdu, aż w końcu zaczyna biec w ich stronę. Szyby jednak się zamykają. My nie wiemy, co to jest, możemy sobie jedynie wyobrazić.
I tu zaczyna się właściwa zabawa. Coś zaczyna się dziać z pojazdem, jakby ktoś lub coś było na zewnątrz. Na początku profesor i Dee Dee starają się wytłumaczyć to logicznie i technicznie. Postacie się jednak wzajemnie nakręcają, panikują. To taka ludzka sytuacja jak przy opowiadaniu historii o duchach, po której każdy boi się iść sam do łazienki czy kuchni. Najbardziej przerażona jest Sky. Atmosfera robi się gęsta z każdą kolejną sekundą, aż stworzenie z Midnight zaczyna szarpać za klamkę pojazdu. Stworzenie odpowiada podróżnym. Być może wyczuło, że Sky jest najbardziej podatna i wrażliwa w tym momencie. I wygląda właśnie na to, że ją upolowało.
Po krótkiej awarii postacie orientują się, że z kobietą jest coś nie tak. Mamy okazję zobaczyć także Rose, która woła Doktora na monitorze przez kilka sekund. Niestety ten tego nie widzi. Nie żyją także kierowcy, których kabina została wyrwana. Zdążyli jednak wezwać pomoc, więc bohaterowie muszą po prostu wytrwać. Ale czekanie też może być zabójcze. Lesley Sharp, która wciela się w Sky, jest w tej roli przerażająca. Jej ruchy głową i oczy sprawiają, że czujemy się nieswojo i niebezpiecznie. Później zaczyna powtarzać po każdej z postaci, odwzorowując jej ton głosu. Jest w tym coś niepokojącego i niekomfortowego. Nie lubimy, gdy ktoś po nas powtarza, irytuje nas to. Można powiedzieć nawet, że w ten sposób ktoś kradnie nam słowa, głos. Tu mamy tego doskonały przykład. Sky doprowadza po kolei pasażerów do szału.
Prawdziwym mistrzostwem jest to, gdy Tennant i Sharp muszą prawie jednocześnie wymówić liczne cyfry po przecinku liczby pi. To była na pewno ciężka praca i długie ujęcia. Później aktorzy musieli mówić jednocześnie, co też było dla nich wyzwaniem. Doktor stara się zapanować nad sytuacją i ucieszyć współpasażerów. Domyśla się, że istota w ten sposób się ich uczy i będą z tego komplikacje. Niestety panika i strach biorą górę. Robi się coraz dziwniej i niebezpieczniej. Hostessa rzuca okropnym pomysłem – powinni wyrzucić Sky z pojazdu. W ten sposób mogliby się czuć bezpiecznie. Doktor po części sprawdza morale grupy – coraz więcej osób jest za tym, by pozbyć się kobiety.
Doktor nie chce się na to zgodzić. Pasażerowie są więc gotowi wyrzucić z pojazdu też Doktora. Są w stanie posunąć się do wszystkiego ze strachu przed utratą życia. Podejrzewają go za różne dziwne zachowania i zbyt dużą wiedzę. Sky, a właściwie stworzenie kierujące nią, postanawia obrać sobie na cel Doktora. W końcu przechodzi do kolejnego etapu – istota przemawia przed tym, jak mówi Doktor. Jest to jeszcze bardziej przerażające. Postacie myślą, że stworzenie przeszło na Doktora i Sky jest wolna. Nakłania ich, by pozbyli się Władcy Czasu. To dość emocjonalne sceny. Dziesiąty opiera się jak może i wygląda na to, że jest już po nim. Ratuje go hostessa, która orientuje się, o co tu chodzi i zabija siebie razem ze Sky, otwierając śluzę pojazdu.
Po tej tragedii postacie są od siebie rozdzielone. To przeżycie ich zmieniło i posprzeczało. Wszyscy czekają na ratunek, który powoli nadciąga. Najsmutniejsze jest to, że nikt nawet nie wie, jak miała na imię osoba, która poświeciła się, by ich ocalić. Obolały – bardziej wewnątrz niż na zewnątrz – Doktor wraca do Donny, która widząc go, rozpoznaje, że potrzebuje wsparcia. Doktor opowiada jej całą historię. Widzowie zostają jednak bez odpowiedzi – czym było to stworzenie? Jak wyglądało? Czy przeżyło i gdzieś tam nadal grasuje po Midnight? A może hostessa zabiła stworzenie wraz z pozbyciem się ciała Sky?
Midnight to genialny odcinek. Małe arcydzieło. Szacunek dla aktorów, szacunek dla dźwiękowców, oświetleniowców i scenografów. Przestrzeń była bardzo klaustrofobiczna, między aktorami wytworzyła się super chemia, dzięki której można było uwierzyć, że to postacie z krwi i kości, które spotkało coś takiego i być może nas też coś takiego mogłoby spotkać. Dźwięk i światło gra tu idealnie. RTD pobudza naszą fantazję, wprowadza nas w nastrój historii grozy, niedopowiedzenia i tajemnicy. Mamy poczucie dyskomfortu i nie wiemy, czy wszystko skończy się szczęśliwie. Zakończenie jest częściowo otwarte, ale też słodko-gorzkie. To była prawdziwa jazda bez trzymanki. Dziękuję za ten odcinek. Bawiłem się wyśmienicie, już nie pamiętałem, że Midnight było aż takie dobre.
Midnight
Scenariusz: Russell T Davies
Reżyseria: Alice Troughton
Ocena: 5/5 TARDISek
Teksty z tego cyklu znajdziecie klikając tutaj.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.