Donna odbywa pierwszą podróż na obcą planetę, a napotkany umierający Ood będzie dopiero początkiem problemów naszych bohaterów.
Nowa towarzyszka Dziesiątego Doktora nareszcie doczekała się podróży na obcą planetę. Nikt jednak nie spodziewał się, że będzie tak zimno i niebezpiecznie (no dobra, tego drugiego każdy się spodziewał). Tym razem trafiamy na planetę kosmitów, którzy ostatnim razem przysporzyli naszym bohaterom wielu problemów, a właściwie zostali wykorzystani jako narzędzie złego. Doktor nie ocalił Oodów i pozwolił im zginąć. Władca Czasu o tym nie zapomniał. Na początku widzimy reklamę Oodów, a później zamordowany zostaje jeden z biznesmenów, któremu służy Ood. Co tylko podkreśla, że od ostatniego czasu dużo się nie zmieniło, ale ci kosmici nadal mogą być tak samo niebezpieczni.
Na początku odcinka wprowadza się nas w zabawny klimat – Doktor przemawiający, podczas gdy Donna się przebiera bo jej zimno czy rakieta, która degraduje TARDIS w oczach Donny. Pokazuje to świetną chemię między postaciami, a ponadto stwarza małą zmyłkę. Dużo w tym odcinku będzie emocji, ale niekoniecznie wesołych. Zachwyt Donny obcą planetą jest wprost przepiękny, Tate świetnie gra tutaj rolę maluczkiej, która trafiła gdzieś, gdzie być może nie powinna – a przynajmniej tak sądzi. To jak małe ma o sobie mniemanie Donna jest bardzo przykre. Planeta jest stworzona oczywiście z CGI, ale to, mimo że się zestarzało wygląda pięknie i chciałbym się tam znaleźć (choć nie cierpię zimy!). To nie tylko pierwszy kontakt Donny z obcą planetą, ale też jeden z bliższych z kosmitami. Donna reaguje jak każde z nas, szczególnie gdyby zobaczyło Ooda, który – umówmy się – nie wygląda zbyt przyjemnie dla oka. Towarzyszka jest przestraszona. Doktor bardzo szybko sprowadza ją na ziemię mówiąc prosto – to jest on, a nie coś. Donna pokazuje swoją empatyczną stronę, przeprasza, stara się jakoś pocieszyć Ooda, co też daje lekko komiczny element. Ale za to lubię twórców – Donna jest po prostu zwyczajna i popełnia podstawowe gafy i błędy.
Nasi bohaterowie udają się siedziby firmy, w której będą odbywać się pokazy Oodów. Tuż obok mieszczą się magazyny pełne kosmitów gotowych do eksportu. Poznajemy także tych, którzy są odpowiedzialni za „branżę” i którzy na oko wydają się, że będą tymi złymi. Najważniejszą osobą jest pan Halpen, który już od początku ma wzbudzić w nas antypatię – wredny, szowinista, wręcz dupek, który nie przejmuje się ludźmi i zagrożeniem, dla niego liczą się tylko zyski. Żeby nie było mu tak dobrze, twórcy obdarowują go „stresem”, przez który prawie wyłysiał i ciągle wypadają mu włosy. Na szczęście obok siebie ma wiernego sługę – Ood Sigmę podaje mu tonik, mający być dla niego lekarstwem.
Doktor i Donna wchodzą na prezentację „modeli” Oodów, gdzie po raz kolejni zostają wzięci za małżeństwo. Donna znów jest zachwycona tym, co ją spotkało – odkrywa, że jest w przyszłości i że Ziemianie żyją, mimo że media od lat straszą, że szybko wyginiemy razem z naszą planetą, a do tego te znikające pszczoły… Pamiętam dokładnie, że gdy pierwszy raz oglądałem 4 serię, to właśnie tutaj zwróciłem uwagę, że coś już było o pszczołach. Później uważnie obserwowałem i byłem ciekawy, jak to się dalej potoczy. Podoba mi się też, że Donna zadaje odpowiednie pytania – czy są jeszcze wolni Oodowie? Nasi bohaterowie udają się na małą misję szpiegowską, a osoby pracujące w firmie szybko orientują się, że to intruzi. Postanawiają ich złapać. Oprócz tego jednego gościa, który próbuje zabić gościa wielkimi szczypcami CGI. Serio? Kto wpadł na taki pomysł? Jeszcze ten jego histeryczny śmiech radości, ta satysfakcja. Kto taką osobę dopuszcza do pracy? Czy ludzie się nigdy nie nauczą? Aż dziwne, że nie wyginęliśmy…
Dzięki opętanym kosmitom naszym bohaterom udaje się zbiec wraz z Solaną odpowiedzialną między innymi za PR. Niestety jej lojalność wobec firmy jest większa niż bycie moralnym człowiekiem, za co później będzie czekać ją kara. Dziesiąty i Donna trafiają do miejsca, w którym przetrzymywane są „czyste” Oody. I wtedy twórcy zadają nam cios w serce. Kosmici śpiewają smutną pieśń o swoim niewolnictwie. Melodia jest przepiękna, ale nie każdy ją słyszy. Doktor uruchamia swoje umiejętności psychiczne i pozwala Donnie wsłuchać się w ból stworzeń. Widzimy jak bardzo ją to wzrusza, a nawet boli. Towarzyszka jest przerażona, zobaczyła już tyle okrucieństwa, że chce wrócić do domu. I rzeczywiście, Donna na początku swojej drogi przeżyła o wiele więcej niż Martha czy Rose. Dowiadujemy się także, że Ood zamiast kuli, przez którą się porozumiewa powinien mieć mózg – kosmici poddani są eksperymentowi, czemuś w rodzaju lobotomii i wtedy dopiero oddawani do służby. To przerażające. Halpen chce zagazować wadliwe jednostki Oodów i chyba każdy wie, z czym nam się to kojarzy.
Tymczasem na terenie fabryki dochodzi do wojny. Oodowie buntują się i zaczynają zabijać, a ochrona rusza z bronią przeciwko nim. Halpen i towarzyszący mu doktor Ryder trafiają do pomieszczenia, które zawiera tajemniczy element układanki związanej z Oodami. Halpen zamierza go zniszczyć i tym samym zabić wszystkich kosmitów tej rasy. Do pomieszczenia trafiają też w końcu Doktor, Donna oraz Ood Sigma, który zdaje się być wierny do końca. I tutaj następuje zaskakujący plot twist. Doktor Ryder jest szpiegiem należącym do stowarzyszenia Przyjaciele Oodów. Zinfiltrował firmę i sekretnie zatruwał Halpena. Oczywiście pomagał mu w tym Ood Sigma. Swoim triumfem Ryder nie cieszy się długo, bo jego szef wyrzuca go przez barierki do wielkiego mózgu. Tak, to była dość komiczna scena śmierci, szczególnie, że efekty nie do końca tu zagrały. Wielki mózg okazuje się być trzecim z elementów – trzecim mózgiem Oodów, który łączy cały gatunek.
I kiedy myślimy, że zaraz akcja się zakończy, twórcy serwują nam kolejny plot twist. Halpen przemienia się w istotę, którymi handlował i częściowo gardził. A ta przemiana jest przerażająca! Jestem w szoku, że coś takiego zostało puszczone w Doctor Who. Postać zrywa płaty skóry z głowy, wychodzą mu macki i wypluwa mózg. Jest to obrzydliwe i okropne. Na samo wspomnienie się wzdrygam. Przemiana w The Empty Child była przerażająca, ale to przebiło poprzeczkę bardzo wysoko. Jest strasznie i to lubię.
Historia oczywiście kończy się happy endem. Donna przeżywa mały dylemat moralny, bo sama pogubiła się w tym, co jest dobre, a co złe. Nasza towarzyszka postanawia jednak zostać z Władcą Czasu i przeżyć kolejne przygody. Tym razem zna już ich cenę. Pada wzmianka o Doktor Donna, którzy nie zostaną zapomniani przez rasę Oodów. Tymczasem Dziesiąty słyszy swoją przepowiednię – Ood Sigma przekazuje mu, że jego pieśń niedługo się skończy. Widzowie wiedzą już, że prawdopodobnie niedługo Doktor znów zregeneruje.
Uwielbiam ten odcinek. Ma bardzo ciekawy klimat i pod metaforą niewolnictwa Oodów porusza wiele tematów, a w szczególności niewolnictwo i wysługiwanie się rasą, traktowanie innych jako gorszych. Pokazuje pazerność korporacji, które nas otaczają i na pewno będą otaczać w przyszłości. Planet of the Ood bardzo mnie poruszył, wzruszyłem się kilka razy. Dawno nie widziałem tego odcinka, więc nawet zdarzyło się mu mnie zaskoczyć. Donna błyszczy, jest ludzka, emocjonalna, krucha, ale bywa stanowcza i odważna, gdy trzeba. Dziesiąty ma wyrzuty sumienia po ostatnim spotkaniu z Oodami, tym razem udaje mu się lekko naprawić swoje grzechy i pomaga kosmitom czyniąc ich wolnymi. Podoba mi się scenografia, nawet sceny w pomieszczeniach i hangarze wyglądają estetycznie i ciekawie. Drażni mnie tylko ta akcja z wielkimi szczypcami. Litości… Muzycznie też jest pięknie. Można się wzruszyć. Warto obejrzeć tę przygodę, ja będę ją sobie powtarzał. To kolejny odcinek 4 serii, który bardzo mi się spodobał i mnie poruszył. Oby tak dalej.
Planet of the Ood
Scenariusz: Keith Temple
Reżyseria: Graeme Harper
Ocena: 5/5 TARDISek
Pozostałe teksty z mojego cyklu możecie przeczytać klikając tutaj.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.