Rose to odcinek, przy którym wielu z nas zaczynało przygodę z Doctor Who. Jak wypada podczas rewatcha?
Witam w moim autorskim cyklu, w którym będę recenzował Doctor Who i nie tylko. To jeden z nielicznych seriali, którego odcinki mogę oglądać wielokrotnie i nigdy się nie nudzę, a często zdarza się, że odkrywam coś nowego lub zmieniam zdanie o danym odcinku. Wraz z końcem 2020 roku postanowiłem zrobić pełny rewatch New Who. Ale nie tylko, bo w ramach cyklu planuje obejrzeć ponownie Torchwood oraz Class, a także podzielić się moimi wrażeniami z innych filmów (głównie superbohaterskich MCU). Moje wrażenia – to słowo klucz. W swoich tekstach będę spisywał to, co ja myślę i jakie wrażenie zrobiły na mnie dane odcinki/filmy. Wasze zdanie może być inne, a z chęcią na ten temat również podyskutuje w naszej grupie lub na profilu. Będzie mi miło, jeśli będziecie mi (chociaż od czasu do czasu) towarzyszyć i razem ze mną wspominać przeszłość Doctor Who. No to zaczynamy!
Rose była moim pierwszym odcinkiem Doctor Who. Niewiele wiedziałem o tym serialu i gdy zaczynałem go oglądać, nie sprawdzałem o nim informacji. Jeśli dobrze sięgam pamięcią, myślałem, że to reboot dawnego serialu i że ma już dużo serii. Mogę więc już teraz zdradzić, że podszedłem do niego z kompletnie czystą kartą aż do finału 1 serii. Wtedy byłem w szoku i zacząłem go googlować i czytać wszystko w angielskiej Wikipedii, by dobrze go zrozumieć. Tym razem oglądam Rose na Blu Ray, więc w lepszej jakości i bez polskich napisów (serial można kupić legalnie w Empiku lub na Allegro).
Fabularnie to dość przeciętny odcinek, jednak jest na tyle intrygujący oraz momentami zabawny, że bardzo szybko można się wciągnąć i trudno się oderwać. To, co od razu przykuło moją uwagę, to pokazanie pobudki Rose (za każdym razem) i jej pokoju. Niezbyt schludne i piękne pomieszczenie, do tego rozczochrane włosy – to rzadko widzi się w telewizji. Tak właśnie wyglądają pobudki dla wielu z nas. Bardzo lubię tę zmianę tonu, szybkie wesołe migawki z życia wesołej młodej dziewczyny, a potem zjeżdżamy do piwnicy i robi się niepokojąco. I wtedy wchodzi Doktor i ponownie zmienia się dynamika – jest szybko, niebezpiecznie, tajemniczo i wybuchowo.
RTD dość fajnie przedstawił relację Rose i Mickeya. Widać, że to „ziomki” z bloków, którzy się dobrze rozumieją i nie są wobec siebie wymagający. Jest między nimi chemia. Na zawsze w pamięci zapadła mi scena, w której Doktor odwiedza dom Rose. Mamy tutaj kilka zabawnych scen (ta z Jackie zawsze śmieszy) oraz walkę z latającą morderczą ręką manekina. Mam za to problem z tą sceną, gdy Doktor widzi swoją twarz w lustrze i zachowuje się, jakby niedawno zregenerował. Później trafimy na Clive’a, który pokazuje nam, że Dziewiąty Doktor miał już jakieś przygody, więc to niemożliwe, że wcześniej nie widział swojego odbicia. No chyba że zdarzyły się one przed samą końcówką odcinka (gdy na chwilę odlatuje).
Już w pierwszym odcinku wyróżniają się motywy muzyczne. Po prostu wpadają w ucho, a niektóre z nich będą nam towarzyszyć przez lata. Pięknie wybrzmiewają słowa Doktora, gdy mówi Rose, że jest osobą, która czuje każdy obrót planety. Jest w tym coś magicznego. Lubię też ujęcie, gdy Doktor i Rose biegną razem do London Eye i przebiegają obok Big Bena. Autoni bywają przerażający, a dzieci manekiny są creepy. Czekam na ich powrót do serialu.
A co mi się nie podoba? Cała akcja ze śmietnikiem i podmianką Mickeya jest zabawna. To tutaj po raz pierwszy rzucają się w oczy stare efekty specjalne. Nie rozumiem, jak Rose mogła nie rozpoznać, że jej chłopak wygląda i zachowuje się dziwnie. Za każdym razem mam ochotę puknąć się w łeb. W odcinku ginie także Clive, a jest to śmierć bezsensowna, bo wierząc w kosmitów, mógł jakoś zareagować, uciec, odchylić się, a stał jak słup, nawet gdy Auton otworzył rękę, żeby w niego strzelić. I gryzie mnie także zachowanie Mickeya na końcu odcinka. Wtulenie w Rose i proszenie, żeby go nie zostawiła. Jasne, może był wystraszony, ale bez przesady, to zbyt przerysowana reakcja (której później już u postaci nie widać). I oczywiście warto podkreślić błąd kontynuacyjny – Rose mówi, że musi powiedzieć matce Mickeya, że chłopak umarł. Jak się później dowiadujemy, wychowywała go babcia.
A jaki jest Doktor w tym odcinku? Zdecydowanie tajemniczy, pełen złości. Potrafi być zabawny, a za chwilę stanowczy, wręcz agresywny. Mimika i spojrzenie Ecclestona robią tu niezwykłe wrażenie. Szczególnie że jako widzowie dostajemy tylko szczątki informacji o tej postaci. Wiemy, że jest kosmitą i podróżuje TARDIS, która jest większe w środku. Świadomość Nestene rzuca hasłem Władca Czasu. Ale póki co wiemy tylko tyle. Do wrogów podchodzi z pewnym szacunkiem, nie chce go krzywdzić, jeśli nie będzie to konieczne.
To dobry odcinek, który zachęca nas, by wyruszyć w podróż wraz z mężczyzną w skórzanej kurtce. Ja pobiegłem wraz z nim, biegnę nadal, i to od niemal 8 lat.
Rose
Scenariusz: Russel T Davies
Reżyseria: Keith Boak
Ocena: 3/5 TARDISek
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.