TARDIS porwała Dziesiątego Doktora, Donnę i Marthę na nieznaną planetę. Tam nasi bohaterowie poznają Jenny, córkę Doktora. Ale o co chodzi?
Do odcinka The Doctor’s Daughter nie wracałem często, widziałem go może dwa razy i nie zrobił na mnie takiego wrażenia, bym zapamiętał go jako wart znów obejrzenia. Teraz żałuję, no ale po kolei. O tym, że Doktor ma wnuczkę, wiedzą chyba wszyscy fani. Oznacza to, że prawdopodobnie miał też kiedyś córkę. Ale to nie ją poznajemy. Jenny to nowe istnienie, a my widzimy, jak rodzi się na naszych oczach. Początek historii rozgrywa się tak szybko, że zarówno my, jak i nasi bohaterowie nie nadążamy za tym, co się dzieje. Żołnierze naskakują na Doktora i towarzyszy, a następnie od Władcy Czasu zostaje pobrana próbka tkanki i z niej rodzi się Jenny. Georgia Moffett (a obecnie Tennant), która się w nią wciela, ma w sobie coś tak uroczego, że od razu uśmiechamy się na jej widok, choć jesteśmy zszokowani sytuacją.
Jenny okazuje się całkiem wojownicza, jest żołnierką gotową do poświęceń. Na początku wygląda jakby nie miała żadnej moralności. Gdy nasi bohaterowie zostają zaatakowani przez Hathów, Jenny wysadza tunel, odgradzając Marthę, TARDIS i kosmitów. Dziesiąty i Donna są wściekli. Szczególnie gdy Jenny nazywa Marthę „szkodą kolateralną”. Donna szybko staje w jej obronie – po pierwsze podkreśla, że Jones jest ważną osobą, po drugie to kolejne potwierdzenie, że się polubiły, a po trzecie cały świat umniejsza Donnie, więc na pewno nie chce, by ktoś inny czuł się tak jak ona, więc nie pozwala, by tak o kimś mówiono. Nasi bohaterowie zabrani są do dowódcy ludzi – Cobba. Widzimy, że Doktor czuje się dziwnie przy Jenny, nie traktuje jej jak „rodziny”, co trochę ją uraża. Jego uczucia, jeśli w ogóle na tym etapie istnieją, są zdystansowane.
Mamy okazję przyjrzeć się Hathowi. Jaki to jest ciekawy pomysł! Wygląda jak człowiek, ale ma głowę ryby, a do tego w ustach zbiornik z zielonym płynem. Wyglądają pięknie. Ci kosmici są troszkę przerażający, ale raczej wzbudzają ciekawość i sympatię niż grozę. Martha podchodzi do nich z dobrocią, mimo że mają broń. Stara się pomóc rannemu Hathowi. Co ciekawe, nie rozumiemy, co mówią kosmici, ale wygląda na to, że Martha tak. To chyba pierwszy taki przypadek w New Who od The Christmas Invasion. Doktor Jones wykorzystuje swoją wiedzę medyczną, by pomóc cierpiącemu kosmicie. Piękny zabieg.
Świat, który przedstawia nam scenarzysta, jest pełen wojny. Ludzie i Hathowie mieli założyć wspólnie nowy świat na innej planecie. Niestety doszło do kłótni, która rozpoczęła wielką wojnę, która trwa od pokoleń. To bardzo dziwny świat, w którym jedna rasa chce zabić drugą za wszelką cenę. A o co walczą? Według legendy gdzieś w tunelach, w których żyją, znajduje się magiczne źródło – moc, która może pokonać, a właściwie zniszczyć całą rasę. Każda strona konfliktu chce mieć ją w swoich rękach. Ale oczywiście czujemy że coś tutaj do końca nie gra. Zauważa to także Donna, która jak zwykle zadaje zwykłe pytania – co jest na zewnątrz i dlaczego, skoro tam jest niebezpiecznie, to są okna? Towarzyska zauważa także tajemnicze liczby.
Dziesiąty odblokowuje mapę, która pokazuje tajne korytarze. Obie strony konfliktu uzyskują do nich dostęp i przygotowują się do ostatecznej wojny. Jenny, Donna i Doktor trafiają do aresztu. Jenny wypomina swojemu ojcu, że jest żołnierzem, a przynajmniej tak się zachowuje – walczy, by powstrzymać wojnę, używa sprzętu do walki, tworzy strategie. Córka jest nim zachwycona, ale ojciec jej nie akceptuje. Nie podoba mu się to, że jest żołnierką. To Donna znów musi sprowadzić go na ziemię, żeby spojrzał na Jenny inaczej i ją zaakceptował. To też ciężka chwila dla Doktora, który musi po raz kolejny zmierzyć się z konsekwencjami Wojny Czasu. Widzimy jakie to dla niego bolesne. Sceny Tennanta są dość emocjonalne.
Martha wyrusza w poszukiwaniu Doktora i trafia na powierzchnię planety. Jest ciemno, powierzchnia jest trochę zniszczona, ale piękna. Martha dostaje nawet swojego towarzysza. Niestety szybko wpada w pułapkę, a Hath ratuje jej życie, tracąc swoje. Tego się nie spodziewałem i zrobiło mi się przykro. Freema Agyeman po raz kolejny pokazuje tutaj gamę emocji. Doktor, Donna i Jenny trafiają do miejsca strzeżonego przez lasery, a za nimi już zbierają się ludzie z bronią. Doktor rozbraja lasery i z Donną pokonują pułapkę. Jenny natomiast stara się opóźnić ludzi, a później wykonuje świetny wyczyn. Jeśli na pomysł, by Jenny pokonywała lasery, robiąc salta, wpadł scenarzysta Stephen Greenhorn, to mu się kłaniam. Bo ta scena, choć prosta, jest widowiskowa do dziś. I to ona utkwiła mi w pamięci z całego odcinka najbardziej. Sama postać córki Doktora zmienia się na naszych oczach, a relacja między nimi zaczyna się polepszać. Dostajemy też przepiękną scenę, w której Doktor zaprasza Jenny do TARDIS, by mogła zwiedzić nowe światy, oraz rozmowę z Donną, w której Władca Czasu przyznaje się, że miał już rodzinę i był ojcem. Donna jest zaskoczona, ale pełna zrozumienia, widzi, że to trudny temat dla Doktora. Dziesiąty przyznaje się, że czuje ból. Podoba mi się to, bo Dziesiąty rzadko się otwiera, co również wytyka mu Donna.
Nasi bohaterowie znów spotykają się z Marthą. Odkrywają zaskakującą prawdę o miejscu, w którym przebywają. Cała wojna trwa dopiero siedem dni. Dla ludzi i Hathów są to całe pokolenia, bo używają maszyn do klonowania, więc pamięć o wydarzeniach już zniknęła, zmodyfikowała się. Docierają do źródła – przepiękna sceneria trochę jak w jakimś egzotarium, widzimy wiele pięknych roślin. Po oglądaniu przez cały odcinek tunelów lub pustkowia nocą robi to naprawdę piękne wrażenie. Doktor prosi obie strony o rozejm, a źródło ma stworzyć warunki do egzystencji na zewnątrz. Niestety Cobb jako jedyny jest nadal pełny nienawiści i strzela w Dziesiątego, ale zasłania go Jenny. Córka umiera w rękach ojca. To wywołuje ból i gniew u Dziesiątego. Scena, w której mierzy bronią w Cobba, jest przerażająca. Nie takiego Doktora chcemy oglądać, ale czasem musimy. My zachowalibyśmy się tak samo.
Władca Czasu liczy, że skoro Jenny ma dwa serca, to może również będzie mogła zregenerować. Po dłuższym czasie tak się jednak nie dzieje. Bohaterowie odlatują. Martha chce wrócić do domu i do normalnego życia. Donna stwierdza jednak, że zamierza podróżować z Doktorem na zawsze. Każdy, kto ogląda New Who od początku, wie już, że to zły znak i nie powinna tak mówić. Jones po raz kolejny żegna się z Doktorem. To zwykłe, ale ładne pożegnanie. Na pewno nie było jej łatwo, ale teraz ma swoje życie i narzeczonego – ma dla kogo i po co żyć. Na koniec twórcy fundują nam niespodziankę – Jenny wypuszcza z ust energię regeneracyjną i ożywa, ale w takiej samej postaci. Kradnie rakietę i rozpoczyna własne przygody. Być może kiedyś jeszcze ją spotkamy…
The Doctor’s Daughter to bardzo fajny odcinek i podobał mi się bardziej niż dwuczęściowy poprzednik. Podobała mi się relacja, z którą musieli zmierzyć się Dziesiąty i Jenny. Dobrym pomysłem było oddzielenie Marthy od reszty postaci, bo dzięki temu zyskała więcej czasu antenowego i znów mogliśmy przekonać się, że jest świetnym człowiekiem – pomocna, dająca nadzieję, odważna, chętna przygód i empatyczna. Donna znikała w tle, choć pomogła rozwiązać zagadkę, była dobrą przyjaciółką dla Władcy Czasu i popychała go we właściwym kierunku. Czegoś mi jednak tutaj brakowało. Niektóre sceny toczyły się za szybko, czasem tempo siadało. Fajnie jakby kiedyś udało się jeszcze sprowadzić Hathów, bo to taki zabawny koncept. Jenny była naprawdę sympatyczna i zadziorna. Łatwo było ją polubić. Szkoda, że nigdy nie wróciła do nas na ekranie, choć jej przygód możemy posłuchać w słuchowiskach Big Finish.
The Doctor’s Daughter
Scenarzysta: Stephen Greenhorn
Reżyseria: Alice Troughton
Ocena: 4/5 TARDISek
Wszystkie moje teksty możecie przeczytać w tym miejscu.
![Clever Boy](https://whosome.pl/wp-content/plugins/wp-fastest-cache-premium/pro/images/blank.gif)
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.