Przed nami kolejna przygoda z pierwszej serii New Who. Tym razem Doktor i Rose trafią do bombardowanego Londynu, po którym krąży dziecko w masce gazowej.
Dwuczęściowa historia The Empty Child i The Doctor Dances to jeden z najwyżej ocenianych odcinków 1 serii Doctor Who, a wielu fanów wymienia te odcinki również w swoim TOP 10. Nadszedł czas, żebym ja również sprawdził, czy historia nadal wydaje się być ciekawa po tylu latach. Bardzo dawno tych odcinków nie oglądałem.
Dziewiąty Doktor i Rose natrafiają na ślad kosmicznego ambulansu, który ma rozbić się na Ziemi. Lądują TARDIS odrobinę za późno. Trafiają do Londynu w czasie II wojny światowej, w 1940 roku. Od samego początku możemy mieć przeczucie, co nas czeka. Mroczne czasy, ciężki klimat, który pobrzmiewa w otoczeniu, kolorach i muzyce. Doktor i Rose przypadkowo się rozdzielają. I wychodzi to odcinkowi na dobre.
To odcinek, w którym debiutuje kapitan Jack Harkness. Kupuje widza od razu. Jest przebojowy, zadziorny, odważny i uroczo flirtuje. Zarówno Rose, jak i widz wpadają mu w ramiona już od pierwszego wejrzenia. Pomysł, aby towarzyszka wisiała na linie wysoko w powietrzu był fantastyczny. Daje to poczucie zagrożenia, a jednocześnie widza bawi rozmowa Jacka i Rose. Myślę, że gdyby dziś kręcono tę scenę, wyglądałaby jeszcze lepiej, ale jak na tamte możliwości techniczne jest dobrze. Jack ratuje Rose i wygląda na to, że ta dwójka wpada sobie od razu w oko. Przystojny kapitan mający swój statek kosmiczny częstuje nas szampanem i tańczy z nami w powietrzu obok Big Bena. To naprawdę piękna scena i dziękuję Moffatowi, że ją napisał.
Tak, to pierwszy odcinek Stevena Moffata dla Doctor Who. Tą historią zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko, przyzwyczaił widza do niespodzianek, ciekawych pomysłów. Nie dziwię się, że tyle osób cieszyło się, gdy Moffat został później showrunnerem i płakało, gdy odchodził. Ale nie wybiegajmy aż tak w przyszłość. Moffat zaserwował nam trochę horror, który przebija się przez komedię oraz przygodę. Idealny miks gatunków. Wciągający już od samego początku.
Ale gdzie tu horror? Właśnie do niego dochodzimy. Wracamy teraz do Doktora, który jest świadkiem paniki ludzi, gdy słychać alarm ogłaszający, że należy ukryć się w schronie. Jednak to nie to zwraca uwagę Władcy Czasu. Ten bowiem spotyka małe dziecko w przerażającej masce gazowej. Chłopiec szuka swojej mamusi. Na samą myśl o tym już mam ciarki. Jak dla mnie to jest mistrzostwo. Kiedy słyszymy wołanie dziecka, a powtarza się ono przez dwa odcinki, czujemy niepokój. To inny rodzaj niepokoju niż przy Daleku – poprzednio mogliśmy bać się o postacie, a tutaj boimy się raczej o siebie. Zapewne nie jeden widz miał po tym odcinku koszmary. Ja uwielbiam się bać, więc jestem totalnie kupiony.
Dziewiąty Doktor spotyka także Nancy. I jej wątek bardzo mi się podoba. Tajemnicza młoda dziewczyna, która ostrzega Doktora przed Pustym Dzieckiem. To od niej Doktor dostaje informacje o „wrogu”. Nancy opowiada, że chłopiec może wpływać na różne elektryczne urządzenia, a także że nie wolno go dotykać, bo sami przemienimy się w zombie z maską gazową na twarzy. Nancy jest także osobą, która ma ogromne serce. Podczas gdy ludzie chowają się w schronach, ona i bezdomne dzieci spożywają ich posiłek. Kradną, żeby przeżyć. Dziewczyna opiekuje się nimi i dba o nich najlepiej jak potrafi. To ona naprowadza Doktora na trop – szpital. To kolejna ponura lokacja z tego odcinka, która może przyprawić nas o ciarki.
To w szpitalu widzimy innych pacjentów, którzy mają maski gazowe na twarzach, a właściwe ich twarze stały się maskami gazowymi. Spotykamy też pewnego doktora i tu dzieje się bardzo przerażająca rzecz. Zainfekowany lekarz przemienia się w stworzenie z maską gazową. Ta przemiana jest przerażająca, może częściowo przez stare efekty specjalne, ale gdy przypominam sobie tę scenę, to znowu mam ciarki. W końcu Doktor, Rose i Jack spotykają się. Jack myśli, że Rose i Doktor to Agenci Czasu, a sam nie okazuje się taki uroczy, jak nam się wydawało. Odcinek kończy się cliffhangerem, który aż zmusza nas, żeby obejrzeć ciąg dalszy. Stworzenia zaczynają zbliżać się do naszych postaci, a szansa na ucieczkę praktycznie nie istnieje.
I tu nadchodzi pierwsze rozczarowanie. Cliffhanger zostaje bardzo szybko rozwiązany, gdy Doktor mówi, żeby zainfekowani ludzie poszli do swojego pokoju. Ci, jak to dzieci, słuchają się dorosłego. Później zaczyna się ucieczka przed niebezpieczeństwem. Od razu widać tutaj tempo odcinka i czujemy różnicę. Gdy The Empty Child miało właściwe same powolne sceny i budowało klimat, intrygę i niepokój, tak w The Doctor Dances mamy sporo akcji. Nie każdemu się to może spodobać, choć odcinek jest nadal klimatyczny, tylko zdecydowanie mniej.
W pierwszej części mogliśmy zobaczyć już efekty podróży z Doktorem. Rose trochę się już nauczyła. Wie, jak kombinować, grać, myśleć. Tutaj nie zgrywa damy w opałach, a przejmuje pałeczkę i w pewnym momencie ratuje dwójkę panów, celując pistoletem Jacka w podłogę. Bardzo podoba mi się też scena, w której Doktor i towarzysze trafiają do pokoju, w którym trzymany był chłopiec po wypadku. Słuchają taśmy z nagrania i dopiero potem orientują się, że taśma się skończyła, a chłopiec przebywa z nimi w pokoju, bo właśnie tam kazał mu wrócić Doktor. Jest to przerażające. Wiem, powtarzam się, ale to pierwsza historia, w której New Who straszy. I robi to wyśmienicie.
Kapitan Jack Harkness pokazuje swoje kolejne oblicza. Okazuje się, że jest pokrzywdzony, bo pracował jako Agent Czasu, a później agencja odebrała mu pamięć. Teraz jest oszustem, który nie chciał nikomu zrobić krzywdy, a jednak przyczynił się do tragedii. Rose i Doktor dowiadują się także, że Jack nie jest heteroseksualny, Władca Czasu wyjaśnia Rose, że w LI wieku to normalne, a wiele osób jest w tej kwestii płynnych i nie się ogranicza do jednej płci. Bardzo mi się to podobało i to, jeśli się nie mylę, pierwsza postać o otwarcie odmiennej niż heteroseksualna orientacji w Doctor Who.
Rozwiązanie historii również jest satysfakcjonujące. I chyba dlatego bardzo podoba się widzom, w tym mnie. Zagadka okazuje się prosta – w starym sprzęcie, który Jack zrzucił na Londyn, były nanoboty. Zginął chłopiec, a te go uleczyły. Jako że miał na sobie maskę gazową, przyjęły, że właśnie tak wygląda gatunek, który zamieszkuje tę planetę, więc wszystkich rannych przemieniał w takie stworzenia. Nancy odkrywa również swoją tajemnicę, choć my mogliśmy dowiedzieć się tego wcześniej, tak jak domyślił się Dziewiąty – to właśnie ona jest matką chłopca. Gdy kobieta przytula dziecko, nanoboty domyślają się, że te dwie osoby są ze sobą spokrewnione. Dzięki temu Doktorowi udaje się wszystkich ocalić. Wszystkich. Szczęśliwy Dziewiąty woła, że w końcu wszyscy przeżyli. Kapitan Jack postanawia poświęcić się, by bomba nie zabiła ludzi. Doktor i Rose ratują go jednak na kilka sekund przed śmiercią. W ten sposób Jack zaczyna z nimi kolejne przygody w TARDIS.
Cała historia jest fenomenalna. Postacie są ciekawe i doskonale zagrane. Błyszczy tutaj Dziewiąty Doktor, Rose, kapitan Jack czy Nancy. Przerażające dziecko stało się kultową postacią, a sam serial robi sobie później z tego żarty. Tę historię można pokazać komuś, by zachęcić go do oglądania serialu – powinien się połapać. Dla mnie to wspaniałe dwa odcinki, które do dziś trzymają się bardzo dobrze. Warto sobie je od czasu do czasu odświeżyć, choćby w Halloween.
The Empty Child/The Doctor Dances
Scenariusz: Steven Moffat
Reżyseria: James Hawes
Odcinek The Empty Child: 5/5 TARDISek
Odcinek The Doctor Dances: 5/5 TARDISek
Historia w całości: 5/5 TARDISek
Pozostałe teksty z serii możecie zobaczyć w tym miejscu.

Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.