The Girl in the Fireplace to świetna, piękna i jednocześnie smutna historia stworzona przez Stevena Moffata. Doktor spotyka tym razem Madame de Pompadour.
Dziesiąty Doktor, Rose i Mickey trafiają na statek kosmiczny. To pierwsza przygoda w czasie i przestrzeni Mickeya, więc chłopak jest zachwycony. Oczywiście coś pójdzie nie tak. Przed nami The Girl in the Fireplace, druga historia Stevena Moffata dla New Who i tak samo jak pierwsza jest dla mnie hitem. Co mnie tutaj urzekło?
Już od początku scenarzysta nas intryguje. Nadciąga niebezpieczeństwo, o którym rozmawiają dwie nieznane nam postacie, choć widzimy, że są one raczej z przeszłości. Młoda kobieta schyla się do kominka i woła swojego bohatera, który obserwował ją przez całe jej życie i którego kocha – Doktora. Intrygujące, a jednocześnie jak z bajki. Już tutaj jesteśmy kupieni.
3000 lat później TARDIS ląduje na statku kosmicznym w LI wieku. Mickey jest zachwycony podróżą, a Rose najwidoczniej już pogodziła się, że chłopak dołączył do niej i Doktora w kolejnych przygodach. Reaguje dość entuzjastycznie i wprowadza go w różne zasady przez cały odcinek. Statek wydaje się opuszczony, więc bohaterowie postanawiają się rozejrzeć, bo oczywiście coś tutaj nie gra – statek wytwarza ogromną ilość energii. Doktor szybko odkrywa stary kominek, a po jego drugiej stronie znajduje się mała dziewczynka Reinette. Ta jest się w swojej sypialni w Paryżu w 1727 roku. Dziesiąty przechodzi do pokoju dziewczynki przez kominek.
Szybko okazuje się, że czas płynie tutaj inaczej i choć dla Doktora minęło kilka minut od rozmowy z Reinette, dla niej były to miesiące. Tu rozgrywa się scena, która jest dość przerażająca i szczerze mówiąc, robiąc rewatch, przestraszyłem się. W pokoju nie działa żaden zegarek, jednak słychać jego tykanie. Doktor sprawdza łóżko dziewczynki i nagle atakuje go tajemnicza postać. Nie przepadam za manekinami, a potwór odcinka wygląda przerażająco, gdy w karnawałowej masce i peruce stoi praktycznie nieruchomo. Postać czyta myśli dziewczynki, jednak okazuje się, że nie jest jeszcze dla niego kompletna. Po szybkiej potyczce i powrocie na statek kosmiczny okazuje się, że to zegarowy droid.
Doktor oddala się znowu do Reinette, którą spotyka już jako starszą. Kobieta całuje Doktora, nadal nie jestem przekonany do tego pomysłu. My tymczasem towarzyszymy Rose i Mickeyowi, którzy zwiedzają statek i natrafiają na ludzkie ograny, które go zasilają. W toku fabuły wychodzi na jaw, że droidy miały naprawić statek i wykorzystały jego załogę na części zapasowe. Kolejną osobą, którą chcą wykorzystać w tym celu, jest właśnie kobieta z przeszłości, którą spotkała ekipa z TARDIS.
Doktor na statku spotyka konia, który prowadzi go do kolejnego portalu w czasie, dzięki któremu może podglądać jeszcze starszą Reinette. Zwierzę zostaje tymczasowym towarzyszem Doktora, który ratuje je przed złym panem. Gdy Władca Czasu łączy się znów z towarzyszami, widzą, że kobieta jest w niebezpieczeństwie. Ratują ją, atakując droidy. Reinette okazuje się słynną Madame de Pompadour, Rose przyrównuje ją do Camilli, księżnej Kornwalii. Bohaterowie ponownie się rozdzielają, towarzysze zostają porwani, a Doktor przekonuje się, że Madame de Pompadour jest niezwykłą kobietą, która potrafi wczytać się w jego umysł, gdy on czyta jej myśli.
Doktor ostatecznie ratuje swoich przyjaciół w przezabawnym stylu (always take a banana to the party!). Czas płynie dwuliniowo (uwielbiam ten koncept, a Moffat wykorzysta go później przy Amy czy River), w końcu natrafiamy na noc, od której cały odcinek się zaczął. Dziesiąty przybywa na ratunek, przebijając się przez lustro na koniu. Świetny pomysł, który robi niesamowite wrażenie nie tylko na widzach, ale też na Reinette. Kobieta dorosła na tyle, żeby droidy uznały ją za kompletną i mogły wykorzystać części jej ciała do naprawy statku. Doktor pokonuje szybko wroga, a towarzysze myślą, że stracili go na zawsze, bo lustro było ostatnim znanym im przejściem do innych czasów.
Reinette zaskakuje Władcę Czasu i pokazuje mu kominek, od którego wszystko się zaczęło – ten, przeniesiony z innej posiadłości, został odrestaurowany w jej sypialni. Doktor obiecuje zabrać kobietę w podróż w czasie i przestrzeni. Mijają zaledwie minuty, ale gdy Dziesiąty znów wraca do jej pokoju, okazuje się, że jest już za późno. Reinette umarła. Pozostawiła smutny list do Doktora. Dziesiąty cierpi, co boli również i widza, jednak nie chce okazywać tego przy towarzyszach. Ekipa TARDIS pozostaje bez odpowiedzi, dlaczego zegarowe droidy uznały za swój cel właśnie Madame de Pompadour. Oni nigdy się nie dowiedzą, ale my tak. Gdy TARDIS odlatuje, kamera oddala się coraz bardziej, by wyjawić nam tajemnicę – obecnie pusty, dryfujący w przestrzeni statek został nazwany jej imieniem.
Ciężko jest opisać ten rollercoaster emocji, którego doświadczam przy The Girl in the Fireplace. Historia niesamowicie wciąga i intryguje już od pierwszej minuty. Na ekranie błyszczy szczególnie Sophia Myles wcielająca się w Madame de Pompadour, jak i partnerujący jej David Tennant – tak, bo moim zdaniem to ona jest główną bohaterką tego odcinka, a nie odwrotnie. Podczas odcinka czujemy niepokój, bohaterowie co trochę stawiani są w niebezpieczeństwie, a zegarowe droidy są moim zdaniem dość przerażające. Możemy nauczyć się z tego odcinka trochę historii, uśmiejemy się i będziemy dobrze się bawili. Końcówka jest mega przygnębiająca i łamie serce, nie tylko Doktora. Całość doprawiona odpowiednią muzyką sprawia, że niejednej osobie poleją się łzy. I z takim smutkiem kończymy tą piękną historię, częściowo bez happy endu. Dla mnie The Girl in the Fireplace to perełka, do której zdecydowanie chcę wracać jak najczęściej. Jedynym minusem jest mniej czasu poświęconego Mickeyowi, który po raz pierwszy trafia w kosmos. Jednak patrząc na całość historii, można to twórcom zdecydowanie wybaczyć.
The Girl in the Fireplace
Scenarzysta: Steven Moffat
Reżyser: Euros Lyn
Ocena: 5/5 TARDISek
Pozostałe teksty z serii znajdziecie w tym miejscu.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.