Dziesiąty Doktor został sam. W trakcie kolejnej podróży natrafia na Cybermenów oraz swoje przyszłe wcielenie. Coś tutaj jednak nie gra. Jak ogląda się The Next Doctor?
Wracam po przerwie. Przede mną pierwszy z odcinków specjalnych zmierzających do pożegnania Dziesiątego Doktora. Nie będę ukrywał, że The Next Doctor oglądałem prawdopodobnie tylko raz. Śpieszyło mi się, by dowiedzieć się, jak Doktor zregeneruje, więc odcinki specjalne nigdy nie były dla mnie ważne, traktowałem je jako takie zapychacze przed daniem głównym i kolejną serią. Trochę żałuję. Niewiele pamiętałem, więc usiadłem bardzo ciekawy seansu.
Fabuła odcinka jest dość prosta. Dziesiąty podróżuje samotnie i trafia w wigilię Bożego Narodzenia do XIX-wiecznej Anglii. Dostrzega niebezpieczeństwo, więc rusza z pomocą, ale wtedy trafia na innego mężczyznę, który twierdzi, że jest Doktorem. Nie rozpoznaje jednak wcielenia Dziesiątego. Władca Czasu postanawia więc przyjrzeć się temu osobnikowi, a przy okazji po raz kolejny ocalić ludzkość od Cybermenów.
Bardzo podoba mi się scena przed czołówką. W kilka sekund można poczuć magiczny klimat przeszłości i okresu świątecznego. Nagle pojawia się niebezpieczeństwo, a widz wraz z Dziesiątym jest zagubiony w tym, co się dzieje. Bardzo podoba mi się mimika Tennanta w tej scenie. A to jak obaj Doktorzy zerkają na siebie, wołając „allons-y!” jest cudne. No i mamy Cyberbestię! W końcu coś nowego i, nie ukrywam, odrobinę przerażającego. Kolejne sceny akcji to niezła rozrywka.
Tak jak już wspomniałem, wielkim złym odcinka są Cybermeni. Dawno nie było ich na ekranie, więc fajnie, że w końcu powrócili. Zaskakuje jednak to, że widzimy, jak mordercze stworzenia słuchają kobiety. Coś tutaj zdecydowanie nie gra. Cybermeni, jakich znamy, raczej nie poszliby na żaden kompromis, możemy więc zobaczyć trochę inną stronę kosmitów. Świetna jest scena na pogrzebie. Pani Hartigan jest idealnym uosobieniem złolki. Wyniosła, pewna siebie, zraniona i fantastycznie ubrana. Jej czerwona kreacja wyróżnia ją wśród przeciętnych mężczyzn ubranych na czarno, może też symbolizować mord, jaki ich czeka. Na tle pięknie ośnieżonego cmentarza oraz metalowych cyborgów Hartigan przepięknie się odznacza. Jest w niej coś przyciągającego, a zarazem odrażającego.
W miarę postępu fabuły dowiadujemy się coraz więcej o tajemniczym Doktorze. Widzowie już wcześniej mogą domyślać się, że coś tutaj nie gra. Podoba mi się pomysł na ten odcinek i postać Jacksona Lake’a. To rzeczywiście coś nowego i pewnie w czasie emisji długo udało się oszukiwać widzów i wodzić ich za nosy. Lake to postać tragiczna, a gra Davida Morrisseya trafia w idealne punkty, dzięki którym możemy przejąć się mężczyzną, a nawet wzruszyć. Podoba mi się to, jak szybko z niepowstrzymanego i pełnego przygód Władcy Czasu zmienia się w bardzo ludzką, zranioną postać. Twórcy pokazują nam na szczęście, że mimo bycia człowiekiem jest odważny i gotowy do poświęceń. A przy okazji – super jest zobaczyć twarze pozostałych wcieleń Doktora. TARDIS jako balon – bomba!
Jackson Lake nie jest w swoich przygodach samotny. W odcinku poznajemy drugą silną kobietę. To Rosita, jego towarzyszka. Widzowie szybko powinni polubić tę postać. Jest bardzo odważna, potrafi wziąć sprawy w swoje ręce. Jest wierna Lake’owi, nawet jeśli ten ma głupi pomysł. Jest bardzo pomocną postacią, a do tego empatyczną. Takich towarzyszy nam potrzeba.
Kolejnym zaskakującym pomysłem jest wykorzystanie dzieci. Dla małych aktorów to pewnie była przygoda życia. Hartigan wykorzystuje sieroty, by stworzyć wielkiego robota. Tania siła robocza. Trochę to oklepane. Widzimy, że ta postać jest trochę zagubiona, zmęczona swoją przeszłością, po trupach dąży do celu. Chce być wyzwolona, co mieliby jej obiecać Cybermeni. Kobieta ma dość bycia źle traktowaną ze względu na swoją płeć. Nie przeszkadza to jej jednak poniżać Rosity. Oczywiście kosmici ostatecznie wykorzystują Hartigan, jednak nie wszystko idzie po ich myśli. Kobieta staje się Cyberkrólem. Tak, królem – nie królową.
I tutaj zaczyna się finałowa bitwa odcinka. Olbrzymi robot ze strasznie brzydkim CGI porusza się przez Londyn, by zniszczyć ludzkość. Strzela nawet laserami. Strasznie się to zestarzało i psuje mi opowieść. Dziesiąty używa balonu TARDIS, by dać szansę wrogini. Dostrzega jej wybitny umysł i proponuje znaleźć jej miejsce we wszechświecie. Ta jednak odmawia. Wtedy po raz kolejny możemy zobaczyć gniew tego wcielenia, gdy atakuje robota, zrywając połączenie Hartigan z Cybermenami. Do kobiety dociera, co się stało i buntuje się, niszcząc kosmitów. Dziesiąty Doktor zachowuje kamienną twarz. Nawet wrogą. Moim zdaniem to pierwszy zalążek pokazania tego, jak zmienia się to wcielenie przez samotną podróż. Efekty gdy wybuchają Cybermeni są mega słabe, a Hartigan pęka jak balon. Psuje to trochę odbiór sceny.
Ludzkość dziękuje Dziesiątemu za ratunek. Z jednej strony to piękna scena, bo Władca Czasu tyle razy uratował wiele istnień, a stale nie był doceniany. Scenka raduje whoviańskie serce. Z drugiej strony może napędzać pychę Dziesiątego. Jak na świąteczny odcinek przystało – mamy tutaj szczęśliwe zakończenie. Ludzkość została uratowana, a Jackson Lake odnalazł swojego syna. Doktor zostaje zaproszony na świąteczną kolację. Wiemy, że Dziesiąty nie chce towarzyszy, nie zamierza przywiązywać się do innych, bo potem jego serca są łamane. Jednak zgadza się na wzięcie udziału w uroczystości. To daje nadzieje dla tej postaci, jak i dla widzów.
Kilka ciekawostek z The Next Doctor:
- aktorzy ścigając Cyberbestię naprawdę wisieli na linie i nie było to przyjemne,
- w kolejnej scenie potwór ciągnie Doktorów przez podłogę w magazynie, aktorzy byli tak naprawdę ciągnięci przez quada,
- David Morrissay często w plotkach pojawiał się jako aktor, który zagra nowego Doktora,
- gdy Dziesiąty bada Jacksona, to słyszy bicie jednego serca. Widzowie też mieli je usłyszeć, ale postanowiono potrzymać nas w niepewności trochę dłużej,
- maszyneria, w której pracują dzieci, to przerobiony plan Torchwood Hub ze spin-offu serialu.
W wydaniu Blu-Ray mamy także usunięte sceny, które właściwie za dużo nie wnoszą. Jest także koncert Doctor Who at Proms 2008, w którym można obejrzeć miniodcinek Music of the Spheres. Został nakręcony tak, że wydaje się, jakby Dziesiąty Doktor z ekranu rozmawiał z publicznością i orkiestrą.
The Next Doctor to fajny odcinek, choć w całości nie jest taki wciągający. Doceniam kreację pani Hartigan oraz ciekawy pomysł na Jacksona Lake’a (plot twistem tego nie nazwę). Pomysł na stworzenie wielkiego robota dla Cybermenów był słaby, choć można patrzeć na to mniej surowo, bo był to jednak odcinek świąteczny. Podobały mi się nowe postacie, a także to, że akcja działa się w przeszłości. Przynajmniej tym razem Doktor nie musiał walczyć z morderczymi wirującymi choinkami. Historia w sam raz na miły wieczorek z najbliższymi, ale ogólnie raczej do zapomnienia. W porównaniu z wystrzałową 4 serią czułem lekkie rozczarowanie i spadek formy.
The Next Doctor
Scenariusz: Russell T Davies
Reżyseria: Andy Goddard
Ocena: 3/5 TARDISek
Poprzednie teksty z cyklu Clever Boy ogląda znajdziecie, klikając w to miejsce.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.