Tuż po premierze odcinka noworocznego Revolution of the Daleks dowiedzieliśmy się, że w 13 serii do Trzynastej i Yaz w TARDIS dołączy Dan, w którego wcieli się brytyjski aktor i stand-uper John Bishop. Dlaczego nie ucieszyła mnie ta wiadomość?
Nie wiem nic o postaci Dana poza tym, co wyjawił już Chris Chibnall: że rozmawiał o tym z Bishopem jeszcze przed wybuchem pandemii oraz że napisał tę rolę specjalnie dla niego. Nie mam pojęcia, czy Dan będzie człowiekiem czy kosmitą, z której epoki pochodzi i jak to się stanie, że znajdzie się w TARDIS. Nie zmienia to faktu, że przełomowy moment, w którym w niebieskiej budce nie będzie ani jednego białego mężczyzny, najwyraźniej jeszcze nie nastąpi. I jestem z tego powodu zawiedziona i zła.
Przez 54 lata Doktor był białym mężczyzną. Starszym, młodszym, w średnim wieku, blondynem, brunetem, szatynem (nigdy rudym), kudłatym, przylizanym, łysiejącym, niskim, średniego wzrostu lub wysokim, ale zawsze białym. Epoka Chrisa Chibnalla jest pod tym względem przełomowa, bo nie dość, że wprowadził pierwszą Doktorę, to w swoim drugim sezonie dał nam czarnoskórą Doktorę Ruth, która z miejsca podbiła serca oglądających. Zadbał też o różnorodność zarówno wśród stałej obsady serialu, jak i gościnnie pojawiających się postaci. Pozornie więc pod względem reprezentacji zmieniło się bardzo wiele, i to na plus, skąd więc nagle moja niechęć do nieznanego mi jeszcze Dana? Bo w moim odczuciu owa zmiana jest niestety tylko pozorna.
Główną bohaterką 11 serii nie była bowiem Trzynasta. Był nim Graham, jedyny biały mężczyzna z rodzinki Doktory. Miał ciekawą historię, świetne kwestie, przeszedł ogromną przemianę, przyciągał uwagę, wzruszał i zaciekawiał. Słowem: miał wszystko, co w najlepszym wypadku powinny mieć wszystkie pierwszoplanowe postacie, w gorszym ta najważniejsza, czyli Trzynasta. Niestety Chibnall, jak pisałam w redakcyjnej dyskusji o obecnym showrunnerze, nie udźwignął pierwszej Doktory. Zaledwie w kilku odcinkach jej płeć jest przedmiotem rozmowy, a tylko w jednym, The Witchfinders, stworzonym, niespodzianka, przez kobiety, naprawdę ma znaczenie. Nie to jest jednak najgorsze. W swojej pierwszej serii showrunner w ogóle nie potrafił dać jej sensownego rozwoju postaci. Była wprawdzie cudowną, ale jednak tylko pilotką TARDIS, którą woziła przyjaciół od przygody do przygody. Ale to nie jej losami mieliśmy się przejąć, a Grahama.
12 seria była pod tym względem nieco lepsza, ale tylko nieco. Dostaliśmy troszkę więcej o Yaz, poznaliśmy nieco ziemskie życie całej trójki przyjaciół Trzynastej, pojawiła się kolejna świetnie napisana, i wyjątkowo niebiała, postać męska, czyli Mistrz, Trzynasta w końcu dostała własną historię i całą gamę emocji z nią związanych, które przeżywała… głównie poza kadrem, bo na ekranie był czas na co najwyżej niewielkie wzmianki i aluzje. Tak naprawdę pierwszym odcinkiem, w którym lepiej się nimi zajęliśmy, było Revolution of the Daleks.
Przyznaję, cieszyłam się na wspólną podróż Trzynastej i Yaz. Liczyłam, że powrót do typowego, szczególnie dla New Who, modelu Doktora plus przyjaciółka pozytywnie wpłynie na jakość ich historii. Przede wszystkim jednak radowała mnie perspektywa czysto kobiecej załogi TARDIS. Tego na dłużej niż parę chwil jeszcze w 57-letniej historii serialu po prostu nie mieliśmy. Choć przez ten czas pojawiło się w nim, czasami na dłużej, czasami na krócej, mnóstwo fantastycznych kobiet, zaczynając od Barbary, Jo i Romany II, a kończąc na Amy, Clarze, River i Bill, to zawsze głównym bohaterem był biały mężczyzna. I oto pojawiła się szansa na coś kompletnie innego, na prawdziwie kobiecą relację, przygodę, wspólną podróż i odkrycia… tyle że tak naprawdę tej szansy nie było. Wszak Dan od początku był w planach, a utrzymywano tę postać w tajemnicy tylko po to, by w odpowiednim momencie ogłosić wspaniałą wiadomość. Miała być bomba, a jak dla mnie wyszedł co najwyżej kapiszon, na dodatek budzący przykre podejrzenia, że showrunner nie wierzy w postać, którą stworzył, więc musiał uzupełnić ją o męski dodatek. Mógł być Dziewiąty i Rose, Dziesiąty i Rose, Martha lub Donna, Jedenasty i Amy lub Clara, Dwunasty i Clara lub Bill, ale Trzynastej, oprócz Yaz, trzeba było dać Dana.
Po 11 serii miałam refleksję, że Chris Chibnall nie potrafi w główne bohaterki. Gdy pojawiły się pierwsze informacje o odejściu Grahama i Ryana, stwierdziłam, że w końcu będzie musiał, i patrząc na różnicę (na plus) między jego pierwszą a drugą serią, byłam dobrej myśli. Teraz wróciły wcześniejsze obawy.
Być może nie mam racji, Dan okaże się fantastycznym, ale jednak nie głównym bohaterem, Doktora i Yaz dostaną w TARDIS swój czas na rozwój relacji między nimi oraz przede wszystkim historie i emocje, które sprawią, że będę oglądać ich przygody z wypiekami na twarzy. Niemniej jednak chciałabym, żeby showrunner miał w sobie dość odwagi, by nie tylko po raz kolejny zniszczyć Gallifrey i przenicować prapoczątki historii Władców Czasu, ale też nie bać się pisać Doktory bez mężczyzny u boku. W końcu mamy XXI wiek, więc to już naprawdę nic strasznego.
(ona/jej) Fotografka amatorka, jedna druga whosomowej sekcji wspinaczkowej. Zakochana w Ekspansji i prelegowaniu na konwentach. Zachłanna życia, nowych miejsc, ludzi i wrażeń. Eksblogerka, eksdziennikarka radiowa, eksaktywistka społeczna. Od jakiegoś czasu uczy się spełniać marzenia i bardzo jej się to podoba.