Wiele osób uwielbia Silence in the Library/Forest of the Dead, ale dziś chcemy spojrzeć na nie z nietypowej perspektywy.
Uwaga na spoilery.
Jakkolwiek zdawać by się mogło, że to, o czym chcemy dziś porozmawiać, to perspektywa najistotniejsza, zwykle jednak odbiera się te odcinki poprzez relację Doktora i River. I nic dziwnego, skoro stanowi ona świetnie zarysowany początek, a zarazem zakończenie[1] ich relacji. Ale zapomnijmy na moment o Dziesiątym i River Song, a skupmy się na CAL
Wątek CAL jest bardzo utopijny i nie ma wielkiego umocowania w tym, jak faktycznie działa ludzkość, ale jest piękną wizją tego, jak ludzkość być może mogłaby działać. A przynajmniej piękną, jeśli nie skrobać zbyt intensywnie.
Jak pamiętacie, CAL to umysł umierającej dziewczynki, przeniesiony do serwera wirtualnej biblioteki, której jest też nieświadomą moderatorką i opiekunką. Przez większą część obu odcinków jej obecność jest owiana tajemnicą. Co prawda od początku mamy przebitki na jej wirtualną rzeczywistość, ale mają one budować suspens, by na koniec zaskoczyć nas niespodziewanym rozwiązaniem. To coś, w czym Steven Moffat się specjalizował i tu także udało mu się celnie zrealizować, ale przyjrzyjmy się moralnym implikacjom tej historii, bo te nie są aż tak proste, jak zdaje się na pierwszy rzut oka.
Mamy więc Charlotte Abigail Lux, dziewczynkę, kochającą książki, której rodzina nie chciała utracić, postanowiła więc dać jej największy podarunek, o jakim mogła pomyśleć: bibliotekę. Ta część wątku opowiada o dobrych intencjach i moralnych powodach. O rodzinie, która chce dobrze i której nie należy krytykować, tak jak krytykowalibyśmy „zwykłych” bogaczy robiących wszystko dla zysku, a nie z humanitarnych pobudek. Tym razem przecież nie chodzi o kolejne niebotyczne zyski, a o cel motywowany miłością i do tego przyczyniający się do dobrostanu społeczeństwa. Biblioteka to ostatecznie jedna z najlepszych instytucji rozpowszechniających kulturę już to za darmo, czy też za niewielką opłatą, a tu mamy bibliotekę zajmującą powierzchnię całej planety, gromadzącą w publicznym dostępie niepoliczalny ogrom tomów.
Ale czy na pewno nie ma tu powodów do krytyki? Czy przedłużanie istnienia świadomości Charlotte bez pozostawienia jej kontekstu było dobre? Poznajemy ją w stresie, niewiedzącą, że to ona jest biblioteką, a jednocześnie o bibliotece śniącą. Jest pod opieką serwera-terapeuty, który zamiast wyjaśnić jej sytuację i pomóc jej sobie z nią świadomie poradzić, przez większość odcinka utrzymuje Charlotte w nieświadomości. Możemy bez wielkiego nadinterpretowania założyć, że było tak praktycznie od początku istnienia Biblioteki, a doktor Moon wyjawiał Charlotte prawdę tylko wtedy, gdy wymagało to jej świadomej interwencji, by później znów pozwolić jej zapomnieć. Tymczasem jednak obserwujemy cierpienie dziecka obarczonego ogromną odpowiedzialnością, które nie rozumie, co dzieje się z jego światem i – nie rozumiejąc – podejmuje decyzje, które w żadnym wypadku nie mogą być racjonalne. A jako takie, nawet jeśli mają na celu uratowanie tysięcy osób, jednocześnie są one dla nich szkodliwe. Dobrze podsumowuje to wątek Donny w tych odcinkach. Pod koniec Donna stwierdza jasno, że nie czuje się dobrze z tym wszystkim, co się z nią działo w serwerach CAL. Choć „życie” w nich było spełnieniem jej marzeń, ostatecznie przysporzyło jej cierpienia. I nie dlatego, że było to życie wirtualne – w końcu ceniła relację z Lee na tyle, by próbować odnaleźć go po tym, jak CAL uwolniła wszystkich ze swoich serwerów – ale dlatego, że utrzymywana poprzez doktora Moona (i pośrednio przez samą CAL) w poczuciu, że to, co wirtualne, jest prawdziwe, nie mogła prawidłowo ukontekstowić tych wydarzeń.
To utrzymywanie w nieświadomości było głównym błędem twórców CAL. Nie tylko publikę trzymali z dala od tego rodzinnego sekretu, ale też okłamywali samą Charlotte, sprawiając, że jej funkcjonowanie było gorsze niż gdyby pozwolili jej zwyczajnie odejść. Ten brak gotowości na przeżycie żałoby nie zostaje nijak skomentowany w odcinkach, niemniej stanowi rdzeń problemu. Można oczywiście podsuwać tu hipotezy, że dziecięcy umysł nie wytrzymałby natłoku odwiedzających bibliotekę, gdyby CAL była ich w pełni świadoma, ale raz, że nie możemy być tego pewni, poza tym można by (jeśli chcemy pobawić się w pójście w to sci-fi) stworzyć taką infrastrukturę samej biblioteki, która pozwoliłaby jej być świadomą sytuacji, nie przytłaczając jej. A dwa, czy danie jej wirtualnego życia, w którym nigdy nie dorastała, było dobre czy też raczej wypływało właśnie z nieumiejętności pogodzenia się z jej zbyt wczesną śmiercią poprzez danie jej swego rodzaju nieśmiertelności[2]?
Innym istotnym aspektem całej historii jest też, oczywiście, Vashta Nerada. Jakkolwiek trudno spodziewać się, że rodzina Luxów miała powody domyślać się istnienia tego pasożytniczego gatunku w lasach, z których wykonano biblioteczne regały, pozostaje ironią, że mimo dobrych chęci był to kolejny krok, który im nie wyszedł. Zamiast dać istotom z kosmosu bibliotekę, narazili je na śmiertelne niebezpieczeństwo. Vashta Nerada sugeruje też (choć bez położenia silnego nacisku przez samą narrację), że dokonała się tu katastrofa biologiczna – wycięto cały las, by zbudować regały na bibliotekę wielkości planety. Mówią „To jest nasz las” i można to odczytywać na wiele sposobów, ale dla nas zawsze brzmiało to tak, że drewno nie tylko wycięto z jednego lasu, ale że wzięto z planety, na której powstała Biblioteka. Cały jej ekosystem zmieniono w planetę książek. Nie dziwi więc, że Vashta Nerada nie są zachwycone ani skłonne do negocjacji z tymi, którzy nawet nie pomyślą o tym, że zniszczono ich dom. Że biblioteka powstała kosztem, którym niekoniecznie powinna powstać. Zwłaszcza skoro miała być darem i przedłużeniem życia dla umierającej dziewczynki.
Ostatecznie dostajemy szczęśliwe rozwiązanie. CAL uzyskuje pełną świadomość tego, kim/czym jest, a zamknięta Biblioteka uwolniona od odwiedzających nie będzie męczyć jej podświadomości. Jednak fakt, że musiała czekać na ten happy end tak długo, każe się zastanawiać, jak bardzo, mimo dobrych intencji, jej rodzina nie jest wcale dobra. Ani dla niej, ani dla świata, w którym istnieje. Jak bardzo nieprzemyślane konkretnie decyzje wpływają na życia tak wielu ludzi, którzy nawet nie wiedzą, dlaczego zostali „zapisani”.
[1] Mniej więcej, bo przecież dostaliśmy jeszcze post srciptum w późniejszych odcinkach.
[2] Warto zresztą może porównać ten wątek z wątkiem Ashildar/Me z 9 serii i tym jak podchodzi do niego Doktor.