Ostatnio objaśniliśmy wam pokrótce stałość i płynność czasu w Doctor Who, a dziś czas na opowieść o paradoksach czasowych.
Paradoksy
Podróż w czasie właściwie z definicji wprowadza kwestię paradoksów. Może niekoniecznie powstaną one przez rozdeptywanie motyli, niemniej w Doctor Who mamy z nimi do czynienia całkiem często. Przede wszystkim dotyczą one osoby samej Doktor oraz (mniej konsekwentnie) jej towarzyszy. Zwykle są groźne, a energia w nich kreowana może służyć jako broń, w związku z czym Władcy Czasu dążyli do ich wyciszania. Ale Gallifrey z(a)ginęła i jej mieszkańcy niewiele mają już do powiedzenia w tej kwestii, a paradoksy zagościły we Whoniversum jako kolejny równorzędny element świata przedstawionego.
Wiele razy zostało powiedziane, że Doktor nie może spotkać samego siebie, ponieważ to doprowadzi do katastrofy, ale też Doktor niejeden raz spotkał siebie samego i do żadnej katastrofy nie doszło. Więc jak to jest? Władca Czasu może czy nie może się spotkać? Wbrew pozorom kwestia jest całkowicie logiczna. Otóż Doktor może spotkać siebie samego, ale tylko w różnych regeneracjach. Takie spotkanie nie doprowadzi do groźnych wydarzeń, a genialny mózg pomnożony razy dwa, trzy, pięć, trzynaście pokłóci się potężnie i doprowadzi do rozwiązania sytuacji, z której w pojedynkę Doktor pewnie wyszedłby równie szybko, wolniej, albo szybciej. Ot, taki paradoks. I nawet dotknięcie się, o ile możemy wywnioskować z widzianych odcinków, nie będzie stanowić dla Doktora z różnych inkarnacji problemu. Choć trzeba tu zaznaczyć, że zwykle tylko najpóźniejsza z inkarnacji zapamięta całe wydarzenie. A i jeszcze: TARDIS przez chwilę będzie musiała zastanowić się, który pokój kontrolny przybrać, jeśli wejdzie do niej więcej niż jedna inkarnacja Doktora. Ale o ile nie wyląduje dwa razy w dokładnie tym samym punkcie czasoprzestrzeni, jej spotkania także nie będą stanowić problemu. Takie podwójne lądowanie to już jednak niezbyt ciekawa sprawa: jeśli nie zostanie czym prędzej rozwiązana, doprowadzi do powstania czarnej dziury wielkości Belgii. I cieszmy się, że to nie więcej TARDIS Doktora tam wylądowało, bo mogłoby się skończyć na nieco większym kraju. Jak pokazuje przykład mniejszych urządzeń (patrz soniczny śrubokręt), zetknięcie tego samego mechanizmu z różnych punktów czasoprzestrzeni z kolei grozi „tylko” ich doszczętnym zepsuciem, nie wywierając jednak widocznego wpływu na samą czasoprzestrzeń.
Gorzej wygląda to w wypadku strumienia czasoprzestrzennego pojedynczej inkarnacji Doktora. Z tego, co nam w serialu pokazano wynika, że nie może on(a) spotkać siebie w swoim aktualnym wcieleniu. Nie wiemy, jakie byłyby tego konsekwencje, ale Doktor jest w tej kwestii dość stanowczy i jeśli już do takich spotkań dochodzi są one bardzo krótkie. Jeśli musi przekazać wiadomość swojej akutalnej inkarnacji z jej przeszłości, robi to przez pośredników i nie zostawia wskazówek, które mogłyby mu podpowiedzieć, od kogo taka wiadomość pochodzi, a poinformowanym przyjaciołom zabrania zdradzać się z tą wiedzą. Czasem – kiedy nie powinien – nie domyśla się nadawcy (Niemożliwy astronauta („The Impossible Astronaut”)), czasem – gdy przesłanie tejże wiadomości wymaga, by wiedział, że ma to zrobić – odgaduje, kto jest tymże nadawcą (Skok na czas („Time Heist”)). Niemniej w żadnym z tych wypadków nie dochodzi do bezpośredniej interakcji pomiędzy Doktorem z przeszłości i przyszłości. Co prawda w mini odcinku „Last Night” Jedenasty Doktor wchodzi do nie tej TARDIS co trzeba i spotyka Jedenastego Doktora, ale zachowuje odpowiedni dystans pomiędzy sobą i czym prędzej wychodzi na zewnątrz. Pilnuje też, żeby buszująca po statku w trzech postaciach River nie wpadła na siebie samą. Jest to jednak raczej wyjątek od reguły niespotykania siebie w jednej regeneracji niż powtarzalne wydarzenie.
Czy towarzysze także podlegają podobnemu zakazowi? W odcinku Dzień ojca („Father’s Day”) widzimy, że owszem. Rose może spotkać siebie samą jako niemowlę, ale już dotknięcie powoduje rozdarcie w czasoprzestrzeni. Poznajemy też konsekwencje tego wydarzenia. W świat wkraczają Kosiarze, już wcześniej próbujący się do niego przedostać po zmienieniu przez Rose stałego punktu, jakim była śmierć jej ojca. Jednakże Kosiarze pojawiają się tylko w tym odcinku i tak wcześniejsze, jak i późniejsze paradoksy i zaburzenia w strukturze historii nie prowadzą do ich pojawienia się w serialu. Dobitnym przykładem na ich jednorazową kanoniczność jest choćby Amy spotykająca w rozpadającym się wszechświecie siebie jako siedmiolatkę. Amy dotyka Amelię i nic się nie dzieje. Co prawda Amelia wkrótce znika, ale ma to związek nie z paradoksem spotkania z jej starszą wersją, a z rozwiązującą się historią, do czego doprowadził wybuch TARDIS. O ile jednak w przypadku Amy i Amelii nie tylko nie pojawiają się Kosiarze, ale też w ogóle nic się nie dzieje, o tyle w historii serialu widzimy, że takie spotkania zwykle mają swoje konsekwencje. W przypadku brygadiera dochodzi do omdlenia obu jego wersji i utraty pamięci o spotkaniu przez jedną z nich. To raczej tylko mechanizm obronny wszechświata przed poważniejszymi konsekwencjami, na jakie zdaje się wskazywać Jack Harkness uwięziony w przeszłości, w której funkcjonuje jego wcześniejsza wersja, nakazując się zamrozić, by zapobiec spotkaniu z nią. Można przyjąć, że raczej nie reagowałby w ten sposób, gdyby wynikiem podobnego spotkania miała być tylko chwilowa utrata przytomności i zapomnienie o całym zdarzeniu. Niemniej, patrząc na przypadek Amy i późniejszy Kazrana Sardicka, a także zmultiplikowanej przez TARDIS Clary z jednego z mini odcinków po 7 serii, Moffat zdaje się tu tworzyć własną odnogę kanonu, w której spotkanie siebie samego nie daje asumptu do gwałtownej reakcji wszechświata. Choć może to tylko niekonsekwencja, skoro w Posłuchaj Doktor ostrzega Clarę przed skutkami spotkania jej młodszej wersji i każe jej wrócić do TARDIS, żeby do tego spotkania nie dopuścić.
W New Who paradoks tworzą też, między innymi, Amy i Rory, zabijając się w teraźniejszości, podczas gdy Rory jest uwięziony w przeszłości. Moc tego zdarzenia zatruwa energię życiową, którą żywią się Płaczące Anioły żerujące na życiu Rory’ego i które to zatrucie pozwala uciec mu z pętli czasoprzestrzennej, w jakiej Anioły go zamknęły. Inaczej z kolei energię paradoksu wykorzystuje Mistrz. Tworząc z TARDIS Doktora Machinę Paradoksu, sprowadza na Ziemię w XXI wieku Toclofaine żyjących po końcu świata. Ich najazd poprzez rozdarcie w czasoprzestrzeni nie powinien być możliwy, a tak wielki paradoks (gdyby nie był wspomagany działaniem Machiny Paradoksu) powinien zniszczyć cały wszechświat. Machina jednak działa, niwelując skutki niemożliwego wydarzenia, ale gdy zostaje zniszczona, całe zdarzenie zostaje wymazane z historii wszechświata.
W Doctor Who oczywiście także można wpłynąć na swoją własną przeszłość i przyszłość. I tak Melody Pond, wychowując się ze swoimi dorastającymi rodzicami, nie tylko zostaje nazwana po sobie samej, ale też doprowadza do tego, że Amy i Rory zostają parą, w efekcie czego dobrą dekadę później Melody przychodzi na świat. River Song sama zresztą musi nieustannie unikać zdradzania swojej wiedzy o przyszłości, by w paradoks nie popaść i nie ustalić wydarzeń, które ona pamięta, ale druga strona (Doktor, Amy, Rory) dopiero przeżyje. By nie odebrać Doktorowi nadziei na to, że to, co złego było w tych wydarzeniach, można jeszcze zmienić. Że można je przepisać.
Należy do punktu o paradoksach przypisać Złego Wilka rozsiewającego po wszechświecie swoje imię tak, by natykała się na nie raz po raz podróżująca z Doktorem Rose, aż w przyszłości stanie się Złym Wilkiem, który roześle te słowa. Do tej kategorii paradoksów należy również Sally Sparrow rozmawiająca z Doktorem przez wideo z przeszłości i jego transkrypt, który dostarczyła Doktorowi, zanim Doktor w tę konkretną przeszłość zawędrował, tak by wiedział, co w tym wideo powiedzieć i jak długie przerwy na odpowiedzi Sally zostawić. Przykłady na „tworzenie siebie” można by zapewne zresztą mnożyć w nieskończoność. Istotne jest dla nas, że tego typu paradoksy będą funkcjonować, jeśli tylko zostaną przeprowadzone z odpowiednią ostrożnością i dokładnością. Przykładów na niszczenie jest chyba mniej. Poza wymienionym wcześniej samobójstwem Rory’ego (a myślo,u, że zaliczyć tu można każdą z jego śmierci i każdy z powrotów do życia, choć zwykle to nie sam Rory się uśmierca i ożywia), ponowną śmiercią ojca Rose czy Toclofaine dążącymi do zniszczenia ludzkości, której są potomkami, pamiętamy jeszcze tylko o Amy i Amy z Dziewczyny, która czekała („The Girl Who Waited”), gdzie jedna z jej wersji musi zniknąć, by druga przetrwała.
Zdawać by się mogło, że paradoksem jest także to, co robią Dalekowie w Skradzionej Ziemi/Końcu podróży („The Stolen Earth”/„Journey’s End”), przesuwając ukradziony planetarny składzik o sekundę do przodu. Jednakże to nie jest paradoks. Otóż, choćby Doktor nie wiem jak próbował, nie wyprzedzi kawałka czasoprzestrzeni, który porusza się z dokładnie taką samą prędkością jak on, a „wystartował” o sekundę przed nim. Chyba że ci, którzy znajdują się w tym kawałku przestrzeni, który próbuje dogonić, rzucą mu „linę holowniczą” w postaci sygnału komórkowego i – gdy ją złapie – przyciągną go za tę linę do swojego kawałka uciekającej czasoprzestrzeni. Proste i logiczne bardziej niż żółwie i strzały Xenona.
Czy są w Doctorze Who jeszcze inne paradoksy? Możliwe, że tak. Mamy wrażenie, że w tym aspekcie w żaden sposób nie da się choćby zbliżyć do opisania wszystkiego, czy to na poziomie jednostkowych przypadków, czy to całych wielkich kategorii. Niemniej to, co wyżej oddaje chyba w miarę dobrze charakter tych paradoksów, które pojawiają się w samym New Who.
W części piątej: wojna czasu.