Kiedy myśleliśmy o niepełnosprawności w New Who, zdawało się nam, że nie ma jej zbyt wiele. Ot postać tu czy tam, i tyle. Ale gdy przyszło do ich wyłuskiwania do tego eseju, zobaczyłem, że postaci z niepełnosprawnościami przewija się w nowych seriach Doctor Who całkiem sporo. Jak jednak traktuje je serial i w jakich rolach obsadza?
Nie mam nóg i jestem z ł y
Jednym z panujących w fantastyce, ableistycznych tropów jest złol z blizną, oszpecony i/lub niepełnosprawny. Także Doctor Who ma co nieco za uszami w tej kwestii, zaczynając od klasyków i poruszającego się za pomocą wózka, beznogiego, zdeformowanego Davrosa – ojca Daleków i największego ze złych przeciwników Doktor_. W New Who z kolei pojawia się między innymi Max Capricorn. Ponownie wróg Doktora porusza się tu za pomocą samochodu-wózka, przez co ginie z rąk sojuszniczki Doktora w finale odcinka. Jest też zły łowca nagród, Solomon, grany przez aktora, wtedy bez niepełnosprawności, Davida Bradleya, w odcinku Dinosaurs on the Spaceship. Jego połamane i zmiażdżone nogi Doktor leczy na tyle, by Solomon mógł się poruszać o kulach. Co Solomon wykorzystuje by zagrozić porwaniem królowej Nefertiti. I ponownie musi zabić Solomona, by dobro wygrało. Nie można też zapomnieć o poruszającym się za pomocą wózka Johnie Lumicu. Twórca Cybermanów z alternatywnej Ziemi staje się Cyberkontrolerem, a jego umysł przejmuje cybermańska technologia. Postać z niepełnosprawnością przestaje być człowiekiem. Ostatecznie Lumic ginie z ręki Pete’a, ojca Rose.
Wisienkę na tym niezbyt smacznym torcie stanowi pułkownik Curbishley z odcinka The Unicorn and the Wasp, udający niepełnosprawność po to, by nie porzuciła go żona. Kłamstwo wychodzi na jaw, a choć na poziomie tekstu lady Eddison jest poruszona wyznaniem męża, w warstwie doylowskiej wykorzystywanie niepełnosprawności w taki sposób jest niesmaczne. Nie dość było wymienionych wcześniej postaci poruszających się za pomocą wózka, które były złe i zwykle zabijane czy to przez Doktora (którego sprawność fizyczna jest jedną z istotnych cech, w końcu musi szybko biegać itd. itp.), czy to przez jego sojuszników. Potrzebowaliśmy jeszcze postaci, która pokazuje, że nie należy ufać osobom poruszającym się za pomocą wózka, bo przecież one mogą udawać niepełnosprawność. Co jest mocno problematyczne, gdy wiele osób nie wie (i czasami bardzo lubi się tej swojej niewiedzy trzymać, jakby była ona argumentem), że z wózków korzystają nie tylko osoby o całkowitym paraliżu nóg, ale też sporo tych, które czucie w nogach mają. Są też osoby, korzystające z wózka ambulatoryjnie.
Przedstawienia takie jak w The Unicorn and the Wasp, nawet jeśli powierzchownie urocze, wzmacniają jeszcze to krzywdzące postrzeganie, każąc być „dobrymi detektywami”, uważnymi na wszystko, co nie pasuje do stereotypowego wyobrażenia osoby poruszającej się za pomocą wózka. I wtedy, kiedy zobaczymy, że osoba porusza nogami, albo – nie daj borze – wstanie z wózka, zakrzykniemy, że wcale tego wózka nie potrzebuje. Niestety, niepełnosprawność w społecznej świadomości jest otoczona grubą warstwą ignorancji, którą telewizja i kino często pogłębiają.
Dobre chęci, słabe wykonanie
Doctor Who to nie tylko ableistyczne przedstawienia postaci OzN. Mamy także trochę naprawdę dobrych i o nich opowiemy. Najpierw jednak skupmy się na Ryanie. Według zapowiedzi Chrisa Chibnalla, Ryan miał cierpieć na dyspraksję, czyli schorzenie utrudniające utrzymanie równowagi. Dostaliśmy o tym trochę początku pierwszego odcinka z Trzynastą Doktor i jego końcówkę – i tyle. Cały wątek o akceptacji i uczeniu się jeżdżenia na rowerze załatwiony paroma scenami. A poza tym w serialu Ryan właściwie nie ma problemów z poruszaniem się, nie potyka się, wchodzi nawet na dźwig budowlany bez jednego złego postawienia stopy. A rower? No przecież na koniec nauczył się jeździć, więc wszystko jest super, prawda? Już nawet nie trzeba pokazywać więcej, w innych odcinkach, jak na tym rowerze jeździ.
I to tyle z całego potencjalnego wątku o pokonywaniu przeszkód i jednocześnie – co byłoby naprawdę ważnym przekazem – akceptowaniu swoich ograniczeń[1]. To mogła być opowieść o tym, że jako OzN pewnych rzeczy po prostu nie jesteś w stanie zrobić i tu czy tam będziesz potrzebować pomocy. W czym nie ma żadnego wstydu ani powodu do tego, by ktoś patrzył na ciebie z wyższością. Tymczasem dowiedzieliśmy się o codzienności Ryana z dyspraksją właściwie nic, poza tym nieszczęsnym rowerem.
W taki sposób niepełnosprawność często widzą osoby bez niepełnosprawności – jako tragedię, że człowiek (zwłaszcza młody) nie zrobi jakiejś fajnej czynności, którą jego rówieśnicy wykonują bez problemu. Nie, jak przy dyspraksji chociażby, to, że chodząc będzie się przewracać, obcierać sobie kończyny i doprowadzać do długotrwałych kontuzji, może złamie nogę albo rękę, bo źle upadnie. Że poruszając się musi skupiać się na utrzymywaniu równowagi, a i tak to nie zawsze pomoże w jej utrzymaniu. Nie. Ważna tragedia jest taka, że nie pojedzie na rowerze. A tak naprawdę ten rower to tylko dodatek do całości. Może warto traktować go jako ćwiczenie na równowagę, ale odcinek nam tego tak nie pokazuje. To nie jest rehabilitacja, tylko próby nad malowniczym klifem, które Ryan uważa za irytujące i zbędne. Osobie z niepełnosprawnością może oczywiście na jeździe na rowerze (albo jakiejś innej fajnej umiejętności) zależeć, ale a) to nie był ten przypadek i b) o samej niepełnosprawności Ryana mówił nam niezbyt wiele, poza tym, że ona sobie jest. W tych konkretnych scenach. I nigdzie więcej. Dla OzN niepełnosprawność jest czymś, co jest czasami i z czym można walczyć. W większości nie można. I niepełnosprawność jest, nawet wtedy, gdy jej nie widać.
Lepiej, dobrze, nie do końca dobrze
Czy postaci OzN powinny grać osoby z niepełnosprawnościami? Niekoniecznie, choć miło, gdy jest tu przełożenie[2]. W fantastyce (i nie tylko) paść może argument, że OzN nie będzie w stanie wykonać takiego, czy innego stuntu. Ale też: skoro to ma być postać z daną niepełnosprawnością, a osoba aktorska z tą samą niepełnosprawnością nie zrobiłaby takiego stuntu w prawdziwym życiu, to dlaczego jako widzowie mamy uwierzyć, że zrobiłaby go w fikcji? Poza tym było i wciąż bywa, że OzN grają aktor_ bez niepełnosprawności, podczas, gdy mamy sporo talentów aktorskich OzN, którym warto dać zabłysnąć na ekranie. I może przekonać się, co tak naprawdę są w stanie zrobić.
Doctor Who idzie jednak pomału w dobrym kierunku (niekiedy się potykając). Mieliśmy Cass, głuchą postać graną przez głuchą aktorkę w Under the Lake/Before the Flood, której niepełnosprawność uratowała w odcinku życie. To była bardzo prosta, budząca ciarki scena, z wyczuwaniem drżeń podłogi, która na długo zostaje w pamięci. Mieliśmy postaci niskorosłe, które po prostu istniały, czy to wykonując swoją pracę (jak naukowczyni w The Pyramid at the End of the World), czy rządzące sporą częścią galaktyki (jak imperator w Nightmare in Silver).
Sam Doktor na moment stracił wzrok – co było dla niego szokiem i czymś, co ukrywał przed Bill. A choć jego wzrok został magicznie uleczony, co raczej nie zdarza się w prawdziwym życiu (nie za pomocą magii, nie gdy chodzi o tak poważny stopień uszkodzenia oczu), cały wątek wstydu, poczucia gorszym, a jednocześnie tego, że Doktor całkiem nieźle sobie radzi, jest niezłym przykładem stygmatyzacji niepełnosprawności. Doktor nie może pogodzić się z własną ślepotą. I Bill prosi o oddanie mu wzroku nie dlatego, że sama coś złego widzi w byciu osobą niewidomą, a dlatego, że Doktor z tego powodu cierpi. Zanim Doktor może dojść do momentu akceptacji tego, że nie widzi, wzrok zostaje mu przywrócony.
Niewidoma jest Ada Gillyflower, córka przedsiębiorczyni w Crimson Horror oraz Hanne w It Takes You Away. Ada, tłamszona i wykorzystywana do eksperymentów przez despotyczną matkę, ukrywa przed nią Doktora i na koniec niszczy kosmicznego pasożyta. Hanne jest nastolatką, mieszkającą na odosobnionej farmie z ojcem, Erikiem. Chcąc ją ochronić przed zniknięciem w lesie, Erik wykorzystuje niepełnosprawność dziewczynki. Jednak, choć ma dobre chęci, odcinek ten piętnuje jego zachowanie jako złe: pokazuje jego samolubność i jasno wskazuje, że nie można Hanne traktować, jakby nie rozumiała, co się dzieje. Postępowanie Erika wobec Hanne jest, mówiąc krótko, paskudne. Tym bardziej, że wynika ze źle realizowanej troski podszytej egoizmem. Najpierw Erik wywozi ją do odciętego od świata lasu i odcina od jej przyjaciół, kiedy będąc w żałobie po mamie, Hanne najbardziej ich potrzebuje. Gdy już są w lesie, Erik nagrywa przerażające odgłosy, żeby Hanne myślała, że chatkę otaczają monstra. Tymczasem on znika sobie po drugiej stronie lustra, by spędzać czas z kimś, kto wygląda jak jego zmarła żona. Bo wiecie, żałoba (której Hanne oczywiście wcale nie przechodzi). I przecież nie mógł zabierać córki z sobą. Nie jesteśmy przekonani, czy nauczka od Doktor to dość.
Rodziny obu tych postaci pokazują, jak postrzega się osoby niewidome. Jako nie tylko osoby, które nie widzą, ale jako osoby z niepełnosprawnością intelektualną, co przecież nie idzie automatycznie w parze. Jako osoby, które nie w pełni ogarniają to, jak działa otaczający je świat. Co jest jak najdalsze od prawdy. Brak wzroku nie odbiera bystrości umysłu. Tak się jednak bardzo często postrzega OzN – wbrew temu jak wygląda rzeczywistość. I z jednej strony dobrze, że i w Doctor Who zostaje pokazane jak mylne, nieodpowiedzialne i złe jest to podejście. Z drugiej to jeszcze nie jest ostatnie, najlepsze słowo, jakie można w temacie niepełnosprawności powiedzieć.
Jeśli chodzi o te naprawdę dobre przykłady, mamy choćby Diane – postać bez ręki, która ot, jest, żyje, ma pracę. Gdyby było jej w serialu więcej (jest postacią drugoplanową) pewnie pojawiłoby się też głębsze wejrzenie w jej funkcjonowanie z niepełnosprawnością. A przynajmniej możemy tak sobie pomarzyć. Jednak to, co dostaliśmy już jest dobre. Na uwagę zasługuje fakt, że Diane nie używa protezy – w fantastyce i sci-fi szczególnie protezy rąk lubią się pojawiać (szczególnie bardzo zaawansowane technologicznie). Tylko że w rzeczywistości korzystanie z tych protez niespecjalnie w czymkolwiek pomaga osobom bez rąk. I powiedzcie, ile osób korzystających w prawdziwym życiu, na co dzień, z protez rąk widzieliście? O ile proteza nogi pomaga chodzić, o tyle proteza ręki to zwykle drogi (albo strasznie drogi), ciężki klamot, który nawet w najlepszym wydaniu nie jest dość precyzyjny by móc funkcjonalnie zastąpić rękę i – w szczególności – ludzką dłoń. Proteza ręki to taki estetyczny gadżet, żeby się osobom bez niepełnosprawności łatwiej i lepiej patrzyło na osobę bez ręki. W rzeczywistości, kto z was uwiesił_by sobie do ramienia duży ciężar i tak z nim chodził? Diane nie używa więc protezy, bo nie jest jej potrzebna do życia, szczęścia i lepszego funkcjonowania. I to cieszy, ponieważ takiego pokazania postaci bez rąk mamy wciąż o wiele za mało.
Jednocześnie są w New Who i okolicach postacie takie jak mama April z Class. Grała ją aktorka poruszająca się za pomocą wózka. Ale fakt, że w prawdziwym życiu Shannon Murray potrafi trochę chodzić wykorzystano by wprowadzić wątek tego, że jej postać, Jackie została „magicznie” uleczona. Mamy więc aktorkę OzN, grającą postać OzN (dobrze), której prawdziwą możliwość poruszania się gdy jest ona OzN, wykorzystano by pokazać że jej postać przestała być OzN. Szkoda tylko że to tak nie działa. Rehabilitacja może części osób z niepełnosprawnościami pomóc. Zwłaszcza gdy są to niepełnosprawności nabyte po wypadkach i niezwiązane z poważnymi uszkodzeniami kręgosłupa. Ale nawet rehabilitacja to nie jest pstryknięcie palcami, tylko miesiące, jak nie lata, regularnych ćwiczeń. Albo też całe życie w przypadku osób, które urodziły się z niepełnosprawnością, u których niepełnosprawność wystąpiła w trakcie porodu lub tuż po nim. Albo w bardzo wczesnym okresie życia. W tych wypadkach rehabilitacja bardzo rzadko daje spektakularne efekty.
Spojrzenie w przyszłość
Wraz z powrotem Russella T Daviesa do serialu doczekaliśmy się jednak nowego, odchodzącego od ableizmu podejścia do postaci OzN. Zaczynamy zaś od… Davrosa. Tak, dokładnie, od tego najgorszego z klasycznych wrogów Doktora. Jak w pierwszym odcinku Doctor Who Unleashed mówi sam RTD:
Istnieje bardzo długa tradycja [pokazywania OzN jako złych]. Naprawdę nie winię za to ludzi z przeszłości. Ale świat się zmienia. A gdy świat się zmienia, Doctor Who też musi się zmienić i ewoluować. […] Dlatego postanowiliśmy pokazać Davrosa bez blizn na twarzy i bez wózka, a raczej jednostki wspomagającej, która służy jako wózek. Powiem tak: w ten sposób dziś widzimy Davrosa. Tak teraz wygląda. Jest rok 2023, to jest nasze spojrzenie. Kiedyś wszystko było czarno-białe, dziś nie jest. Kiedyś Davros wyglądał tak, a teraz wygląda inaczej i jest to decyzja, której się trzymamy. Myślę, że wieczór Children In Need to czas, w którym problemy z niepełnosprawnością, innością, wykluczeniem, stają się głównym tematem rozmów. Ze wszystkich możliwych wieczorów dokonanie tej zmiany [w ten dzień] przez Who jest absolutnie kluczowe i jestem bardzo, bardzo dumny z faktu, że to zrobiliśmy.
Pokazywanie złoli jako niepełnosprawnych, okaleczonych nie pasuje zupełnie do współczesnej telewizji, do współczesnego Doctor Who. Tym bardziej, że sam miniodcinek z Davrosem, wyświetlony został w trakcie Children in Need, czyli programu poświęconego zbieraniu funduszy na leczenie chorych dzieci. Pokazanie złego właśnie w taki sposób – pokazując, że niepełnosprawny = gorszy/zły – byłoby zwyczajnie okrutne. Nowy Davros jest więc może i zmęczony życiem, ale nie jest OzN. I bardzo dobrze.
W epokę New New Who wchodzimy zresztą z dwiema innymi postaciami poruszającymi się za pomocą wózka. I jest to bardzo dobry kurs wymiany. W pierwszej kolejności mamy Wilffa Motta, dziadka Donny. Choć Wilff pojawił się tylko w jednej scenie (na więcej nie pozwolił stan zdrowia aktora) to dobrze jest zobaczyć kochaną, starszą postać, której konieczność poruszania się za pomocą wózka z powodu sędziwego wieku nic nie odbiera. Owszem, nie może mieszkać już z rodziną, ale jest zaopiekowany i cieszy się taką pełnią życia, jaka jest dla niego możliwa. Szkoda, że nie udało się pokazać więcej – Wilff na pokładzie TARDIS i wspierający swoją rodzinę byłby wspaniały – ale też jest to piękne oddanie hołdu ukochanej przez wielu postaci.
Drugą postacią OzN jest Shirley Anne Bingham, grana przez Ruth Madeley – aktorkę i aktywistkę poruszającą się za pomocą wózka. Shirley, która pojawiła się już w The Star Beast i powróciła w The Giggle, jest doradczynią naukową UNIT-u, profesjonalistką, doskonale sobie radzącą w trudnych sytuacjach. Jej niepełnosprawność nie czyni z niej gorszej czy słabszej osoby. Czasami utrudnia życie – bo jej podwładny nie pomyślał, że nie wejdzie po schodach – ale nie na tyle, żeby przeszkadzało jej to w wykonywaniu odpowiedzialnej pracy. Shirley jest zabawna, ma poczucie humoru i zdrową dozę dystansu do zajebistości Doktora. Potrafi też poruszać nogami (Madeley potrafi chodzić, porusza się za pomocą wózka ambulatoryjnie), ale to nie znaczy – jak chcą ableistyczni krzykacze z różnych zakątków internetu – że jest pełnosprawna i tak naprawdę niepełnosprawność udaje. Nie. Shirley Anne Bingham i Ruth Madeley są obie osobami z niepełnosprawnością. Nie są w pełni sparaliżowane od pasa w dół, są w stanie chodzić, ale zapewniamy was: ból, czy częściowe unieruchomienie części ciała związane z konkretną niepełnosprawnością potrafią sprawić, że ledwie, jeśli w ogóle da się chodzić. I nawet kiedy po domu poruszasz się o własnych siłach, na zewnątrz tych sił ma prawo zwyczajnie ci już nie wystarczać. Bo nadwyrężanie zbyt długim chodzeniem w jakimś stopniu niesprawnych części ciała prowadzi do większego bólu i dalszych uszkodzeń, które pogarszają stan zdrowia. Wózek tych uszkodzeń i tego bólu oszczędza w bardzo dużym stopniu, a jednocześnie daje mobilność o jakiej można pomarzyć bez niego – gdy rozwiązaniem jest albo chodzić dalej i sobie szkodzić, albo nie ruszać się nigdzie. Wózek, to jest technologia wolności – daje możliwość wyjścia do świata, choć z pewnymi ograniczeniami.
Przy okazji Ruth Madeley, nie możemy także pominąć jej działalności charytatywnej. Aktorka sporą część życia spędziła jako wolontariuszka organizacji Whizz-Kids. Sama dzięki niej jako dziecko i później, w okresie dojrzewania otrzymała kolejne wózki. W pewnym momencie jednak stało się oczywiste, że jej kariera aktorska wychodzi na prowadzenie. Pozostaje obecnie fundatorką i matronką organizacji.
Madeley wciąż jednak pozostaje aktywistką i głośno mówi o potrzebie normalizacji niepełnosprawności przez telewizję i kino. Nakłania też hollywoodzkich producentów do zatrudniania do ról postaci OzN osób aktorskich z niepełnosprawnościami. Jej współpraca z Russellem T Daviesem zaczęła się przy serialu Years & Years (polecamy!), w którym zagrała Rosie Lyons. Ta rola początkowo nie była pisana z przeznaczeniem dla aktorki OzN, ale showrunner po zakończonym castingu pracował z Madeley nad tym by ująć w scenariuszu jej niepełnosprawność. Ich współpraca przy Doctor Who jest kontynuacją podjętej wtedy drogi – otwarcia się na inkluzywne przedstawianie postaci OzN w telewizji. Co, jak widać, wychodzi wspaniale.
Co czeka nas dalej? Co przyniesie nam w temacie niepełnosprawności era Piętnastego Doktora? Czy Shirley Anne Bingham powróci? Na te pytania dopiero przyjdzie nam poznać odpowiedź. Ale odcinki specjalne z okazji 60 rocznicy Doktor Who i mniodcinek wprowadzający Czternastego Doktora do telewizji wytyczają tu nowy, pozytywny kierunek, którym, mamy nadzieję, serial podąży jak najbardziej świadomie i celowo.
Dziękujemy Kasi Goworek za sensitivity reading.
[1] Taka tam rewolucyjna idea: jeśli wiesz, że nigdy nie nauczysz się jeździć na rowerze, to może twoja rodzina nie powinna zmuszać cię do ćwiczenia jazdy rowerem. Chyba że to tobie zależy, ale wtedy to jest twój własny, świadomy wybór, a nie „no dla babci nie zrobisz?”.
[2] W tym momencie przychodzi nam do głowy kwestia blackface. Technicznie osoba biała może zagrać osobę czarną. Ale nie jest to dobra praktyka. By ująć to delikatnie. Z niepełnosprawnością może nie jest to aż tak drastyczna kwestia, niemniej także każąca się zastanowić, o co właściwie pytamy. O kunszt aktorski, czy o coś jednak trochę innego, niezbyt fajnego, co pod kunsztem aktorskim można łatwo ukryć?