Idealny świąteczny film lub odcinek serialu to niekoniecznie ten, którego akcja zahacza o święta. Liczy się również, a może nawet przede wszystkim, odpowiednio ciepłe i chwytające za serce lub ważne i podniosłe przesłanie. Dlatego, choć Doctor Who ma długą tradycję świątecznych odcinków, to, dla odmiany, proponuję pięć innych odsłon serii – po jednej na każdego Doktora ery New Who i póki co jedną Doktor – które, ze względu na szczególny charakter, warto obejrzeć właśnie w święta.
The Empty Child/The Doctor Dances
W tym dwuodcinkowym trochę horrorze, trochę filmie akcji, trochę romansie, jest tyle dobra, że nie wiem, od czego zacząć. Steven Moffat debiutuje w roli scenarzysty Doctor Who, ubrana we flagę Wielkiej Brytanii Rose ulatuje w powietrze na balonach przeciwlotniczych, poznajemy Jacka Harknessa, chłopczyk w masce przeciwgazowej i skaleczenie na dłoni straszą lepiej niż jakikolwiek potwór tygodnia, kosmiczna technologia, która początkowo wydaje się przerażająca, okazuje się dobra, Doktor przypomina sobie, że potrafi tańczyć, a przede wszystkim nikt nie umiera. Mimo że wcale się na taką nie zapowiada, ta opowieść ma iście świąteczny wydźwięk: niecny uczynek ma zupełnie nieoczekiwane konsekwencje i w efekcie budzi nadzieję w najbardziej mrocznych czasach, i dosłownie przywraca życie. Jeśli ktoś do tej chwili nie zakochał się w Doctor Who, to po tym dyptyku raczej nie miał już wyjścia.
Turn Left
Każdy jest ważny – to jedno z przesłań New Who. Czasem dość ironiczne, jak w końcówce The End of the World, gdzie to nie Mistrz, a „nieistotny” człowiek zapuka cztery razy, obwieszczając koniec życia Dziesiątego. Turn Left opowiada o alternatywnej rzeczywistości, w której Doktor nie spotyka Donny i ginie, w efekcie czego nie może zapobiec wydarzeniom, które zaprowadzą wszechświat na skraj zagłady. Odwrócenie czasu spoczywa na barkach Donny: musi uwierzyć, że jest ważna i podjąć najtrudniejszą z możliwych decyzję. Ta historia to apogeum (choć szczęśliwie nie koniec) świetności kobiety, która przegapia wszystkie ważne wydarzenia, najzwyklejszej, a jednocześnie najlepszej z towarzyszek Doktora. Bo przecież ta Donna z alternatywnej rzeczywistości, która nigdy nie spotkała Władcy Czasu i nie przekonała się, że chce od życia czegoś więcej, okazuje się równie bohaterska i empatyczna. A nawet bardziej, bo przecież w tym jej życiu nie wydarzyło się nic, co mogłoby ją przekonać, że to poświęcenie ma sens. Wniosek? Oczywisty i rzecz jasna megaświąteczny: nie jesteśmy nieistotni. Jesteśmy najważniejsi na świecie.
The Beast Below
Najsmutniejszy odcinek w stawce, ale trudno mi, szczególnie w obecnych czasach, wyobrazić sobie ją bez niego. Oto kosmiczny wieloryb, ostatni ze swojego gatunku, przywołany płaczem dzieci zabiera na swój grzbiet statek z uciekinierami z ginącej Ziemi. Pasażerowie statku, nie wierząc w jego dobrą wolę, decydują się na uwięzienie stworzenia i zmuszenie go do posłuszeństwa poprzez zadawanie mu ciągłego bólu. A nie mogąc pogodzić się z tą decyzją, decydują się o niej… nie pamiętać. Dopiero dzięki Amy, która, powodowana współczuciem, postanawia uwolnić wieloryba, przekonują się, że „bestia” nigdy nie zamierzała ich zostawić i lata tortur i niewoli nie sprawiły, że zmieniła zdanie. Przebijająca z The Beast Below refleksja na temat ważności innych niż człowiek stworzeń jest w czasach masowej produkcji i postępującej zagłady środowiska naturalnego chyba ważniejsza niż kiedykolwiek. Również, a może przede wszystkim w święta, kiedy konsumpcja sięga zenitu.
The Zygon Inversion
To opowieść zdecydowanie lżejszego kalibru, za to z absolutnie genialnym Dwunastym, cudowną Osgood aka dziewczyną w szaliczku, świetnym zakończeniem i cudownym przesłaniem. Doctor Who zawsze był antywojenny, a nadzieja, że nawet największy łotr ma w sobie coś dobrego i może się zmienić, jeśli da się mu szansę, zawsze była ważną częścią opowiadanych w nim historii. I tu, jak zdecydowanie zbyt rzadko, ta nadzieja się spełnia. I to nie, jak się początkowo wydaje, za na skutek gróźb czy z obawy przed zbyt drastycznymi nawet dla największego złola konsekwencjami, a za sprawą rozmowy, myślenia i słuchania siebie nawzajem. Brzmi jak piękna bajeczka na święta? Ano tak.
It Takes You Away
Skoro już przy bajkach jesteśmy, to nie mogę nie zamknąć tego zestawiania jednym z najświeższych – i też chyba najdziwniejszym – odcinkiem o samotności, śmierci i żałobie, ale też o przyjaźni i pogodzeniu z rzeczywistością, czyli It Takes You Away. Coś, co zaczyna się jak klimatyczny horror, okazuje się być klasycznym rodzinnym dramatem, w którym bohater musi się nauczyć żyć i być odpowiedzialnym za tych, co żyją, nie za tych, co umarli. Brzmi bardzo prosto, za to aby się to wydarzyło, potrzeba będzie świadomego i bardzo samotnego wszechświata, Doktor i jej przyjaciół oraz eonów ciepła i całego wachlarza wzruszeń. Jeśli jeszcze nie udało się wam obejrzeć tego odcinka, to te święta będą do tego świetną okazją!
A jaki będzie wasz wybór? Z którym Doktorem i w jakim wydaniu spędzicie święta? Dajcie znać na Facebooku.
(ona/jej) Fotografka amatorka, jedna druga whosomowej sekcji wspinaczkowej. Zakochana w Ekspansji i prelegowaniu na konwentach. Zachłanna życia, nowych miejsc, ludzi i wrażeń. Eksblogerka, eksdziennikarka radiowa, eksaktywistka społeczna. Od jakiegoś czasu uczy się spełniać marzenia i bardzo jej się to podoba.