Coś czai się w mroku. Podchodzi, gdy nie patrzysz. Kiedy tylko odwrócisz wzrok, przyjdzie, by odebrać ci życie. Nie, nie zabić. Odesłać w inny czas. Tracisz wszystko, co miałeś – rodzinę, przyjaciół, świat, w którym żyłeś. Musisz zaczynać od nowa w zupełnie innych realiach.
Płaczące Anioły są jednymi z najstraszniejszych potworów, jakie pokazał nam Doctor Who. Istoty stare jak sam wszechświat, cierpliwe, ale szybkie. To, że Anioły są tak przerażające, wynika właśnie z tego, że zbudowane są na najbardziej atawistycznych ludzkich lękach. Uosabiają to, co dręczy ludzi od zarania dziejów – strach przed ciemnością, przed tym, że coś się w niej czai, oraz lęk przed szybkim, bezszelestnym drapieżnikiem.
Wyobraź sobie, że znajdujesz się w starym, opuszczonym domu. Początkowo idziesz pewnym krokiem, bo przecież nie jesteś dzieckiem. Opowieści o duchach to tylko bajki. To tylko stary dom, prawda? Podłogi skrzypią przy każdym kroku. Wiatr wyje, przenikając przez każdą szczelinę (ale przecież nie było wiatru…). Wydaje ci się, że kątem oka zauważasz jakiś ruch. Powoli się odwracasz. Zauważasz, że ręka, w której trzymasz latarkę, zaczęła drżeć. Przed sobą widzisz posąg. To anioł zakrywający twarz. Serce tłucze ci się w piersi. Nie było go tutaj… Zauważasz, że ręce posągu wyglądają niemalże jak żywe, ale przecież posągi nie ożywają, nie mogą się poruszać. Światło latarki zaczyna przygasać… Nie, tylko nie teraz! Mrugasz…
Płaczące Anioły pierwszy raz zobaczyliśmy w niesamowitym odcinku Blink. Właśnie w nim były najbardziej przerażające. Tajemnicze, potężne i złowrogie istoty, wobec których nawet Doktor – śmiejący się w twarz hordom Daleków, pokonujący całe armie bez większego wysiłku – wydaje się być bezsilny. Doktor wyjaśnia Sally Sparrow, czym są Płaczące Anioły. Mówi jednak niewiele. I ta dodatkowa tajemniczość czyni je jeszcze bardziej przerażającymi.
To samotni mordercy. Nikt nie wie dokładnie, skąd pochodzą. Są tak stare, jak wszechświat. Przetrwały, bo mają najbardziej niezwykły system obronny, jaki kiedykolwiek powstał – blokadę kwantową. Przestają istnieć, kiedy się na nie patrzy. Kiedy jakakolwiek istota na nie patrzy, zamieniają się w kamień. Nie można zabić kamienia. Oczywiście kamień nie może także zabić ciebie, ale kiedy odwrócisz głowę, kiedy mrugniesz…
Jedenasty Doktor tłumaczy w odcinku The Angels Take Manhattan, dlaczego Płaczące Anioły działają w tak dziwny sposób – odsyłają swoje ofiary w inny czas:
Odsyłanie kogoś w czasie tworzy energię czasu i tym żywią się Anioły.
Wiemy jednak, że te istoty potrafią zabijać, jeśli chcą. Płaczące Anioły, które Jedenasty Doktor spotkał po katastrofie Bizancjum, wydają się być już nieco innymi istotami niż te tajemnicze posągi z Blink. Są bardziej krwiożercze i brutalne. Przestają być cichymi łowcami. Wykorzystują zabitego człowieka, by komunikować się z Doktorem. Pojawiają się całymi stadami i okazuje się, że mają jakiś plan. Przyznam, że o wiele bardziej podobała mi się wizja Aniołów jako drapieżników, które po prostu czyhają na swoje ofiary, by żywić się energią powstałą podczas odsyłania ich w czasie. Nadal jednak są przerażające. Nie można ich pokonać, a kiedy jest ich więcej, w zasadzie tylko jakiś szczęśliwy zbieg okoliczności pozwala się uratować.
Jednak to nie tylko bezlitosne potwory czające się w ciemności. Jedna rzecz, którą Doktor powiedział o Płaczących Aniołach, poruszyła mnie najbardziej – dlaczego zakrywają twarze?
One nie płaczą. Nie mogą zaryzykować spojrzenia na siebie nawzajem. Ich największy atut jest zarazem ich przekleństwem. Nie mogą się zobaczyć. To najbardziej samotne istoty we wszechświecie.
Istoty, które tak przerażają, budzą także moje współczucie. Kiedy ktokolwiek na nie patrzy, przestają istnieć, zmieniają się w kamień i nigdy nie mogą spojrzeć na siebie nawzajem…
Pomimo że są to te same Anioły, w różnych odcinkach przedstawiano je różnie. To wynik rozwijania ich historii bez spójnej wizji i chęci uczynienia ich jeszcze bardziej przerażającymi. Te zabiegi, moim zdaniem, przyniosły nieco odwrotny efekt. Dla mnie najbardziej przerażające były pierwotne Anioły – tajemnicze, milczące, szybkie i samotne. Takie bezlitosne mordowanie ludzi nie jest tak straszne, jak to milczące zbliżanie się niebezpieczeństwa. Niemy posąg, który z każdym mrugnięciem przybliża się coraz bardziej. Choć są bardzo szybkie, ma się wrażenie, że bawią się swoją ofiarą. Mogą ją przecież dopaść w ułamku sekundy, a jednak zbliżają się po trochu, lekko zmieniają pozycję, aby w końcu pokazać okropny grymas i przerażające kły… Jednak daleka jestem od stwierdzenia, że rozwijanie tych postaci i pokazywanie w nowym świetle zniszczyło ich potencjał. Po zsumowaniu wszystkich pomysłów, Płaczące Anioły nadal przerażają. Nie możemy być pewni, co się z nami stanie, gdy posąg nas dopadnie. Czy cofnie mnie w czasie i będę mogła układać sobie nowe życie? A może akurat nie jest głodny i po prostu skręci mi kark? A może, jak w odcinku The Angels Take Manhattan, przeniosą mnie w to samo miejsce – tylko wcześniej – i resztę życia spędzę zamknięta w jednym pokoju?
Idziesz ciemną ulicą. Jest listopad, ulica jest mokra, a zimny wiatr rozrzuca dookoła zbrązowiałe liście. Latarnie przygasają… znowu jakaś awaria? Kiedy w końcu ktoś weźmie się za ich naprawę? Wracasz tędy codziennie, ale ostatnio ciągle któraś latarnia nie działa. Mijasz zabytkowy kościół. W nocy figury aniołów wyglądają przerażająco. W dzień to zwykłe miejsce, ale po zmroku ludzki umysł zaczyna szaleć… Zaraz, skąd wzięły się te anioły? Na pewno ich tu nie było! Oglądasz się, ale ich tam nie ma. Chyba ci odbija…
Świeci słońce. Czujesz na twarzy przyjemny, wiosenny wietrzyk… wiosenny? Otwierasz oczy. Kwitną drzewa, pachnie świeża trawa. W oddali ludzie idą w stronę małego kościółka. Jedzie konny powóz…
Ach. Musicie pamiętać jeszcze jedną rzecz…
Każdy obraz Anioła staje się Aniołem.
Składa się głównie z kawy, wina i brokatu. Pisze kilka rzeczy na raz i często kłóci się ze swoimi bohaterami. Fanka fantasy, sci-fi i postapo. Od nastu lat Mistrzyni Gry. Jest połączeniem melancholii, chaosu i ciekawości, choć ma w sobie mnóstwo dobrej energii, którą chętnie obdarowuje innych (pomimo, że sama nie wie skąd ją bierze).