Trzynasta Doktor siedzi za sterami TARDIS już od dwóch serii, czas więc przyjrzeć się jej towarzyszom. Na pierwszy ogień – Ryan Sinclair.
Ryan to postać, którą można by uznać za nudną i ot, taką na doczepkę. To zresztą zawsze dość trudne, by utrzymać balans między towarzyszami a Doktor(em), gdy tych pierwszych jest na pokładzie TARDIS więcej niż jeden, dwie. Ale my od jakiegoś czasu odnajdujemy w Ryanie pewien spokój, z którym bardzo łatwo nam sympatyzować, a może nawet się identyfikować.
Kiedy Chris Chibnall wprowadzał jego postać, jeszcze przed premierą mówił o tym, że Ryan cierpi na dyspraksję, czyli, jak tłumaczył, chorobę sprawiającą problemy z utrzymaniem równowagi. W serialu ten element życia Ryana pojawia się to tu, to tam, ale poza pierwszym odcinkiem jedenastej serii nie jest poruszany bardzo często i można nawet uznać, że temat ten został zamieciony pod dywan. Warto tu jednak dodać coś, o czym Chibnall nie wspominał – otóż dyspraksja jest rodzajem nieneurotypowości. Pod ten parasol wliczają się zaburzenia takie jak ADHD, autyzm czy dysleksja. O ile w dyspraksji być może to element niepełnosprawności ruchowej jest najistotniejszy, a może najczęściej dostrzegany, nie dziwi nas wcale, że Ryan to postać wycofana, taka, która zwykle dobrze się zastanowi, zanim coś powie. Jednocześnie też z tendencją do tego, by najpierw sprawdzić jak coś działa, a dopiero potem pytać. Cudna jest malutka scena w Arachnids in UK: Doktor odwiedza z Ryanem i Grahamem laboratorium naukowe i choć kamera skupiona jest na niej, to można dostrzec, jak Ryan wygłupia się w tle, bawiąc się w grę cieni. To taki sympatyczny drobiazg pokazujący jego poczucie humoru.
Innym istotnym momentem jest także scena w Spyfall, jak Ryan denerwuje się, gdy na zlecenie Doktor musi udawać kogoś, kim nie jest, a kiedy wykrycie prawdy wiąże się z poważnymi konsekwencjami. Ryan popada w panikę, ze stresu wylicza wszystko, co może pójść źle i gdyby nie obecność Yaz, która zapewnia go, że wszystko będzie dobrze, to być może przegrałby ze strachem i nie wykonał swojego zadania. Widać tu wyraźną spójność w jego prowadzeniu, z tym, jak postrzegają świat i funkcjonują w nim osoby nieneurotypowe. Pokazuje to, że twórcy zagłębili się w temat mocniej, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka zdawać.
Na szczęście Ryan miał w swoim życiu najpierw kochającą mamę, a potem babcię, która pomagała mu pokonać jego lęki i uczyła go, jak ciągle próbować nowych rzeczy i jak sobie radzić z traumatyzującymi doświadczeniami – nawet jeśli nie jest to dla niego łatwe i nie uniknął traumy w całości. Nic dziwnego, że pierwszy odcinek jedenastej serii zaczyna się od filmiku, w którym Ryan opowiada o Grace i o tym, jak bardzo jest dla niego ważna. Osobom takim jak Ryan jest o wiele trudniej funkcjonować w społeczeństwie bez dorosłych, którzy zapewniają im wsparcie i zrozumienie. Ktoś gdzieś słusznie zauważył, że w społeczeństwie mamy problem polegający na braku niestraumatyzowanych nieneurotypowych osób. I Ryan właśnie do takich osób należy, bo choć miał kochającą, wspierającą babcię, to przeżył też osobiste tragedie, jakimi była śmierć mamy i porzucenie przez ojca.
Nic dziwnego więc, że bardzo długo zajęło mu zaufanie Grahamowi – drugiemu mężowi jego babci. Choć trudno powiedzieć, na ile sam Ryan świadomie dostrzegał ten wzorzec lęku i braku zaufania, to pozostaje faktem, że postanowił zaufać Grahamowi dopiero po tym, jak ten został przy nim w momencie, kiedy Ryan stracił babcię. Po raz pierwszy nazywa go dziadkiem, gdy Graham, pomimo ogromnej chęci pozostania ze wspomnieniem Grace pod postacią Solitraktu i na nowo rozdrapanej żałoby, wraca do Ryana. Robi to, czego przez jakieś sześć lat nie potrafił zrobić ojciec Ryana, udowadniając, że nie rzuca słów na wiatr, szczególnie jeśli chodzi o rodzinę. Może też dopiero po tym wydarzeniu Ryan był gotów wybaczyć także swojemu tacie – choć ten, oczywiście, musiał się naprawdę postarać i sam udowodnić, że jego słowa nie są kolejną pustą obietnicą.

Ryan to, oczywiście, nie tylko niepełnosprawność czy inne postrzeganie świata. Troszczy się głęboko o swoich przyjaciół, i to nie tylko tych z jego nowej, podróżującej po czasie i przestrzeni rodzinki. Martwi się tym, że jego doświadczenia przez podróże w czasie rozmijają się z doświadczeniami i czasem dla tych, których zostawił za sobą. Kiedy widzi, jaki wpływ na jego przyjaciela ma fakt, że nie może być z nim w stałym kontakcie, jeśli dalej chce podróżować z Doktor, podsuwa mu pomysł uczestnictwa w grupie wsparcia. Ryan doskonale wie, że bez ludzi o podobnych zmaganiach z życiem ciężko jest przetrwać we współczesnym świecie. Widząc więc, że jego przyjaciel potrzebuje kogoś, kto powie „tak, wiem dokładnie o czym mówisz”, oferuje mu właśnie spotkanie z takimi osobami.
Ryan ma też codzienne życie i choć bywa ono czasami nudnawe, a praca, którą wykonuje jest męcząca i niesprawiająca mu żadnej przyjemności, którą uznaje za zajęcie tymczasowe, dopóki nie uzbiera na specjalistyczny kurs – jest to też życie codzienne, którego doświadcza wiele z nas. Można je tu porównać z życiem Rose przed tym, jak Dziewiąty dosłownie wysadził je w powietrze. Ryan, podobnie jak Rose, wykonuje nisko opłacaną pracę, którą niewiele osób docenia i która nie przynosi mu satysfakcji. Nic więc dziwnego, że choć jego pierwsze spotkanie z Doktor kończy się rodzinną tragedią, bez wahania wsiada na pokład TARDIS.
Warto zakończyć, że Ryan jest postacią czarnoskórą. Takich towarzyszy mieliśmy już w Doctor Who kilkoro, a obecnie obok Ryana mamy także Yaz, której rodzina pochodzi z Indii. Ta reprezentacja cieszy, ale przez większość czasu to postaci, które po prostu są, bez zagłębiania się w kwestie rasizmu. I to też jest fajne – pokazanie, że taki Ryan może podróżować z Doktor i po prostu być, ciesząc się odwiedzaniem wszechświata, bez względu na swoją rasę czy poglądy.
Bardzo cenimy sobie też odcinek Rosa, nie tylko za to, że pokazuje historię walki z rasizmem w USA, o której wiele osób być może nawet nie wie za wiele, ale też za to, że pokazuje jasno i wyraźnie, że rasizm wciąż jest obecny w społeczeństwie. Dobrze widać to w momencie, gdy Ryan musi ukrywać się przed policją i opowiada Yaz o tym, jak babcia uczyła go ukrywać gniew, zupełnie naturalny w wielu sytuacjach, a u niego – jako u czarnego chłopaka z niewidoczną niepełnosprawnością[1] i z traumą odrzucenia – tym naturalniejszy. Ryan jest więc spokojny, ale to nie znaczy, że nie odczuwa złości ani frustracji. Przez życie w rasistowskim społeczeństwie, dla własnego bezpieczeństwa, nie może sobie pozwolić na otwarte wyrażanie swoich emocji.
Ryan jest wbrew pozorom bardzo ciekawą postacią, z którą można całkiem łatwo sympatyzować. Zyskuje przy bliższym przyjrzeniu się jego osobowości i wnosi na pokład TARDIS perspektywę, jakiej do tej pory nam brakowało.
[1] Niewidoczne niepełnosprawności to rodzaj niepełnosprawności, które znacząco wpływają na życie osoby niepełnosprawnej i są zwykle niedostrzegane przez społeczeństwo. Ich objawy są odrzucane jako fanaberie lub przesadny dramatyzm, gdy w rzeczywistości są objawem cierpienia, którego społeczeństwo nie próbuje zaakceptować, bo wtedy musiałoby na nie zareagować tak, by im faktycznie ulżyć.