Doctor Who pod względem queerowej reprezentacji nie jest idealny. Ale się stara. I ja te starania bardzo doceniam. Oto krótki przegląd jawnej i sugerowanej obecności LGBTQ+ w Whoniversum po obu stronach ekranu.
Nie sposób byłoby opowiedzieć o Doctor Who i jego genezie, nie poruszając istotnego tematu: od samego początku był to serial tworzony przez przedstawicielki i przedstawicieli najróżniejszych mniejszości. W sukces serialu początkowo nikt nie wierzył i do jego ekipy spychano co mniej obiecujące jednostki, jak kobiety i obcokrajowców (pamiętajmy, że mowa o Wielkiej Brytanii i latach 60. – nie było to najprzyjaźniejsze i najbardziej otwarte ze społeczeństw). Trudno żeby to go w jakiś sposób nie ukształtowało. Może właśnie dlatego dziś jest to serial, który do przedstawicieli różnych mniejszości, w tym LGBTQ+, szczególnie przemawia. Zarówno do odbiorców, jak i różnego rodzaju twórców.
Zacznijmy jednak od podstaw.
Po co nam reprezentacja?
Jest kilka kategorii osób, których w popkulturze jest po prostu mało, a w prawdziwym świecie – mnóstwo. Ta dysproporcja bywa źródłem frustracji i rodzi poczucie, że posiadanie pewnych arbitralnych, wrodzonych cech spycha osobę na społeczny i kulturowy margines. Omawiając reprezentację w mediach, najczęściej mówi się o reprezentacji etnicznej (to w kręgu anglosaskim) i mniejszości seksualnych, czyli LGBTQ+ (to u nas, nie żeby było o czym długo rozmawiać), to jednak nie wszystko. Nikt chyba nie wątpi w istnienie osób z niepełnosprawnościami, przewlekle chorych fizycznie, cierpiących na zaburzenia psychiczne czy wyznających różne mniejszościowe religie, a są też przecież ludzie niebinarni (czyli nieidentyfikujący się ani z płcią żeńską, ani męską) lub o orientacji seksualnej, która nie mieści się w tym uproszczonym, codziennym podziale na hetero i homo, a jest takich przecież bardzo dużo. Gdy zdamy sobie z tego sprawę, świat nagle robi się większy, a popkultura uboższa. Straszna szkoda, prawda? Przy całej ludzkiej różnorodności na ekranach widzimy ciągle niemalże to samo. Przy całej różnorodności Whoniversum Doktora grał zawsze biały mężczyzna – aż do 2017 roku. Czy naprawdę kobieta w tej roli jest aż taką rewolucją, że trzeba było tak długo zwlekać z decyzją? Gdy domagamy się różnorodności, postulujemy o uwzględnianie jej w popkulturze nie tylko dlatego, bo uważamy, że nam się to należy, ale też dlatego, że wiemy – wiele już o tym napisano – że obecność przedstawicieli grup mniejszościowych w mediach w niestereotypowych rolach daje poczucie bezpieczeństwa, dodaje odwagi, dowartościowuje i zachęca do działania. Nie o tym jednak chcę pisać, tylko o…
LGBTQ+ w Whoniversum
Jako że mamy Miesiąc Dumy, zajmę się osobami LGBTQ+. O innych odcieniach reprezentacji, mam nadzieję, porozmawiamy już niedługo. Dziś jednak czas na tęczę!
Skrót LGBTQ+ (i inne jego warianty) oznacza osoby o innych niż hetero orientacjach seksualnych i romantycznych – lesbijki, gejów, osoby biseksualne, panseksualne i inne; osoby o różnorodnych tożsamościach płciowych – transpłciowe, niebinarne, nieidentyfikujące się z żadną z płci – oraz osoby aseksualne i aromantyczne, a także wszelkie inne, mniej liczne tożsamości i osoby szukające jeszcze swojej identyfikacji kryjące się pod Q oznaczającym queerowość. LGBTQ+ to nie klub, do którego można się zapisać (lub wypisać), tylko zapisana skrótem wyliczanka różnych tożsamości, które łączą różne trudności związane z brakiem praw, dyskryminacją czy zazwyczaj negatywnie postrzeganym „odstawaniem od normy”. Większość literek znajdziemy gdzieś w Whoniversum. Zacznijmy wyliczankę od T.
T jak transpłciowość
Niestety niuanse związane z ludzką płciowością jeszcze trochę twórcom Doctor Who umykają. Pierwszy wyłom w tym murze pojawił się wraz z odcinkiem Sleep No More klawiatury Marka Gatissa, w którym wystąpiła Bethany Black – transpłciowa aktorka, która wcieliła się tam jednak nie w postać transpłciową czy niebinarną, ale klona o nieokreślonej płci, 474. Twórcy chcieli dobrze, a wyszło średnio – a to dlatego, że mamy dość bogatą historię przedstawiania różnych form queerowości właśnie pod postacią robotów, androidów, obcych, jeszcze mocniej alienując prawdziwe osoby o tożsamościach zawierających się pod parasolem LGBTQ+ i jeszcze mocniej pokazując, że jest w tych tożsamościach coś „nieludzkiego”.
Od momentu ogłoszenia, że w rolę Trzynastej Doktor wcieli się kobieta, możemy też nieśmiało mówić o niebinarnej tożsamości Doktor(a). O tym obszerniej i bardziej ekspercko napisał kiedyś Styczeń, pozwolę więc sobie odesłać was do tego znakomitego tekstu.
Mówimy o rasie kosmitów ze zdolnością regeneracji, dowolnie zmieniającej płeć w trakcie swojego życia. Dlaczego więc zakładamy, że ich poczucie płci jest takie samo jak ludzkie? Skąd to przekonanie, że prezencja Doktor wpływa na jej płeć i że jest ona domyślnie męska? Dostaliśmy potwierdzenie – zarówno bezpośrednie w serialu, jak i zakulisowe od Stevena Moffata – że płeć Władców Czasu jest płynniejsza od ludzkiej i niepostrzegana binarnie.
Doktor nie ma płci w ludzkim rozumieniu – płeć mają aktorzy i aktorki wcielający się w tę rolę. Patrząc jednak z punktu widzenia serialowego uniwersum i tego, co wiemy o Władcach Czasu, zamykanie Doktor(a) w binarności płci jest zbytnim uproszczeniem. Doktor jako niebinarna ikona? Ależ tak!
Kilka pomysłów na wątki trans odpadło na różnych etapach produkcji i postprodukcji odcinków. Pamiętacie odcinek Forest of the Dead, w którym Donna Noble przeżywa kawał życia w symulacji, ma tam męża i dzieci? Z komentarza Russella T Daviesa i Stevena Moffata zawartego na DVD dowiadujemy się, że w pierwotnie odcinek miał kończyć się sceną, w której Donna odnajduje swojego ukochanego w prawdziwym świecie – tylko że Lee okazuje się być kobietą. Co na Donnie nie robi wrażenia. Mielibyśmy więc w pewnym sensie albo pierwszą transpłciową postać w serialu, albo pierwsze homoseksualne małżeństwo towarzyszki. Twórcy doszli jednak do wniosku, że to by mogło być dla widzów nieczytelne – byłaby to bardzo krótka scenka i postać widoczna przez parę sekund. Zrezygnowano więc z tego pomysłu na mikrowątek LGBTQ+.
Pojawiały się również różnego rodzaju żarciki zahaczające o transpłciowość – sporo w Torchwood, często uznawane za transfobiczne, czy w odcinku Town Called Mercy, gdy Doktor mówi o koniu Susan i konieczności szanowania „życiowych wyborów”. Mamy też lady Cassandrę, która była kiedyś „małym chłopcem”. Jest to informacja na temat osoby bezsensownie modyfikującej swoje ciało, więc i tutaj przekaz brzmi dość niefortunnie. Może też być to jedna z wielu pomyłek Cassandry, która chce uchodzić za ekspertkę od dawnej Ziemi, nie wychodzi jednak w oczach widzów zbyt autentycznie.
Poza serialem Doktor dorobił się jednej transpłciowej towarzyszki. To Tania Bell wprowadzona do świata Ósmego Doktora w serii słuchowisk Stranded.
16 maja 2022 roku ogłoszono, że do ekipy serialowej odcinka powstającego z okazji 60 rocznicy premiery serialu w 2023 roku dołącza Yasmin Finney – znana z serialu Heartstopper młoda brytyjska transpłciowa aktorka i influencerka. Prawdopodobnie zagra córkę Donny Noble. Nie wiemy jeszcze, czy jej postać również będzie transpłciowa, ale jako że celowo szukano do tej roli trans dziewczyny, jest to całkiem prawdopodobne.
G jak geje, czyli homoseksualni mężczyźni
Męska homoseksualność to najczęściej przedstawiany w kulturze motyw LGBTQ+. Podobnie w Doctor Who wypada o wiele lepiej niż opisana powyżej transpłciowość. Warto jednak pamiętać, że też właśnie homoseksualni mężczyźni byli jeszcze całkiem niedawno w Wielkiej Brytanii najsurowiej karani. W 1963 roku, kiedy rozpoczęto produkcję Doctor Who, męska homoseksualność była przestępstwem – i stan ten trwał jeszcze przez kolejne cztery lata. Wiele osób musiało ukrywać swoją tożsamość; jednym z nich był Waris Hussein, pierwszy reżyser Doctor Who.
Serial długo musiał czekać na queerowych mężczyzn, choć za sprawą Russella T Daviesa pierwszy z nich pojawił się zaraz po powrocie serialu w 2005 roku. Był to oczywiście Jack Harkness, który wniósł dużo radości, w tym pierwszy w historii serialu pocałunek dwóch mężczyzn (czy też postaci granych przez mężczyzn) – kapitana Harknessa i Dziewiątego Doktora.
Ważną postacią był też grany przez Marka Shepparda epizodyczny towarzysz Canton Everett Delaware III (pojawia się w odcinkach otwierających 6 serię – Impossible Astronaut i Day of the Moon). Postać akcji, w garniturze, z bronią, tajny agent, współpracownik prezydenta USA… który w swojej ostatniej scenie outuje się, patrząc prosto w kamerę. Na pewno pamiętacie ten kultowy moment: prezydent Nixon, by wyrazić uznanie dla Cantona, pyta go, czy osoba, którą Canton chce poślubić, jest czarnoskóra – sugerując, że polityka polityką, ale za szczególne zasługi pociągnie za sznurki i uczyni taki związek możliwym i legalnym. Na co Canton odpowiada ze spokojem, że owszem, jego partner jest czarnoskóry. Na to Nixon nie znajduje już odpowiedzi. Trochę zabawne, ale przede wszystkim bardzo gorzkie.
Przełomowy był też odcinek Praxeus z 12 serii, którego bohaterami są Jake i Adam. Jake Willis to były policjant, który zmaga się z agresją i poczuciem, że nie jest wart swojego męża, astronauty Adama Langa. Adam jednak znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i zostaje ocalony przez Doktor w ostatniej chwili. To wszystko zmienia i Jake jest w stanie uwierzyć w siebie, co doskonale wpływa na jego związek. Odcinek zawiera pierwszy konsensualny pocałunek dwóch mężczyzn w Doctor Who.
W epoce Trzynastej Doktor znalazła się także sugestia, oparta na podejrzeniach historyków, że król Jakub I Stuart – w którego w odcinku The Witchfinders wcielił się Alan Cumming – preferował mężczyzn. Co jest o tyle cenne, że często zapomina się, że LGBTQ+ to nie jest wynalazek XX ani XXI wieku.
Poza Doctor Who mamy sporo wątków gejowskich w Torchwood, począwszy od związku Jacka Harknessa z Ianto Jonesem, ukochanym bohaterem fanów tego spin-offu. W The Sarah Jane Adventures homoseksualność miała się pojawić na prośbę ówczesnego szefa działu dramatycznego BBC, Stevena Andrew, któremu zależało na „zwyczajnej” reprezentacji queerowego nastolatka. Coming out miał nastąpić z ust samego Luke’a Smitha, serial jednak został anulowany z powodu śmierci Elisabeth Sladen i nie doczekaliśmy się tego momentu na ekranie (aż do minihistorii Farewell, Sarah Jane, którą w ramach lockdownowej akcji napisał Russell T Davies). Natomiast w Class nic już twórców nie powstrzymało – na pierwszym planie mamy przedstawiony w naturalny, bezpośredni sposób związek Charliego i Matteusza.
Poza telewizją homoseksualnego towarzysza doczekał się… Pierwszy Doktor. W 2011 roku w Whoniversum pojawił się Oliver Harper. W słuchowisku The Cold Equations z obawą dokonuje coming outu przed Doktorem, przekonany, że nic dobrego nie wyniknie z ujawnienia się, że zostanie przez to wyrzucony z TARDIS – wszakże w latach 60. homoseksualność była w Wielkiej Brytanii przestępstwem. Doktor jednak zapewnia go, że przestępstwo popełnia społeczeństwo, dyskryminując go, a nie Oliver. Brawo, Doktorze!
Warto też wspomnieć tutaj o twórcach – podwójny showrunner (2005–2009, 2023–) Doctor Who, Russell T Davies, jest otwarcie homoseksualnym twórcą i aktywistą.
L jak lesbijki, czyli homoseksualne kobiety
Postacią absolutnie przełomową nie tylko dla Doctor Who, ale fantastyki serialowej w ogóle, była Bill Potts – towarzyszka Dwunastego Doktora grana przez Pearl Mackie. Przesympatyczna pierwszoplanowa bohaterka, która jest otwarcie homoseksualna, a do tego jej orientacja odgrywa istotną rolę w fabule całej serii, jako że jej związek z Heather stanowi fabularną klamrę. To bohaterka mocno zarysowana, o dopracowanej osobowości, empatyczna, ciekawa wszechświata i odważna. Wymarzona reprezentacja. Również dlatego, że jej orientacja nie jest pokazana raz, lecz ciągle wraca, co zdaniem wielu queerowych osób jest ujęciem bardzo realistycznym (coming out to proces; nie dokonuje się go raz, tylko wciąż i wciąż, przy każdej nowo poznanej osobie, jeśli jest taka konieczność).
W Whoniversum mocno wpisały się jeszcze dwie postacie – madame Vastra i Jenny Flint. Jedna jest prehistoryczną Sylurianką (przedstawicielką Homo reptilia), druga – wiktoriańską pokojówką, a razem tworzą zgrane małżeństwo, którego detektywistyczne przygody inspirują niejakiego Arthura Conana Doyle’a. Ich relacja jest dziwna i można na jej temat snuć różne domysły, ale jedno jest pewne – to zgrany duet dwóch kobiet, które rozkwitają w swoim związku.
W najnowszych seriach widzowie dopatrywali się kiełkującej romantycznej miłości pomiędzy Trzynastą Doktor a jej towarzyszką Yaz. Serial zaczął się do tego odnosić, choć twórcy przyznają, że to skręt pod wpływem oczekiwań widzów, a nie pierwotny plan na postać Yasmin Khan. Na chwilę obecną wygląda to tak, że między bohaterkami zdecydowanie jest bliska więź, o ile jednak Yaz chciałaby uzyskać jakąś pewność, a najlepiej deklaracje od Doktor, tak Trzynasta nieco się odsuwa, bojąc się zaangażowania.
W klasycznej epoce Doctor Who homoseksualnych kobiet (oczywiście) nie znajdziemy, ale nie znaczy to, że ich tam zupełnie nie było. Rona Munro, scenarzystka ostatniego odcinka Classic Who, Survival, twierdzi na przykład, że w relacje Ace McShane miał być wpisany homoromantyczny podtekst – co czyniłoby z niej pierwszą niehetero towarzyszkę, co fandom zresztą od dawna przyjmował za solidną opcję.
Russell T Davies, tęczowy promyczek Whoniversum, wykorzystał też okazję, by napisać historię na nowo, gdy w ramach akcji lockdownowej stworzył króciutkie Farewell, Sarah Jane. Dotychczas panowało przekonanie, że po rozstaniu z Doktorem Tegan Jovanka poślubiła Williama i żyli razem długo i szczęśliwie. Według Russella T Daviesa jednak Tegan związała się ze swoją przyjaciółką Nyssą, z którą razem podróżowały z Piątym Doktorem, i zamieszkały w Australii. To nie pierwszy przykład nadpisywania nowego kanonu na starym – podobną sytuację mamy z towarzyszką Trzeciego, Liz Shaw, którą przedstawiono w związku z kobietą w nieoficjalnym filmie stworzonym w celu uczczenia pamięci aktorki Caroline John.
B jak osoby biseksualne (i panseksualne)
Bi-ikoną Whoniversum możemy chyba nazwać Clarę Oswald, choć oczywiście nigdy w serialu nie zostało nam powiedziane wprost, że ta towarzyszka jest takiej właśnie orientacji. Mamy jednak ku temu mocne przesłanki. Już podczas pierwszego spotkania z wersją Clary, Oswin, w odcinku Asylum of the Daleks, dowiadujemy się, że była w związku z kobietą. Kolejne podpowiedzi to między innymi rozdarcie Clary pomiędzy Dannym Pinkiem a Journey Blue w Into the Dalek (wiecie, jakie kolory ma flaga osób biseksualnych?) czy sugestie romantycznych uczuć łączących ją z Jane Austen. Ostatecznie kwestia biseksualności Clary została potwierdzona nie w serialu, lecz w powieści autorstwa Stevena Moffata The Day of the Doctor, książkowej wersji odcinka z okazji 50 urodzin serialu.
Ikoną jest również kapitan Jack Harkness, w którego wcielał się John Barrowman – to bohater absolutnie akceptujący wszelkie formy życia (i zainteresowany wieloma z nich). Jest czymś, co musiało lekko skonsternować część widzów: ucieleśnieniem idei seksualnej wolności i żywą definicją terminu panseksualność (albo nawet omniseksualność). Jest częścią szerszej wizji dalekiej przyszłości Ziemi, jaka w serialu wielokrotnie się pojawiała, w której ludzkość stała się o wiele bardziej otwarta. Warto jeszcze wspomnieć o spin-offie Torchwood, w którym widzimy lepiej nie tyle seksualne podboje Harknessa, co jego bliższe relacje z przesympatycznym Ianto. Jest tam też postacią mniej karykaturalną niż w Doctor Who. I choć minęły lata i dziś ani postać Jacka Harknessa, ani sam John Barrowman nie są już tak ekscytujący, to samej postaci Jacka i jego twórcom należy się docenienie za tak mocne pchnięcie tematu i to w czasach, kiedy nowy Doctor Who był jeszcze taki młody i wrażliwy.
Do podobnej kategorii co Jack Harkness należy River Song. Miała mężów, miała żony, a zapewne to tylko wierzchołek góry lodowej. Wychowała się na współczesnej Ziemi, ale jej osobowość ukształtował wszechświat dalekiej przyszłości i to widać w każdej scenie z jej udziałem. Jest przez to postacią bardzo ciekawą, bo podobnie jak Harkness, równocześnie bardzo nam bliską i bardzo od nas odległą. Podejrzewam, że również samemu Doktorowi bliżej jest do tej dwójki niż do nas. Jack Harkness i River Song pokazują nam, jak zupełnie inaczej moglibyśmy postrzegać seksualność – jeszcze bardzo wiele przed nami.
Z klasycznych bohaterów biseksualnego coming outu doczekał się… Adric. W słuchowisku z serii Short Trips, A Full Life, dowiadujemy się, że miał zarówno żonę, jak i męża.
Powieść Damaged Goods Russella T Daviesa (a kogóż by innego) mocno opiera się na brytyjskiej kulturze gejowskiej lat 90. XX wieku. Towarzysz Doktora, Chris Cwej, odwiedza gejowski klub i uprawia seks z mężczyzną. W powieściach już innego autorstwa Chris jest ewidentnie romantycznie zainteresowany osobami różnych płci.
A jak osoby aseksualne i aromantyczne
To kategoria zazwyczaj najsłabiej reprezentowana i Doctor Who nie jest wyjątkiem. Osób otwarcie zidentyfikowanych jako aseksualne lub aromantyczne jeszcze w Whoniversum nie mamy. Jedno z mocnych fanowskich przekonań twierdzi jednak, że osobą aseksualną i aromantyczną jest sam(a) Doktor. To bardzo stary headcanon – już w czasach Classic Who rozważano taką możliwość, szczególnie po emisji odcinka City of Death w 1979 roku, w którym Czwarty Doktor z niepewnością w głosie stwierdza, że księżna Scarlioni „prawdopodobnie” jest piękna. Sam Tom Baker, który wcielał się w tę inkarnację Doktora, powiedział, że grał go jako osobę aseksualną i niepojmującą ludzkiej seksualności – by budować na tym humor. Odtwórca roli Szóstego Doktora, Colin Baker, poparł tę teorię, mówią, że „miłość to ludzka emocja, a Doktor nie jest człowiekiem”. Jednak nie całkiem o to chodzi w aseksualności, nie możemy więc tego nazwać dobrą reprezentacją. Może kiedyś doczekamy się lepszej.
Jeśli chcecie poczytać o tym, dlaczego świat potrzebuje reprezentacji osób aro-ace w popkulturze, to polecam dwa artykuły whosomowych Ginny Nawrockich: O odzyskiwaniu A w antologii Tęczowe i fantastyczne oraz O uwidacznianiu A w magazynie Mlem! (obie publikacje są dostępne za darmo w formatach elektronicznych).
Q jak wielka różnorodność
Paradoksalnie Doctor Who, ciągle celując w młodszych widzów i nie poświęcając wiele miejsca relacjom romantycznym i seksualnym, ma szeroko otwarte drzwi do porządnej reprezentacji różnych mniejszości, w tym LGBTQ+. Zarówno w formacie familijnym (Doctor Who), dziecięcym (The Sarah Jane Adventures), młodzieżowym (Class) i całkiem dorosłym (Torchwood) sięga po różnorodność ludzkich tożsamości, bo to po prostu jest częścią świata – i świata Doktor(a), i świata widzów. Miewa momenty bardziej zachowawcze (niestety obecnie) i odważne (pierwsza seria Russella T Daviesa, późne serie Stevena Moffata), zawsze jednak coś fanom podrzuca. Jest przede wszystkim konsekwentny w pokazywaniu przyszłości gatunku ludzkiego, w której obecne normy obyczajowe, wynikające z różnych patriarchalnych tabu, ulegają rozluźnieniu – to świat, w którym Jack Harkness i River Song są u siebie. Bliższa i dalsza przyszłość nie pozbawiają miejsca mężczyzn rodzących dzieci (Yoss w The Tsuranga Conundrum) i daje możliwość przeżywania zwyczajnych małżeńskich kryzysów dwójce gejów (Praxeus). W przyszłości jest miejsce dla każdego.
Co można zrobić lepiej
Doctor Who się stara, ale mógłby bardziej. Nie sposób zliczyć momentów, kiedy poprowadzenie jakiegoś pomysłu o krok dalej dodałoby nam do powyższej kolekcji kolejne interesujące przykłady. W queerbaitingu i bardzo powierzchownym traktowaniu reprezentacji przodują niestety najnowsze serie; mamy tam sporo postaci, które pojawiają się na moment, dokonują coming outu – a następnie giną. Każda kolejna jest źródłem wielkiego rozczarowania, bo po Doctor Who spodziewamy się czegoś lepszego. To wygląda trochę tak, jakby twórcy postanowili wprowadzać więcej osób nieheteroseksualnych, bo tak wypada, ale nie zastanawiali się zupełnie nad tym, co z nimi zrobić i jaką wymowę będzie nieść potraktowanie ich w fabule w okrutny i/albo lekceważący sposób. Może jednak lepiej byłoby tego nie robić? Przykładami takich postaci jest Angstrom (The Ghost Monument), która wspomina o zmarłej żonie, Frankie (Arachnids in the UK), która ginie i Richard (Resolution), który również od razu ginie. Wspominają o swoich partnerach w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa i tylko wtedy. Inne postacie, postacie (w domyśle) hetero, tego nie robią.
W mojej ocenie – zapraszam do niezgadzania się ze mną w internecie – jedyną sensowną queerową reprezentacją w Whoniversum jest Bill Potts. To dopracowana bohaterka, napisana ze zrozumieniem, realistycznie odbijająca widownię LGBTQ+, a zarazem będąca postacią, z którą miło jest się utożsamiać, która ciągnie widza do góry – bo jest mądra, odważna i po prostu sympatyczna. Tworząc tę postać jako swoje pożegnanie z Whoniversum, Steven Moffat odwalił kawał dobrej roboty i pokazał, jak wiele się nauczył od czasów Jacka Harknessa. Na moim podium zmieściłyby się też dwie wspaniałe, choć niedoskonałe pary: Vastra i Jenny oraz Charlie i Matteusz z Class. W gangu z Paternoster nieco drażni mnie momentami przerysowanie i sugestie bardzo nierównej relacji bohaterek. Zaś historia Charliego i Matteusza nieco ginie w intensywnej i zdecydowanie za krótkiej historii opowiedzianej przez Class, widać było jednak, że scenarzysta, Patrick Ness, doskonale wiedział, o czym pisze. W pozostałych postaciach i wątkach w różnych proporcjach mieszają się niedosyt, zniecierpliwienie fabularnymi kliszami i irytacja na przerysowanie, czasami doprawione dezaprobatą (głównie w przypadku Jacka Harknessa). Chciałabym wierzyć, że będzie lepiej, ale obecnie przychodzi mi to z trudem, bo serial ostatnio wykonał pod tym względem krok wstecz.
Po drugiej stronie kamery
Reprezentacja LGBTQ+ nie kończy się na poziomie fabuły. Bardzo ważna jest również reprezentacja w życiu, na serialowym planie, w napisach końcowych. O ile w samym serialu bywało różnie, bo też w bardzo różnych czasach i politycznych klimatach był kręcony, tak po drugiej stronie, w ekipie, zawsze było tęczowo. Jak wspomniałam na początku, do młodego Doctor Who kierowano osoby „trudne” i „niewygodne”, jak bardzo ambitną młodą producentkę, z którą nie wiedziano, co zrobić w tym męskim wówczas świecie (Verity Lambert) czy pierwszego reżysera o indyjskim pochodzeniu w BBC, w dodatku wówczas bardzo młodego (Waris Hussein) i geja, o czym jednak wtedy prawie na pewno wiedziało niewiele osób. Nie ma podkolorowywania w stwierdzeniu, że bez mniejszości i naciągania zasad nie byłoby Doctor Who.
W późniejszych latach w świecie Doctor Who wsławili się tacy tęczowi twórcy i aktorzy jak John Nathan-Turner, wieloletni producent (rekordzista jeśli chodzi o staż na tym stanowisku – od 1980 do 1989 roku, a z serialem związany był od 1969), Russell T Davies, producent i showrunner odpowiedzialny za powrót Doctor Who w 2005 roku (i powracający do tej funkcji w 2023 roku) i kultowe postacie Dziewiątego i Dziesiątego Doktora, John Barrowman wcielający się w rolę Jacka Harknessa, scenarzysta i aktor Mark Gatiss, aktor Russell Tovey wcielający się w niezapomnianego Alonso, Matthew Waterhouse, który grał klasycznego towarzysza Adrica, Ian Marter, czyli klasyczny towarzysz Harry Sullivan, Michael Cashman – który w Classic Who wcielił się w epizodyczną rolę, a następnie został słynnym brytyjskim queerowym aktywistą, scenarzysta Doctor Who i The Sarah Jane Adventures Gareth Roberts (niestety negatywnie wypowiadający się o innych literkach LGBTQ+), aktorka Pearl Mackie wcielająca się w rolę Bill Potts, wspomniana Bethany Black, pierwsza transpłciowa aktorka w Doctor Who, transpłciowa autorka powieści ze świata Doctor Who oraz podcastu Redacted Juno Dawson, a w ostatnich seriach takie queerowe ikony brytyjskiej telewizji jak Stephen Fry i Alan Cumming. Małą burzę wywołało też zatrudnienie niebinarnej osoby aktorskiej (Robyn Holdaway) do roli niebinarnej postaci w słuchowisku Big Finish The Lovecraft Invasion.
A to są tylko nazwiska osób, które dokonały publicznych coming outów. Ile osób LGBTQ+ nigdy się na nie nie odważyło? W 58-letniej historii Doctor Who?
Cokolwiek wyjdzie nam z tych wyliczeń, chcę sytuację podsumować następująco: Doctor Who robi dobrą robotę, kreując świat i bohaterów otwartych na różnorodność, dzięki czemu widzowie, każdy zupełnie inny, mogą się tam czuć mile widziani. Jest to przede wszystkim zasługą samej postaci Doktor(a), która zawsze, bez względu na to, kto się w nią wciela i czyją nosi twarz, jest symbolem otwartości, empatii, miłości do wszechświata, wysokich standardów moralnych, odwagi, humoru, kreatywności, optymizmu, gotowości do działania i poczucia niedopasowania do rzeczywistości – cech, które są nam potrzebne do ratowania świata. Nawet jeśli w danej serii nie ma ani jednej postaci LGBTQ+, serial w swoim duchu był i jest queerowy.
Zapraszamy do dyskusji o queerowych motywach w Whoniversum w naszej grupie!
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.