Kolejnym prezentem od twórców Doctor Who, które mają nas podnosić na duchu w czasach wirusa, jest niezwykłe opowiadanie, którego autorem jest Russell T Davies, showrunner pierwszych czterech serii New Who. To właśnie on wymyślił Wojnę Czasu i pokazał nam w 2005 roku Dziewiątego Doktora – bez wyjaśnienia, jak stał się tym, kim był, bez żadnego łącznika z postacią Ósmego Doktora, znanego fanom wówczas już od dziewięciu lat. To była dziura, która przez wiele lat czekała na zapełnienie…
I doczekała się go. Dwa razy. Przeczytajcie zresztą sami, co powiedział Russell T Davies:
Nie tak miało być.
Dawno temu, chyba na początku 2013 roku, Tom Spilsbury, redaktor Doctor Who Magazine, zapytał, czy chciałbym coś dorzucić do specjalnego, rocznicowego numeru. Może mógłbym napisać coś o tej wielkiej dziurze w historii Doktora – jak Ósmy zregenerował w Dziewiątego?
Powiedziałem, że jasne, ale czy pewnych rzeczy lepiej nie zostawić niedopowiedzianych? Jeśli to opiszę, stanie się to zbyt ustalone, zbyt kanoniczne. Tom się jednak nie poddawał. Powiedział: no dobrze, to może napiszesz coś w rodzaju… ostatnich stron nowelizacji tego nieistniejącego odcinka? Powieści o ostatnich dniach Wojny Czasu. Ostatnie chwile Doktora. Moglibyśmy przedstawić to jako cudem uratowany fragment powieści, która nigdy nie istniała. Byłaby częścią tego zamglonego, półrealnego wszechświata spin-offów, elementów możliwych, ale niekoniecznych, na granicy kanonu. Jeśli tak zdecyduję. No dobrze, Tom, ty okropny kusicielu. Wchodzę w to.
Napisałem więc. Zaczyna się nawet od urwanego zdania, jakby to były słowa na pojedynczej odnalezionej kartce. Lee Binding stworzył okładkę. Byliśmy bardzo podekscytowani! A potem Tom stwierdził, że może warto byłoby to wcześniej pokazać Stevenowi Moffatowi? Tak na wszelki wypadek…
Steven powiedział… „Ojej. Skąd wiedziałeś? Skąd wiedziałeś, że w The Day of the Doctor będzie dodatkowa inkarnacja, Doktor Wojny?”. A nie wiedzieliśmy wtedy nawet o The Night of the Doctor, to wszystko było starannie ukryte! Zapytał uprzejmie, czy może jednak mógłbym się odczepić od tego tematu. Zgodziłem się, pomamrotałem gniewnie pod nosem, poszedłem do łóżka i powiedziałem mu, że tej nocy śpi na kanapie.
Pomysł został więc zduszony w zarodku. Aż do 2020 roku. Kiedy wirus jak z filmu science fiction pojawił się i zmienił nasze życie (poważnie, setki razy opisałem koniec świata, ale nigdy nie wyobrażałem sobie milionów ludzi po prostu siedzących w domach). Emily Cook z Doctor Who Magazine zorganizowała wspólne oglądanie The Day of the Doctor, a potem postanowiła to kontynuować, przeskakując do Rose i zapytała mnie, czy przypadkiem nie mam czegoś…? Dokładnie w tym samym momencie przyszedł mail od Chrisa Chibnalla, że potrzebujemy teraz Doktor(a) bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, więc może mógłbym coś podrzucić…
Jakimś cudem ciągle miałem ten plik. Lee dalej miał swoje ilustracje. To zabawne, jak wszystko się dopasowało: Moment opisałem jako obiekt z drewna i mosiądzu, bardzo podobnie wyglądał w odcinku (nie mam na myśli Billie Piper!). Może obaj, Steven i ja, po prostu inspirowaliśmy się stylem Ósmego? Co jednak ważniejsze, mój pomysł doczekał się swojego czasu. Musiał zostać odłożony na półkę, bo okazał się logicznie i fabularnie niepoprawny. Teraz jednak, kiedy Trzynasta pokazała nam, że Doktor są nieskończeni, mamy też nieograniczone możliwości…
Wszystkie wersje Doktor(a) istnieją. Wszystkie historie są prawdziwe. Chodźcie więc ze mną i zobaczcie, jak w środku odległej, straszliwej wojny Doktor sięga po Moment i zmienia wszystko – i wszechświat, i siebie.
A oto opowiadanie, które dla was przetłumaczyłam. Bawcie się dobrze!
Russell T Davies
Doctor Who i Wojna Czasu
…na próżno krzyk rozdziera oddziały Daleków i Władców Czasu. Są za daleko, by móc go powstrzymać. Doktor jest sam.
Góruje nad wszystkim; ze swojego odosobnienia widzi ruiny tysiąca światów. Poniżej rozpryskują się odłamki Wojny Czasu, roztrzaskane zasieki Gallifrey i Skaro przyniesione przez fale czasu na brzeg, by zgnić. Drewniana platforma skrzypi i drży. Wysoka na milę, wznosi się na ruinach Czerwonego Kapitolu Morbiusa. Jego poskręcane wieże stopione z czarnymi, kruchymi iglicami Świątyni Yarvellinga, nie do oddzielenia. Doktor dostrzega też pozostałości Ziemi. Milionów kopii Ziemi zmienionych w kule miotane w czaszkę dziecka z koszmaru. Odłamki ludzkich osiedli rozsiane po rozciągającym się we wszystkie strony pustkowiu. Wspomnienie Mumbaju, odłamki Manhattanu, kpina z Londynu. Pozostałości po lepszych czasach.
Doktor patrzy w dół. Jej kości leżą u jego stóp. Rozsypują się w proch, znikają. Doktor unosi wzrok.
Przed nim, na krawędzi platformy, stoi on: mosiężny uchwyt, drewniany rdzeń. Jedyny istniejący w tej rzeczywistości element Momentu. Reszta, w swoim ogromie, spętana w n-formie, buzuje za wymiarową osłoną. Błaga, by go uwolnić. By go użyć.
Doktor przybliża się i chwyta za metal. Zastanawia się, jakie powinny być jego ostatnie słowa. Postanawia, że to nie ma znaczenia. Pociąga za dźwignię.
Nadchodzi Moment.
Wszechświat śpiewa.
Wojna się kończy.
W nagłym rozbłysku światła Doktor dostrzega, jak niebo ponad nim pęka i odsłania to, co przewidzieli Bettan i kowale śmierci z Goth. Oto ostatnia chwila.
Oryginalna Gallifrey drży gwałtownie i wybucha w oceanie płomieni. Rzędy daleckich krążowników zmieniają się w cień, a potem w popiół, a potem…
Doktor spada. Każdy atom wokół niego wciągany jest do góry, w płomienie, on sam jednak – spada, ocalony, a może przeklęty, przez cień Momentu. Nad nim materializuje się czasowa blokada. Odcina wojnę od rzeczywistości. Doktor spada z istnienia, wpada w świat plazmy, w nieświat, a potem dalej. Najpierw głowa, za nią szeroko rozłożone ramiona. Nurkuje w nieskończoność.
Sam.
Oprócz…
Co to?
Coś tu jest.
Coś też spada.
Obraca się?…
Wir błękitu. Wierny granat. Potem biały prostokąt. Powiększa się, zmienia się w drzwi, jest coraz bliżej. Warkot pradawnych silników zagłusza wszystko inne, a Doktor myśli: oto dom.
Doktor leży na podłodze TARDIS. Kości połamane od upadku, serca puste od straty. Wokół niego iskry, falowanie, wstrząsy – konsola ciągle cierpi skutki wskrzeszenia Mistrza, tak dawno temu, przez Wysoką Radę. Marzy o nowej formie. Ja też – mruczy Doktor, uśmiechając się ponuro, choć wie, że regeneracja nie jest możliwa. To jego ostatnie życie.
Ciekawe, ilu lat dożył? W Wojnie Czasu lata były amunicją; podczas samej bitwy wesela Rodan postarzał się o pięć milionów lat, a następnie cofnął się do niemowlęctwa – a tylko go drasnęło. Teraz w kościach czuje… może tysiąc lat? Powiedzmy: dziewięćset. To brzmi znacznie lepiej.
W głowie rozkwita mu czarny wir. Uśmiecha się niewesoło, gotowy, a jednak jak zwykle zupełnie niegotowy na koniec. Co z tymi ostatnimi słowami?
Nagle jednak…
Czy to może być?…
Znów to czuje.
To pradawne, głębokie wibrowanie wewnątrz każdej kości, w każdym mięśniu. Radość i groza. Zmiana, niemożliwa zmiana!
Zadziwiony, unosi dłoń do oczu. Patrzy, zafascynowany, jak skóra pokrywa się złotem.
Oczywiście. Przechytrzyła go, na samym końcu. Ostatni pocałunek – to nie było pożegnanie. Oddała mu Odrodzenie. Zresetowała jego cykl życiowy. Zaraz urodzi się nowa osoba. Więc o to chodziło w jej ostatniej pieśni! Nowe ciało, by odkupić winy. Może kiedyś przekaże Odrodzenie dalej?
Pojawiają się nagle. Oto one: ostatnie słowa. Mówi je głośno, choć nikt nie usłyszy. Niech się stają i stają w nieskończoność na nowo.
Jądra komórkowe zmieniają się w gwiazdy, pory skóry tryskają światłem. Wulkan gęstej, lepkiej energii wybucha z szyi, dłoni, stóp, wnętrzności, serc, duszy… I nagle ustaje.
Doktor siada. Nowy Doktor, kolejny Doktor, Doktor chwili obecnej. Unosi nową dłoń, by nowymi palcami musnąć nową głowę. Nowy podbródek. Nowy nos. Nowe uszy. Bierze głęboki wdech, wpuszczając powietrze do nowych, suchych, pojemnych płuc. I mówi pierwsze słowa:
– A niech mnie!
Jak wam się podoba wizja, którą miał Russell T Davies? Pamiętajcie – powstała jeszcze przed premierą The Day of the Doctor!
Źródło: BBC

(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.