Mocna (a od niedawna znacznie mocniejsza!) reprezentacja trekkies w naszej redakcji rzuciła się na nowy sezon serialu Picard z wielkim entuzjazmem. Oto nasze wrażenia z oglądania piątego odcinka. Opinie o innych odcinkach tej serii znajdziecie tutaj: KLIK.
Maple Fay: Oficjalnie oświadczam, że nie będę więcej narzekać na niedobór emocji w tym serialu, albowiem scenarzyści właśnie byli uprzejmi zrzucić mi na głowę całą TONĘ uczuć. Nie będę spoilerować osobom, które jeszcze nie obejrzały, kto pojawia się jako Niespodziewana Osoba z Przeszłości Picarda – ale jest to jedna z moich ulubionych postaci w historii całej franczyzy i dech mi zaparło na jej widok. Potem były jeszcze fenomenalnie napisane sceny konfrontacji z emocjami naszych bohaterów i wykładanie na stół autentycznych uczuć, nawet (zwłaszcza?) tych bolesnych. Krótko mówiąc, za ten odcinek daję nominację do Emmy scenarzystom. Już nigdy w was nie zwątpię, obiecuję.
Z pojawieniem się tej osoby wiąże się ruch dwukierunkowy – w przeszłość Picarda, nierozwiązane wątki, rozczarowania, trudne związki – oraz w przyszłość całej „ekipy”, gdyż Niespodziewana Osoba staje się kluczem do spotkania Picarda et consortes z Worfem i Raffi, które, potencjalnie, nastąpi już w następnym odcinku? Ponadto przy okazji wprowadzenia nowej bohaterki do grupy z „Tytana”, do tej pory bardzo zamkniętej (z oczywistych powodów), pokazuje, jak daleko sięga konspiracja ze zmiennokształtnymi. Akcja zaczyna się nakręcać i wchodząc w drugą połowę sezonu, bohaterowie mają przed sobą jasno zarysowane zadanie: dojść do sedna spisku i zabezpieczyć przyszłość Federacji. A do tego jeszcze poradzić sobie z uczuciem rozczarowania, zdrady, i straty przyjaciela.
Bułka z masłem, prawda?…
W tym odcinku pojawiają się ponownie Raffi i Worf, prawdopodobnie mój ulubiony duet chaotycznych wojowników (którzy chyba jednak nie piją rumianku). Nie pojawia się natomiast Vadic, a szkoda… Z drugiej strony, coś dziwnego (trademark) dzieje się z Jackiem, więc nie tracę nadziei, że Vadic jeszcze powróci na nasze ekrany i będzie tak samo złowieszczo doskonała jak w poprzednich odcinkach.
I wreszcie dwa słowa o Jacku – podobnie jak w przypadku rozmowy Picarda z Niespodziewaną Osobą, zaskoczyła mnie bardzo otwartość Jacka wobec Beverly. Z innych dzieł popkultury wynika, że co bardziej heroiczne i zuchwałe postacie mają tendencję do uśmiechania się przez łzy i udawania, że wszystko jest w porządku, nawet gdy świat wali mi się na głowy. Fakt, że Jack potrafił spojrzeć Beverly w oczy i powiedzieć: „Mamo, nie wiem, o co chodzi, ale nie jest dobrze”, napawa mnie wielką dumą (z Jacka) i nadzieją (na drugą połowę sezonu).
A teraz idę ponownie obejrzeć sobie sceny z Niespodziewaną Osobą, co i wam serdecznie polecam.
Paternoster Gang: Ależ to był gęsty, trzymający w napięciu odcinek. Zmiennokształtni to w rzeczy samej przepis na wspaniałą intrygę, bo właściwie mogą być wszędzie i każdym – i niemal tak właśnie jest. Choć w zasadzie nie chodzi tylko o bycie dosłownie zmiennokształtnymi, ale też o udawanie kogoś, kim się nie jest (patrz Niespodziewana Osoba), a także bycie kimś więcej, niż się jest (patrz Jack). Brzmi skomplikowanie? Powinno, bo życie bohaterów jeszcze bardziej się skomplikowało i zupełnie nie wiadomo, jak z tego wszystkiego wybrną – bo że im się uda, to pewne.
Paradoksalnie też, choć nie bardzo da się poznać, kto jest kim, to wiemy coraz lepiej, dlaczego to wszystko się wydarza i jaką rolę odgrywa w tym Jack. Zaryzykuję, choć może strzelę kulą w płot: to on jest ową bronią lub owa broń jest w nim. Zapewne jest to broń biologiczna i z pewnością dająca ciekawe, choć zabójcze, moce i mająca niezły potencjał do destabilizowania populacji.
Jakby tego było mało, Raffi i Worf odwalili klasyczny motyw walki z przyjacielem na śmierć i życie w zupełnie nieklasyczny sposób, skutkujący, szczęśliwie udawaną, śmiercią Worfa i wydobyciem kolejnego elementu układanki. Bardzo dobry jest ten sezon, i to nie tylko za sprawą fanserwisu we wręcz gigantycznych ilościach, ale też solidnej zagadki i dawkowania informacji w taki sposób, bym może i coś rozumiała, i coś zakładała, ale przede wszystkim czekała na kolejne elementy układanki. Niniejszym czekam.
Kira Nin: Co za start! Motyw z otwierającą odcinek sceną, która przeraża nas przez chwilę, zanim dowiemy się, że to wizja lub sen, jest klasycznym trekowym motywem, który zawsze kupuję. Tajemnica Jacka robi się coraz bardziej fascynująca. Coś we mnie ma wrażenie, że powinnum może już coś odgadywać, ale choć tworzy mi się chaotyczna fanowska teoria, chyba jeszcze ją zachowam dla siebie. Nie chcę wam niczego sugerować.
Beverly ocenia sytuację realistycznie, jak zawsze. A ja miałum rację, że zmiennokształtni, których spotkaliśmy, wyglądają inaczej. A ich nowe umiejętności oznaczają duże kłopoty dla Federacji.
Cały wątek Raffi i Worfa w tym odcinku jest taki piękny, doceniam zwłaszcza to, jak Worf nauczył się podstępu. To bardzo nieklingońskie, a jednak bardzo pasuje do jego taktyki. Chyba dlatego, że podstępy Worfa są, no cóż, honorowe. Walka była taką piękną sceną i doskonale pokazała zaufanie, jakie ta dwójka ma już wobec siebie nawzajem. Klingoni nigdy nie zawodzą, istotnie.
RO LAREN
RO FUCKING LAREN
Przed emisją odcinka trekowe konta w mediach społecznościowych ostrzegały fanów TNG, żeby postarali się unikać spoilerów, więc spodziewałum się czegoś interesującego, ale z jakiegoś powodu zupełnie nie spodziewałum się Ro. A gdy się chwilę zastanowię, to przecież powinnum. Ostatni sezon Picarda to pożegnanie całej epoki, a Ro, choć zjawiła się tylko w dziewięciu odcinkach, odcisnęła na Picardzie silne piętno. Myślę nawet, że jeśli miałubym wskazać jakąkolwiek osobę, o której Jean-Luc myślał jak o rodzinie, to Ro byłaby pierwszą kandydatką. W TNG rozstali się w intensywnych okolicznościach, i teraz widzimy, że choć minęło tyle lat, Picard wciąż czuje gniew – tylko na naprawdę bliską osobę gniewamy się tak mocno i tyle czasu. To nie wszystko, Picard myślał o niej przez ten cały czas. Och, jak oni się na siebie patrzą w tym korytarzu! Cieszę się, że wreszcie mieli szansę szczerze porozmawiać. I kiedy piszę, że się cieszę, to mam na myśli, że wywołuje to we mnie falę silnych emocji, które sprawiają, że mam ochotę wpełznąć pod biurko i krzyczeć „aaaaa”. Tak samo czuję się, gdy myślę, że wreszcie dowiedzieliśmy się czegoś o dalszych losach Ro, i że udało jej się zrobić coś ważnego ze swoim życiem. I że wciąż myśli niezależnie, nie boi się wyrażać swoich opinii i nie waha się działać.
Bardzo doceniam to, jak w pewnym momencie odcinek zasugerował nam, że Ro to tak naprawdę zmiennokształtny. Przez parę minut aż bałum się dać ponieść ekscytacji, bo część mnie się tego spodziewała.
Ich rozmowa w holodeku tyle dla mnie znaczy, zwłaszcza że udało im się ją przeprowadzić praktycznie w ostatniej chwili. To mnie bardzo pociesza. Nie wiem, czy umiem jasno zdecydować, co dokładnie myślę o poświęceniu Ro. Na czysto emocjonalnym poziomie cierpię, ale nie mogę nie docenić, że ta śmierć ma logiczne uzasadnienie dla fabuły, taka decyzja jest zgodna z charakterem Ro, a także faktu, że tym razem to Picard był tym, który przeprasza, spina klamrą cały ten czas od chwili, gdy to Ro powiedziała Rikerowi „powiedz Picardowi, że przepraszam”. Gdyby nie to wszystko, można by mieć wrażenie, że Ro zjawiła się w odcinku tylko po to, by przekazać naszym bohaterom istotną informację, ale w ten sposób to prawdziwe pożegnanie. Które nas zupełnie nie oszczędza.
Informacje, które poznajemy dzięki Ro, są też nawiązaniem do finału pierwszego sezonu TNG, tam również mieliśmy konspirację na najwyższych szczeblach Gwiezdnej Floty. Zauważyliście wzmiankę o Janeway? Ro nie mogła się do niej dostać! Wiem, że to nie Voyager i za dużo voyagerowych wątków rozmywałoby pożegnanie Picarda, więc nie liczę na to, że się pojawi, ale myślę, że to sugestia, że Janeway wciąż jest sobą. I myślę też, że Seven zazwyczaj jest w stanie skontaktować się z Janeway z pominięciem oficjalnych kanałów, ciekawe, czy spróbują tej drogi? Uważam też, że cała sytuacja z Jackiem musi mieć coś wspólnego z tym wszystkim. I że koszmary z dzieciństwa, o których wspomniała Beverly, też są jakoś z tym połączone. Co sprawia, że mam ochotę podzielić się moimi teoriami, ale chyba jednak wolę poczekać, przynajmniej do chwili, gdy dowiemy się czegokolwiek o Daystrom.
Z małych rzeczy: Shaw nucący radośnie w windzie był takim doskonałym detalem.
Frey: Piąty odcinek na parę dni zostawił mnie w stanie emocjonalnego trawienia wszystkiego co wydarzyło się na ekranie. Było tego tyle!
Po pierwsze – Worf (jeśli powiem, że w pewnym momencie siedziałam z założonymi rękami, w pełni obrażona na to, co się dzieje, i wołałam do serialu, że pobite gary i tak nie wolno – mam nadzieję że mnie zrozumiecie), cała jego przemiana… i małe kawałeczki, które pokazują, jak wiele rzeczy z jego przeszłości ukształtowało go jako osobę, którą jest teraz. Co i kogo poświęcił, by być w tym miejscu, w którym jest teraz. Uwielbiam! Zestawienie go z Raffi, która ze swoją porywczością przypomina mi tego młodszego Worfa, piękne! Mam wrażenie, że ta dwójka może się od siebie wiele nauczyć i bardzo czekam na dalsze rozwinięcie ich wątku.
Po drugie – Picard, który w moim odczuciu… dorósł? Nie wiem, jak to określić. Ale wystarczy obejrzeć jeden odcinek TNG i od razu widać, że obecny Picard jest o wiele bardziej pogodzony ze swoimi emocjami i umie z nimi być. Przy całej tej ewolucji nadal jest w pewnym sensie taki sam – pomimo niebycia aktywnym członkiem Gwiezdnej Floty nadal ma w nią tak wiele wiary w jej ideały. Zaproszenie Jacka, by dołączył do Gwiezdnej Floty, z argumentem, że wiele zbuntowanych osób znalazło w niej swoje miejsce… Jest tego bardzo dobrym przykładem.
NIE MIJA 10 MINUT I NA EKRANIE POJAWIA SIĘ RO LAREN. Scenarzyści tego serialu wiedzą, co robią, i robią to DOBRZE.
Wszystko, co się dzieje od momentu pojawienia się Ro na pokładzie „Tytana” jest tak intensywne! Sugerowanie nam, że to ona jest zmiennokształtnym, mocna scena w holodeku i sam finał odcinka! AH!
Kocham to, jak ten serial puszcza oczko do widzów poprzednich serii Star Treka, czego bardzo uroczym przykładem jest wymiana zdań pomiędzy Picardem, Rikerem i Shawem w windzie.
Akcja z samymi zmiennokształtnymi ewidentnie się zagęszcza. Póki co czuję się, jak gdyby fabuła niby rollercoaster wspinała się do góry, ostatni odcinek był zawieszeniem na szczycie i dalej to będzie tylko w dół, szybko i bez trzymanki. Podsuwane nam skrawki informacji, zbieranie ich z różnych stron. Spotkanie Worfa z Picardem na sam koniec odcinka sugeruje, że teraz odpowiedzi zaczną pojawiać się szybciej i wszystkie elementy dopasują się do siebie.
Oglądacie serial Star Trek Picard? Podzielcie się wrażeniami na Facebooku!

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.