Carmilla to jeden z klasyków powieści gotyckiej i, szczerze mówiąc, dziwiło mnie, że był tak trudno dostępny w Polsce. Mogliśmy próbować znaleźć w bibliotekach poprzednie wydanie sprzed pół wieku lub spróbować dotrzeć do (przez długi czas) równie trudno dostępnego Wampira. Biografii symbolicznej Marii Janion, w którym znajduje się niniejsza nowelka. W związku z tym zapewne nie byłam jedyną osobą, która słysząc o tym, że wydawnictwo Urobors po pięćdziesięciu latach wznawia samodzielne wydanie Carmilli, poczuła się niezwykle uradowana. Była to dla mnie tym bardziej ważna wiadomość, że jako osobie, która od lat zajmuje się tematem wampiryzmu, często brakowało mi możliwości, by postawić tę powieść na półce i mieć do niej dostęp w razie potrzeby.
Ostatecznie nowe piękne wydanie trafiło w moje ręce. Przed przystąpieniem do lektury naiwnie obiecywałam sobie, że nie pozwolę, by moja wewnętrzna wampirolożka przejęła stery i tym razem miałam przede wszystkim cieszyć się fabułą… Niekoniecznie mi to wyszło, o czym będzie można przekonać się w dalszej części recenzji.
Nim jednak przejdę do tego, co mnie zachwycało i co zachwycało mnie mniej, wypadałoby w skrócie przedstawić, o czym Carmilla jest. Le Fanu przedstawia nam historię Laury (która jest też narratorką) – młodej dziewczyny, mieszkającej z ojcem, guwernantką i służbą w zamku. Zamek, jak to w gotyckich powieściach bywa, jest oddalony od ludzkich siedzib. W wyniku tego główna bohaterka czuje się bardzo samotna, brakuje jej przyjaciółki i powierniczki. Wkrótce w życiu Laury pojawia się Carmilla, a wraz z nią do zamku i pobliskich wsi zakradają się tajemnicze choroby i śmierć.
Na pierwszy rzut oka ta historia nie wydaje się oryginalna. Wiele innych powieści czy filmów już powielało motywy, które możemy odnaleźć w Carmilli. Nie mamy więc raczej, co liczyć na to, z któryś ze zwrotów akcji nas zaskoczy. Niemniej opowieść ta w żaden sposób nie nudzi. Czytało się ją bardzo dobrze i pomimo znajomości każdego schematu nie potrafiłam się od niej oderwać. Dodatkową atrakcją przy lekturze było to, że to właśnie Carmilla stanowiła inspirację dla wielu późniejszych twórców (w tym dla Stokera, chociaż on ogólnie, tworząc Draculę, lubił się inspirować kolegami po fachu). To było bardzo przyjemne doświadczenie – czytać historię, która motywy te dekady temu tworzyła. Mimowolnie porównywałam zdarzenia z powieści do innych historii wampirycznych, na które miała wpływ. Trochę nawet zdziwiło mnie, jak duży był to wpływ. Niby człowiek wiedział, czytałam opracowania, ale dopiero obserwując, jak liczba znaczników z dopiskiem „fantazmat!!!” rosła z zaskakującą prędkością, zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji.
Również z racji tego, że tajemnica związana z tożsamością Carmilli została rozwiana już wiele lat temu, w trakcie czytania przednio bawiłam się w wyławianie wszelkich wskazówek dotyczących tego, że bohaterka jest wampirzycą. Jest ich mnóstwo, choć nie wszystkie są oczywiste. Najbardziej znane współczesnym czytelnikom, np. ślady kłów na szyi, można odnaleźć dopiero na końcowych kartach powieści. Le Fanu bardzo dużo czerpał z folkloru, a to sprawiało, że śledztwo było tym bardziej interesujące.
Niektóre z tych nawiązań wywołały moje rozbawienie, między innymi, skorzystanie z zasady: zawsze podejrzewaj sąsiada. Jest to jedna z niegdysiejszych mądrości ludowych, w której chodziło o to, aby mieć na oku nowych sąsiadów. W szczególności wtedy, gdy wraz z nimi do wioski przybywały choroby (łączenie wampirów z epidemiami było powszechnym zjawiskiem) lub zaczynali umierać ludzie. Dawało to całkiem sporą pewność, że nowo przybyły to upiór. Oczywiście to byłoby zbyt proste rozwiązanie, gdyby bohaterowie powieści ot tak podejrzewali Carmillę. Jest to zrozumiałe, jednak wywoływało to uśmieszek na mojej twarzy, analogiczny do tego, który pojawia się, gdy bohaterowie horroru mają się nie rozdzielać (jedna z podstawowych zasad gatunku), ale i tak to robią.
Inne elementy wampirycznego fantazmatu powalały mnie oddaniem realności. Bardzo ładnie to widać w scenie uśmiercenia wampirzycy. Całe przedsięwzięcie wiąże się z urzędowymi formalnościami, obecnością lekarzy czy spisaniem protokołu. Nie jest to wizja ataku na grób wampira, z którą jako publika jesteśmy zaznajomieni. Zwykle chodzi o sprytne zakradnięcie się do grobowca i zabicie upiora lub spektakularną walkę ze złem. W rzeczywistości takie próby były bardziej kontrolowane (między innymi po to, by nie rozkopywać grobów przy co drugiej epidemii). Dodatkowo Le Fanu bardzo wiernie oddał to, jak upiory powinny zachowywać się w trakcie egzekucji. Taka dbałość o szczegóły bardzo zwracała moją uwagę w trakcie lektury.
Oczywiście należy się też osobna pochwała za samą kreację wampirzycy. Piękna, uwodzicielska, ospała – hipnotyzująca nawet z kart powieści. Niesamowicie podobało mi się to, jak autor opisywał jej snucie się po zamku, zupełnie jakby płynęła. Usypiał czułość poprzez spoglądanie na bohaterkę oczami zauroczonej przyjaciółką Laury. Carmilla prezentuje na kartach powieści dwa oblicza (to z kolei cecha wampirów szerzej rozprzestrzeniona z popkulturze) – pięknej i bestii. Gdy upiorna część Carmilli wychodzi na pierwszy plan, bohaterka potrafi być naprawdę przerażająca. I nie chodzi tutaj tylko o to, że nocą zakrada się do młodych dziewcząt, by wraz z krwią wysysać z nich życie. Chodzi między innymi o te momenty, gdy Carmilla z uroczej damy zmienia się w istotę, która nie szanuje cudzych granic, a często nawet je przekracza – tylko po to, by po chwili udawać, że nic się nie stało.
Szczerze powiedziawszy, brakowało mi bardziej rozwiniętej relacji między bohaterkami. Le Fanu bardziej podkreślał w fabule nieprzyjazne zachowania wampirzycy, natomiast o jej uroku i tym, co przyciągało do niej domowników, słyszymy w sposób pośredni. Bohaterowie, a przede wszystkim Laura, po prostu mówią, że Carmilla jest miła i zachowuje się na co dzień bez zarzutu, jednak jedyne, co możemy zobaczyć, to czerwone flagi, gdy tylko wampirzyca otwiera usta. Na pewno, by to nie zaszkodziło, gdyby Le Fanu zatrzymał się na chwilę i dorzucił z jedną czy dwie sceny. Niestety na składanie oficjalnych skarg jest o ponad wiek za późno.
Carmilla jako wampirzyca na pewno jest zjawiskiem przełomowym i o tyle ciekawym, że nie jest ona taka jak inne. W tekstach kultury widać różnicę pomiędzy tym, jak obrazuje się wampirzyce i wampiry. Są pewne cechy wspólne, jednak wiele elementów ich dzieli, np. wampirzyce często powiązane są z motywem kobiety fatalnej, natomiast u wampirów częściej podkreśla się falliczną symbolikę kłów. Natomiast tak na moje na wpół-profesjonalne oko Carmilla wydaje się być postacią zbalansowaną. Posiada wiele cech charakterystycznych dla wampirzyc i dla wampirów.
Zostawiając za sobą temat wampiryzmu – w pozytywny sposób zaskoczyła mnie relacja Laury i jej ojca. Nim zaczęłam czytać, byłam pewna, że Le Fanu nie poświęci temu tematowi czasu. Spodziewałam się, że postać ojca pojawi się jedynie, gdy trzeba będzie pokonać wampirzycę (to akurat było do przewidzenia, nie był to najczęstszy motyw w wiekowych powieściach, by bohaterki przed upiorami ratowały się same). Rzeczywiście nie dało się przed tym uciec, jednak postać ojca nie snuła się jak cień po kartach powieści. Troszczył się o córkę, spędzał z nią czas – widać było, że łączyła ich ciepła relacja.
Na koniec chciałabym też wspomnieć o oprawie graficznej, za którą odpowiedzialna jest Aleksandra Czudżak. Ilustracje, które znajdują się na kartach powieści, skradły moje serce. Czasem zatrzymywałam się na chwilę tylko po to, żeby nacieszyć oczy. Poniżej przedstawiam jedną z moich ulubionych prac, stanowiących ozdobę powieści. Przedstawia ona Carmillę i Laurę w objęciach. Bardzo podobają mi się niektóre ze szczegółów, np. twarze kobiet zbliżone do siebie na płaszczu wampirzycy i czaszki na okryciu podupadającej już na zdrowiu Laury. Zawsze też podobało mi się wykorzystywanie zestawień kolorów czerń-biel, czerń-czerwień – a to nimi głównie operuje artystka.
Na koniec nie pozostaje mi chyba nic innego, jak szczere polecenie tej powieści. Jeśli lubicie powieści gotyckie lub wampiryczne, to jest to jedna z lepszych pozycji dostępnych na rynku. Nawet jeśli ktoś nie chce bawić się w wampirzego detektywa jak ja, to znajdzie tutaj wciągającą historię, piękne ilustracje i problemy uniwersalne dla każdego wieku.
Natomiast gdyby ktoś chciałby zostać wampirzym śledczym i obawiał się, że swoimi wtrąceniami popsułam zabawę – nie zdradziłam nawet połowy swoich obserwacji, chociaż kusiło. To tylko czubek góry lodowej, więc idźcie i szukajcie!
Joseph Sheridan LeFanu, Carmilla, wydawnictwo Uroboros, 2024. Tłumaczyła Paulina Braiter-Ziemkiewicz. Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Z wykształcenia filolog rusycysta (ale nie ma zamiaru na tym kończyć, bo tytuły filolożskie chce zbierać jak pokemony). Profesjonalnie nawiedza biblioteki, czyta na wpół profesjonalnie i amatorsko tworzy stosiki… znaczy się książkowo-mangowe góry wstydu. Istota miliona pasji: czytanie, pisanie, rysowanie, oglądanie, cosplay, mitologie wszelakie, nauka języków, pieczenie, gotowanie… Żadne hobby jej niestraszne (chyba że trzeba biegać). Skarbnica wiedzy na tematy wampirze, wilkołacze, slasherowe i ogólnie dziwaczne.