Róż, żużel i matura z fizyki – połączenie być może nietypowe, ale dla tytułowej bohaterki Dziewczyny w różowym, Patrycji Klamkowskiej, nadające sens życiu. Uwaga na spoilery.
Patrycja vel Klamka ma (prawie) osiemnaście lat, w tym roku szkolnym zdaje maturę i właśnie zaczyna chodzić na fakultet z fizyki. Lubi też róż, spanie i żużel. Do tego uwielbia urbex i potrafi o siebie zadbać. Ot, silna, pewna siebie dziewczyna. A jednak kiedy pada ofiarą przemocy koleżeńskiej – ze strony tych z mat-fizu, którym nie może pomieścić się w głowach, że ktoś wyglądający jak Klamka zna się na fizyce i żużlu – okazuje się, że z tą pewnością siebie nie jest tak łatwo.
Dziewczyna w różowym to historia obyczajowa – nie ma tu wartkiej, pełnej wybuchów akcji, ale to nie znaczy, że jest nudno. Sporą rolę odgrywa szkoła; skoro mamy powieść o licealistce w klasie maturalnej, to logiczne, że nauka zajmuje jej sporo czasu i nie jest tylko dodatkiem, jak to często bywa w książkach o młodzieży w szkole. Sama Klamka jest sympatyczna i nietrudno jej kibicować i współczuć. A także czekać, aż w końcu odbuduje podkopaną przez rówieśników pewność siebie. Nastoletnia rzeczywistość – z jednej strony ledwie dorosłe, ale bardzo niedojrzałe osoby, którym się zdaje, że fajnie jest dojechać kogoś za inność, a z drugiej dziewczyna, która ma w sobie sporo siły, ale musi minąć jeszcze trochę czasu, zanim nauczy się nią sprawniej grać i osłaniać swoją wrażliwą stronę. A zarazem to życiowe – jest silna i umie się odgryźć, ale to nie znaczy, że nie da się jej skrzywdzić, że nigdy jej nie dopadnie żadne załamanie.
Na samym początku mamy interesujący moment, kiedy Wika, przyjaciółka Klamki, mówi jej, że ich klasie Klamka już udowodniła, że nie jest bezmyślną dziunią i zasługuje na przyjaźń/miłość. I choć Wika raczej nie ma tu na myśli jakiegoś niefajnego podtekstu, a Klamka też tak tego nie odbiera, to sporo to mówi o zinternalizowanych przekonaniach, które siedzą w głowach tej „lepszej” części młodzieży ze szkoły Klamki. Bo już sam fakt, że nawet im Klamka musiała cokolwiek udowadniać – że jednak domyślnie oni właściwie myślą tak samo, jak prześladowcy z mat-fizu, przez pryzmat stereotypu – pokazuje nieidealną sytuację. To takie nastolatkowe „najpierw ocenię cię negatywnie po wyglądzie, skoro masz nadwagę i lubisz róż, a dopiero potem może zmienię zdanie”. Jestem ciekaw, czy w kolejnych tomach gdzieś tam zaświta Wice refleksja, jakie miewa się czasami w dorosłości na temat siebie sprzed lat. Mamy wszakże moment, kiedy Klamka myśli o tym, jak i ona sama docinała nowym/innym osobom i ma nadzieję, że jej komentarze nie były tak dotkliwe, jak werbalna przemoc grupki z mat-fizu. Widzimy więc, że nawet gdy młoda osoba jest ogólnie dość spoko człowiekiem, to i jej zdarzają się niefajne zachowania. Klamka jednak doznaje momentu autorefleksji, podczas gdy grupce z fakultetu dość długo niestety nic nie pomoże. Trzymamy kciuki, żeby w pewnym momencie jednak ogarnęli dupy. A Aleksandrze też jednak współczujemy tego, jak mizoginia (na tym poziomie już nawet niezinternalizowana) wsiadła jej na mózg.
Dziewczyna w różowym to jednak nie tylko szkoła. W końcu nie byłoby Klamki bez żużlu. A to, że Joanna Krystyna Radosz umie pisać o żużlu tak, że nawet laik nie tylko w miarę zrozumie, o co chodzi, ale też się w to wszystko wciągnie – choćby i tylko na czas opowieści, ale zawsze – jest wiadome od dawna osobom fanującym autorkę. Wątek żużlowy wychodzi więc tu świetnie, a do tego stanowi dla bohaterki odskocznię od szkolnych perypetii, daje oddech od zanurzenia w rzeczywistości, która dla nas szczęśliwie dawno już minęła, a dla młodszych osób czytających jest codziennością. A że mamy Grand Prix i zawody lokalne, to jest o czym pisać i ma się co dziać. Są emocje, są rozmokłe tory w Szwecji (oglądane przez internet) i jest wypadek w trakcie z zawodów – wypadek, którego skutki uderzają w Klamkę emocjonalnie, dokładając się potężnie do jej stresu związanego z fakultetem. I choć jest to wydarzenie samo w sobie okropnie, to jeśli szukać w nim czegokolwiek pozytywnego, to właśnie dzięki niemu Klamka w końcu sięga po pomoc.
Bo choć Klamka nie jest sama, to długo opiera się przed przyznaniem, że coś w jej życiu toczy się bardzo źle. Ma dwie najlepsze przyjaciółki – jedną na miejscu, w Toruniu, i drugą w rodzinnej Wrześni; ma klasę, która ją lubi, starszego brata i oczywiście rodzinę, nawet jeśli trochę daleko, bo też we Wrześni (praktycznie nieobecny ojciec w Toruniu się nie liczy, on to niech spada na bambus). To jednak nie wystarcza, kiedy Klamka staje się ofiarą grupki mat-fizowej, a nauczyciel prowadzący fakultet sprawę właściwie ignoruje. Przyjaciółkom i rodzinie Klamka boi się przyznać do tego, jak bardzo źle się dzieje na tych zajęciach. W końcu ona by sobie nie (po)radziła? Dopiero po kumulacji nieszczęścia szkolno-żużlowego Klamce nie pozostanie nic innego, jak poszukać pomocy.
Pomoc pojawia się w postaci ukochanej babci, która pozwoli się wypłakać, wysłucha, nie powie ani słowa mamie, ale zaprosi do domu tę drugą przyjaciółkę Klamki, Likę – bo będzie wiedzieć, że tego jej wnuczce potrzeba. Pomoże też Klamce dojść do tego, co powinna zrobić dalej. W żużlu może niewiele zmieni – choć może wesprzeć dobrym słowem ulubionego zawodnika, na którym skupia się nienawiść fanów czarnego sportu. Szkoła jednak zdecydowanie zależy od niej. Klamka zda więc sobie sprawę, że nie jest w ciemię bita i właściwie od początku roku szkolnego miała gdzieś tam z tyłu głowy plan B, w którym umacniały ją też przyjaciółki i brat. Fakultet można odpuścić, fizykę zdać jak nie teraz, to później, a na razie skupić się na innych swoich talentach i spróbować zostać dziennikarką. Otworzy się też trochę bardziej przed przyjaciółkami, bo samej można cierpieć, ale z bliskimi można sobie poradzić nawet z tym, co najtrudniejsze. To zdecydowanie było pokrzepiające – ten moment już po kulminacji wszystkiego, co złe, pozwolenia sobie na chwilę oddechu, odcięcia od świata, żeby móc podejść do przyszłości zadaniowo.
Jeśli chodzi o wątek tak jakby romansowy, ale jednak nie (głównie dlatego, że Klamka nie jest specjalnie zainteresowana tym akurat chłopcem w kontekście uniesień miłosnych), irytowało nas trochę podejście Tomka. Nie przemawia do nas to stereotypowe „ja się będę tobą interesować jako moją potencjalną dziewczyną, ale jak ty nie chcesz romansu, to ja w sumie nie chcę się z tobą kumplować”. Chłopak jest ogólnie sympatyczny (choć nadmiernie narzuca się z pomocą, gdy raz po raz słyszy „nie”) i nie dziwi, że Klamka go polubiła, a on polubił ją, jednak to, że widzi w niej tylko obiekt romantyczny, a niekoniecznie ot, fajną osobę… No nie wiem, może jestem na to zbyt aromantyczny, bo spoko, zakładam, że tak często bywa, no ale jednak szkoda nam było, że to poszło w tę stronę i że Tomek jednak na koniec wpisuje się w amatonormę – że jak chłopak i dziewczyna, to tam jednak musi chodzić o romans i nic więcej z jego strony.
Jest też w Dziewczynie w różowym wątek urbexowy. A raczej jego zalążek, na którego rozwinięcie czekamy w kolejnych częściach cyklu o Klamce. W sumie nawet lepiej, że nie był kolejnym w pełni rozwiniętym tematem, bo choć, jak wspomniałem, może nie ma tu wartkiej akcji, to jednak sporo się dzieje emocjonalnie w życiu Klamki. Dobrze więc, że kolejne przygody czekają na nią już po tym, jak trochę mocniej stanie na nogi po fakultetowo-żużlowych perypetiach. Nawet jeśli chciałoby się wiedzieć, co z tym domem z czerwonej cegły już teraz, zaraz…
Świetny jest w ogóle ten trend pisania książek młodzieżowych o dziewczynach, które interesują się sportem i nie wpisują się w proste stereotypy płciowe. Są po prostu sobą i pokazują czytelniczom, że one też mogą być, kim chcą i nie zwracać uwagi na konwenanse. Dostajemy dzięki temu taką Klamkę, która łączy stereotypowe uwielbienie do różu i zupełnie niestereotypową miłość do żużla i wcale nie wychodzi przez to sztucznie. Wręcz przeciwnie. Jest w Klamce przebojowość, której można jej tylko pozazdrościć. I jest w niej prawda o tym, że człowiek jest zbiorem wielu różnych cech i upodobań i najlepiej, gdy nie próbujemy ludzi na siłę „uszczęśliwiać” (tudzież dojechać za próby wychodzenia poza normę), wciskając się w role, w których my byśmy je widzieli, sądząc po pozorach. Więc jeśli macie pod ręką jakieś nastolatki, które może chciałyby przeczytać fajną obyczajówkę i przy okazji załapać trochę mądrych życiowych lekcji, to koniecznie podsuńcie im Dziewczynę w różowym.
Joanna Krystyna Radosz, Dziewczyna w różowym, wyd. Mięta 2023. Dziękujemy autorce za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
A jak wam spodobały się przygody Klamki? I czy zamierzacie sięgnąć po kolejne tomy? Koniecznie dajcie znać na naszym Facebooku.