Młodzieżowy Strajk Klimatyczny i inne ruchy na rzecz zmiany klimatu pokazują w ostatnich latach siłę młodzieży. O tym opowiada książka Naomi Klein i Rebeki Stefoff.
Jak zmienić wszystko. Młodzi na ratunek planecie to dokument skierowany przede wszystkim do młodych odbiorcz. My, już od pewnego czasu dorośli, także możemy do niego sięgnąć, ale to nie my jesteśmy jego głównymi odbiorczami. Naomi Klein z pomocą Rebeki Stefoff opowiada o tym, jak doszło do zmiany klimatu, w jaki sposób ją ukrywano przed światem, kto na niej najbardziej cierpi, ale też skupia się na tym, co wciąż jeszcze można zrobić i na motorze napędowym tych zmian – młodych ludziach z całego świata.
Całość podzielona jest na trzy główne części, a te na kolejne rozdziały. Dodatkowo mamy szerokie wstawki o omawianych w tekście aktywiszczach i sytuacjach oraz zdjęcia, które ubarwiają lekturę. Jakkolwiek mamy poczucie, że w zamierzeniu miały być one kolorowe, a nie czarno-białe, jak choćby zdjęcia rafy koralowej przed i po wymieraniu. Ale i tak pomagają one podzielić sobie lekturę na mniejsze, przyswajalne fragmenty, w pełnym zajęć świecie młodzieży.
Nie mogło obyć się oczywiście bez Grety Thunberg, od której samotnych protestów zaczął się Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, ale mamy tu więcej młodych aktywiszcz – w tym Nosrat Farehę, Catarinę Lorenzo, Carlosa Manuela, Davida Ackleya III, Elizabeth Wanjiru Wathuti, Jacksona Hinkle’a, Jess Housty, Alice Brązową Wydrę, Amirę C. Odeh Ọuiñones, Vanessę Nakate, Felixa Finkbeinera czy Autumn Peltier. Idziemy przez Afrykę, Europę, Australię, Amerykę Południową, aż po Stany Zjednoczone i Kanadę. Tych ostatnich jest w książce najwięcej i jakkolwiek całościowo ma ona wydźwięk ważny dla całego świata, pozostaje w pewnym stopniu amerykocentryczna. Sporo mamy przykładów z rdzennych społeczności czy społeczności czarnoskórych jako tych najbardziej dyskryminowanych – co oczywiście jest zgodne z prawdą, niemniej zastanawiamy się, jak wyglądałaby podobna książka napisana w Europie, Afryce, Ameryce Południowej? Jak wyglądałaby z prowadzona z punktu widzenia Azji?
Istotną częścią książki, obok omawiania młodzieżowego aktywizmu klimatycznego, jest pokazanie źródeł i przebiegu zmiany klimatu – w tym poprzez przykłady katastrof naturalnych, z powodu zmiany klimatu niosących poważniejsze skutki niż w poprzednich stuleciach.
Pojawia się tu między innymi historia Nowego Orleanu po huraganie Katrina – opowiedziana jednak z innej perspektywy niż ta powszechnie znana. Klein pokazuje, dlaczego miasto tak źle poradziło sobie po katastrofie – nie wynikało to wyłącznie z ignorowania przez firmy wydobywcze i polityków samego faktu zmiany klimatu, jakkolwiek i to odegrało w całej tragedii istotną rolę. Wskazuje jednak także na socjoekonomiczne warunki panujące w mieście, które doprowadziły do jego stanu po przejściu huraganu. Już przed Katriną biedniejsze dzielnice były mocno osłabione w walce przeciwko katastrofom klimatycznym – zabezpieczenia przeciwpowodziowe nie były kontrolowane ani regularnie naprawiane – co wpłynęło na silniejsze oddziaływanie huraganu, niż gdyby dobrze zabezpieczono całe miasto. Potem zaś, zamiast skierować faktyczną pomoc rządową w najbardziej zniszczone rejony, pieniądze skierowano do firm, które nie robiły nic z otrzymanymi środkami. Brakowało również dobrej organizacji podstawowej pomocy w razie kryzysu. Na dostarczenie jedzenia i wody część nowoorleańczyków musiała czekać prawie tydzień. Do miasta skierowano służby porządkowe rekrutowane spośród żołnierzy, którzy niedawno wrócili z Iranu i Afganistanu, by kontrolowali sytuację w biedniejszych, czarnych dzielnicach. Co, jak można się domyślić, nie było najlepszym pomysłem ani na deeskalację sytuacji, ani pomoc ludziom w wielkiej potrzebie.
Podobnie było w Portoryko w 2017 roku, które po huraganie Maria straciło prawie w całości dostęp do prądu i wody pitnej. Wykorzystywane przez Stany Zjednoczone i pozbawione praw przysługujących poszczególnym stanom polegało w dużej mierze na dostawach żywności i podstawowych środków do życia z kontynentu. Klein pokazuje jednak Portoryko po tej katastrofie także jako źródło nadziei – gdy ludzie zaczęli gromadzić się wokół różowego domu, Casa Pueblo, zasilanego panelami słonecznymi, które przetrwały huragan, czuć było powiew zmian. Stany Zjednoczone zostawiły kolonię na pastwę losu, lokalni mieszkańcy – w tym młodzież – zaangażowali się w odbudowę na własną rękę, budując silniejszą społeczność. Dziś znów, po słabszym od Marii huraganie Fiona, Portoryko pozostaje bez prądu, jakkolwiek przywracanie sieci elektrycznej odbywa się sprawnie i, według firmy obsługującej ją od 2021 roku, powinno zająć do kilku dni. Podczas gdy po Marii przywrócenie całej sieci elektrycznej zajęło prawie rok.
Młodzi działają, zrzeszają się, protestują, pozywają całe rządy do sądów i trybunałów – nie zawsze skutecznie, ale zawsze z pasją i determinacją – by przeciwdziałać nie tylko pojedynczym katastrofom, ale całej globalnej zmianie klimatu, którą firmy wydobywcze i paliwowe ukrywały, od kiedy tylko zdały sobie sprawę, jak poważnych kosztów będzie od nich wymagało odkręcenie tego syfu. Choć to na zlecenie jednej z nich – Exxonu – wykonano w latach 70. XX wieku pierwsze badania pokazujące, że globalna zmiana klimatu zachodzi i że ma to bezpośredni związek z rozwojem firm takich jak oni, początkowa wiara w wyniki tych badań i potrzeba konieczności dokonania zmian na lepsze szybko ustąpiły chciwości.
Nic dziwnego, że współczesna młodzież jest o to wściekła i nie chce czekać, aż to dorośli – dyrektorzy firm i słuchający ich politycy – może w końcu coś zrobią. Siła zmian leży w nowych pokoleniach. Co oczywiście nie znaczy, że my też mamy spoczywać na laurach. Wolimy jednak wierzyć, że młodzi, jak chce autorka (albo tłumacz?) nie prowadzą skazanej na porażkę krucjaty (dziecięcej). To nie religijna wiara w sukces pcha ich do czynu, a gniew i potrzeba zmiany przyszłości na lepsze mówią im, co należy zmienić. Co powinno być przejrzyście jasne dla wszystkich polityków, gdyby tylko pamiętali, że ich rolą jest służenie swoim społecznościom, a nie próbującym bogacić się w nieskończoność firmom, przez które giną setki tysiące ludzi i otaczający nas biologiczny ekosystem.
Nie ma drugiej Ziemi i nawet jeśliby terraformować Marsa, trafi na niego garstka wybranych osób – zapewne najbogatszych i jednocześnie najgorszych. Terraformacja jest jednak bardziej mrzonką o przyszłości, do której i tak nie mamy jak dojść, jeśli nie zadbamy w pierwszej kolejności o Ziemię. Młodzi doskonale o tym wiedzą, podobnie jak wiedzą, że cokolwiek by się nie stało z Marsem (a mówi się nim nie jak o raju, a o miejscu do dalszego wydobycia), większość z nas i tak zostanie tutaj. I miło byłoby nie być porzuconymi przez tych, którzy sami ten bajzel w pierwszej kolejności wywołali, kiedy oni będą rozwalać kolejną planetę.
M*sk i jemu podobni nie są wizjonerami. Wizjonerska jest młodzież – gdy mówi o nasadzaniu lasów jako jednym z kroków ku naprawie ziemskiego klimatu, nie jedynym. Gdy walczy o nadanie osobowości prawnej rzekom, gdy edukuje społeczności o tym, jak ważna jest woda, gdy protestuje i gdy działa lokalnie, tak by stawiać opór wielkim firmom.
Czy to się na coś ostatecznie zda? Cynicznie chciałoby się powiedzieć, że nie ma to wszystko sensu. Ale pomimo tego, jak ponury staje się z każdym rokiem nasz ziemski świat, młodzi wciąż walczą – i to daje nadzieję. Politykom nie ma co ufać, na pewno nie bardziej niż korporacjom, ale młodzi pokazują, że politykom i korporacjom można głośno mówić nie. I pokazywać, że zmiana na lepsze, choć trudniejsza bez ich współudziału, jest wciąż możliwa.
Jak zmienić wszystko. Młodzi na ratunek planecie mogłoby może trochę dogłębniej patrzeć na działania młodych. Zwracać uwagę nie tylko na nasadzenia drzew, ale i na to, ilu spośród tych drzew dane jest dorosnąć i nie zostać wyciętymi, pokazać więcej przykładów oporu z całego świata i tego, że nie tylko Ameryka może być wielkim beneficjentem reszty świata (jak było w przypadku Planu Marshalla) czy wspomożeniem ludzi w kryzysie na własnym podwórku (jak podczas Wielkiego Krachu).
Tłumaczenie jest dobre i czyta się całkiem płynnie. Nie rozumiemy z kolei sensu przypisu redakcyjnego, który sprzecza się z tym, o czym pisze autorka, bo „niektórzy naukowcy twierdzą inaczej”. Wprowadza nas to w stupor i przekonanie, że skoro „niektórzy naukowcy” twierdzą tak, jak chce redaktor, to autorka odwołuje się do aktualnego w momencie powstawania książki (lata 2019-2020) konsensusu naukowego. W paru miejscach tekstu mamy też użyty slur na I, mimo że w reszcie książki są używane konsekwentnie odpowiednio: ludy rdzenne i Rdzenni Amerykanie. I o ile jedno miejsce to nazwa organizacji, o tyle pozostałe wymagałyby uważniejszego spojrzenia redakcji językowej.
W trakcie lektury zastanawiała nas również rola Rebeki Stefoff. Podziękowania wyjaśniają nam, że jest ona odpowiedzialna za biogramy młodych aktywiszcz – czy raczej, jak rozumiemy, omówienia ich działalności, które pojawiają się obok właściwego tekstu książki. Jednak szkoda, że to wyjaśnienie nie pojawiło się we wstępie – lepiej tłumaczyłoby rolę obu wymienionych na okładce autorek, podczas gdy narrację prowadzi tylko jedna z nich.
Ogólnie jednak zdecydowanie warto sięgnąć po Jak zmieniać świat. To pozycja, która jeśli nie poszerzy światopoglądu młodych ludzi, pomoże im usystematyzować wiedzę o zmianie klimatu – od tego, co do niej doprowadziło, poprzez to, jak sobie z nią (nie) radzono, aż po działania, w jakie mogą się obecnie zaangażować. Na końcu znajdą także przydatne linki, które być może pokierują ich dalej w działaniach na rzecz zmiany klimatu.
Naomi Klein, Rebecca Stefoff, Jak zmienić wszystko. Młodzi na ratunek planecie, tłum. Miłosz Urban, wydawnictwo Muza 2022. Dziękujemy wydawcy za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.