Proza Marty Kisiel jest jedyna w swoim rodzaju. Jeśli więc otulacie się jak kocykiem jej ciepłym, zawadiackim humorem, to jej najnowsza powieść, Nagle trup, spełni wasze oczekiwania.
Nagle trup to klasyczny kryminał – mamy, jak sama nazwa wskazuje, trupa, którego nikt się nie spodziewał. Akcja powieści rozgrywa się w małej kamienicy, w której mieści się nie za duże biuro i kameralna redakcja chaotycznego wydawnictwa. Redakcja też zresztą jest trochę chaotyczna. Szefa można znaleźć tam, dokąd prowadzi ścieżka okruszków ciastek (tych z wielkich mieszanek, które są niby dla wszystkich, a tak naprawdę dla nikogo. No, to one wszystkie są dla Jacka Mastalarczyka), a działalność wydawniczą ogarnia kolorowa grupka osób, które starają się jak mogą wykonywać swoją pracę, wychodzić z inicjatywą w rozsądnych odstępach czasu i zachować zdrowe zmysły. Mimo licznych przeciwności losu żadne z nich nie wydaje się być mordercą – a jednak w biurowej toalecie zaległ redaktor, który nie poprawi już nigdy ani przecinka. Na pierwszy rzut oka sprawa nie wygląda na kryminalną, zdarza się, nieprawdaż, ale jak tylko dwóch policjantów o wspaniałych nazwiskach Mogiła i Pozgonny zaczyna się przyglądać, to znajduje całkiem sporo tropów, które mogą prowadzić do genezy, hm, trupa.
– Czy któraś z tych osób miałaby jakiś powód, żeby nie życzyć panu Chojnowskiemu najlepiej? Nie licząc tej literówki na torcie.
– Tylko jeden? Proszę pana. Tańce irlandzkie na polu minowym to miła rozrywka w porównaniu z codziennością w branży wydawniczej.
W ekipie JaMasu każdy wypatrzy sobie ulubieńca – mnie szczególnie ujął Arkadiusz, wytatuowana i wyrzeźbiona na siłowni sekretarka biura oraz stażysta Olafek, który ma naprawdę… naprawdę ciężki pierwszy dzień. Jednak każda z postaci ma historię, plany, marzenia, drobne dziwactwa, sporo wad i zalet – sztuką było przedstawienie ich w tak wyrazisty sposób w nie bardzo obszernej książce, która fabułą obejmuje jeden dzień i rzadko rusza się poza ciasne biuro. Nagle trup świetnie też żongluje konwencjami, bo jest i kryminałem, i komedią, i odrobinę też po prostu obyczajową powieścią o życiu w późnym kapitalizmie. Najlepiej widać to w bohaterkach i bohaterach właśnie, bo niektóre są pisane typowo pod komedię, inne mniej, a pomieszanie ich w jednej zwięzłej fabule daje intrygujące rezultaty i, oczywiście, dodatkowo podbija komizm.
– Pan Chojnowski współpracował z nami jako redaktor.
– Czyli… Jak dokładnie? Co robi taki redaktor?
– Autor pisze tekst, prawda? – zaczęła Kasia po szybkim zastanowieniu. – Pisze tak, jak umie, czyli… no, różnie.
– Zazwyczaj lepiej? – strzelił Mogiła, krzywiąc się zabawnie.
– Zazwyczaj gorzej – przyznała Grzymska z wyraźną przykrością (…). – Redaktor bierze tekst na warsztat i zaczyna się czepiać.
– Kogo?
– Czego?
– Wszystkich. O wszystko. (…) Redaktor musi znaleźć i wyciągnąć z tekstu wszelkie zło. Jak taki… taki trochę wiedźmin. Tylko jeden ołówek ma na błędy szyku, a drugi na zbędne przydawki.
Moje doświadczenie pracy w branży wydawniczej jest zupełnie inne – nigdy nie pracowałam w takim biurze – i przyznam, że podczas lektury wzdychałam z ulgą. Bo trup trupem, to się zdarza, szczególnie w kryminałach – ale większą grozę niż morderca w ukryciu budziła we mnie sama redakcja z sympatiami i antypatiami wśród osób tam pracujących, planowaniem i knuciem, zajmowaniem się mnóstwem pozaksiążkowych spraw i chodzeniem na palcach wokół humorzastego szefa, w dodatku szefa z Wizją… Jak by to jednak nie było przerysowane (o ile jest…), to Nagle trup bardzo dużo mówi o tej jednak mało rzucającej się w oczy branży, w której pracuje armia ludzi (w tym nawet niejedna osoba z redakcji Whosome). Jeśli więc wydaje się wam, że praca w książkach to romantyczne czytanie powieści przy pysznej kawusi przez osiem godzin dziennie, to Nagle trup nada wam o wiele bliższą życiu perspektywę.
Tylko zazwyczaj nie ma trupów, choć to nie tak, że nigdy nie kusiło, żeby komuś solidnie przyłożyć. (Ale wiadomo, że nawet nagła śmierć nie oznacza przesunięcia deadline’u).
Nie zostanie raczej Nagle trup moją nową ulubioną powieścią. Z żalem, ale muszę przyznać, że nie jestem całkiem kompatybilna ze stylem autorki – zagęszczenie żartów i mrugnięć okiem nieco mnie przytłaczało, miałam momentami poczucie, że książka za bardzo się stara mnie rozbawić, co jest niełatwe, był to więc swoisty pościg. Zdarzyło się jej jednak kilka razy mnie uśmiechnąć, a przede wszystkim – udało jej się zaciekawić mnie zagadką kryminalną. Jej rozwiązania wprawdzie nie próbowałam przewidzieć jakoś aktywnie, ale też nie wyskoczyło na mnie przed finałem (choć trzeba przyznać, że rozwiązanie trochę wyskakuje z krzaków i zaskakuje nie tylko czytelniczkę).
Wystartowanie nowego wydawnictwa kryminałem o morderstwie redaktora, i to autorstwa kogoś takiego jak Marta Kisiel – to jest coś! Gratulacje dla Mięty i najlepsze życzenia na dalszej drodze.
Marta Kisiel, Nagle trup, Wydawnictwo Mięta 2022 (dziękuję wydawczyniom za udostępnienie egzemplarza do recenzji)
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.