Milena Wójtowicz pisze fantastykę osadzoną we współczesności, ze wszystkimi jej blaskami i administracyjnymi cieniami. Czy warto sięgnąć po jej powieści?
W niewielkim mieście powiatowym mniej więcej w połowie drogi między Opolem a Wrocławiem nikt raczej nie spodziewa się… nadmiernej różnorodności mieszkańców. To takie miejsce, w którym nigdy nie dzieje się nic ciekawszego niż małe włamanie, wypadek na głównej ulicy czy otwarcie nowego lumpeksu.
A jednak.
Sięgając po trop tak doskonale już znany – wśród ludzi ukrywają się fantastyczne istoty, próbując się wtopić w tłum i przetrwać – Milena Wójtowicz opowiada historię świeżą, zaskakująco optymistyczną i zabawną w taki sposób, że czytając, niekoniecznie zaśmiejesz się na głos, ale będziesz się uśmiechać przez większość czasu. Łączy – po raz kolejny w swojej literackiej karierze – zupełną przyziemność, jaką są ludzkie instytucje i biurokratyczne mechanizmy z rzeczywistością wykraczającą poza naszą codzienność.
Bohaterami obu tomów serii są Sabina – specjalistka ds. BHP, prowadząca szkolenia dla grup i kontrole w zakładach produkcyjnych oraz Piotr – psycholog, terapeuta i coach, spotykający się ze swoimi klientami w wygodnym gabinecie, by rozmawiać z nimi o nękających ich problemach. Wszystko byłoby całkowicie zwyczajne, gdyby nie szczegół, że… Sabina jest strzygą, która z trudem (za pomocą kilogramów słodyczy pochłanianych każdego dnia) opanowuje swoje mordercze zapędy, a Piotr… Piotr dość długo skrywa swoją przynależność gatunkową, więc ja też jej nie zdradzę; myślę, że ta rewelacja da wam wiele radości. Sabina pomaga dostosowywać przedsiębiorstwa do potrzeb osób nienormatywnych (np. wilkołaków czy półwił) i instruuje kultystów o środkach bezpieczeństwa podczas rytuałów, a Piotr niektóre ze swoich sesji terapeutycznych przeprowadza post mortem, przysiadając na stołeczku na miejskim cmentarzu. W drugim tomie dołącza do nich Żaneta, która zostaje zatrudniona jako ich asystentka, a szybko okazuje się mieć geny borowego dziadka, co sprawia, że idealnie się nadaje do zajęcia się ochroną środowiska i na ekologii właśnie skupia się Vice Versa.
W pierwszym tomie, Post Scriptum, jak to zazwyczaj bywa w urban fantasy, bohaterowie muszą zmierzyć się z kryminalną zagadką – co jest dość odległe od ich zwyczajnego obszaru działania, czego oni sami mają pełną świadomość i nie wahają się korzystać z pomocy (no dobrze, czasami się wahają, ale ostatecznie korzystają), ale też czerpią pełnymi garściami z własnych umiejętności. Nawet jeśli można to uznać raczej za parodię kryminalnych tropów niż prawdziwą zagadkę, to i tak zabawa jest przednia. Poza tym bohaterowie wykonują swoją pracę, starając się wnieść nieco ładu, spokoju i ogarnięcia w dość chaotyczne życie nienormatywnych, próbujących wieść żywoty zwyczajnych mieszkańców Opolszczyzny. Powieść nie tylko skupia się na tym, co w ich życiu niezwykłe, ale pokazuje też ich codzienność.
To już w zasadzie powinno wystarczyć na zachętę. Mnie by wystarczyło. Ale jeszcze trochę się naprodukuję, bo to nie jedyne, co w tych powieściach mnie ujęło.
Przede wszystkim sięgnęłam po te książki – najpierw po tom drugi – bo ktoś w grupie Polifonia podsunął mi je, kiedy szukałam (z pewnego powodu) lesbijek w polskiej fantastyce. Spodziewałam się, że w powieści Mileny Wójtowicz znajdę jakąś małą wzmiankę o relacji drugoplanowej postaci – jakże się jednak zdziwiłam! W drugim tomie poznajemy dwie starsze panie, z których jedna jest mamą Piotra, w związku, który nikogo nie gorszy ani nie dziwi, no chyba że biorąc pod uwagę fakt, że mama Piotra ma w połowie nienormatywnego syna, a jej partnerka wywodzi się z rodziny, która od pokoleń zajmuje się polowaniem na potwory. Troszkę to niezręczne. Poza tym dość oczywiste było dla mnie odczytywanie nienormatywnych jako pewnej metafory, może niekoniecznie mniejszości seksualnych, ale po prostu mniejszości, która stara się jak może, by nikomu nie wchodzić w drogę, a i tak ciągle się obawia, że prawda wyjdzie na jaw, a konsekwencje będą straszne. Mimo tej metafory mamy też queerową reprezentację całkowicie wprost: nie tylko dwie emerytowane panie w związku homo, ale i osobę aseksualną. Tak po prostu – nie zasugerowaną, ale nazwaną i pokazaną. Nie macie pojęcia, jakie to rzadkie.
Dwie radosne emerytki ze swoją zwyczajną relacją; Sabina i Piotr wyznający sobie bez wahania platoniczną, przyjacielską miłość; Sabina i jej przyjaciółki, Piotr i jego klienci, Piotr ze swoją mamą… Akcja toczy się wartko, skrząc się od humoru, a i tak bohaterowie otrzymują mnóstwo miejsca na rozwijanie swoich relacji, na myślenie o nich i odnajdywanie się w nich. Mają bogate życie na wszystkich poziomach, a ich nieludzkie pochodzenie nie jest w żadnym z przypadków ich najważniejszą czy najciekawszą cechą.
Milena Wójtowicz pisze w bardzo wyrazisty, odrobinkę przerysowany sposób – co widać szczególnie w dialogach oraz kreacji bohaterów, którzy w mojej głowie byli bardzo mocno zarysowani i odrobinę przejaskrawieni. Ale to całkowicie pasuje, ma też dużo uroku. Piotr szukający spokoju w medytacji, małych rytuałach, paleniu dziesiątek świeczek; Sabina zjadająca słodycze na kilogramy, łamiąca swoim BMW wszelkie przepisy ruchu drogowego i fantazjująca o byciu napadniętą na parkingu podziemnym; mama Piotra odmieniająca przestrzeń wokół siebie powiewnymi ubraniami, dzwoneczkami i mindfulness – każda z postaci ma tyle dziwactw, że trudno uwierzyć, że rzeczywiście udaje im się wtopić w tłum. A jednak… któż z nas nie ma.
Jeszcze dwa elementy tych powieści szczególnie do mnie przemówiły. Jedną jest lokalność. Nie znam za bardzo tych terenów, a już na pewno nigdy nie byłam w Brzegu – ale teraz mam ochotę odwiedzić to miasto, przejść się ulicami i spróbować słodyczy w kilku cukierniach w centrum. Czuję się, jakbym znała to miejsce i kiedyś przejechała się co najmniej raz z piskiem opon przez Skarbimierz i Brzezinę. Drugim elementem jest mocne osadzenie w tu i teraz, świetnie widoczne na przykład w aluzjach popkulturalnych. Pierwszy tom zaczyna się od rozkminy, czy można kupić DVD z Supernatural na fakturę jako materiał do rozwoju zawodowego, a w drugim istotną rolę odgrywa piosenka Dawida Podsiadło. Tak że niczego nie brakuje.
Dwóm tomom towarzyszy dostępne za darmo w internecie opowiadanie Memento mori, którego akcja rozgrywa się między pierwszą a drugą częścią. To świetna okazja, by rzucić okiem na styl autorki i się zachwycić.
Historia rodu Marciniaków, Martinów i Martinusów pełna była łańcuchów wokół trumien. Za to spawarka miała się w niej pojawić po raz pierwszy.
Milena Wójtowicz, Post Scriptum (2018), Vice versa (2019), wyd. Jaguar
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.