Film Grety Gerwig właśnie jest wyświetlany na kinowych ekranach. Na długo przed premierą dorobił się statusu kultowego. Trailery i plakaty zainspirowały wiele memowych szablonów, a każdy element z produkcji budzi sensację: od wiadomości, że film spowodował światowe braki w różowej farbie, po rozważania Margot Robbie i Ryana Goslinga na temat aseksualności słynnej lalki (nie wspominając nawet o memicznych crossoverach z Oppenheimerem…).
Raczej nie będziemy na Whosome pisać o samym filmie – robi to wiele innych osób. Polecamy na przykład recenzję autorstwa Baby od polskiego: KLIK. Za to z gościnnym występem pojawia się u nas Aleks z zaproszeniem na wystawę w Muzeum Narodowym w Poznaniu.
Na szale na Barbie całkiem przypadkiem skorzystało Muzeum Narodowe w Poznaniu, które akurat na czas oczekiwania na filmową premierę zaplanowało swoją wystawę „Barbie. Nieznane oblicza” pod kuratorstwem Aleksandry Podżorskiej. Do zazwyczaj cichego Muzeum Sztuk Użytkowych ruszyły tłumy – bo na standardy tej instytucji tylko tak można nazwać kilkanaście tysięcy osób, które przetoczyły się przez dwie przeznaczone na wystawy czasowe salki w podziemiach.
Konstrukcja ekspozycji jest prosta – w gablotach rozstawione są lalki wraz z przypisanymi im akcesoriami. Przy okazji możemy przeczytać między innymi o historii firmy Mattel i przyczynach jej sukcesu; o tym, jaka Barbie jest z charakteru, dlaczego nigdy nie wyszła za Kena czy skąd właściwie wziął się ten róż, obecnie niemal synonimiczny z Barbie. Uwagę jednak najdłużej zatrzymują same lalki, kolekcjonowane na przestrzeni kilkudziesięciu lat. W gablotach pojawiają się modelki i muzyczki i architektki i chirurżki i paleontolożki, jest Barbie we własnym domu i w biurze, z którego zarządza swoją firmą. Barbie jeździ rowerem i skuterem i samochodem, uprawia gimnastykę i tenisa i boks i piłkę nożną, ma wiele różnych narodowości i etniczności, jeździ na wózku inwalidzkim i ma protezę nogi i przechodzi chemioterapię. Barbie jest wszystkim.
Najważniejszym przywoływanym przez kuratorkę kontekstem są lata 50. w USA – czas i miejsce powstawania Barbie, kiedy kobiety nie mogły być wieloma rzeczami. Ich możliwości były w gruncie rzeczy bardzo ograniczone i nawet do wyrobienia karty kredytowej potrzebowały zgody męża. Na tym tle postać niezależnej Barbie, która mogła skończyć studia i wykonywać wymarzoną pracę, była niesamowita i inspirująca. To zresztą do dzisiaj ważna misja Barbie: inspirowanie. Przez lata Barbie wykonywała ponad dwieście różnych zawodów, miała całe mnóstwo różnych zainteresowań i przybierała twarze kobiet o niezwykłych osiągnięciach z całego świata – wszystko, aby pokazać, że możesz być, kim chcesz. Cokolwiek sobie wymarzysz, najprawdopodobniej możesz odnaleźć to w Barbie.
Jednak mimo tej całej różnorodności i pięknej idei jedna rzecz pozostaje niezmienna: nieludzka figura lalki i jej perfekcyjna, plastikowa uroda. Nawet wprowadzenie nowych typów sylwetek w 2016 oku nie zmieniło wiele. Jest ich całe trzy: drobna, wysoka i zaokrąglona, przy czym nawet ta ostatnia wciąż w przełożeniu na realistyczne standardy okazałaby się bardzo chuda i nienaturalnie rozciągnięta. Nawet tworzenie lalek na wzór słynnych kobiet i wybranie kilku takich, które akurat nie były konwencjonalnie atrakcyjne, nie zmniejszyło wyidealizowania wizerunku Barbie — taka Frida Kahlo chociażby dostała twarz całkiem typowego produktu Mattela wzbogaconego o subtelnie zaznaczone zbiegające się brwi.
Od momentu wejścia na wystawę jasne jest, że kuratorka za główny cel postawiła sobie odczarowanie stereotypu Barbie jako głupiej blondynki, co trochę dziwi w czasach, gdy żarty z blondynek budzą już raczej politowanie niż śmiech. Wydaje się też, że wyrośliśmy z prób obrażania kogokolwiek imieniem najsłynniejszej z lalek – dzisiejsze uprzedzenia są subtelniejsze i Barbie nie jest w nich ofiarą, a raczej częścią problemu. Po przeczytaniu tekstu wprowadzającego obawiałam się, że cała wystawa może okazać się jedną wielką pochwałą Barbie w postaci bezrefleksyjnej kolekcji zabawek. Na szczęście jednak kuratorka nie ucieka od bardziej problematycznych aspektów Barbie i jej wielkiej popularności – między innymi od wkładu lalek w kulturę odchudzania – chociaż po niektórych z nich narracja ekspozycji tylko się prześlizguje, to ich istnienie zostało przynajmniej zaznaczone. Niektóre kwestie zostały jeszcze rozwinięte w towarzyszącym wystawie katalogu; ładnie wydanym, zawierającym zdjęcia większości lalek z ekspozycji, jednak na pewno niesatysfakcjonującym dla osób poszukujących jakiejś większej teoretycznej głębi.
Zastanawia też tytuł wystawy: czy zebrane w muzeum „nieznane oblicza” faktycznie są nieznane i uniwersum Barbie jednak jest zdominowane przez niemal identyczne postaci, co czyni różnorodność z wystawy marginesem? A może jednak, wbrew głównemu hasłu, wielość twarzy i wcieleń Barbie jest dobrze rozpoznana?
Największą siłą całej inicjatywy poznańskiego muzeum ostatecznie jest po prostu to, że Barbie została potraktowana poważnie i nie ma to związku ani z próbą udowodnienia ambicji Barbie, ani z podręcznikowym opowiedzeniem jej historii, a raczej z umieszczeniem jej w salach instytucji ze sztuką w nazwie. Poważne potraktowanie Barbie to poważne potraktowanie dzieciństwa, a przede wszystkim dziewczęcości i dziewczęcych marzeń. Barbie i inne wzorowane na niej lalki ukształtowały całe mnóstwo osób (czy przez te dekady będą to miliony czy już raczej miliardy?), ale po okresie fascynacji oczekiwane jest, że zabawki zostaną odstawione w kąt razem z przynależnymi im wielkimi planami, a osoby, które się nimi bawiły, zajmą się doroślejszymi sprawami. Tymczasem zabawki stereotypowo chłopięce, zamiast zostać odsunięte na bok, po prostu zmieniają skalę – plastikowe samochodziki stają się pełnowymiarowymi pojazdami, a chłopcy, którzy grali w piłkę na szkolnym boisku, zaczynają chodzić na stadiony – i zabawa trwa. Dlaczego Barbie też nie może dorastać razem z nami? A może taką właśnie Barbie da nam film Grety Gerwig?
Tak poza tym, na wystawie pojawia się też Ken. Nie żeby kogokolwiek to za bardzo interesowało, mimo że ten Ken z 1992 roku, który stał się gejowską ikoną, jest całkiem ciekawym zjawiskiem. I może nawet trochę mniej dodatkiem do Barbie, a bardziej osobną postacią.
„Barbie. Nieznane oblicza” oglądać można do końca lipca w Muzeum Sztuk Użytkowych w Poznaniu mieszczącym się w Zamku Przemysła (zwanym też zamkiem Gargamela). Więcej informacji o wystawie i wydarzeniach towarzyszących znajdziecie na stronie muzeum (KLIK). Nie mogę tego wiedzieć na pewno, ale na postawie memów i gifów wydaje się, że wystawa może pomóc wam w zauważeniu pewnych smaczków w filmie, na który wiel_ z was zapewne się wybiera, o ile już nie zdążyło go obejrzeć.

Dumna właścicielka puszystego kota o imieniu Pi, redaktorka w Grupie Pohjola. Fascynuje się szeroko pojętym kiczem, językami oraz baśniami. Nie znosi, gdy ludzie nazywają centra handlowe galeriami.