Trzynastka to podobno pechowa liczba… No cóż, na pewno nie była taka dla trzynastej już edycji Fantasmagorii, w której miałom okazję uczestniczyć. Impreza trwała od piątku 14 lipca do niedzieli 16 lipca, chociaż ja i towarzysząca mi w tej przygodzie przyjaciółka mogliśmy dotrzeć tam dopiero w sobotę. Znaleźliśmy się na miejscu jeszcze przed otworzeniem stoisk i punktów programowych, więc nasza przygoda rozpoczęła się od wizyty w ogólnodostępnym sleeproomie, a potem jedna z organizatorek oprowadziła nas po obiekcie i podpowiedziała, skąd wziąć wodę (a była to informacja na wagę złota, biorąc pod uwagę, jak upalny był to weekend).
Sobota była niezwykle owocna w prelekcje, chociaż starczyło też czasu na odwiedzenie stoisk i obkupienie się w pamiątki. Najpierw dotarłom na wykład Marty Grześkowiak o postaci kota w literaturze. Sam wstęp o tym, jak zmieniało się ludzkie postrzeganie tych dostojnych zwierząt na przestrzeni lat był bardzo ciekawy i trochę żałuję, że nie poświęcono temu więcej uwagi. Troszkę gorzej w moim odczuciu wyszła ta część, w której prelegentka omawiała konkretną literaturę. Najwięcej czasu poświęcono tym najsłynniejszym literackim kotom, o których już mówiło się wiele, a mniej znane pozycje omówiono dosyć szybko, zbiorczo i na samym końcu z racji na kończący się czas. Niemniej bardzo przyjemnie się słuchało i udało mi się zdobyć kilka kocich ciekawostek.
Po spotkaniu z kotami pognałom na prelekcję o tym, jak można zaoszczędzić na cosplayu (i o tym, na czym absolutnie oszczędzać nie można nie tylko przez wzgląd na estetykę, ale i na nasze zdrowie). Swoją wiedzę i sztuczki przekazywały Wiktoria Ratajczak (jedna z organizatorek konwentu, ale też prowadząca tegorocznej edycji konkursu cosplay) oraz Agnieszka Pelczyk (jurorka wspomnianego konkursu i zwyciężczyni zeszłorocznej edycji). Jak prelegentki same wspomniały – cosplayem zajmują się od dekady, a zaczynały jeszcze na studiach (a jak wiemy, student jest biedny z definicji). Z racji tego, że samo mam podobny staż w zabawie z cosplayem, to sporo rad przekazanych już znałom. Znalazło się jednak kilka rzeczy, które zdecydowanie wykorzystam w przyszłości. Na pewno był to cenny poradnik dla osób początkujących i cieszę się, że coraz więcej takich treści się pojawia.
Pierwszą przerwę między prelekcjami spędziłom wraz z przyjaciółką. W pierwszej kolejności wykorzystaliśmy ten czas na sprawdzenie jedzenia od Yaki Kingu. Jest to przewoźna knajpka z japońskim jedzeniem, gotowanym przez polsko-japońskie małżeństwo. Akurat była to pora drugiego śniadania, więc zamówiliśmy onigiri (przepyszne, najlepsze, jakie jadłom) i zimną herbatę ocha. Prawdziwym hitem jednak okazał się „śnieg”, który para serwowała z syropami. Na ten o smaku matcha skusiłom się trzykrotnie. Deser był tym smaczniejszy, że żar lał się z nieba.
Pozostały nam czas spędziliśmy na oglądaniu stoisk i zdobywaniu pamiątek. W trakcie trwania konwentu można było przygarnąć ręcznie robione maskotki, biżuterię, gadżety fandomowe, słodycze… Do wyboru, do koloru. Przy stoiskach też wychodził jeden z licznych plusów kameralnych konwentów – z wystawcami można była na luzie porozmawiać. Był czas na to, żeby odpowiedzieli na nasze pytania na spokojnie, my też nie czuliśmy presji, że przeszkadzamy, bo gdzieś obok stoi zniecierpliwiona kolejka klientów, jak to ma miejsce na gigantycznych konwentach pokroju Pyrkonu. Niektórzy wystawcy byli nawet chętni do rozmawiania nie tylko o swoich wyrobach, ale też ogólnie do luźnej pogawędki, dzięki czemu poszerzyłom swój słownik o kilka sucharów.
W wolnych chwilach zaglądałom też do wystawców tematycznych – a że nie chciałom niczego pominąć, to wszędzie zjawiałom się na chwilę i umykałom dalej. Mniej zabiegani ode mnie konwentowicze mogli pooglądać gwiezdnowojenne gadżety, postrzelać z przerobionej na kosmiczną zabawkowej broni (i zdobyć LEGO), pograć w planszówki oraz grę terenową. Z tych dobrodziejstw Fantasmagorii korzystała wspomniana przyjaciółka i bardzo chwaliła – tym bardziej, że w wielu tematach była kompletnie zielona, ale wystawcy i inni współimprezowicze z chęcią pomogli jej się wciągnąć w nowe wymiary fantastyki.
W sobotę o osiemnastej odbył się konkurs cosplay. Przewidziano kategorie dla debiutantów i profesjonalistów, chociaż w większości debiutanci spisali się tak, jakby urodzili się na scenie. Cosplayerzy spisali się naprawdę świetnie, tak samo prowadzący i ekipa uwijająca się ze zmianą rekwizytów na scenie. Bawiłom się świetnie i nawet nie wiem, kiedy przeleciał mi czas przeznaczony na konkurs.
Przygody tamtego dnia zamykała nam prelekcja Wojciecha Guni „Niesamowitość jako przedstawienie kryzysu psychicznego”. Poprzez przykłady ze sztuki i literatury omówiono to, jak różnego rodzaju zaburzenia psychiczne odbijały się na twórczości różnych autorów. Oczywiście większość książek, które zostały wymienione w trakcie spotkania, niemal natychmiast zapisałom na swojej liście do przeczytania.
Wojciech Gunia zamykał nam sobotę, ale otwierał też niedzielę. Jego prelekcja o weird fiction była pierwszą i ostatnią tego dnia. Słuchacze mogli poznać nie tylko, jak ta gałąź horroru rozwija się nie tylko za granicą, ale też jak to wyglądało u nas. Doświadczenie było tym ciekawsze, że informacje dostaliśmy z pierwszej ręki (dla niewtajemniczonych: Wojciech Gunia to jeden z prekursorów tego gatunku w Polsce).
Osoby chętne mogły jeszcze w niedzielę pozwiedzać Gniezno pod okiem zawodowego przewodnika. Początkowo było to i w moich planach, ale wykończone sobotnimi upałami zrezygnowałom z tej możliwości (nie ma co ukrywać, demony biblioteczne nie są odporne ani na słońce, ani na ciepło).
Na koniec nie pozostało mi nic innego, jak gorąco polecić Fantasmagorię tym, którzy będą mieli możliwość wybrać się tam w przyszłości. Zabawa była świetna, ludzie przemili, a organizatorzy i wolontariusze bardzo wspierający i gotowi do pomocy w każdym momencie.
Z wykształcenia filolog rusycysta (ale nie ma zamiaru na tym kończyć, bo tytuły filolożskie chce zbierać jak pokemony). Profesjonalnie nawiedza biblioteki, czyta na wpół profesjonalnie i amatorsko tworzy stosiki… znaczy się książkowo-mangowe góry wstydu. Istota miliona pasji: czytanie, pisanie, rysowanie, oglądanie, cosplay, mitologie wszelakie, nauka języków, pieczenie, gotowanie… Żadne hobby jej niestraszne (chyba że trzeba biegać). Skarbnica wiedzy na tematy wampirze, wilkołacze, slasherowe i ogólnie dziwaczne.