Nie pamiętam, żebym wychodziła szybciej do paczkomatu niż wtedy, kiedy dostałam powiadomienie o nadejściu Good Omens: TV Companion. Był już koniec sierpnia, teoretycznie przestałam lizać rany po zakończeniu drugiego sezonu serialu, ale jednak moje pokiereszowane serduszko pragnęło zatopić się raz jeszcze w tym cudownym, magicznym świecie, w którym anioł i demon jadają w Ritzu. Tym bardziej, że rzecz miała dotyczyć pierwszego sezonu, zwieńczonego wzruszającym toastem za świat, a nie gruzem, pożogą i ciszą po śpiewie słowików.
Zacznijmy od jakości wydania, choć jest to kwestia, którą zazwyczaj kończę swoje recenzje: dawno nie widziałam tak ładnie wydanego przewodnika po filmie. Książka ma płócienny grzbiet, jest solidnie szyta (czyli kartki nie będą z niej wypadać, tak jak w moich sczytanych po wielokroć albumach o Opowieściach z Narnii i Hobbicie), a ilustracja na okładce mogłaby robić za witraż w kościele i nikt by się nie połapał. Oczywiście nie należy oceniać książki po okładce, dlatego wszystkich wątpiących mogę zapewnić – w środku jest jeszcze lepiej.
Album jest podzielony na dwie główne części – rozdziały (opowiadające o pracy nad filmem, rekwizytach, kostiumach, problemach przy kręceniu poszczególnych scen, tym, jak bardzo różni się Bentley z roku 1926 od tego z 1933 i innych równie istotnych rzeczach…) i wywiady, w którym Matt Whyman, czuwający nad zawartością przewodnika, pozwala wypowiedzieć się aktorom na temat ich postaci i tego, co mają z nimi wspólnego. Zaskakuje szeroki przekrój aktorów – od Michaela Sheena i Davida Tennanta do Simona Merrellsa, grającego w Good Omens kuriera dostarczającego przesyłkę Śmierci. Mam wrażenie, że ten układ sam w sobie przekazuje ideę serialu, ale dochodzi do tego jeszcze jedna rzecz: widać, że wszyscy biorący udział w pracy nad serialem są fanami książki. Nie znalazłam wywiadu, w którym nie znajdowałyby się słowa o tym, że osoba mówiąca jest fanem/fanką Neila Gaimana, Terry’ego Pratchetta lub obu pisarzy, a także nie lubi albo choćby nie ceni książkowego oryginału. Adria Arjona, odtwórczyni roli Anathemy Device, wspomina, że drżała ze strachu na castingu, wiedząc, że obserwuje ją Gaiman. Nina Sosanya (siostra Mary Złotousta w pierwszym sezonie, Nina w drugim sezonie) przyznała, że rokrocznie robi powtórkę z czytania Good Omens i jak dotąd „myślała, że tylko ona zna tę książkę”. Dopiero po dołączeniu do ekipy uświadomiła sobie, jak bardzo się myliła.
Z drugiej strony widzimy spojrzenie Gaimana, który otrzymał w testamencie od Terry’ego Pratchetta niezmiernie trudne zadanie – zekranizowanie ich wspólnej pracy w sposób, z którego obaj byliby zadowoleni. Na stronach przewodnika czuć początkową niepewność pisarza – czy zrobił wszystko tak, jak być powinno? Dlaczego odkładał na później pisanie scenariusza, skoro wiedział, że jego przyjaciel i współautor jest umierający? Czy scenariusz będzie na tyle dobry, by zdobyć większe fundusze od jakiegoś serwisu streamingowego, bez których nie da się sfilmować książki w sposób zadowalający? Które sceny wyciąć, które zmienić, a które zostawić? Tworzenie scenariusza do Good Omens pokazuje, jak wyboistą drogę trzeba przejść, żeby osiągnąć sukces. (Tak na marginesie, osobiście uważam Good Omens za kamień milowy u Gaimana-scenarzysty; po dość średnich scenariuszach Doctor Who jest tym dziełem, które musiało powstać, aby narodził się netfliksowski Sandman).
Wizualnie Good Omens: TV Companion spełnia bardzo dobrze jedną funkcję – nie jest zapełniony zdjęciami; zamiast tego na 320 stronach jest tak wiele treści, ile tylko może być. W dodatku zdjęcia to nie tylko fotosy z planu, ale również m.in. projekty kostiumów (pierwotna wersja Crowleya wygląda jak wyjęta z lat siedemdziesiątych, z kolei sierżant Shadwell nosi wojskowy płaszcz jak z drugiej wojny światowej…) czy ciekawostki o kręceniu odcinków, których nie znalazłam nigdzie indziej (jak ta, że dla dzieci grających Adama i jego bandę najtrudniejszą do nakręcenia sceną była ta po wyjściu z lodziarni. Wymagała… trzydziestu dziewięciu ujęć, co oznaczało tyle samo porcji lodów do zjedzenia. I to niekoniecznie o ulubionym smaku). Jestem za to bardzo wdzięczna, że w rozdziałach opisujących kluczowe dla fabuły miejsca – takie jak księgarnia Azirafaela – znalazło się miejsce na zdjęcia w dużej rozdzielczości i świetnej jakości, pozwalające lepiej się przyjrzeć detalom, których nie widać dobrze na ekranie. Przy czytaniu rozdziału o księgarni opadła mi też szczęka, kiedy dowiedziałam się, że Azirafael, strażnik Wschodniej Bramy Edenu, mieszka w księgarni umieszczonej po… wschodniej stronie budynku w Soho. A to tylko jeden przykład, jak bardzo ekipa Good Omens dbała o szczegóły przy scenografii. Uwielbiam takie smaczki. To właśnie dla nich kupuję przewodniki filmowe.
Podsumowując – Good Omens: TV Companion to wzór kompendium o wiedzy na temat ulubionego serialu. Nie jest pustą wydmuszką, nie dostaniecie tylko kilkudziesięciu zdjęć, które i tak moglibyście znaleźć w internecie, ale zapewni też dobrą rozrywkę przy czytaniu. Mimo że kilku rzeczy możecie dowiedzieć się z materiałów filmowych dołączonych do DVD lub opublikowanych na Amazonie, wciąż czekają na was nowe anegdotki o pracy na planie – na przykład ta, jakie metody aktorskie stosuje David Tennant, a jakie Michael Sheen. I jak to rezonuje z ich bohaterami. Tak więc, jeśli jesteście stęsknieni za relacją Azirafaela i Crowleya, macie słabość do brytyjskich aktorów albo po prostu lubicie dowiadywać się, jak robi się filmy, sięgnijcie po ten przewodnik. Tylko nie róbcie sobie kakałka w anielskim kubeczku. Ta książka może tak wciągnąć, że szybko wystygnie.
Autorka bloga Anndycja, nauczycielka angielskiego, bibliotekarka, pisarka fanfiction, a przede wszystkim fanka. Gdyby mogła być zwierzątkiem, byłaby fenkiem. Regularnie pozwala, żeby popkultura łamała jej serce i przywracała do życia. Lubi filmy Disneya i horrory o duchach, literaturę dziecięcą i reportaże true crime. Miłośniczka brytyjskich seriali, teatru, herbaty, kotków i Neila Gaimana. W Doctor Who wkręciła się dość późno – w 2011 roku – ale wystarczająco wcześnie, by napisać o nim pracę magisterską. Od tamtej chwili większość czasu spędza w TARDIS. Najchętniej z Dziesiątym Doktorem.