Od początku roku przychodzą do nas lektury, które chcieliśmy dawno poznać. Dziś pod lupę recenzencką bierzemy Oczy uroczne Marty Kisiel.
Oczy uroczne to kontynuacja przygód Ody Kręciszewskiej, którą poznaliśmy w opowiadaniu Szaławiła, i trzeci tom tryptyku, na który składają się również Siła niższa i Dożywocie. Jednak nie trzeba znać wydarzeń z poprzednich dwóch tomów, by zrozumieć wydarzenia, z którymi mamy do czynienia tutaj. Miejsce akcji jest to samo, ale bohaterowie jednak już inni. Do tego Kisiel dopowiada dość, by można było wysnuć w miarę ogólne zakończenie Dożywocia. Szaławiła z kolei będzie stanowić dobre uzupełnienie Oczu urocznych, ale w samej powieści Oda przypomina sobie o wydarzeniach z opowiadania aż trzy razy. Co trąci lekko nadmiernym infodumpem, nawet jeśli w zamierzeniu nie miało nim być.
Historia zaczyna się dość sielankowo. Oda, która niedawno odkryła, że jest wiłą, odnajduje się już w nowym życiu, po zamieszkaniu na stałe na odludziu, ale nie całkiem odcięta od ludzi (pracuje w lokalnej przychodni i bardzo tę pracę lubi) – tych w małych dawkach jeszcze znosi. Razem z nią mieszka Bazyl, sepleniący diabeł, który niby jest od dawna dorosły, ale jednak ani nie brzmi, ani nie zachowuje się przesadnie dorośle i bądźmy szczerzy, nikt – ani Oda, ani osoby czytające – nie myśli o nim inaczej niż jako o uroczym dzieciaku, który w innych okolicznościach raczej chodziłby do szkoły niż szlajał się bez opieki po okolicznych lasach. Bazyl stanowi dla Ody tak samo utrapienie, jak i dobre towarzystwo (do tego lubi gotować, i cudnie czyta się o tym, jak zabiera się za przyrządzanie np. góry placków ziemniaczanych). Odę często odwiedza także lokalny leszy Roch.
Niestety, razem z zimą przychodzi przesilenie, a z nim nadnaturalne kłopoty – takie zwykłe dla tej pory roku i takie bardziej niepokojące, które mogą mieć katastrofalne skutki. Oda zaś musi zmierzyć się nie dość że z rosnącą liczbą ataków czegoś nieokreślonego na pacjencia przychodni, w której pracuje, i własnym zapaleniem płuc, ale też z obrażonym nagle Rochem. A, i jeszcze wszyscy nagle wmawiają jej a to, że czuje coś do Rocha, a to, że do swojego szefa Krzysia. Jakby Odzie nie dość było zamieszania. W tym wszystkim jedna Marzenka, niczym promień radości, przedostaje się przez jej osłony i pozwala trochę odsapnąć. Co dość ironiczne, a jeśli nabierzecie podejrzeń co do Marzenki już na samym początku, to słusznie podejrzewacie. Nie jest ona tym, kim zdaje się być.
Oda jednak, jak to wiła, ma dość ludzi (i nieludzi) mówiących jej, kim ma być, co ma robić i czuć, robi więc wszystko po swojemu. Co prowadzi do większych kłopotów. Koniec końców jednak wszystko (nomen omen) skończy się dobrze.
Jak zwykle prozę Kisiel czytało nam się bardzo dobrze, a Odę, tak jak i podobną jej w choleryczności Tereskę Trawną z Dywanu z wkładką i Efektu pandy (tego drugiego jeszcze nie czytaliśmy), bardzo lubimy i, cóż powiedzieć, trochę się identyfikujemy. Akcja powieści wciąga, choć nie pędzi na złamanie karku, jak w przypadku choćby Dywanu z wkładką właśnie. Czuć tę pierzynę śniegu otulającą okoliczne lasy i zimową powolność i senność, kiedy dni ni to zlewają się w jedno, ni to nigdzie się nie spieszą, a czas do końca przesilenia ciągnie się niczym krówki i znika w mroku. W tych okolicznościach Oda próbuje normalnie pracować, a jednocześnie dociekać, co się właśnie dzieje – co utrudnia jej to, że nikt jej niczego nie wyjaśnia, pomimo posiadanej wiedzy. Ani Roch, niby to mówiący jej, co ma robić podczas przesilenia, ale w sumie niespecjalnie zainteresowany tym, czy Oda naprawdę rozumie dlaczego, ani Ossa – demonica, z którą Oda się poniekąd zaprzyjaźnia, choć nie jest to taka oczywista przyjaźń, ani Bazyl, choć Bazyl jest tu najmniej winny i tylko po swojemu kombinuje jak koń pod górę (razem z nowo poznanym kolegą), a po co to jego prywatna [s]szprawa[/s] sprawa.
Z drugiej strony sama Oda dość późno próbuje tak bardziej na serio odnaleźć odpowiedzi, mimo że księgę, która jej sporo wyjaśni, ma pod nosem od początku, podczytywaną przez Bazyla. Nawet kiedy Ossa każe jej poznać konkretne terminy, Oda nie sprawdza jeszcze wszystkiego, co powinna. Dlaczego? Przesilenie męczy ją i zmienia w kogoś, kim nie chce być, a prorocze koszmary tylko pogarszają samopoczucie i to pewnie część odpowiedzi, jednak przydałoby się więcej dopowiedzenia w tekście, dlaczego zwleka ze sprawdzeniem choćby tego, kim sama jest, innego niż imperatyw narracyjny. Mimo wszystko nie jest to wielki zarzut – parę zgrzytnięć nie odbiera nam całej przyjemności, jaką czerpaliśmy z lektury.
W tej historii o końcach i traumatycznych początkach i odkrywaniu siebie porządnie, a nie tylko powierzchownie, miesza się fantastyka i ludzka głupota, zmęczenie ludźmi i wsparcie, po które Oda sięga, nawet gdy ma już wszystkiego dość. A na koniec i tak musi chwycić śmierć w objęcia (nawet jeśli nie jest jeszcze martfa). Podejrzewamy, że gdyby nie humor autorki, ta mieszanka mogłaby okazać się zbyt bolesna do przetrawienia. Na szczęście lżejsze momenty świetnie łączą się z tymi trudniejszymi, a my dostajemy dobrą historię, która boli akurat tyle, ile powinna.
Marta Kisiel, Oczy uroczne, wyd. Uroboros 2019.
Inne recenzje z cyklu Fajna Polska Fantastyka znajdziesz tutaj.