Na Netflixa wszedł nowy Wiedźmin. Kontrowersje nie ustają, fandom wrze, szczególnie od negatywnych komentarzy, a ja chcę zgłosić votum separatum i powiedzieć, że mnie się podobało. Z mankamentami, ale podobało.
Recenzja zawiera spoilery.
Zacznijmy może od tego, że książki czytałem fragmentarycznie, natomiast grałem we wszystkie odsłony komputerowych przygód Białego Wilka. Wszystkie te cztery media, to jest: książki, dwa seriale i gry traktuję zupełnie osobno, jako różne interpretacje tego samego uniwersum. Zresztą mógłbym do tego dodać jeszcze czwartą warstwę, bo miałem też okazję czytać starter do Wiedźmin (Witcher) RPG.
Podchodząc do nowego sezonu, a mówiąc ściślej, do jego pierwszej części, gdyż na drugą musimy poczekać do 27 lipca nie miałem, jak zwykle, żadnych oczekiwań. Byłem gotów przyjąć wszystko z dobrodziejstwem inwentarza i z seansu wyszedłem umiarkowanie zadowolony.
Szczególnie podobał mi się pierwszy odcinek, gdzie Yen, Ciri i Geralt tworzą swojego rodzaju patchworkową rodzinę. Czuć tam chemię między aktorami, to się fajnie ogląda. Mamy też kilka ładnie przedstawionych lokacji, mamy krasnoluda Yarpena, który zawsze budzi duże pokłady mojej sympatii, chociaż trzeba przyznać, że decyzja, aby krasnoludów grały osoby niskorosłe jest dość karkołomna. W tym odcinku dostajemy też dwie, bardzo fajne choreografie walki, które mnie osobiście bardzo przypadły do gustu. Jedynym mankamentem jest drobna dziura fabularna pod koniec, która w sumie nie bardzo wiadomo, z czego wynika. Mianowicie najpierw mamy wątek, w którym Jaskier razem z Ciri mają być przynętą na tych, którzy chcą porwać dziewczynę, ale w kolejnej scenie widzimy, jak w elfickich ruinach Lwiątko z Cintry stoi samo, a Jaskier pojawia się dopiero później, plącząc się pod nogami walczących. Aczkolwiek da się to jakoś zepchnąć na margines, bo sama choreografia prezentuje się świetnie, może wyłączając zastosowane w niej efekty specjalne.
Oczywiście ogromnym atutem produkcji jest Henry Cavill, który widać, że już okrzepł w roli Geralta i ogląda się go doprawdy cudownie. W pierwszym sezonie byłem dość sceptycznie nastawiony wobec takiego castingu, ale obecnie jego facjata jest dla mnie nie mniej charakterystyczna w kontekście postaci Geralta, co jego cyfrowa twarz z gier. Widać, że Henryk czuje tę postać, dobrze ją gra. Da się wyczuć tę pasywną charyzmę, która powinna bić i bije od tego bohatera. Mówiąc krótko: bez zarzutu. Jedyny mankament, to myśl, że od przyszłego sezonu już go nie będzie i ja nie rozumiem, jak twórcy mogli na to pozwolić, bo Cavill jako wiedźmin jest wart wszystkich pieniędzy.
W swoich rolach okrzepły także dwie panie – Freya Allan (Cirilla) i Anya Chalotra (Yennefer). Nie tylko budzą we mnie sympatię, ale też opatrzyły mi się ich twarze na tyle, abym nie miał żadnych wątpliwości. Między nimi również widać dobre zgranie się, ich sceny przyjemnie się ogląda, a Yennefer w roli przybranej matki to także ciekawy widok, który obserwowałem z przyjemnością. Co zaś do kontrowersji, jakoby ubrania czarodziejki były z H&M, tak ja osobiście bym nie przesadzał. Rzeczywiście, twórcy mogliby się tutaj bardziej postarać, ale nie powiedziałbym, że jest tragicznie.
Na wspomnienie zasługuje także duet Cassie Clare (Filippa Eilhart) i Graham McTavish (Dijkstra), którzy ciągle są w trakcie jakichś knowań, a ich status wobec głównych bohaterów można odczytywać jako mocno niepewny, co tylko wzmaga napięcie wokół nich. Ciekaw jestem ich dalszych losów i cieszę się, gdy widzę ich na ekranie.
Natomiast za błąd w sztuce oceniam romans Jaskra, który jest dość mocno naciągany i w tej jednej kwestii muszę zgodzić się z fandomem, że to wątek zupełnie zbyteczny. Jednak mnie nie chodzi o sam fakt nieheteronormatywnej orientacji bohatera, a tylko i wyłącznie o to, że to zbliżenie nie ma żadnego sensu, przynajmniej na razie. Brak tu jakiegoś realizmu psychologicznego, wszystko od pierwszego spotkania dąży w jednym celu i wydaje się przez to być równie wiarygodne, co romans Padme i Anakina. Może to się jeszcze zmieni na przestrzeni kolejnych pięciu odcinków, ale na razie był to wątek, którego mogłoby nie być.
Niezbyt podchodzą mi też wątki elficko-nilfgaardzkie, które na razie nie doprowadziły do niczego ciekawego. Sam cesarz wydaje się być przyzwoity, ale nic ponadto. Natomiast wątek Gallatina, urwany jego zaskakującą, choć niewiele wnoszącą śmiercią, jest według mnie słabo wykorzystanym potencjałem. A skoro już przy elfach jesteśmy, to myślałem też, że twórcy porzucą tę nieszczęsną koncepcję monolitów, tak jak Lucas midichloriany, ale się przeliczyłem. Na szczęście jest ich zdecydowanie mniej. Mam tylko nadzieję, że oprócz Dzikiego Gonu, który został zaprzepaszczony za sprawą Rodowodu Krwi, nie będzie już nawiązań do tego koszmaru.
Ciekawy za to jest wątek eksperymentów na dziewczynkach i cała afera z tym związana. Przyznać też można, że dość ciekawym pomysłem było pokazywanie balu w Aretuzie w różnych sekwencjach, ukazujących coraz więcej szczegółów i niejako odkrywających kolejne warstwy intrygi, aczkolwiek uważam, że średnio się to udało, gdyż przez powtarzanie niektórych scen trochę się dłużyło. Na jakiś plus jest to, że na koniec oczywiste rozwiązanie okazało się twistem i zrobiło całkiem ciekawy cliffhanger, ale ja nie jestem specjalistą od intryg w filmach, bo często nie nadążam i ich nie rozumiem, więc moja ocena jest mocno niemiarodajna.
Wątek porywanych dziewczynek jest też o tyle interesujący, że zwizualizowanie tej dziwnej kreatury, która z nich powstała przywodziło mi na myśl bardziej lovecraftiańskie klimaty. Zaś co do samych potworów, które mamy w tym sezonie, tak odnoszę wrażenie, że są one wszystkie robione na jedno kopyto i z jakiegoś powodu wszystkie mają podobny kolor. Wodny stwór i bestia z klatki są do siebie mocno podobne, jeśli chodzi o umaszczenie. To dość dziwne, chociażby z punktu widzenia biotopów, w jakich występują.
Co do zasady całą tę połowę sezonu oceniam na przyzwoitą czwórkę, może z lekkim minusem. Henry jako wiedźmin jest super, dziewczyny też nie ustępują. Akcja rzeczywiście czasami się dłuży, ale nie jest źle. Podobnie jak w poprzednich sezonach są momenty, które naprawdę warto zobaczyć, a są też lekkie płycizny fabularne… i tak to sobie płynie ten wiedźmiński statek, trochę się kolebie, czasem coś pęknie pod stopami, ale co do zasady bryza przyjemnie chłodzi, a widok na morze jest ładny, więc i moje ogólne wrażenia są co do zasady pozytywne, choć z kilkoma „ale”. No cóż, zobaczymy, co nam pokażą w drugiej części.
Artykuł jest zaktualizowanym przedrukiem filmu „Nowy wiedźmin jest spoko… | RECENZJA TRZECIEGO SEZONU ZE SPOILERAMI” zamieszczonym przez autora na platformie YouTube. Możecie zobaczyć go poniżej:
(on/jego)
Zawodowo animator społeczno-kulturalny. Duchem gracz: stołowy oraz komputerowy; wielbiciel mrocznych nurtów w fantastyce; wannabe literaturoznawca i antropolog kultury; pasjonat historii; łucznik w stanie spoczynku; wampirolog; neoromantyk; twórca kina niezależnego; drobny youtuber; badacz, pogromca i koneser teorii spiskowych; pisarz na etapie szuflady; były redaktor czasopisma „Równość”; posłaniec Zewnętrznych Bogów.