Tegoroczny Kapitularz – będący równocześnie Polconem, czyli szczególnym świętem fandomu fantastyki – odbył się w dniach 1–3 września na terenie Wydziału Filologii Uniwersytetu Łódzkiego: przyjemnym, nowoczesnym i sprzyjającym konwentowej integracji budynku, dobrze skomunikowanym z dworcami i centrum miasta, ze znajdującymi się w bezpośrednim sąsiedztwie akademikami, w których uczestnicy mogli zarezerwować sobie noclegi. Na miejscu było wszystko, czego można było potrzebować – począwszy od kawy, przez foodtrucki, po fenomenalne bistro*, które pełniło też rolę integracyjną**, choć często te spotkania odbywały się w biegu – co się doskonale składało, bo działo się tyle ciekawych rzeczy, że żal byłoby opuszczać teren kampusu na dłużej.
Sam obiekt, w którym odbywał się festiwal, robił spore wrażenie – przestronny, nowoczesny, jakby skrojony na miarę. Prawie trzy tysiące osób uczestniczących w innej przestrzeni byłyby tłumem nie do ogarnięcia, tam jednak miało się poczucie, że choć jest nas dużo, to widywało się mnóstwo znajomych twarzy i udało się uniknąć poczucia przytłoczenia, o które tak łatwo w postpandemicznym zdziczeniu. Zabrakło może większej liczby mapek i oznaczeń, żeby łatwo było się połapać, co gdzie jest (w tym zabrakło na mapkach oznaczenia wind i toalet…), ale ogólnie była to przyjazna i dość dostępna przestrzeń.
Konwent tradycyjnie rozpoczął się od kolejki. To tak nieodłączny element, że pewnie większość fandomu nie wyobraża sobie, żeby mogło być inaczej, ale jednak nasuwa się myśl, że przecież po takiej liczbie zorganizowanych konwentów sprawne ogarnięcie tych powtarzalnych i prostych procedur przy wejściu nie powinno być zadaniem przerastającym wszystkich organizatorów… Samo czekanie nie było problemem, bo był to też czas licznych powitań – żal tylko punktów programu, które odbywały się w piątek o 16:00, 17:00 i 18:00, bo wiele zainteresowanych osób po prostu nie miało szansy na nie dotrzeć.
Kiedy już jednak udało się wejść i otrzymać akredytację, nie było wiadomo, w którą stronę się zwrócić – iść na program? Powędrować wśród stoisk? Usiąść i się przyglądać? Zacząć od kawy? Czekał na nas konwent wypchany atrakcjami.
* W temacie jedzenia musimy pochwalić dostępność opcji wege i vegan, co nie zawsze na konwentach jest oczywistością, a ich brak w takim miejscu – jednak nieco oddalonym od centrum Łodzi – byłby mocno problematyczny dla wielu osób. Mamy nadzieję, że w kolejnych edycjach podobnie dostępne będą również opcje bezglutenowe.
** Trochę rozczarowujący był prawie całkowity brak w bezpośrednim pobliżu lokali, w których można byłoby socjalizować się wieczorami – jedyny pub okazał się niewielkim miejscem grającym głośną muzykę i serwującym głównie alkohol, więc nie stanowił dobrego wyboru dla nieletnich, niepijących i preferujących spokojniejsze miejsca konwentowiczów. Oczywiście organizatorzy konwentu nie są odpowiedzialni za okoliczne lokale, ale poświęcenie większej uwagi na znalezienie miejsca, które konwent mógłby polecić uczestnikom jako przestrzeń do integracji, byłoby krokiem w dobrym kierunku – szczególnie gdy sam kampus zamykał się o 22:00, a akademiki postanowiły traktować gości jak studentów i nie pozwalały na przyjmowanie gości czy swobodne przemieszczanie się (co było zresztą dość zastanawiające, same akademiki mówiły, że to decyzja organizatorów, a organizatorzy – że akademików…).
Wystawcy
Nie można sobie wyobrazić konwentu bez wystawców. Stoiska rozlokowane były w korytarzach i częściach wspólnych budynku, więc można było rzucić okiem na ofertę nawet w drodze z prelekcji na prelekcję. To bardzo wygodne rozwiązanie. Ucieszyła nas duża liczba artystów i rękodzielników. Lubimy wspierać niezależnych twórców, zwłaszcza gdy mają coś tęczowego, a było tego sporo! Pojawiły się też stoiska z kostkami do gier i to nie tylko dobrze wszystkim znane wszystkim Q Workshop (kochamy te kostki, ale umówmy się, po latach, gdy były jedyną opcją na konwentach, miło jest zobaczyć większy wybór). Miło było też zobaczyć sporo stoisk z biżuterią, ozdobami i przedmiotami użytkowymi niekoniecznie jawnie nawiązującymi do konkretnych dzieł popkultury, ale takich w „klimacie”. W końcu czasem chciałoby się nie tylko swoim ubiorem zasygnalizować, że coś lubimy, ale poudawać, że żyjemy w ulubionej książce czy serialu, i wtedy nastrojowe dodatki są jak znalazł.
Dzięki naszej licznej reprezentacji mogliśmy także pójść na całkiem pokaźną część punktów programu, prezentujemy więc poniżej nasze wrażenia z nich.
Piątek
Piątkowy program rozpoczęła prelekcja Magdaleny Stonawskiej (Lierre) o siódmej dekadzie Doctor Who – o tym, co było przed nią, o niespełnionych nadziejach co do światowej dostępności serialu po pięćdziesiątej rocznicy serialu i o tym, jak to się może zmienić teraz, gdy serial ma na bieżąco wychodzić na dużej platformie streamingowej. Poza tym nie mogło się obyć bez kwestii powrotu Russella T Daviesa i wszystkiego, co z tym związane, z tym pozorności poczucia, że to krok wstecz – bo choć mamy tu wiele powrotów, to w ciągu ostatnich dwudziestu lat sam Davies bardzo mocno rozwinął się twórczo. Są więc co do jego ery obawy, ale można mieć także całkiem sporo nadziei. Widownia była bardzo zaangażowana i niektóre z wątków, które pojawiły się w rozmowie, są zdecydowanie warte pociągnięcia dalej.
Ciekawie wypadła rozmowa Anny Łagan i Joanny Krystyny Radosz, moderowana przez Aleksandrę Klęczar, o eseju Andrzeja Sapkowskiego Piróg albo Nie ma złota w Szarych Górach. Prelegentki dyskutowały o tym, czy i w jakim stopniu diagnoza Sapkowskiego na temat obecności w polskiej fantastyce odniesień do Słowiańszczyzny była słuszna wobec fandomu polskiej fantastyki w momencie jego publikacji i dziś. Przypomniały także, że esej odnosił się do konkretnych tekstów, wydanych przed jego powstaniem. Pojawiły się też głosy z publiczności, które dynamizowały dyskusję.
O wydawnictwach fanowskich, ich powstawaniu, działalności i docieraniu do osób czytających dyskutowali Magdalena Stonawska (reprezentując Grupę Wydawniczą Alpaka), Anna Hrycyszyn (z sekcji literackiej Logrus Śląskiego Klubu Fantastyki), Grzegorz Czapski (redaktor naczelny magazynu „Biały Kruk”) i Magda Brumirska-Zielińska (Fantazmaty). Z dyskusji moderowanej przez Tomasza Kozłowskiego (redaktora kapitularzowej antologii Dzień po najczarniejszej nocy) wyłoniła się konkluzja, że najskuteczniej trafiają do szerokiego grona publikacje drukowane i płatne. Czy jednak jest to jedyna warta wypróbowania ścieżka, na to panel już nie dał odpowiedzi. Dała nam jednak ta dyskusja poczucie, że rok 2017 był pod wieloma względami szczególny – bo wtedy właśnie większość z tych inicjatyw się narodziła. Przypadek…?

Panel dyskusyjny o wydawnictwach fanowskich
Z przyjemnością, choć także dość smutną refleksją, wysłuchaliśmy prelekcji Ewy Tomaszewicz i River Rawińskiej z Whosome o podwójnych standardach stosowanych wobec kobiet w przemyśle filmowym. Choć na przestrzeni dekad widać poprawę w liczbie i jakości ról żeńskich w kinie fantastycznym, wciąż daleko do pełnej równości i nieraz zdarzają się sytuacje zaszczuwania aktorek przez widzów, czemu studia biernie się przyglądają, albo złego traktowania aktorek przez samych twórców.
Równolegle z panelem o niszowych wydawnictwach i prelekcji o podwójnych standardach wobec kobiet odbyła się debata o filozofii nurtu solarpunk zatytułowana Zdrowia, szczęścia i jeszcze raz pieniędzy – o co chodzi na Nowej Wspaniałej Planecie? Udział w niej wzięli Rafał Kosik, Marcin Przybyłek, Magdalena Salik, Istvan Vizvary oraz Asia Kaniewska, whosomowa dziewiętnastka i promotorka solarpunka z radosnego przypadku. Dyskusję moderowała Anna „Smoczyca” Pawłowska. W składzie panelist_ zarysował się wyraźny podział na przeciwników i zwolenniczki tego nurtu kulturowego (końcówki użyte nieprzypadkowo). Dyskusja toczyła się między innymi wokół pytań, czy solarpunk da się wprowadzić w życie, czy jego zaistnienie oznacza uniknięcie katastrofy klimatycznej i czy kapitalizm jest częścią natury człowieka. Reprezentacja Whosome odpowiada na te pytania odpowiednio: „tak” i „niestety wątpię, ale wciąż” i „nie”. Choć ostatecznie dyskutujący nie doszli do konsensusu, mamy nadzieję, że dyskusja zainspirowała choć część słuchaczy do zainteresowania się solarpunkiem oraz stojącymi za nim nadziejami i lękami.
Wieczorem prelekcję przeprowadziły również autorki podcastu Kobiety eksploatacji, skupiając się na dwóch podgatunkach: slasherach i filmach typu rape and revenge. Opowiadały o roli kobiet i dziewczyn w tego typu narracjach, utartych motywach (np. final girl) i o tym, jak w co ciekawszych przypadkach próbuje się je odwracać, a także o tym, co w ogóle przyciąga widzki do takiej tematyki i co mogą tam dla siebie znaleźć.
Sobota
Sobotę zaczęliśmy od… kawy oraz prelekcji o kawie – prowadzonej przez whosomowe osoby: Magdalenę Stonawską, Asię Kaniewską i Ewę Tomaszewicz – zakończonej małym konkursem, w którym można było wygrać, a jakże, kawę oraz piękne kubeczki Whosome. Wnioski? Kawa jest ważna, w przyszłości ludzie kawę piją, w kawiarenkach naturalnie nawiązuje się romanse, a kawiarnia to przestrzeń atemporalna. Chciałoby się też jednak prelekcji o fantastycznej herbacie…
Po dawce kofeiny nadeszła pora na dyskusję o trigger warningach, w której wzięły udział Joanna Krystyna Radosz, Katarzyna Wierzbicka, Anna Karnicka i Martyna Pawłowska-Dymek. To ważny temat, o którym warto dyskutować, więc cieszy, że ten punkt programu się odbył i panelistki wymieniły się spostrzeżeniami – o tym, czy zamieszczać ostrzeżenia o zawartości, w jaki sposób je umieszczać i czy zmieniają one odbiór tekstów kultury, które poprzedzają.
Temat trigger warningów pojawił się też na panelu Czego poszukują czytelnicy w nowych czasach w kontekście świadomego kreowania własnych doświadczeń czytelniczych, omijania obciążających tematów lub wręcz przeciwnie – przetwarzania trudnych emocji poprzez fikcyjne historie. Anna Kańtoch, Radek Rak i Katarzyna Kosik (wydawnictwo Powergraph) rozmawiali o młodych odbiorcach szukających poczucia przynależności i zrozumienia, komfortu i poczucia bycia zaopiekowanymi w powieściach, a także o przyczynach takich potrzeb; o tym, jak czasy – liczne zagrożenia, kryzysy, wojny, niesprawiedliwości społeczne – kształtują osoby czytelnicze; o poczuciu obowiązku, by stawać po stronie słabszych i robić więcej oddolnie. Wyszczególniona została tutaj zwłaszcza tematyka queerowa, będąca ostatnio coraz bardziej powszechna na polskim rynku wydawniczym. Duży udział w dyskusji miała także widownia – osoby z sali dopowiadały o coraz to bardziej świadomej młodzieży, stawianiu wysoko własnego zdrowia psychicznego i komfortu, łatwości powrotu do znajomego świata przedstawionego (zarówno w kontynuacjach, jak i w fanfikach), wpływie mediów społecznościowych na zaangażowanie osób i na szeroką dostępność nie tylko samej literatury, ale i dyskusji o niej wśród odbiorców, czytelniczek i osób fanowskich.
Magda „Cathia” Kozłowska i Marta Duda-Gryc wspaniale przybliżyły kulisy pracy tłumaczy i redaktorów w prelekcji Jak tłumacz z redaktorem i czytelnikami – rozmowa o książkach starwarsowych. Poruszyły też kwestię tego, jak istotna jest znajomość uniwersum przy pracy z książkami należącymi do tak dużej franczyzy, jaką są Gwiezdne wojny.
Nasza reprezentacja nie ominęła też Holodeku, w którym królowali trekkies – Piotr „The D” Domański, Julius „Q_” Mróz oraz Alucard87 – opowiadający o nowych seriach z uniwersum Star Treka oraz Orville i Discovery. Było to dość specyficzne doświadczenie, choć zawsze miło jest jeszcze raz pooglądać trailery i posłuchać o tym wspaniałym zjawisku.
Pewnym rozczarowaniem okazała się też prelekcja Edwina Śledzińskiego o drogach kosmicznej ewolucji człowieka, choć jedynie dlatego, że trwała stanowczo zbyt krótko, bo zaledwie 25 minut. To z pewnością temat wart szerszego rozwinięcia!
Panel Książki, które chcecie przeczytać, ale jeszcze o tym nie wiecie (uczestnicy: Magdalena Stonawska, Anna Łagan, Paweł Domownik i Aleksandra Kryca) skupił się po prostu na polecaniu lektur, ale dzięki panelist_om z bardzo zróżnicowanymi zainteresowaniami był czymś o wiele ciekawszym niż po prostu listą książek. W toku niezobowiązującej dyskusji pojawiała się różnego rodzaju fantastyka, fantastyczne romanse, solarpunk, książki historyczne – zarówno beletrystyczne, jak i opracowania. Chyba wszyscy wyszli z tego panelu z pokaźną listą książek, z którymi warto się zapoznać. My też się z wami tą listą niedługo podzielimy.
Istvan Vizvary to wybitny naukowy prelegent, który i tym razem spełnił wszelkie oczekiwania osób, które już go znały, i wywołał ciężki stan podszytego smutkiem zakochania u osób, które wysłuchały go po raz pierwszy. Podczas prelekcji o szukaniu życia pozaziemskiego w czasie wielkiego wymierania… nie bardzo doszliśmy do tematu szukania życia poza naszą planetą, co jednak było jasne już od pierwszych zdań prelekcji, która była przeszywająco smutna, ale też ogromnie mądra i ostra tam, gdzie trzeba było przebić balonik wygodnych złudzeń. Dlaczego śmieci powinny być w lesie i dlaczego górnictwo kosmiczne to mrzonka? Mamy nadzieję, że kiedyś sam_ będziecie miały okazję tego posłuchać.
Prelekcja Oficerów Gwiezdnej Floty portret zbiorowy została przez obecną na Kapitularzu reprezentację trekkies zgodnie uznana za czas na zbiorowe zdjęcie, które jest tradycyjnym punktem każdej Treksfery (warto przypomnieć, że mimo niewielkiej liczby startrekowych atrakcji Kapitularz był też w tym roku gospodarzem Treksfery). Mimo pomyłki kryzys został zażegnany – w końcu oficerowie Gwiezdnej Floty są znani ze zdolności do rozwiązywania problemów. Po szybkiej naradzie przed salą delegacja WOGF-u zaprosiła wszystkich fanów Star Treka na zdjęcie przed budynkiem zaraz po zakończonej prelekcji, a tuż przed zaplanowanym zbiorowym zdjęciem redakcji Whosome. Może powinniśmy zacieśnić współpracę w przyszłości?
Kolejny ciekawy panel dotyczył literatury gatunkowej i jej znaczenia w obecnych czasach. Dyskusja toczyła się wśród wymienionej już wcześniej trójki (Anna Kańtoch, Radek Rak i Katarzyna Kosik), do której dołączyły Marta Kładź-Kocot i Aleksandra Klęczar. Osoby autorskie opowiadały o lubianych przez siebie gatunkach, zarówno w kontekście czytania, jak i pisania, choć w przypadku tego drugiego panowało przekonanie, że pisząc powieść, myśli się raczej o tym, co ma opowiadać dana historia, niż o tym, jaki to będzie gatunek literacki. Padła uwaga, że mało jest powieści czystych gatunkowo i że większość to mieszanka, której określenie rozpatruje się poprzez stwierdzenie, jakie motywy przeważają objętością lub znaczeniem. Pojawiła się teza, że osoby czytelnicze dla ulubionych gatunków zniosą elementy tych mniej lubianych, a przy znienawidzonych gatunkach nie zostaną nawet, gdy będą im towarzyszyć te lubiane (przykładem było połączenie fantastyki i romansu). Wysunął się generalny wniosek, że gatunki są przydatne bardziej w celu ustawiania książek na odpowiednich półkach niż w samym sensie literackim. Kasia Kosik z perspektywy wydawnictwa powiedziała, że pojawia się próba wychodzenia do nowych czytelników poprzez oznaczenie powieści jako „proza polska” a nie „fantastyka”, licząc na to, że dotychczasowi czytelnicy podążą za lubianymi autorami, a brak „tego brzydkiego słowa na F” pozwoli nie zniechęcić potencjalnych nowych odbiorców. Tutaj pojawiły się też uwagi, że fantastyka bywa uważana za gorszą kategorię albo niepoważną literaturę, że część tego to problem edukacji, która często pomija pozycje fantastyczne lub nie daje należytej uwagi takim elementom w lekturach szkolnych (np. Mistrz i Małgorzata czy Dziady).
Ten panel, podobnie jak poprzedni z tą ekipą, był zdecydowanie wart czasu i pozostawił kwestie do przemyślenia. Wyrazy uznania także dla Grzegorza Czapskiego za sprawną moderację. Niestety wśród widowni trafiła się osoba, która trzy razy zadawała pytania niedotyczące tematyki panelu i zarazem sprawiające wrażenie prowokacji. Na sali dało się wyczuć dyskomfort wśród reszty widowni i zmieszanie gości. Prowadzący słusznie i konsekwentnie wskazywał, że pytania są nie na miejscu i sprawiał wrażenie gotowego do wyproszenia tego osobnika przy kolejnej takiej sytuacji. Na szczęście wspomniany człowiek sam zdecydował opuścić salę niedługo później.
Anna Karnicka i Joanna Krystyna Radosz opowiedziały o magicznej (czeskiej) Pradze. Wprowadziły nas w to liminalne miejsce na przecięciu szlaków, w którego labiryncie znajdziemy marionetkarzy, golemy i bogactwo kulturowe, z którego warto czerpać.
Ciekawym punktem programu była też prezentacja Agnieszki Hałas, z której można było się dowiedzieć co nieco o kulisach pracy działu prozy zagranicznej „Nowej Fantastyki”. Trzeba przyznać, że ten dział zawsze był i jest również teraz najmocniejszą stroną pisma i widać było wyraźnie, że jego redaktorom bardzo zależy na poszerzaniu czytelniczych horyzontów.
Tematyka solarpunkowa była przewodnia dla konwentu, a punkty wchodzące w skład tej nitki były rozsiane po całym programie. Bywały trochę powtarzalne, ale jednak, jako że tworzyły je po części osoby, po których było widać, że siedzą w tym temacie nie tylko konwentowo i fanowsko, ale też zawodowo i akademicko, a nawet naukowo i filozoficznie, każda prelekcja i każda dyskusja wnosiła coś nowego do tego obrazu.
Dobrym wejściem w temat był panel prezentujący zbiór opowiadań Dzień po najczarniejszej nocy. Osoby autorskie opowiedziały krótko o swoich tekstach i podejściu do narzuconej w naborze tematyki, o wychodzeniu z mroku w jasność, o ruszaniu dalej po trudnych momentach, kwestiach potraktowanych o wiele szerzej, niż można było się spodziewać.
Marta „Kodama” Tymińska rozpoczęła prelekcję o solarpunku i kryzysie wyobraźni od grozy – mianowicie rozdała osobom słuchającym karteczki… Nie była to jednak kartkówka, lecz aktywizujące zadanie o wyobrażaniu sobie przyszłości. Ze spisanych wizji pociągnęła wykład o solarpunku i tym, do czego dążą jego założenia. Kilka słów kluczowych, gdyby ktoś chciał sobie poszperać: „torba do noszenia”, climate fiction, ekokrytycyzm, afrofuturyzm, humanistyka prewencyjna, odżywalność.
Bardzo ciekawie wypadła kolejna prelekcja, prowadzona przez Kasię Lubawę. Prelegentka nie tyle skupiła się na samej idei solarpunku, ale weszła głębiej w temat solarności jako kategorii technicznej. Czy a) mamy szansę do niej dojść i b) może ona działać w sposób faktycznie rewolucjonizujący nasze podejście do ekosystemu, którego jesteśmy częścią? W twórczości fantastycznej solarpunk zwykle po prostu wydarza się, ale o ile stawianie sobie ambitnych celów, jeśli chodzi o przyszłość Ziemi, jest potrzebne i ważne, o tyle nie chodzi o to, by sobie o nich po prostu marzyć, zapominając, że droga do ich osiągnięcia jest długa, skomplikowana i zależna od woli i możliwości wielu aktorów na różnych szczeblach odpowiedzialności. Solarpunk wymaga ogromnego poczucia wspólnotowości, do którego nie jest łatwo dojść od głęboko zakorzenionego w nas przez kapitalizm indywidualizmu. Istotnym pytaniem wyniesionym z tej prelekcji jest też to, czy naprawdę do zaistnienia solarpunku konieczna jest apokalipsa – która jest obecna w większości, jeśli nie wszystkich, tekstach kultury uznawanych za solarne/solarpunkowe jako wydarzenie konstytuujące zmianę prowadzącą do solarpunkowych społeczności. Okazuje się, że bardzo nam brakuje „narracji przejścia”, czyli historii, które pokażą nam nie tylko efekt, ale też realistyczną drogę, którą moglibyśmy podążyć, by tam dotrzeć.
Następnie w luźnym panelu o solarpunkowych motywach w filmach, książkach, animacjach i grach, w którym udział wzięli Asia Kaniewska, Waldek Krasnodębski, Irek Michalski i Anna Pawłowska, mogliśmy się zrelaksować – to było wspaniałe, spokojne zakończenie pełnego wrażeń dnia. Choć sam solarpunk jako gatunek czy ruch powstał w 2013 roku, możemy znaleźć jego echa także w produkcjach starszych, np. filmach Nausicaä z doliny Wiatru czy Laputa Studia Ghibli. Była również mowa o solarpunkowym paradoksie – solarpunk jest gatunkiem, w którym nowoczesna technologia jest bardzo ważna, a jednocześnie np. postacie w większości przypadków wszędzie chodzą pieszo. Co, dodamy od siebie, jest dość ableistycznym podejściem – wykluczającym osoby, które mają trudności w poruszaniu się z pełnego współudziału w takim świecie. Była mowa także o solarpunkowych elementach m.in. w Matrix: Resurrections, Walkaway Cory’ego Doctorowa, Zootopii, Strange World czy Wydziedziczonych Ursuli K. Le Guin. Podrzucamy też mnemotechniczny drobiazg: SOLAR-PUNK, czyli Słoneczny, Optymistyczny, Lokalny, Artystyczny i Regeneracyjny świat – oczywiście ze sporą szczyptą buntu.
Obowiązkowym punktem tegorocznego Kapitularza-Polconu była też gala przyznania Nagrody im. Janusza A. Zajdla wybranym przez uczestników konwentu osobom autorskim. Zanim odbyła się główna część wydarzenia, wręczono ze strony Kapitularza Sowy Fandomu osobom, które znacząco przyczyniły się do działań na scenie lokalnej. W tym roku nagrodę zgarnęli Aleksandra Graczyk i Sławomir Graczyk. Wręczono też przyznawaną przez Europejskie Stowarzyszenie Science Fiction nagrodę dla debiutujących autorów, Chrysalis, którą otrzymał w tym roku Łukasz Kucharczyk za powieść Granty i smoki (nominowaną również do Nagrody Zajdla). Następnie poproszono o moment ciszy dla osób związanych z polskim fandomem, które odeszły w ostatnim roku.

Gala przyznania Nagrody im. Janusza A. Zajdla
Przechodząc do nagrody Zajdla, zaprezentowano nominowane utwory wraz z osobami autorskimi. W kategorii opowiadanie nagrodzono tekst Na granicy Michała Cholewy, a w kategorii powieść wygrała Agla. Alef Radka Raka. Nagrody wręczyła tradycyjnie pani Jadwiga Zajdel. Listę wszystkich nominacji można znaleźć na oficjalnej stronie nagrody, a nagranie z gali obejrzeć na Facebooku.
Całemu wydarzeniu na scenie towarzyszyła oprawa muzyczna harfiarki, Barbary Karlik, której utwory przyjemnie łączyły się z konwentowym klimatem (polecamy Dzień Borsuka!). Na koniec pojawiła się informacja o przyszłorocznym Polconie, którym będzie toruński Copernicon. Na pewno się tam wybierzemy!
Niedziela
Jak można najlepiej zacząć dzień? Otóż nie znałyśmy pewnej odpowiedzi na to pytanie, dopóki nie udało się rozpocząć dnia prelekcją o Disco Elysium. Prelegent (we wspaniałym cosplayu!), Bartek Bolczyk, omówił kwestie losowości w tej fenomenalnej grze, meandrując też nieco po innych tematach, czego słuchało się w, nie unikniemy tego słowa, błogości. Problem jest tylko taki, że teraz chodzi za nami gorąca potrzeba zagrania znów w Disco Elysium. NO DOBRA.
Drugie spotkanie z Martą Tymińską, tym razem w prelekcji o groznawstwie, znów było ciekawe, włączające publiczność i akademickie – ale na takie wykłady to można by chodzić! Prelegentka opowiedziała o źródłach badania gier, różnych warstwach i ścieżkach tej dziedziny, pierwszych tekstach, w których potraktowano granie poważnie, i wypuściła osoby słuchające z przekonaniem, jakże słusznym, że każda osoba grająca jest graczem, graczką – nie wymaga to nie wiadomo jakiego zaangażowania czy umiejętności, chodzi o samo granie w cokolwiek, co zresztą doskonale robi naszym mózgom. Grajmy więc w gry!
Bardzo ciekawa i świetnie przygotowana była prelekcja Kasi Wierzbickiej o toksycznych związkach w literaturze fantastycznej. Ciężki temat, ale nie ma co go unikać – wiele obecnie najpopularniejszych, zwłaszcza wśród młodych czytelniczek, powieści fantastycznych zawiera sporo przemocy i romantyzowania relacji, które są po prostu niebezpieczne. Nie znaczy to, że nie można ich czytać – ależ można, nasz (jako społeczeństwa) problem polega na tym, że nie uczymy się czytania rozumem, często brakuje nam zdolności, by spojrzeć krytycznie na to, co czytamy, zwłaszcza gdy opisywane jest jako atrakcyjne.
Niedziela poza tym należała do Aleksandry Klęczar, wybitnej profesory i fenomenalnej prelegentki. Najpierw ze swadą i ogromną znajomością tematu opowiedziała o retellingach mitologicznych motywów we współczesnej fantastyce. Boom na nie zaczęła Madeline Miller, a w twórczości nieanglojęzycznej przodują… Włoszki. Była też mowa o tym, że retelling sięga daleko w przeszłość i nawet w samej mitologii greckiej tak naprawdę każda opowieść ma mnóstwo wersji i brak w nich kanonu, który można by uznać za jedyny prawdziwy – poza tym, że bogowie są. Prelekcja o lingwistyce traktowała z kolei o tym, jak science fiction wykorzystuje tezy Wittgensteina i Sapira-Whorfa, które w dużej mierze nie są zgodne ze współczesną lingwistyką, ale dają jednocześnie pole do popisu fantastyce. Język jest nam potrzebny do porozumienia się, ale też nie jest tak, że myślimy tylko nim (i nie tylko nim się porozumiewamy). Potrzeba nam jednak pewnego wspólnego kodu odniesień, kontekstu znaczeń – czy to mniej, czy bardziej metaforycznych – by móc się zrozumieć na więcej niż podstawowym poziomie. I z tymi aspektami językowego porozumienia fantastyka potrafi naprawdę ciekawie grać. Prelegentka omawiała m.in. Historię twojego życia Teda Chianga i oparty na nim film Arrival, Ambasadorię Chiny Mieville’a i odcinek Darmok serialu Star Trek: The Next Generation. Na koniec konwentu można było zaś posłuchać o imperiach w science fiction – prelekcja uwzględniała, na szczęście, ku wielkiej satysfakcji kilku osób na sali, omówienie Pamięci zwanej imperium Arkady Martine, ale prelegentka sięgnęła też do Fundacji Asimova i Ancillary Justice Ann Leckie.
Ufff! To był długi i przebogaty weekend. Serdecznie dziękujemy organizatorom za fenomenalną imprezę. Poniżej znajdziecie jeszcze naszą fotorelację.

Reprezentacja Whosome na Kapitularzu 2023: Yuka, Ginny N., Ewa, Kira Nin, Lierre i Dziewiętnastka

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.