Jak funkcjonuje czas w Doctor Who? Postaramy się wam o tym opowiedzieć w serii kolejnych esejów – przede wszystkim w oparciu o New Who. Uwaga na spoilery.
Czas i podróże w nim to oczywiście podstawowa materia serialu, jakkolwiek często zepchnięta zostaje na drugi plan i niknie pod niezwykłymi opowieściami o przygodach Doktor i jej przyjaciół. A jednak, choć zwykle stanowi dla tychże przygód jedynie punkt zaczepienia, konstytuując za każdym razem na nowo ich pozycję wyjściową, zdążyła przez ostatnie pięćdziesiąt lat z hakiem potężnie się rozrosnąć – otworzyć na wielorakie interpretacje swych praw, zrodzić paradoksy, obudować piętrowymi niuansami.
Nie zamierzamy rzecz jasna dokonywać całościowej analizy funkcjonowania tego wymiaru, czy to od początku serialu, czy choćby i tylko w nowych seriach – takie zadanie wymagałoby ogromnego nakładu pracy i miejsca, a jego efekt zapewne zanudziłby was na śmierć, zanim jeszcze doszłoby do wskazania pierwszych punktów zaczepienia, na których została oparta serialowa wizja czasu. Ten esej i tak nie należy do najkrótszych, nie ma więc sensu rozbudowywać go jeszcze bardziej. Postaramy się pokazać i objaśnić pokrótce wybrane (przede wszystkim podstawowe dla ery New Who) aspekty czasu i ich funkcjonowanie w Doctor Who od kwestii najprostszych do takich, których pełne zrozumienie wymaga wcześniejszego zgłębienia konstruktów, na jakich oparte są mechanizmy czwartego wymiaru w literaturze, kinie, telewizji itd. itp.
Czas w Doctor Who nie jest bytem osobnym, charakterystycznym tylko dla tego serialu o podróżującej w czasie i przestrzeni dziwaczce z budką. Co nie powinno stanowić zaskoczenia, skoro właściwie wszystkie teksty fantastyki naukowej (czy to literackie, czy to posługujące się innymi mediami) są ze sobą w jakiś sposób powiązane – nie mówiąc już o fantastyce w ogóle, ani tym bardziej innych środkach wyrazu, jakie wykorzystuje kultura; czy to niska, czy to wysoka, czy też plasująca się gdzieś w szerokim paśmie pomiędzy tymi dwoma biegunami.
Mimesis, baśń, utopia, sen
Jako że Doctor Who to fantastyka naukowa, właściwie z definicji zachodzą tu powiązania z naukami ścisłymi, których spojrzenie na czas ulega nieustannym zmianom, za którymi science fiction musi (a w każdym razie powinno) podążać, by móc umiejętnie sprawiać wrażenie, że tak naprawdę je wyprzedza (i być może nawet faktycznie jakiś element naszego przyszłego cyfrowego świata przewidzieć). Jeśli zrobi to dobrze, jeszcze przez długie lata, przynajmniej we fragmentach, będzie z sobą nieść dla kolejnych odbiorców (czytelników, widzów, słuchaczy[1]) poczucie aktualności: spójrzcie choćby na Wehikuł czasu Wellsa[2].
Czy Doctor Who robi to dobrze? Pięćdziesiąt lat trwania i wciąż oddane rzesze starszych i nowszych fanów świadczą za tym, że owszem, jak najbardziej. Można się rzecz jasna spierać, czy jest bardziej czy mniej zgodny z nauką, ale też musimy pamiętać, że wszechświat Doktora tak naprawdę nie jest naszym wszechświatem. Choć stara się go jak najlepiej naśladować, działają tam nieco inne prawa fizyki, funkcjonuje nieco inna chemia czy biologia. Niekoniecznie są one całkowicie spójne, ale też nie możemy powiedzieć, żeby wszystkie fakty naukowe naszego świata były z sobą całkowicie spójne. Inaczej w nich samych nie dokonywałaby się żadna zmiana poza przyrostem nowych informacji, niedezaktualizujących jednak wcześniej posiadanej wiedzy, rzucających nań nowe światło jedynie o tyle, o ile pokazywałyby nam większy obraz świata, w którym żyjemy. Ale takie komplementarne fakty nie przebudowywałyby samego obrazu. Tak i w Doctor Who mamy pewien mniej lub bardziej spójny obraz świata, który jednak w każdej chwili może ulec zmianie, zostać skorygowany. Jest to więc mimesis naszego wszechświata – jego naśladowanie – ale nie mimesis w skali 1:1.
Powtarza się wręcz, że to serial tak żywotny dzięki oparciu na zmianie, a czymże innym jest podróż w czasie, jeśli nie zmianą właśnie? Taki właśnie wiecznie zmienny serial ma największe szanse ciągle się aktualizować względem nowych naukowych teorii choć – wiemy to dobrze – więcej w nim baśni niż suchej opowieści o tym „jak to wszystko działa”. Moglibyśmy zresztą przyjąć, że i czas jest tu baśniowy, ale to raczej zły, zwodniczy trop. Oszukujący swą prostotą, gdy faktyczny obraz przedstawia się w sposób dużo bardziej złożony. Bo to może i jest baśń, mniej lub bardziej w pierwiastki baśniowe obudowana (zależnie od tego, jaka fala zmian się przezeń właśnie przetacza), ale oparta na zdecydowanie niebaśniowym kośćcu. Wells mógł swoje opowiadanie o podróży w kraj Elojów i Morloków wywodzić z utopii, ale już on był na tyle bystry, by stworzyć ten kraj antyutopijnym i taki fundament postawić pod całą późniejszą fantastykę naukową. Dziś elementy utopii i antyutopii wciąż są w gatunku widoczne (i Doctor Who nie ucieka od nich całkowicie), niemniej zmieniło się tu zbyt wiele, by w ich analizowaniu iść tylko i wyłącznie tak podstawowymi skojarzeniami. Czy sam Doctor Who jest bardziej utopią, czy jednak bardziej antyutopią, to temat na osobny felieton[3]. Warto w tym miejscu jednak wspomnieć o motywie przenoszącego w czasie snu, na którym przedfantastycznonaukowe utopie się w ogromnej mierze opierały. Nie można w nich było mieć pewności, że te podróże były czymś więcej niż snem „podróżnika”, w przeciwieństwie do science fiction (czyli także i Doctor Who), gdzie jak najbardziej taka oniryczna podróż jest realna nie tylko na tyle, na ile realny może być sen. Chociaż więc w Doctor Who stanowi koncept raczej marginalny, to na tyle ciekawy, by poświęcić mu kilka słów.
Dzięki mechanizmowi dzielonego umysłu – jak mówi madame Vastra – „podróżowanie w czasie zawsze było możliwe w snach”. Sen może być więc – przy spełnieniu odpowiednich warunków – współdzielony. Stanowi on swoistą przestrzeń upłynnienia świadomości, jej wyjścia poza ograniczenia ciał bohaterów, pozwalając im porozumiewać się na poziomie telepatycznym. To jedno z wielu użyć konceptu umysłu-ula, jakie się w Doctor Who pojawiają. Czyli podróż w śnie korzysta z istniejącego już i mocno zakorzenionego w mitologii serialu mechanizmu. Kiedyś – za czasów Pytii – dużo bardziej rozpowszechnionego, jednak i obecnie, w nowych seriach, raz po raz ujawniającego się w mniejszym bądź większym stopniu. To stąd telepatyczne moce Doktora, prekognicja Gwyneth i Jemmy, Archanioł Mistrza z trzeciej serii czy wreszcie sieć przesyłowa Daleków, do której włamuje się Oswin, wymazując z niej Doktora.
Jednakże co to znaczy: współdzielony? Jak można z kimś innym dzielić umysł czy sen? Jeszcze gdyby ten ktoś był tuż obok, dałoby się to wyjaśnić swego rodzaju przeciekaniem myśli – choć to już jest poziom fikcji, w realnym świecie nasze myśli są szczelnie zamknięte w naszych głowach i nie zostaną odczytane przez innych[4] – ale gdy taki ktoś jest bardzo daleko tak w przestrzeni, jak i w czasie? Czy w Doctor Who istnieje pole telepatyczne nieograniczane przez czas, w którym jest zanurzone wszystko we wszechświecie? Pole pozwalające na komunikację poprzez siebie szczególnie czułym na jego drgania jednostkom i całym rasom? Gdyby założyć jego istnienie – a jakkolwiek nie zdaje nam się[5], żeby jego istnienie zostało postulowane albo nawet jednoznacznie potwierdzone w samym serialu, uważamy, że to sensowna hipoteza – do udziału w takim przenoszącym w czasie współdzielonym śnie potrzebna byłaby wola przynajmniej jednego z jego uczestników, zdolnego przesłać przez nie odpowiedni impuls. Poinformowanie interlokutorów (zaproszenie do spotkania) wydaje się gestem nie tyle niezbędnym, co grzecznościowym. Spójrzmy choćby na odcinek Imię Doktora („The Name of the Doctor”), gdzie madame Vastra zaprasza Clarę na spotkanie w śnie, ale ta nie wydaje się chętna do kooperacji. Ba, zostaje wręcz podstępnie uśpiona wbrew własnej woli i tym samym zmuszona do udziału w spotkaniu. A jednak – choć wyraźnie wcale nie ma zamiaru pojawić się w śnie Vastry, nie ma zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. Wystarczy więc, że Vastra sięga do umysłu Clary swoim umysłem, by dokonało się ich połączenie. Oczywiście Clara, będąc już we wspomnianym śnie, może w każdej chwili go opuścić, postanawia jednak zostać. Widzimy tu również, że śniący w trakcie takiej podróży do pewnego stopnia może odczuwać, co dzieje się z nim i wokół niego na jawie. Jest to więc z pewnością forma świadomego śnienia, w której (niewielka) część świadomości pozostaje skierowana na zewnątrz.
To jednak wciąż tylko bardziej serialowa ciekawostka niż to, co najistotniejsze w tym jak funkcjonuje w serialu czas i podróże w nim. Przejdźmy więc do tych kluczowych elementów.
To tyle na dziś. Zapraszamy do następnej części naszego eseju po dalsze rozważania o czasie w Doctor Who.
[1] Niekoniecznie w tej kolejności.
[2] Zestarzał się, ale jeśli chodzi o czas: nadal działa. Tamte pytania zdążono postawić po nim wiele razy, a jednak także w samym Wehikule czasu wciąż niosą całkiem spory ładunek interpretacyjny.
[3] Czy może nawet prelekcję albo panel szeroko otwarty na dyskusję ze strony słuchaczy.
[4] A w każdym razie nie na zasadzie umysł-do-umysłu. „Legilimencja” za pomocą technologii (jakkolwiek wciąż chyba jeszcze jest pieśnią przyszłości) może jednak te bariery pewnego dnia skutecznie przekroczyć.
[5] Pojawiają się w nim, co prawda pola metapsychiczne, jednakże są to pola wytwarzane przez konkretne osoby czy rasy. Stanowią nie niezależny system podobny np. do grawitacji, a punktowe skutki wykorzystywania mocy telepatycznych, które gasną w momencie wygasania komunikacji na tym poziomie.