Już 25 listopada zobaczymy pierwszy z odcinków specjalnych na 60-lecie Doctor Who – The Star Beast. To adaptacja komiksu o tym samym tytule. Opowiedzieli o tym jego twórcy.
W najnowszym numerze „Doctor Who Magazine” zamieszczono wywiad z twórcami komiksu The Star Beast, który posłużył jako podstawa pierwszego z trzech odcinków specjalnych na 60. rocznicę Doctor Who. O komiksie i adaptacji opowiedzieli Pat Mills i Dave Gibbons. Mamy dla was najciekawsze momenty tej rozmowy. Uwaga na spoilery!
Czy byliście zaskoczeni, kiedy zwrócono się do was z prośbą o możliwość nakręcenia adaptacji?
PM: Całkowicie! Producent BBC odezwał się do nas ni stąd, ni zowąd.
DG: To było bardzo proste, bezpośrednie pytanie. Nie jest typowe dla branży komiksowej, w której wszyscy po sobie jeżdżą, więc uprzejmość, upewnianie się, jak się z tym czujemy, zaproponowanie wynagrodzenia…
PM: To z pewnością pomogło.
DG: …sprawia, że myśli się: to ludzie na właściwym miejscu. Klucz tkwi w szacunku. Byli pełni szacunku względem oryginału.
Rachel Talalay, reżyserka, mówi, że Russell T Davies uwspółcześnia tę historię, nie zmieniając jej. Byliście przygotowani na duże zmiany?
DG: Patrząc na dotychczasowy dorobek Russella – a śledzę jego karierę od wielu lat – byłem pewny, że poważnie podejdzie do naszego dzieła.
PM: The Iron Legion przyćmił trochę, przynajmniej w przeszłości, tę opowieść, ale The Star Beast trzyma się mocno. Łapie za serce. I cała rzecz tkwi w samym Meepie. Ale słyszałem, że odcinek trwa 55 minut, więc nie ma tam chyba części, w której Doktor staje się żywą bombą? Dla mnie to okej. Ale będzie mi brakowało autobusu 5A, którego używa do ucieczki przed wrogami.
Autobus… to już nie autobus.
PM: Ooo, ciekawe. A co?
DG: Nie musisz mu mówić.
PM: A co z Sharon i Fudge? Oni zostali?
Jest Fudge. Ale rolę Sharon przejęła rodzina Noble – szczególnie córka Donny, Rose, grana przez Yasmin Finney.
PM: Och, to cudownie. Spotkaliśmy Yasmin na planie, prawda? Była świetna. Jest w tym wszystkim jakieś ciepło. Pamiętam rodzinę Rose Tyler, jej ojca nieudacznika i matkę, twardą kobietę wyjętą jak z Eastenders, byli znakomicie napisani. Myślę, że w tym wypadku dynamika będzie podobna. Dla mnie Russell zna się na emocjach. Niezwykłe rzeczy przydarzają się zwyczajnym ludziom, którzy trzymają się razem, próbując zrobić to, co właściwe. To zarazem znajome i fantastyczne.
Czyli takie, jak sam komiks.
DG: Mieliśmy pomysł na jakieś międzygalaktyczne olbrzymie wydarzenie, mające początek w szopie na tyłach angielskiego domu. Myślałem o znajomym, przyziemnym środowisku, którym nikt dotąd się nie interesował. A w środku kryją się przerażające kosmiczne potwory…
PM: Klimat serialu był wówczas… nie tylko skupiony na obcych rasach, ale też… jak to ująć, ciężki do przyswojenia. I powoli tracili młodą widownię. Odcinki coraz bardziej się komplikowały. Ale my stwierdziliśmy, że robimy, co chcemy, bo to tylko komiks i nikt się tym nie przejmował.
David Tennant powiedział, że wasze komiksy były „lepsze od telewizji”.
DG: Miły człowiek.
PM: Lubię go.
Czytał The Star Beast w dzieciństwie. Czterdzieści kilka lat później gra Doktora w jego adaptacji. To niepojęte.
DG: Tak, patrzcie, jak można zmarnować sobie życie.
Wtedy pisanie komiksów z Doctor Who było dla was przełomowe?
PM: Lubię tak myśleć. Było poczucie, że to, co robimy, wprowadza małe, ale znaczące zmiany, bo nikt nam nie zabraniał. Mogliśmy powiedzieć: wprowadzamy czarną towarzyszkę Doktora (po The Star Beast Sharon przeżyła z Doktorem jeszcze kilka przygód, będąc pierwszą czarnoskórą postacią towarzyszącą mu w jakimkolwiek medium). To było bardzo ważne, bo w brytyjskich komiksach czarnych postaci nie było.
DG: Jestem bardzo dumny z tego, że naszą towarzyszką była młoda czarna kobieta.
Zaledwie 27 lat przed serialem…
PM: Teraz twórcy dbają o reprezentację, i to też nie na wszystkich polach, bo wciąż nie ma równości. Im więcej różnorodnych bohaterów, tym lepiej. Gdy tworzyliśmy Sharon, chodziło nam jeszcze o uchwycenie klimatu rodem z Grange Hill (brytyjski serial dla młodzieży z lat 70. – przyp. tłum.), Byłem jego wielkim fanem.
W komiksie jako Doktor pojawia się Tom Baker. Z tego, co zaobserwowaliście na planie, jak w tej roli sprawdza się David Tennant?
DG: Wiadomo, że Doktor jest zawsze ekscentryczny, ale ci dwaj w tym celują. Tom Baker wniósł w postać Doktora wariacką energię. Rysowanie go to czysta przyjemność – te kręcone włosy, wielki nos, podwójny podbródek i najszerszy uśmiech na świecie. Nigdy nie rysowałem Davida, ale ma w sobie tę samą żywiołowość – jest przerysowany, zabawny, rozśmiesza i błaznuje… a jednocześnie jest w nim coś skomplikowanego i poważnego.
Porozmawiajmy o Meepie. Nareszcie zobaczyliście go w rzeczywistości. Jakie to uczucie?
DG: Surrealistyczne. Jakby sen okazał się jawą.
PM: Właściwie to całkiem wzruszające, a ja nie jestem dobry w ukrywaniu emocji.
DG: To niesamowite widzieć, jak postać, którą kreśliłeś na kartce papieru, staje się trójwymiarowa. Meep ma swój własny charakter – i przez to jest wiarygodny. Jakby został powołany do życia.
PM: Tak, to bez wątpienia cały Meep.
A jak doszło do stworzenia tej postaci?
PM: To wyszło bardzo naturalnie.
DG: Wspólnie opisaliśmy go – bo obaj wiemy, że o to właśnie chodziło – jako kudłatą kulkę, ale czy mieliśmy jakąś inspirację…?
PM: Trochę opieraliśmy się na śwince morskiej – miałem taką jako dzieciak i stale wydawała ten dźwięk: meep-meep! Kiedy tylko wracałem ze szkoły i słyszała moje kroki, wydzierała się na całe gardło. Bazowaliśmy też na kotce Dave’a, Millie. Miała tak samo sterczące, różowe uszy jak Meep.
I widzieliśmy statek Meep. Jest bezbłędny.
Cóż, został skopiowany z waszego dzieła…
PM: Taaa, ale przyzwyczailiśmy się patrzeć na niego tylko w otwierającym kadrze. A tu mogliśmy obejrzeć go z każdej strony.
DG: I to wykonanie! Takie dokładne i prawdziwe! Byłem w szoku.
PM: Wygląda jak wyjęty z jakiegoś wielkiego filmu. To zupełnie nowa jakość. Olbrzymi skok w przyszłość. Skala tego projektu… Zatkało mnie.
DG: Ale chyba, tak jak komiks, jest stworzony z miłości fanów dla fanów.
A wy czekacie, by poznać Meepa? Dajcie nam znać w naszej grupie!
Żródło: „Doctor Who Magazine” #596

Autorka bloga Anndycja, nauczycielka angielskiego, bibliotekarka, pisarka fanfiction, a przede wszystkim fanka. Gdyby mogła być zwierzątkiem, byłaby fenkiem. Regularnie pozwala, żeby popkultura łamała jej serce i przywracała do życia. Lubi filmy Disneya i horrory o duchach, literaturę dziecięcą i reportaże true crime. Miłośniczka brytyjskich seriali, teatru, herbaty, kotków i Neila Gaimana. W Doctor Who wkręciła się dość późno – w 2011 roku – ale wystarczająco wcześnie, by napisać o nim pracę magisterską. Od tamtej chwili większość czasu spędza w TARDIS. Najchętniej z Dziesiątym Doktorem.