Sylvester McCoy wcielił się w kultowe, Siódme wcielenie Doktora pod koniec klasycznej ery serialu. Ale co gdyby Doctor Who nie anulowano?
Aktor zaczyna od opowiedzenia o nowym filmie The Owners, w którym zagrał u m.in. u boku Maisie Williams. Fani Doctor Who znają ją z roli Ashildr/Ja z ósmej serii:
To w pewnym sensie jak skandynawski noir. To tego typu świat – bardzo europejski w swojej atmosferze, bo reżyser jest Francuzem, a historia opiera się o belgijski komiks. Uwielbiam kryjący się za nim pomysł. Starsza para wychodzi na miasto, lokalni rozrabiacy włamują się do ich domu, a wtedy wracamy na miejsce i starsza para zostaje sterroryzowana. A później wszystko wywraca się na drugą stronę…
Tak mówi też o swojej postaci i jej relacji z żoną:
Lubię mówić, że to historia miłosna. To, co mnie uderzyło, to właśnie spojrzenie pod kątem miłości – właśnie to pozwoliło mi wybaczyć, to co robi moja postać.
McCoy wyjaśnia także, że nie przepada za zbyt okrutnymi elementami horroru i dlatego zabronił synom oglądania Braindead.
Nie chciałem, żeby zobaczyli ten film! Ale i tak go obejrzeli, moje zakazy nic nie dały.
Opowiada też o kręceniu zdjęć do filmu i o współpracy ze świetnymi aktorkami.
Rita Tushingham pochodzi z Liverpoolu i dlatego ma niesamowite poczucie humoru. Więc po tym, jak nakręciliśmy wszystkie te mroczne ujęcia, bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Świetnie się bawiliśmy. Nigdy tak się nie uśmiałem, robiąc ludziom tak okropne rzeczy.
O Maisie Williams z kolei mówi tak:
Jest pełna energii – musująca kulka ognia i kreatywności. Dorastała na planie, więc zna tę branżę na wylot. Wiedziała, co robi i co ja robię, wiedziała, co wszyscy robili – i czasami dawała nam znać, jeśli nie byliśmy dość dobrzy.
Jest wschodzącą gwiazdą aktorstwa, ale nie zdziwiłoby mnie, jeśli zostanie reżyserką i producentką. Myślę, że powinna. Umie to robić, jest inteligentna i zna branżę, bo pracuje w niej od lat. Od dziecka jest w niej zanurzona.
McCoy opowiada również o swoim czasie podczas lockdownu.
Jako osoba, która czerpie radość z tłumów, ze zwiedzania świata, spotykania fanów i tak dalej, spodziewałem się, że znienawidzę zamknięcie, ale wcale tak nie było. Nie było tak źle. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że nie przeszkadza mi moje własne towarzystwo. Podróżuję tyle, by uciec przed samym sobą, ale ciągle docieram na miejsce i zastaję tam siebie…
Ale to nie jest prawda. Tak naprawę lubię swoje towarzystwo. To pozytywna strona. Negatywna jest taka, że się starzeję. Mam 77 lat, sypię się, nie zostało mi wiele czasu… I jestem zamknięty przez cały rok. Mam wnuczkę, którą ledwie znam. Znam ją przez Zooma – taką mam z nią relację. To smutne, że nie mogę przespacerować się piaszczystą tajlandzką plażą, trzymając ją za rękę, poczytać jej albo sprawić, że będzie się śmiać.
Wracając do swoich ról, wskazuje, że różnica między jego rolą w The Owners i Doctor Who jest diametralna, ale przyznaje, że wniósł mrok także do tej drugiej kreacji.
Steven Moffat, drugi showrunner Doctor Who w XXI wieku, zaprosił mnie kiedyś na kolację i powiedział, że dopóki nie pojawiłem się w serialu, był bardziej jak kreskówka. Miał przynosić sukces i to osiągnął. Ale ponieważ dano mi klucze, a ówczesny producent właściwie już się nie przejmował serialem, razem z redaktorem scenariuszy po prostu robiliśmy swoje. A tak się złożyło, że byliśmy ignorantami, jeśli chodzi o Doctor Who, nie widzieliśmy zbyt wielu odcinków, bo on był Kanadyjczykiem, a ja pracowałem w teatrze.
Nagle zdałem sobie sprawę, że w tej postaci jest o wiele więcej niż tylko kreskówkowość – i że o wiele zabawniej jest sięgnąć po tę mroczniejszą stronę. Zwłaszcza jeśli znają cię z twoich komicznych ról, bo drugą stroną komizmu jest tragedia.
Chciałem wprowadzić tragedię jego trwania i okropnych rzeczy, które widział. Zdałem sobie sprawę, że otrzymałem jedną z największych ról telewizyjnych, bo można było się w niej dokopać tak wielu rzeczy. Żyła złota tkwiąca w tej roli jest niesamowita. Możesz zrobić cokolwiek, pójść w dowolną stronę. Na tym polegało moje podekscytowanie, kiedy ją dostałem – i wciąż kopię.
Sylvester McCoy wciela się w rolę Doktora w słuchowiskach Big Finish Productions, ale widział tylko część najnowszych serii z Trzynastą Doktor:
Obejrzałem jej pierwszy odcinek – bo tak trzeba – i z początku byłem niepewny. To był z mojej strony głupi seksizm, bo po dziesięciu minutach była nią, była Doktor. Bez sensu było to, że ktokolwiek mógł w to wątpić.
Zapytany, kto mógłby zastąpić Jodie Whittaker po jej odejściu z roli, żartobliwie wskazuje na siebie:
Nie, to naprawdę trudne. Kto mógłby to być? Każdy. Znajdzie się ktoś absolutnie idealny do tej roli. W końcu kto by pomyślał, że to będzie Matt Smith, kiedy to jego wybrano? „Matt Smith? Kto to taki? Ten dwunastolatek? Nie!” – a okazał się wspaniały.
McCoy przyznaje też, że gdyby serial nie został w 1989 roku anulowany i zostałby w nim na czwarty rok, być może nigdy nie odszedłby z roli:
Nie wiem, ale mam takie poczucie, że może gdybym został dłużej, uzależniłbym się od tej roli. Może stałbym się jak Tom [Baker] – grałbym tę rolę tak długo, że uwierzyłbym, że naprawdę jestem Doktorem!
Źródło: Radio Times