Czerwiec przyniósł nam sporo popkulturowych zachwytów, ale też kilka rozczarowań. Co oglądaliśmy, czytaliśmy i w co graliśmy? Jakie informacje spowodowały u nas przyspieszone bicie serc? Zapraszamy do lektury podsumowania.
ZACHWYT
Ginny N.: Świadomość tego, że powstaje Prehistoric Planet, gdzieś tam sobie wokół nas krążyła, ale dopiero w czerwcu sięgnęliśmy po tę przyrodniczą miniserię. Zdecydowanie było warto. W serialu David Attenborough opowiada o życiu dinozaurów, czemu towarzyszą komputerowe rekonstrukcje tych zwierząt, przygotowane w oparciu o najnowszą wiedzę. Mamy więc dinozaury z warstewkami tłuszczu, różnorodne, opierzone jak współczesne ptaki i tak, że pióra stają się bardziej futrem – a wszystko to niczym wyjęte z normalnego filmu przyrodniczego, jakie pochłaniałem jeszcze za dzieciaka – wtedy oczywiście z lektoratem Krystyny Czubówny. Trochę śmiesznie było oglądać te ujęcia i rozpoznawać narrację lekko podmienioną z filmów o współczesnych zwierzętach – czy będą to słonie, wilki czy ten śmieszny ptak, który pokazuje swojej partnerce kolorowe upierzenie podgardla, chcąc ją zachęcić do reprodukcji. A zarazem takie ujęcie tematu, które pokazuje dinozaury nie jako magicznie ożywione na nowo potwory, a właśnie zwykłe zwierzęta, jakimi były, i do tego w piękny i spektakularny wizualnie sposób to zdecydowanie coś, czego w ich popularyzacji brakowało.
Lady Kristina: Kinowy seans Top Gun: Maverick niemal dosłownie wgniótł mnie w fotel. Jest to zasługa nie tylko zawrotnej akcji, ale również niesamowitych ujęć – wiele z nich jest z perspektywy pilotów, przez co ma się odczucie, jak gdyby samemu siedziało się za sterami myśliwca. W przypadku drugiego seansu (a takie nie zdarzają się u mnie zbyt często) w fotel już mnie wgniotło dosłownie, bo podkręciłam sobie odczuwaną frajdę seansem 4DX, więc odczuwane przeciążenia były jak najbardziej realne 🙂 Ze strony fabularnej to bardzo udana kontynuacja, zgrabnie nawiązująca do pierwszej części (scena z Icemanem była wzruszająca), ale opowiadająca nową historię, gdzie stare i nowe postacie są poprowadzone bardzo rzeczywiście. Na seansie bawiłam się świetnie i polecam to każdemu, kto chciałby poczuć „the need for speed”.
Nie zawiodło mnie również The Boys, które powróciło z trzecim sezonem. To cały czas świetna satyra na współczesny świat, a zwłaszcza amerykańskie społeczeństwo i zachowania osób celebryckich, a jednocześnie alternatywne spojrzenie na superbohaterów, zupełnie inne od prezentowanego przez większość tekstów kultury. To nie jest serial dla każdego – pełno tu (nie tylko) przemocy, a twórcy zdają się nie cofać się przed niczym, ale ja oglądając, przede wszystkim świetnie się bawię.
Kasia: W czerwcu zadebiutował Disney+. Pierwsze, co nadrobiłam po wykupieniu subskrypcji tej długo wyczekiwanej w Polsce platformy, to filmy animowane. Encanto to opowieść o rodzinie Madrigal obdarzonej niezwykłym magicznym darem. Każde z członków rodziny w swoje piąte urodziny otrzymuje magiczny talent, który służy lokalnej społeczności miasteczka Encanto. Nie wszystko jednak jest tak idealnie, jak chciałaby tego nestorka rodu… To jeden z najlepszych filmów animowanych, jaki widziałam w ostatnich latach. Jestem absolutnie zachwycona, jak bardzo wszystko tu zagrało (dosłownie i w przenośni) na każdym poziomie. Od fabuły, przez doskonałą animację, po absolutnie genialne piosenki, od których nie sposób się uwolnić (i nie mówcie, że nie ostrzegałam, gdy już będziecie nucić).
Wiecie co w Encanto jest najlepsze? To nie jest kolejna cukierkowa opowieść Disney’a, choć może na taką wyglądać, przez zaczarowany dom, który ma swoją osobowość i emocje, i magiczne dary. To jedna z najpoważniejszych opowieści, jakie Disney kiedykolwiek stworzył o trudnych emocjach, relacjach rodzinnych, dziedziczonej traumie, która u każdego członka tej trzypokoleniowej rodzinie objawia się inaczej, ale niewątpliwie w każdym z nich jest. Encanto to opowieść o przemilczaniu, wykluczeniu, inności, o tym, że jeśli nawet jest dużo chęci do odbudowania nadwątlonych czy zerwanych relacji, to nie będzie to prosta droga, nawet jeśli w początkowej euforii tak myślimy.
Paternoster Gang: To będzie ciut nieuczciwa opinia, bo finał 4 sezonu Stranger Things obejrzałam 1 lipca, no ale nie będę czekać z zachwytami na podsumowanie kolejnego miesiąca! Nieodmiennie, i na dodatek coraz bardziej, urzekają mnie bohaterowie serialu. Jasne, nie tylko oni, jednak to jest po prostu najmocniejszy punkt całości i powód, dla którego co i rusz wracam myślami do całej historii. Jacyż oni są różni, jaką świetną reprezentację osób z niepełnosprawnością czy nieheteronormatywnych dostaliśmy, jak wspaniałe postacie kobiece wykreował (i jak cudownie przywrócił na ekrany Winonę Ryder, której tak bardzo mi przez lata brakowało). I jak oni się zmieniają, dorastają, rozwijają, są pokazywani w relacji z coraz to innymi postaciami. To się nazywa mistrzowskie prowadzenie bohatera zbiorowego. I tu zasługa braci Duffer jest podwójna – raz że wymyślili zaludniające swój świat postacie, dwa że podążają za osobami je grającymi, zamiast trzymać się swoich pierwotnych pomysłów na nie. Trudno mi sobie wyobrazić lepsze wykorzystanie potencjału aktorów – i z lepszym skutkiem dla opowieści. Zachwyconam!
Nie zawiódł też drugi flagowiec Netflixa – The Umbrella Academy. To też serial, który, tym razem z założenia, opiera się na bohaterach i tym, co się w nich i między nimi wydarza. Akcja jest, ale też zawsze – drugorzędna. 3 sezon jest pod tym względem oparty na koncepcie alternatywnych wersji losów części z nich i tego, jaki, potencjalnie lub nie, wpływ na nich miałoby inne wychowanie. Oczywiście, i to chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, mamy też obowiązkową apokalipsę i walkę o jej powstrzymanie, przede wszystkim jednak mamy małe życia naszych ulubieńców – szczególnie doceniłam wątek odmienionego – bardziej pewnego siebie i przebojowego – Viktora oraz to wszystkie, ale to wszystkie interakcje Piątki i Lili. Ta dwójka błyszczy i w moim odczuciu ciągnie cały sezon (uwielbiam Lilę, uwielbiam grającą ją Ritu Aryę, i nie zamierzam czegokolwiek z tym robić). Ogromny plus dla twórców za zupełnie inne niż w poprzednich sezonach prowadzenie historii – przez pierwsze odcinki miałam mocne WTF, a potem tradycyjnie się wkręciłam. Czapki z głów!
Hati: Neon Genesis Evangelion w wersji mangowej nieco różni się od swojego telewizyjnego pierwowzoru, ale mimo to ciężko jest po raz kolejny nie zatracić się w depresyjnym Tokyo-3. Wrażenia są bardzo pozytywne i, podobnie jak po anime, potrzebne jest kilka dni na przetrawienie całej tej historii. Katharsis. W ogóle nie wiem, czy wiecie, ale z tą mangą wiąże się dość ciekawa historia, bo pomimo że wyszła ona wcześniej, to właśnie serial jest pierwowzorem, na którym się opiera. Stało się tak dlatego, że anime zaliczyło lekkie (bodajże dwa lata, pokonało tym samym Cyberpunk 2077) opóźnienie, a wersja papierowa miała jedynie zareklamować nadchodzący telewizyjny hit. Podsumowując, dobrze było przeżyć to jeszcze raz i chyba najwyższa pora na rewatch!
Clever Boy: Najważniejszym dla mnie w czerwcu był start Disney+ w Polsce. Czekałem na to lata i się nie rozczarowałem. Cały czas jestem zachwycony i większość wolnego czasu spędzam z tą platformą. Oglądam nowości, ale wracam też do starszych animacji i sitcomów, z którymi się wychowywałem. Kocham to, że w jednej chwili mogę obejrzeć Króla Lwa, potem przeskoczyć na Avengers, by po nich obejrzeć Hannah Montana czy Nie ma to jak hotel. Wszystko dostępne w jednym miejscu, nareszcie legalnie. Nadganiałem różne filmy — widziałem m.in. Jungle Cruise, Marry Poppins, Hocus Pocus czy Hidden Figures. W końcu zobaczyłem Hamiltona. A także jak już wspominałem różne seriale i animacje, również te nowe. Na samej liście do obejrzenia mam ponad 40 pozycji, a odhaczyłem starsze animacje Disneya i Pixara, bo chcę obejrzeć kiedyś wszystko, od Królewny Śnieżki zaczynając. A co chwilę dochodzą kolejne nowości. Z nowszych seriali jestem zakochany w Ms. Marvel, chociaż pierwsze odcinki bardziej mi się podobały. Wiele produkcji z innych platform muszę dokończyć i nadrobić, więc pewnie w kolejnym podsumowaniu do nich wrócę. Tyle dobra, a brakuje czasu.
ZASKOCZENIE
Ginny N.: Czerwiec był dla nas miesiącem miłych, pozytywnych zaskoczeń, jeśli o seriale chodzi. Tak z braku laku sięgnąłem po Pieczemy z Nadiyą – program kulinarny, który jest miły, ciepły i o pieczeniu z laureatką jednej z edycji GBBO. Czego chcieć więcej? A do tego w kolejnych odcinkach przewija się w tle motyw tęczy.
Nie spodziewałem się wiele po Ms. Marvel, ale urzekło nas, jak kolorowy i fajny jest to serial. Póki co ukazały się dopiero trzy odcinki, więc z pełną oceną jeszcze się wstrzymamy, ale polubiliśmy serialową wersję Kamali, a zmiana jej mocy z rodzaju shapeshiftowania i bycia Inhumanką na to, co wymyślono w serialu, ma sens. Także zdecydowanie będziemy oglądać dalej.
Po drugim sezonie The Umbrella Academy, który nas wymęczył tym, ile tam rzeczy się nie spinało w sposób wybitnie dla nas niesatysfakcjonujący, nie oczekiwaliśmy wiele po sezonie trzecim. Tymczasem pochłonąłem go z wielką radością i nieraz uśmiechałem się do ekranu. Czy było to bez sensu? Owszem. Czy wciąż można dopatrzyć się luk logicznych? Jak najbardziej. Ale i tak, jeśli miałbym wskazać tylko jedno pozytywne zaskoczenie tego miesiąca, to byłby to właśnie trzeci sezon TUA.
Polskie seriale to niespecjalnie nasza broszka. Między drewnianą grą aktorską i historiami, które nas nie interesują, Królowa odróżnia się na plus. Bardzo polubiłem bohaterki serialu, a wnuczka Seweryna/Loretty jest taką sympatyczną dziewczyną, że od razu skradła moją sympatię. Doczepię się tylko do bezsensownego potraktowania wątku strajku – wprowadzonego, by zbudować napięcie, i zaraz je jednak rozwiązać i wszystkich pogodzić, podczas gdy w rzeczywistości strajki to jest istotna siła osób pracowniczych, ale cóż, nie można mieć wszystkiego, czyż nie?
Kasia: Kiedy wszyscy od lat zachwycali się Stranger Things, ja uparcie odmawiałam jakiegokolwiek kontaktu z tym serialem. Głównie z przekory i przekonania, że co może zachwycić w opowieści o dzieciakach z małego, spokojnego amerykańskiego miasteczka, które pewnego dnia dowiadują o tajemniczych rzeczach, które się w nim dzieją, a szukając zaginionego przyjaciela, znajdują dziewczynkę obdarzoną mocami, która przez cały pierwszy etap nauki zaczytywała się w Stephanie Kingu? Serio, bracia Duffer, musicie się postarać.
I chociaż w Stranger Things niewiele mnie zaskakuje, bywa bardzo kliszowo, a granie na nostalgii za latami osiemdziesiątymi bywa tyleż przyjemne, co irytujące, to wygrywa jednak pełna akcji fabuła, bardzo utalentowani młodzi aktorzy i postacie, którym się kibicuje. Poza tym po wtórnym drugim sezonie i nudnym sezonie trzecim czwarty sezon ma zupełnie nową jakość. Jest niezwykle dojrzały, przemyślany i porusza bardzo poważne tematy.
ROZCZAROWANIE
Kasia: Luca to opowieść o młodym morskim potworze mieszkającym na włoskim wybrzeżu, który pewnego dnia odkrywa, że po wyjściu z morza, gdy nie mają kontaktu z wodą, potwory morskie zmieniają postać na ludzką. Luca odkrywa zupełnie nowy dla niego świat. Film ze studia Pixar to bardzo ważna produkcja, która… w ogóle mnie nie porwała. Nawet miejscami bardzo się wynudziłam. Nie mam pojęcia, dlaczego, teoretycznie ta opowieść o pragnieniu wolności, ciekawości, świata, marzeniach, które w miarę jak dojrzewamy, często się zmieniają, powinna mi zagrać. To, że tak się nie stało, absolutnie nie powinno zniechęcić do tego filmu. Bardzo zachęcam, choćby z powodu znakomitej reprezentacji osoby z trwałą niepełnosprawnością fizyczną wrodzoną. Nie sposób też odmówić klimatu tej opowieści.
Paternoster Gang: W poprzednim podsumowaniu pisałam o zmęczeniu kolejnymi superbohaterskimi produkcjami – i niestety czerwiec nie był pod tym względem lepszy. Doctor Strange in the Multiverse of Madness miał teoretycznie wszystko, by stać się świetnym filmem: wszak i Steven Strange, i Wanda Maximoff to jedne z najciekawszych i najlepiej zagranych postaci z uniwersum Marvela. Tymczasem wyszło źle, a nawet bardzo źle – w porównaniu z wcześniejszymi filmami i serialami (WandaVision ale też What if…?). Bezsensowna fabuła, a właściwie jej brak, plus dowalenie bohaterce (po raz kolejny, wszak podobnie twórcy rozprawili się z Czarną Wdową), która wycierpiała i straciła bodaj najwięcej ze wszystkich postaci serii i przeszła naprawdę okropną drogę: od dzieciństwa, kiedy to poddawano ją eksperymentom, przez utratę brata, poświęcenie ukochanego, którego własnoręcznie, i zupełnie po nic, zabiła, po utratę rodziny z alternatywnej rzeczywistości. No ale po co zajmować się jej bólem czy dać jej historię żałoby i wychodzenia z niej, skoro można zrobić z niej złolkę, która w finale odkupi swoje winy i umrze – oczywiście dla dobra świata. Rozczarowanie to mało powiedziane.
Clever Boy: W nowej odsłonie powróciła jedna z gier mojego dzieciństwa — Kangurek Kao. Niestety zaliczyłem rozczarowanie. Gra jest piękna, a fabuła wydaje się być intrygująca. Kolejne poziomy są pięknie zaprojektowane, a sam protagonista wygląda słodziutko i chciałoby się go mieć na półce jako maskotkę. Gra sprawia frajdę, ale ta szybko psuje się przez różne bugi. Doświadczyłem ogromnej liczby błędów — od wpadania w niewidzialne ściany i przestrzenie, po znikające znajdźki czy niedopasowanie ruchów ust bohaterów do tekstów (czasem animacja jest słabsza). Przygoda jest bardzo przyjemna, ale nie wiem, czy będę chciał do niej wracać. Gra wydaje się też trochę krótka, a niektóre levele są przeciągnięte. Ruchy głównego bohatera też są dość ograniczone, a walczenie z wrogami raczej zalicza się do uderzania w jeden klawisz. A szkoda. Wracając do znajdziek — twórcy chcieli chyba urozmaicić grę, ale część z nich nic ciekawego nie robi i nic nie odblokowuje. Zbierane diamenty nie są nam w sumie potrzebne. A trofea do osiągnięcia platyny też można zaliczyć nie zbierając dokładnie wszystkiego. Cieszę się jednak, że gra powstała. Uwielbiam platformówki i ciągle mi ich mało.
WARTO WSPOMNIEĆ
Lierre: Dla mnie ważne było ogłoszenie nominacji do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. To plebiscytowa nagroda literacka, w której od lat głosuję i na etapie nominacji (online), i na etapie wyboru laureatów (na Polconie). Tym razem lista jest po prostu rewelacyjna. Aż nie wiem, komu kibicować. Joannie Gajzler, której Bóg Maszyna tak mnie zachwycił? Świetnemu Płomieniowi Magdaleny Salik? Magdalenie Kubasiewicz, której wszystkie teksty mi się podobają, bez wyjątku? Ciężko! Z opowiadaniami łatwiej, bo nominację uzyskał tekst z antologii, którą redagowałam: Sześć wskazówek, jak biegać w ciemnościach. Ale inne też zamierzam przeczytać.
Lady Kristina: O Ms. Marvel, czyli kolejnej serialowej produkcji MCU, nie mówi się zbyt wiele, a trochę szkoda. To naprawdę ciepły i sympatyczny serial, a jego bohaterów – zwłaszcza główną bohaterkę Kamalę Khan – polubiłam bez trudu, co ułatwiło to, że ona sama jest fanką superbohaterów, przez co łatwiej się jest z nią utożsamiać. Nie śledzę za bardzo produkcji kierowanych do nastolatków, ale to już drugi taki serial z rzędu, zaraz po Heartstopper, który naprawdę mi się spodobał (może skuszę się na więcej?). Podoba mi się również konkretne zagłębienie w krąg kulturowy, którego do tej pory nie było jeszcze w MCU – i mimo że niekoniecznie mogłam wyłapać bądź zrozumieć wszystkie nawiązania do kultury islamskiej czy pakistańskiej, to i tak naprawdę dobrze mi się oglądało, a o niektórych rzeczach mogłam się wręcz nauczyć. Przed nami jeszcze dwa odcinki, więc na razie nie wiadomo, jak główne wątki zostaną zakończone, ale będę śledzić tok wydarzeń.
Kolejnym serialem obejrzanym przeze mnie w czerwcu było Przebudzenie. Przedstawione są tam losy policjanta, który miał wypadek samochodowy i po odzyskaniu przytomności dowiedział się, że jego żona tego nie przeżyła. Sytuacja komplikuje się, gdy po pójściu spać budzi się i wtedy okazuje się, że tak naprawdę w wypadku zginął jego syn, a nie żona. Od tamtej pory stale lawiruje między tymi dwoma stanami świadomości, próbując poradzić sobie ze stratą, jak również wykorzystując wiedzę z „tej drugiej strony”, by rozwiązywać sprawy kryminalne, ale przede wszystkim starając się dowiedzieć, która z tych rzeczywistości jest prawdziwa. Dzięki temu poczuciu zagubienia, które dzieli się wraz z głównym bohaterem, serial naprawdę ciekawi, bo nie jest to w rezultacie jedna z wielu zwyczajnych produkcji kryminalnych.
Kasia: O reprezentacji osób z niepełnosprawnością w filmie Luca warto wspomnieć nie tylko dlatego, że lipiec to miesiąc dumy osób z niepełnosprawnościami. Muszę to podkreślić, żeby wybrzmiało – nie chodzi o to, że jakaś postać jest metaforą niepełnosprawności, lecz po prostu jest postacią z niepełnosprawnością. Czy mylę się czy to pierwsza tak ważna i zauważalna postać z niepełnosprawnością u Pixara? Jestem zachwycona! Choć reprezentacji osób z niepełnosprawnościami w tekstach kultury jest tak dramatycznie mało (a już reprezentacji osób z fizyczną niepełnosprawnością wrodzoną praktycznie nie ma), że podskakuję z radością na swoim wózku, gdy tylko jakakolwiek się ukazuje, nawet jeśli nie jest dobra. Bohater filmu Pixara jest jednak bardzo dobrą i przemyślaną reprezentacją na wielu poziomach. Bardzo się cieszę!
A co wy obejrzeliście, przeczytaliście, zagraliście w, w czerwcu? Koniecznie dajcie znać na naszym Facebooku!

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.