Przesilenie zimowe i jego religijne wariacje to okres świątecznych filmów i opowieści. Ginny N. i Yuka sięgają po film nietypowy w tej kategorii – bo oparty na nietypowej książce? Jak sprawdza się Wiedźmikołaj w tej formie?
Krótkie streszczenie: Nadchodzi wigilia Strzeżenia Wiedźm, najdłuższa i zarazem ostatnia noc w roku na Świecie Dysku. Wiedźmikołaj powinien wyruszyć w swoich saniach zaprzężonych w cztery wieprze, by wypełniać skarpety grzecznych dzieci prezentami. Komuś jednak się to nie podoba. Audytorzy Rzeczywistości wynajmują Gildię Skrytobójców, by inhumowała poczciwego starego boga świąt. Ale nie wszystko jest stracone. Roli Wiedźmikołaja podejmuje się dyskowy Śmierć – tak by Wiedźmikołaj miał do czego wrócić w nowym roku – a jego wnuczka, Susan Sto Helit, wyrusza by pokrzyżować plany skrytobójcy, pana Herbatki.
Informacje i ciekawostki o filmie:
- Film miał premierę w brytyjskiej stacji telewizyjnej Sky One w dwóch półtoragodzinnych odcinkach, 17 i 18 grudnia 2006 roku.
- Jest to pierwsza nieanimowana ekranizacja książki z serii Świata Dysku.
- Ekranizacja otrzymała w 2007 roku nagrodę BAFTA w kategorii najlepsze efekty specjalne.
- Aktorzy, którzy wystąpili w Wiedźmikołaju i w Doctor Who:
- Marc Warren: Jonathan Teatime / Love & Monsters
- David Warner: Lord Downey / Cold War oraz słuchowiska
- John Franklyn-Robbins: Dziekan / Genesis of the Daleks (Classic Who)
- Peter Guinness: Średni Dave / Dreamland (tylko głos), słuchowiska
- Stephen Marcus: Banjo / The Shakespeare Code
- Rhodri Meilir: Bilious / The Runaway Bride
- Marnix van den Broeke: Śmierć – ciało / The Impossible Astronaut i The Wedding of River Song – Cisza
- W filmie zmieniono nazwisko Średniego Dave’a i Banjo z Lilywhite na Cropper.
- Terry Pratchett pojawia się w filmie w dwóch scenach jako wytwórca zabawek. Ponoć zadecydował, że postać ta nazywa się Joshua Isme a jego sklep to „Toys is Me”, a na planie filmowym umieszczono odpowiednie oznaczenia.
- Według napisów końcowych Śmierć Szczurów odgrywa Dorckey Hellmice. To anagram Michelle Dockery – aktorki wcielającej się w Susan Sto Helit oraz podkładającej głos właśnie Śmierci Szczurów.
- Nigel Planer (Mr Sidney / Audytor – głos) i Tony Robinson (Vernon Crumley / Strach – głos) czytają audiobooki wielu książek ze Świata Dysku a także są lektorami gier komputerowych z tego cyklu.
- David Jason (Albert) wcielił się w Rincewinda w adaptacji Koloru Magii z 2008 roku.
Ginny N.: Jak ci się podobała adaptacja Wiedźmikołaja? Widziałaś ją pierwszy raz, czy któryś już?
Yuka: Drugi albo trzeci, a poprzednio widziałam ją lata temu, także ciekawie było sobie to odświeżyć. Dla was to było pierwsze oglądanie?
Ginny N.: Też nie. Drugie przynajmniej, ale nie pamiętamy, czy może nie trzecie. I musimy powiedzieć, że jak poprzednio nam się ten film nie podobał, to teraz – choć wciąż mamy swoje zastrzeżenia – podszedł nam o wiele bardziej. Może to dlatego, że oglądaliśmy razem z tobą. A może po prostu to jest całkiem niezły film.
Yuka: Wydaje mi się, że jest niezły. Wątki są dosyć zgrabnie przeplatane i – na co zwróciłam szczególną uwagę tym razem – efekty specjalne są naprawdę dobre, jak na tamte czasy. Ciekawostka: w 2007 roku Wiedźmikołaj zdobył nagrodę BAFTA w kategorii najlepsze efekty specjalne, także to chyba nie tylko moje wrażenie 😀
I o ile pamiętam, że oglądając ten film wcześniej miałam takie odczucie magiczności, albo baśniowości, albo po prostu świąt, o tyle tym razem to wrażenie było znacznie mniejsze. Ale to może dlatego, że same święta w międzyczasie straciły dla mnie sporo swojej magii.
Ale, ale! Zamiast tego mam teraz inne wrażenie, a nawet skojarzenie, które mnie trochę zaskoczyło. Ale o tym może później 😉
Ginny N.: Wizualnie rzeczywiście jest bardzo dobrze. Może niektóre efekty nie zdają próby czasu, ale tak ogólnie całość jest miła dla oka. Szczególnie zachwycił nas pierwszy widok na Dysk z góry i potem przelot nad zimowymi Równinami Sto do Ankh-Morpork. Super wciąż jest też moment, kiedy twarz Susan zmienia się częściowo w twarz Śmierci.
Czy nas film wprowadza w świąteczną atmosferę? Może odrobinę. Ale jednak nie aż tak jak powtarzana co roku powieść. Jak na ateistę, to całkiem nieźle.
Yuka: O, właśnie! Twarz Susan w wydaniu „jestem wnuczką Śmierci” jest cudowna. W ogóle muszę powiedzieć, że podoba mi się też, jak Susan jest pokazana w filmie – i w kwestii ubioru, i bycia guwernantką. Chociaż muszę przyznać, że nie jestem pewna, na ile jest to zgodne z książką. Powieść zdecydowanie dostarcza więcej tych specjalnych emocji, choć film miał kilka momentów, kiedy mocno mnie poruszył. Chyba wszystkie z nich można sprowadzić do „jaki ludzki jest Śmierć, kocham tę postać”.
Ginny N.: Jak mówi książka: Śmierć zdaje się ludzki, dopóki się lepiej nie przyjrzeć. I coś w tym jest. Ale też za to go kochamy, że jednak jest w nim sporo tych ludzkich cech. A Susan jest jego częścią, też jest Śmiercią, choć bardzo stara się nie być. Ale to książka. Film mniej się na tym skupia. I tu wchodzi moje wielkie marudzenie. Bo to nie jest nasza Susan. O ile nie oceniamy samej aktorki – mamy poczucie, że Michelle Dockery gra, co kazano jej zagrać – o tyle gdzie wyparował jej gniew? Tego gniewu dostajemy tylko malutki przebłysk w scenie, w której spycha Herbatkę z poręczy w zamku Wróżki Zębuszki i tyle. A już szczególnie scena jej pierwszej konfrontacji ze Śmiercią, gdzie Susan aż kipi od złości! Tutaj jest nie tylko mdła, ale miejscami brzmi jak słabo wyrecytowany monolog, a nie słowa żywej, zirytowanej na psującego jej święta dziadka, młodej kobiety.
Yuka: To fakt, też zabrakło mi w niej więcej stanowczości i sprawczości. Widać te fajne zarysy przy jej relacjach z dziećmi, którymi się opiekuje. Czy z dorosłymi, którzy popijają świąteczne drinki i obserwują jak Susan „udaje”, że atakuje potwory, żeby uspokoić przestraszone dzieci. W kontraście do tego jej sceny ze Śmiercią (i nie tylko) wypadają zdecydowanie nie tak, jak by się chciało. Zwłaszcza, że to taka świetna postać!
Ginny N.: Dokładnie!
Yuka: Wspomnieliście Herbatkę. Jakie macie wrażenia na jego temat w filmie? Ta postać też jest dosyć wyrazista.
Ginny N.: I to tak w książce, jak i w filmie. Męskiej postaci nie robi się mdłą. Ciekawe dlaczego. Ogólnie całkiem nam się podoba jego filmowa kreacja. Jakkolwiek i tu mamy zgrzyt. Nie kupujemy tej zmiany, żeby on jeszcze nie mógł „nosić czerni” i nagrodą za inhumowanie Wiedźmikołaja miało być oficjalne… pasowanie na członka gildii? Nadanie tytułu skrytobójczego? Czy co tam jeszcze. No bo to logiczne: dostajesz prawie niemożliwe zadanie inhumacyjne. Kogo wzywasz do jego wykonania? Swoich najlepszych skrytobójców? Nie. Ucznia gildii, który nie zdał wszystkich egzaminów… Ale już wykonuje pracę skrytobójczą, jak pełnoprawny członek gildii, co też ma mnóstwo sensu (nie). Ten motyw „nagrody” jest zupełnie zbędny. Poza tym jednak Herbatka wypada cóż, herbatkowo. Tak jak powinien.
Ogólnie też napiszemy: To co zostało oryginalnego z książki, to się sprawdza i w filmie.
Yuka: Taaak, logika dosyć pokrętna. Ja to chyba odebrałam bardziej jako „nie mamy pojęcia, jak wykonać to zlecenie i czy jest to w ogóle możliwe, więc wyślemy człowieka, który jest nieprzewidywalny, ale na pewno nie brak mu pomysłów”. I to mi pasuje idealnie. Zresztą, jego rozważania, jak zabić – jak to nazwać, koncepty? – inne niż ludzkie istoty, jest dla mnie bardzo ciekawe. Powiedziałabym też, całkiem celne jak na człowieka, który wydaje się być mało obyty z innymi ludźmi, ale już z ich wierzeniami – tym co na nich wpływa – wręcz przeciwnie. I też podoba mi się jego zaprezentowanie w filmie. Bardzo, bardzo creepy, ale aż miło się ogląda.
Ginny N.: Antropomorficzne Personifikacje i (semi)boskie istoty. Jeśli chodzi prezentację Herbatki to tak, to na pewno. To wypadło bardzo dobrze. Herbatka nie ma być postacią, z którą się sympatyzuje i taką właśnie dostajemy. Tak, tylko no to o czym piszesz odnośnie motywacji Downeya, to jest książkowe. Tyle że w książce Herbatka jest pełnoprawnym członkiem gildii, a lord Downey, zanim odwiedzają go Audytorzy a) myśli o tym, że trzeba Herbatkę wyrzucić, bo jest zbyt nieprzewidywalny i, b) daje mu to zlecenie w nadziei, że Herbatka zginie w trakcie jego wykonywania.
Yuka: To co piszesz o motywacji książkowego Downeya ma tak wiele sensu, że nie mam bladego pojęcia po co to zmieniać przy ekranizacji.
Ginny N.: I właśnie dlatego ta zmiana nas irytuje. Ale przejdźmy dalej. Co myślisz o goonach Herbatki? Dla nas trochę szkoda, że zmniejszyli ich liczbę (w Świecie Dysku liczba osiem jest ważna i także w Wiedźmikołaju przewija się tu i tam), ale wiadomo, dla filmu to lepsze mieć mniejsze grupy postaci.
Yuka: Zgadzam się. Tyle osób mogłoby wprowadzić zbyt duży chaos. Przy takiej liczbie i tak mamy już mnóstwo postaci, zresztą nie tylko w ekipie Herbatki. A co o nich myślę? Chciałabym dostać nieco więcej o relacji braci Lillywhite i ich matce, może żeby ich strachy mocniej wybrzmiały. Mam wrażenie, że to postacie z dużo większą głębią, niż się wydaje. Lekki niedosyt, ale generalnie na plus.
Ginny N.: Tak, w książce jest tego więcej z oczywistych powodów. Ale mamy poczucie, że jakby wyciąć tę czy inną zbędną scenę dodaną spoza materiału książkowego (sceno z ojcem, zgiń, przepadnij, zgnij w piekielnych wymiarach), to nagle zrobiłoby się więcej przestrzeni na ogranie trochę mocniej choćby właśnie materiału związanego z lękami. Niewykorzystaną szansą było też to, że przeniesiono na Sidneya lęk innej postaci, by potem pokazać Nożycorękiego tylko jako cień i jedne duże nożyce.
Yuka: Zagłębienie się w lęki postaci byłoby super, to takie fajne pole do popisu. Może nie chcieli za bardzo odchodzić od świątecznego klimatu? Choć jak dla mnie, więcej lęku i grozy byłoby tu jak najbardziej na miejscu.
Ginny N.: Trochę taka bejbifikacja występuje, trudno zaprzeczyć. Dla dzieci, a raczej, dla tych, którzy myślą, że dzieci za bardzo będą się bać, a nie dla samych dzieci.
Yuka: Właśnie, szkoda. Zwłaszcza, że mamy do czynienia z krwią na śniegu, starodawnymi rytuałami itp. Dlatego ja przy tym oglądaniu odebrałam tę opowieść bardziej jako mit, niż zwykłą historyjkę. Cała symbolika i powtarzalność schematu związana z Wiedźmikołajem świetnie mi się w to wpisuje.
Ginny N.: Tak, w końcu nie bez powodu, nie wiemy czy film, ale książka na pewno, powtarza, że Wiedźmikołaj to jest bóg. No i to jest opowieść o odrodzeniu poprzez śmierć – dlatego Śmierć i jego wnuczka mają tu kluczową rolę.
Yuka: Dokładnie.
Yuka: A że przywiodło mi to na myśl inny mit o symbolice, cykliczności i śmierci… Słowem: Hadestown. Już wyjaśniam czemu.
Krew na śniegu jako element rytuału wschodzącego słońca; Wiedźmikołaj ginie, ale rodzi się na nowo; historia zatacza koło.
Zaburzenie równowagi natury, desperacja Eurydyki by przetrwać; próba Orfeusza by wydostać ją z Hadesu kończy się porażką, ale powstaje nadzieja na przywrócenie harmonii w naturze (poprzez poprawienie relacji Hadesa i Persefony); pieśń jest śpiewana na nowo.
Wiedźmikołaj z cyklem: wierzenia, urzeczywistnienie, zwątpienie -> pradawna magia.
Hadestown z cyklem: miłość i tęsknota, determinacja, zwątpienie -> prastara pieśń.
Oba utwory stawiają pytanie: jaka jest rola mitu? I oba odpowiadają: jeśli dołożymy starań, świat może być lepszy. Zaczynamy od nowa, mając nadzieję, że tym razem zakończenie będzie inne, szczęśliwsze. A nawet gdy zakończenie jest straszne, smutne, tragiczne, to historia i tak w nas rezonuje. Przypomina nam, po co żyjemy i po co się staramy. Po nocy słońce znowu wschodzi, a my śpiewamy od nowa.
Mówiłam, że tym razem oglądanie Wiedźmikołaja nie przyniosło mi za bardzo świątecznej atmosfery? Pewnie dlatego, że przyniosło bardziej refleksje na temat sensu życia, ha. No, ok. Hadestown to oczywiście musical oparty na mitach o Orfeuszu i Eurydyce oraz Hadesie i Persefonie. Ale czy przez to sam nie staje się odrębnym mitem? Zwłaszcza że jest tak mistrzowsko zrobiony. Z całego serca polecam.
Ginny N.: O Hadestown się nie wypowiemy. Musicale to nie nasza bajka, więc nigdy po niego nie sięgnęliśmy. Natomiast jeśli chodzi o samą warstwę mitologiczną, to widzimy tu oczywiście podobieństwa. W końcu Eurydyka i Orfeusz to historia o nieuniknionej śmierci, której nie da się odwrócić (umierający na koniec Wiedźmikołaj, żeby słońce mogło wstać), a mit o Persefonie miał tłumaczyć dlaczego przychodzi i odchodzi zima. I w nim także kluczową rolę gra Śmierć. Choć w Wiedźmikołaju wątek romansowy jest w tle (Violet i O, Bóg) a w filmie może on się zdawać zupełnie poboczny i nieistotny dla głównej fabuły. W książce jest trochę inaczej. To, że Violet zaczyna wierzyć w O, Boga sprawia, że jego próba zmiany kariery miała cień nadziei na spełnienie. A jednocześnie ten wątek odbijał się w fakcie, że sam Wiedźmikołaj przez czas swojego istnienia zmieniał swoją rolę w ludzkich wierzeniach.
Yuka: Faktycznie film ledwo porusza wątek Violet i O, Boga. Teraz cieszy mnie perspektywa ponownego przeczytania książki i zwrócenia uwagi na te wszystkie kwestie, których nie dało się lepiej zgłębić w filmie. Ot, prezent świąteczny dla mnie 🙂 W ogóle wątek zmiany (wierzeń a z tym formy istnienia) to też mega ciekawa rzecz w Wiedźmikołaju. Że tak naprawdę sami tworzymy swoją rzeczywistość, przynajmniej do pewnego stopnia.
Ginny N.: Tak. Bo to jest opowieść o tym, co to znaczy być człowiekiem. Nie dobrym, czy złym, a po prostu człowiekiem. I że integralną częścią tego jest wiara w różne zjawiska. W Wiedźmikołaje i Duchociastne Kaczki, i w sprawiedliwość, miłość, dobro.
A wy widzieliście Wiedźmikołaja? Jak wam się podobał? Dajcie znać na naszym Facebooku i serwerze Discorda. Już wkrótce zapraszamy także do lektury redakcyjnej rozmowy o Wiedźmikołaju książkowym.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.