Mitologiczne opowieści być może opuściły już sferę religijności, jednak – czego nie sposób pominąć – zakorzeniły się gdzie indziej. W tożsamości odbiorczyni. Jesteśmy, jako osoby tworzące, jako czytelniczki czy widzowie, głęboko zafascynowani możliwością dekonstrukcji opowieści (nie tylko tych mitycznych, oczywiście), reinterpretowania ich na nowo, łamania i ponownego układania tych samych schematów w nieco innych niż poprzednio konfiguracjach. Mitologiczne i legendarne archetypy zostały zarysowane na tyle silnie w naszej kulturze, że nie można przejść obok ich de- i rekonstrukcji obojętnie. Tak było z komiksowym Lokim, początkowo czarnym charakterem, z czasem bohaterem niezrozumianym, zmieniającym role, osobowość i poczucie przynależności. A jak na tym tle wypada Loki serialowy?
Dla postaci trickstera, figury burzącej ustalony porządek narracji, stawiającej wyzwania samej strukturze opowieści, nie do końca wpasowującej się w sztywne role przeznaczone dla poszczególnych postaci, mit jest łaskawy tak długo, jak długo bohater pasuje do tej ułożonej struktury. Jeśli pasować przestaje – cóż, postać nie kończy najlepiej. Komiksowi twórcy zdają się w większości rozumieć niejednoznaczną naturę Lokiego i potrzebę dekonstrukcji roli, jaką do tej pory pełnił (nie tylko boga psot, ale – a może w tym wypadku przede wszystkim – boga zła). W bardzo ciekawy, metatekstowy sposób dekonstrukcji i złożenia na nowo postaci Lokiego podejmuje się seria Agent of Asgard – napisana przez Ala Ewinga, rysowana przez Lee Garbeta – swoisty retelling, w którym Loki od nowa musi pozbierać i poskładać kawałki własnej osobowości, a te, jak się okazuje, nie do końca są takie, jak się wydawały. Twórcy serialowi zdają się dobrze orientować w losach komiksowego Lokiego – a przynajmniej chcą to udowodnić poprzez mrugnięcia do widzów i zgrabne easter eggi – sama fabuła serialu również stara się podejmować temat samoświadomości i, chyba w większym stopniu, możliwości (lub jej braku) samostanowienia. Jednym z głównym motywów Lokiego jest przecież dylemat, na ile możemy sami decydować o sobie, a na ile zostaje nam to narzucone; przez siłę wyższą lub, jeśli odczytamy serial jak próbę dekonstrukcji tropów klasycznej opowieści, właśnie sztywne ramy narracji. Wydawać by się mogło więc, że produkcja bez problemu poradzi sobie akurat z tym wątkiem. I częściowo tak, poradziła sobie. Ale była to próba bardzo nierówna.
Na poziomie przede wszystkim wizualnym twórcy ładnie operują elementami, które mogą sugerować właśnie taki zamiar dekonstrukcji postaci i spojrzenia na nią w innym świetle. Loki w końcu bardzo często mówi – zdaje się być początkowo tego pewny – że to on tworzy swoją przyszłość i sam wybiera rolę, jaką przyjdzie mu odegrać. Niekoniecznie ma być to postać złoczyńcy, choć inne wersje Lokiego zdają się w tę opcję pesymistycznie wierzyć i tkwić w pewnym marazmie, jeśli chodzi o wybory życiowe, które w dużej mierze kontroluje TVA. Organizację łatwo można tu uznać za odpowiednik wyjątkowo tradycyjnych, zastanych ram narracyjnych mitu, legendy czy innego rodzaju klasycznej opowieści. Na przestrzeni serialu dostajemy więc konflikt wolnej woli i narzucającej konkretną drogę siły wyższej – mający tutaj wyraźne konotacje mistyczno-religijne. Twórcy starają się budować ten konflikt świadomie, od czasu do czasu rzucając elementami mającymi osobie oglądającej sugerować właśnie taką planowaną dekonstrukcję tej mistycznej narracji, z której bohaterowie powoli się wyrywają. Ładnie widać to na przykładzie postaci Sylvie, której głównym celem jest obalenie TVA i która ma wyraźnie reprezentować stronę wolnej woli. W początkowych odcinkach bohaterka zostaje nam zresztą ukazana za pomocą podkreślających to środków wyrazu. Odcinek drugi wrzuca postać w sam środek średniowiecznej meta-opowieści, pozwalając jej pojawić się właśnie w momencie, gdy narracja legendy zapowiada konflikt bohatera ze złoczyńcą. Ale Sylvie – wariant Lokiego – bardzo dobrze wie, że złoczynką nie jest. To postać dużo bardziej skomplikowana, niejednoznaczna, z jasną i z jej perspektywy na pewno słuszną, niemal bohaterską motywacją: zniszczeniem TVA. Tę metanarrację przełamuje kolejny element towarzyszący scenie walki Sylvie z siłami TVA; Holding Out For A Hero Bonnie Tyler, piosenka, która wybrzmiewa zaraz po zapowiedzi pojawienia się herosa, podkreślająca tutaj pozytywną rolę wybraną przez Sylvie, a jednocześnie wyraźnie niepasująca do sposobu, w jaki TVA stara się ją przedstawić – jako postać jednoznacznie negatywną. Innym, równie ciekawym elementem są rogi noszone przez tę wersję Lokiego; do złudzenia przypominające rogi Lokiego z Agent of Asgard, złamane i oznaczające, że bohaterowi właśnie udało się wyrwać z roli boga zła, która pierwotnie została mu przypisana, tworząc przy tym zupełnie nową – boga (bogini) opowieści, już nie tej tradycyjnej i niepodatnej na zmianę, ale zupełnie nowej, otwartej na wszystkie możliwe drogi interpretacji.
Te i kilka innych komiksowych nawiązań w dosyć zgrabny sposób podkreślają to, co twórcy chcą nam pokazać w szerszej perspektywie: ewolucję Lokiego jako osoby, zmianę jego priorytetów i ucieczkę od (tu nieco narzuconej przez TVA) roli złoczyńcy. Świetnie udaje im się to z postacią starszego Lokiego, granego przez Richarda E. Granta, który mimo krótkiej obecności w serialu stworzył postać pełnowymiarową i wymykającą się łatwej klasyfikacji. Nosi on klasyczny strój Lokiego z komiksów, kiedy ten nie był jeszcze postacią zbytnio pogłębioną i pełnił raczej schematyczną, typowo negatywną rolę. W serialu natomiast cała konstrukcja tego konkretnego wariantu w ostatecznym rozrachunku opiera się na uczuciach, do których zdaniem TVA nie powinien mieć prawa: osamotnienia i tęsknoty za bliskimi.
Co dobrze wybrzmiewa w przypadku starszego wariantu Lokiego i całkiem nieźle w pewnych cechach Sylvie, zdaje się nieco blaknąć, jeśli chodzi o Lokiego Toma Hiddlestona. Oczywiście, twórcy podjęli próbę reinterpretacji tej postaci, pozwalając jej przejść przez wiele emocjonalnych momentów, jednak w tym wszystkim umknęła gdzieś złożoność Lokiego, który z bohatera o motywacjach w dużej mierze negatywnych i podobnych cechach bardzo szybko stał się nieco irytującym, acz raczej sympatycznym i sentymentalnym pracownikiem biurowym. Rzecz jasna, przemiana Lokiego – lub raczej dostrzeżenie, jak skomplikowana jest to postać – to wyjątkowo istotny wątek serialu, jednak pewne rzeczy zdają się tu dziać zdecydowanie za szybko, a wypowiadane zbyt często kwestie (odnoszące się do zmiany i zrozumienia siebie) sprawiają wrażenie co najwyżej deklaratywnych. Być może zawinił format – jedyne sześć odcinków i bardzo przyśpieszona akcja w większości z nich – ale postać „naszego” Lokiego wydaje się najmniej pewna ze wszystkim ważniejszych wcieleń; brak jej płynności, która charakteryzuje komiksową wersję bohatera. Zamiast tego przeskakuje z jednego końca spektrum osobowości na drugi, nigdy nie trafiając w jego środek.
A skoro o płynności mowa. Płeć Lokiego (który w kanonie komiksowym jest genderfluid) to jeden z elementów niezwykle ważnych dla tej postaci, część – można powiedzieć, że w wielu wypadkach rdzeń – tożsamości odkrywanej krok po kroku w komiksach, którymi twórcy serialu wyraźnie się inspirowali; przede wszystkim Agend of Asgard, lecz także w mniejszym stopniu Journey into Mystery – nazwa serii została także wykorzystana jako tytuł jednego z odcinków. Mimo początkowych deklaracji, serial nie tylko nie porusza bezpośrednio tak ważnej przy dekonstrukcji i składaniu na nowo tej postaci kwestii, ale wręcz wpada tu w bardzo tradycyjny tok narracyjny, stosując mocno binarny podział na niezliczoną ilość Lokich; większość z nich białych, o wyraźnie męskiej prezencji, tylko dwa o prezencji żeńskiej, jeden – Sylvie – z jakąkolwiek rolą do odegrania. Sylvie zresztą, pomijając jej wyjątkowo niezręczną i kiepsko poprowadzoną relację z Lokim, określana jest po prostu jako „kobiecy wariant” – wprost mówi o tym Loki w odcinku piątym – a samo jej istnienie budzi lekkie niedowierzanie u pozostałych wersji. Wszystko wskazuje również na to, że Sylvie to po prostu wariant cis kobiecy, co można łatwo wyczytać z jej wypowiedzi, nic natomiast – pomijając może jeden drobny druczek w kartotece, dający się jednak interpretować na rożne sposoby – nie sugeruje, by jakakolwiek inna wersja Lokiego (również ta nasza) była niebinarna.
Jest to nie tylko cecha ważna dla samej postaci oraz jej procesu odkrywania siebie, ale także dla dekonstrukcji tradycyjnej narracji i bardzo prostych, konserwatywnych schematów, od których Loki komiksowy przez jakiś czas już uciekał.
Twórcom więc udało się wykorzystać dobrze dobrane motywy wizualne i muzyczne do zgrabnego zarysowania tematu oraz zasugerowania, w którą stronę pod względem konstrukcji bohaterów ma zmierzać produkcja. Jednocześnie niestety serial nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału, sprowadzając się głównie do zachowawczych, niekiedy dość słabo wybrzmiewających i sprawiających wrażenie powtarzalnych deklaracji; znajdują one wprawdzie odbicie w zachowaniu czy cechach głównego bohatera, jednak nie jest to konstrukcja tak wielopoziomowa, jak można by oczekiwać po produkcji od początku silnie zaznaczającej nowe ścieżki, którymi Loki miał podążyć. Czy ostatecznie nimi podążył? Być może niektórymi, ale nadal są to drogi odpowiednio bezpieczne i zachowawcze.
Oglądałyście Lokiego? Jeśli tak, podzielcie się wrażeniami na naszym facebooku.
(ona/jej) – Pożeraczka komiksów w ilościach hurtowych. Lubi Szekspira, sci-fi, wszelakie odmiany Marvela i koty. Głównie koty. Ma słabość do kiepskich paradokumentów. Dużo czyta, sporo ogląda, ale przede wszystkim intensywnie myśli o pisaniu. Czasami nawet coś z tego wychodzi.