Od kilku lat możemy zaobserwować pewne przesycenie superbohaterami. Co roku do kin wychodzi jakiś poświęcony im film lub nawet kilka, czy to od Marvela, czy od DC. Obie stajnie starają się prześcignąć w propozycjach. Ja również kiedyś byłam fanką superbohaterów, ale raczej kreskówek, i to tych od DC, niż filmów MCU. Do dziś Batman pozostaje jedną z moich ukochanych postaci, lubię też Spider-Mana. Czy przy obecnej klęsce urodzaju można znaleźć jeszcze coś ciekawego i wartego uwagi? Owszem, i to nawet kilka takich rzeczy. Dziś jednak poświęcę uwagę jednej, którą odkryłam niedawno. (Choć może nie tak niedawno, bo długo już przymierzałam się do jej sprawdzenia).
Mowa o animowanym Invincible, adaptacji komiksu o tym samym tytule. Początkowo może wydawać się taką samą opowieścią, jak każda inna superbohaterska fabuła, bardzo szybko jednak orientujemy się, że to tylko pozory. Mark Grayson to zwykły nastolatek z przedmieścia. Jego ojciec, przy okazji, jest największym superbohaterem na Ziemi, znanym jako Omni-Man. W chłopaku wkrótce przebudzają się moce i ojciec zaczyna go szkolić. Mark bardzo chce mu dorównać i sprostać nałożonemu na jego barki dziedzictwu. Musi także mierzyć się z codziennym życiem – szkołą, relacjami przyjacielskimi i romantycznymi, i godzić je z nowymi obowiązkami superbohatera, co nie zawsze się udaje.
Już pod koniec pierwszego odcinka Invincible wszystko zostaje wywrócone do góry nogami i od tej pory obserwujemy krok po kroku, jak opowieść dąży do nieuchronnej katastrofy. Oprócz tego pojawiają się jeszcze inne wątki, dotyczące postaci pobocznych.
W dalszej części tekstu wkroczę na bardziej spoilerowe terytorium, żeby głębiej przyjrzeć się jednemu z najciekawszych aspektów tej historii. Jeśli ktoś chce ich uniknąć, radzę zaprzestać czytania w tym momencie.
Jednym z najważniejszych wątków Invincible jest relacja Marka i jego ojca – to właśnie ona nadaje ciężaru emocjonalnego i osobistego wymiaru całej opowieści. Chłopak zawsze podziwiał swojego rodzica i marzył o tym, by być taki jak on. Na początku jego moce są jeszcze w uśpieniu i pojawia się nawet niepewność, czy w ogóle się przebudzą. Jest to trudne zarówno dla Marka, jak i jego ojca. Po ujawnieniu się mocy Mark początkowo jest pełen euforii i nie może doczekać się treningu. Lekcje z ojcem stają się zarówno próbą przygotowania chłopaka na trudy superbohaterstwa, jak i sposobem na zacieśnianie więzi. Jednak już podczas pierwszej z nich widać, że coś jest nie tak. Ojciec zaczyna wykazywać się niespotykaną wcześniej surowością wobec syna. Tłumaczy to chęcią przygotowania go do nowych obowiązków, ale jak później się okazuje – może kryć się za tym coś więcej, coś bardziej złowieszczego.
Omni-Man (w cywilu Nolan Grayson) jest nie tylko najpotężniejszym superbohaterem na świecie, ale też poczytnym autorem książek. To jednak nie wszystko – skrywa przed wszystkimi jeszcze jedno, prawdziwe, oblicze, które widzowie poznają już w pierwszym odcinku. Dla wielu osób nie było to zapewne zaskoczeniem. Strażnicy Globu zostają oto wezwani do swojej kwatery głównej. Tam zastają oszalałego Omni-Mana. Wywiązuje się walka. Omni-Man brutalnie wymordowuje wszystkich członków Strażników Globu. Nie mają z nim żadnych szans, co pokazuje, jak wielką włada potęgą. Ale jaki ma w tym cel?
Mark i Debbie (matka Marka i żona Nolana) wiedzą, że wywodzi się z planety wysoko rozwiniętych istot zwanych Viltumitami, których celem jest pomaganie innym, mniej dojrzałym cywilizacjom. Jaka jest jednak prawda? Później dowiadujemy się, że tak naprawdę Viltrumici to bezwzględni najeźdźcy, a Omni-Man przybył na Ziemię, by ją osłabić. Cały czas opowiada Markowi o jego dziedzictwie, o obowiązku wobec Viltrumitów. Sam jest przekonany o jego świętości i konieczności jego wypełnienia. Mark został jednak wychowany na Ziemi, nie czuje takiej samej powinności, jak jego ojciec. Jest to ciekawy kontrast. Mark obecnie włada prawie tak samo potężną mocą, co Omni-Man – jest jedynie niedoświadczony i nie rozumie w pełni swoich możliwości. Chce jednak chronić Ziemię i jej ludzi. Czuje więź z nią i jej mieszkańcami, a nie jakąś odległą, nieznaną mu cywilizacją.
Bardzo uderzyła mnie scena, w której Mark rozmawia z ojcem i prosi go o radę w sprawie pomocy biedniejszej części miasta na prośbę przestępcy Tytana. Słyszy od niego, że jest przeznaczony do wyższych celów i coś takiego by mu uwłaczało. Debbie jest oburzona słowami męża i stwierdza, że pomaganie innym nigdy nie uwłacza. Jest to moment, który pokazuje kontrast w ludzkim sposobie myślenia matki Marka a odległym, zimnym postrzeganiu świata jego ojca. Później ojciec karze syna za to, że go nie posłuchał i zdecydował się pomóc Tytanowi. Obserwuje walkę, ale nie rusza mu z pomocą. Mark zostaje wówczas dotkliwie ranny. Zapadł mi w pamięć również moment, w którym Debbie mówi, że także ona może nauczyć Marka czegoś o superbohaterstwie, bo to właśnie ona była przewodniczką Omni-Mana po Ziemi, kiedy dopiero co tu dotarł. W pewnym momencie ojciec Marka żałuje, że nie wychował go jak Viltrumity. Ale czy to by coś dało? Czy udałoby się wymazać wpływ Debbie? Wierzę w siłę tej kobiety i uważam, że miała więcej do powiedzenia, niż może się wydawać.
Starcie między ojcem i synem, do którego nieuchronnie dąży cały pierwszy sezon Invincible, jest jednocześnie straszne, smutne i bolesne. Wszystko wskazuje na to, że do niego dojdzie, ale wcale nie oznacza to, że jako widzowie jesteśmy na nie przygotowani. Omni-Man podczas pojedynku przestaje ukrywać swoją prawdziwą twarz i w pełni ukazuje okrutne oblicze. Przeprowadza Marka dosłownie przez piekło, powodując przy tym śmierć tysiąca ludzi (scena w metrze!). Cały czas próbuje jednak przekonać syna, by się do niego przyłączył, używając różnych argumentów. Ponownie odnosi się do obowiązku wobec Viltrumy. Wskazuje także na kruchość i nieistotność ludzkiej cywilizacji. Ostatnim, o czym wspomina, jest długowieczność, na którą jest skazany Mark przez bycie w połowie Viltrumitą. W serialu nie jest od razu powiedziane, że rasa ta jest długowieczna, ale tu i ówdzie zostały rozsiane różne sceny na to wskazujące. Podczas przeniesienia do innego wymiaru, w którym czas płynie szybciej, Omni-Man wraca jedynie z dłuższą brodą, nie postarzając się ani trochę. Innym razem wydaje mu się, że jego pierwsza randka z Debbie odbyła się kilka lat temu, podczas gdy miała miejsce dawniej. Tłumaczy to jego podejście do rasy ludzkiej i poczucie wyższości nad nimi. Mark nie zdążył jeszcze poznać, czym jest długowieczność, więc nie rozumie ojca.
Ostatecznie Omni-Man się powstrzymuje i nie dobija Marka. W jego głowie pojawia się wspomnienie z przeszłości – mecz bejsbola i radość syna z wygranej. Jest to bardzo dobrze zrobiona scena. Przemowa Debbie o tym, czym jest ludzkość, zapada w pamięć, a przejście między małym, wesołym Markiem z przeszłości a poranionym, posiniaczonym Markiem teraz jest bolesne. Omni-Man zdaje się nie do końca rozumieć, czemu nie może zadać ostatniego ciosu. Pyta syna, co pozostanie mu po tym, jak wszyscy jego bliscy odejdą i Ziemia obróci się wniwecz. Mark odpowiada, że pozostanie mu on. Jest coś bardzo smutnego i przejmującego w jego słowach. Nawet jeśli ojciec tak bardzo go skrzywdził, chłopak wciąż go kocha, wciąż widzi w nim kogoś bliskiego. Omni-Man, słysząc te słowa, wzbija się w powietrze i opuszcza Ziemię, pozostawiając za sobą łzy.
W życiu Marka ważna jest zarówno relacja z ojcem, jak i matką. Chłopak podziwiał swojego ojca i chciał być taki jak on, nie zdając sobie sprawy z jego prawdziwego, okrutnego oblicza. Na początku wydawali się szczęśliwą, zgraną rodziną. Może jestem naiwna, ale chcę wierzyć, że Omni-Man w jakiś sposób kochał syna i Debbie (nawet jeśli mówi, że postrzegał ją bardziej jak zwierzątko domowe) i zależało mu na nich. Wszystko zmieniło się po otrzymaniu przez Marka mocy. Możliwe, że dopiero wtedy Omni-Man zaczął postrzegać go jako prawdziwego dziedzica, kogoś, kto pomoże mu zniewolić Ziemię. W specjalnym odcinku o Atom Eve w jednej z ostatnich scen przenosimy się do domu Graysonów. Kiedy Debbie i Omni-Man zostają sami, rozmawiają o tym, że w chłopcu nie przebudziły się jeszcze moce. Kobieta stwierdza, że będą go kochać, nawet jeśli nigdy do tego nie dojdzie. Po jej odejściu na twarzy mężczyzny maluje się złość, a potem smutek. Jak możemy odczytywać tę rekcję? Złość na to, że jego syn jest tak ludzki, że jest wciąż słaby? Na Viltrumie słabsi byli eliminowani. Czemu później pojawia się smutek? Jakieś poczucie osamotnienia na Ziemi, bycia tam jedynym Viltrumitą, niemożności nawiązania pełnej relacji z synem? Nie wiem, jak to zinterpretować, ale jest to na pewno interesująca scena, dodająca kolejnego rysu do postaci Omni-Mana.
Relacja Marka z matką, choć niebędąca w centrum serialu, jest równie ważna. Zawsze go wspierała i starała się uczyć go, jak być dobrym człowiekiem. Przez pewien czas był bliżej niej niż ojca. Po przebudzeniu w Marku mocy Debbie obawia się, że teraz przestanie być dla niego istotna. Czuje się zwyczajna w porównaniu z swoim potężnym mężem, a teraz także synem. Wie, że są stworzeni do rzeczy wielkich – unoszą się w przestworzach, podczas gdy ona stoi na Ziemi. Mark nie zaczyna jednak traktować jej inaczej i dalej jej się zwierza i prosi o rady, i to właśnie jej wpływ i jej człowieczeństwo sprawiają, że Mark nie przyłącza się do ojca i decyduje się pozostać obrońcą Ziemi. Mark reaguje bardzo ostro na porównanie Debbie do zwierzątka domowego, wydaje się, że właśnie wtedy zupełnie traci nadzieję na dotarcie do ojca. Pokazuje to, jak bardzo zależy mu na matce.
Różnicą w podejściu Omni-Mana i Debbie do Marka jest to, że ten pierwszy widzi chłopaka jako swojego dziedzica, kontynuatora tradycji Viltrumitów. Chce, żeby Mark był taki, jak on i nawet wprost mu to mówi, już w pierwszym odcinku. Debbie natomiast pragnie, by jej syn był sobą, a nie kolejnym Omni-Manem.
Drugi sezon Invincible przynosi bolesne konsekwencje wydarzeń pierwszego – zarówno dla świata, jak i pojedynczych postaci. Ale nim zostanie pokazane, co dzieje się u głównych bohaterów, widzowie zostają przeniesieni do alternatywnej rzeczywistości, w której Mark przyłączył się do swojego ojca. Jest to świat przerażający, bez jakiejkolwiek nadziei. Wszędzie są ruiny – wszystko zostało doszczętnie zniszczone przez „wyzwolicieli” Ziemi. Omni-Man i Invincible znajdują kryjówkę ostatnich rebeliantów i rozprawiają się z nimi. Szczególnie przerażająca jest scena starcia Marka i Atom Eve. Chłopak nie zabija jej, a doprowadza do trwałego paraliżu. Jak się później okazuje w jego rozmowie z ojcem, ćwiczył taki rezultat na protestujących, z którymi wcześniej walczyli. Co sprawiło, że w tej rzeczywistości Mark przyłączył się do ojca i stał się tak bardzo podobny do niego, równie okrutny? Czym się różni ona od tej, która jest nam, widzom, już znana? Jest to jak na razie jedyna scena z alternatywnego świata, która służyła zapewne jako mocne wejście w nowy sezon. Być może na postawione przeze mnie pytania odpowiedzi znajdą się dopiero w dalszej części serialu.
Po wglądzie w alternatywny świat akcja powraca do tego dotychczas przez nas obserwowanego. Mark i Debbie próbują poradzić sobie w nowej rzeczywistości bez ważnego członka rodziny – jego brak jest dla nich boleśnie odczuwalny, wszystko im o nim przypomina. Mark pomaga światu na swój sposób, a Debbie stara się wrócić do normalnego funkcjonowania, zanurzyć się w wir pracy. Obydwoje wciąż nie potrafią do końca pogodzić się z tym, co zaszło, i ruszyć naprzód. Mark nie chce stać się taki, jak jego ojciec, i próbuje udowodnić innym, że nie jest taki jak on. Debbie czuje natomiast, że całe jej życie było kłamstwem i zastanawia się, dlaczego padło akurat na nią. Stara się jednak być silna i nie okazywać, że cierpi. Robi to głównie dla Marka, nie chcąc dodatkowo obciążać go swoim złym samopoczuciem. Ich wątki się przeplatają i uzupełniają. Widać, że matka i syn się o siebie troszczą, ale mają problem z całkowitym otworzeniem się. Gdy Mark wyjeżdża na studia, jeszcze bardziej się od siebie oddalają.
Debbie zostaje ze swoimi problemami zupełnie sama. Bardzo podobało mi się, że poświęcono jej wątkowi tyle uwagi i że zrobiono to z takim wyczuciem. To kobieta, która została oszukana, której syn prawie umarł i której cały świat dosłownie się załamał. Trafia na grupową terapię dla małżonków superbohaterów. Nie znajduje tam jednak niestety zrozumienia, a jedynie oskarżenia. Jak mogła nie zorientować się, jaki jej mąż jest naprawdę? Później przechadza się ulicami miasta bez celu, pokonana i bez żadnej nadziei, nie może znaleźć dla siebie żadnego ukojenia. Wsparcie daje jej dopiero stary przyjaciel, który ją wzmacnia i skłania do podjęcia pewnych decyzji. Mowa tu o Arcie Rosenbaumie, który zwraca uwagę na siłę Debbie i przypomina jej, że wiele razy musiała sama zajmować się wychowaniem Marka, gdy jej mąż ratował świat. To dzięki Debbie Mark jest teraz takim człowiekiem, jakim jest, a Ziemianie nie zostali niczyimi niewolnikami. Możliwe, że to właśnie jej wpływ i dobre serce sprawiły, że Mark nie przyłączył się do ojca i pozostał obrońcą Ziemi.
Mark w drugim sezonie Invincible mierzy się z różnymi wyzwaniami. Po bolesnych wydarzeniach stara się znaleźć swoją własną ścieżkę i odkryć, kim jest poza byciem synem największego superbohatera. Najpierw próbuje udowodnić wszystkim, że nie jest taki, jak jego ojciec. Później jednak zaczyna rozumieć, że nie tędy droga, a całkowite posłuszeństwo i bezwolne wypełnianie rozkazów nie są niczym dobrym. Postanawia w końcu zaufać sobie i zacząć słuchać własnego osądu i sumienia. Dlatego wraca ratować Atlantydę i wyrusza w kosmos, by pomóc Thraxanom. Podejmuje decyzje, by nie ignorować wołań o pomoc innych istot, nawet jeśli nie są ludźmi. Widać w tym echa nauki Debbie, że pomoc innym nigdy nie uwłacza.
Mark zostaje poproszony o pomoc przez kosmitów, zwanych Thraxanami. Po dotarciu na ich planetę czeka go niespodzianka, a potem jeszcze kolejne – każda bardziej zaskakująca od poprzedniej. Ma spotkać się z cesarzem kosmitów, którzy poprosili go o pomoc. Kiedy dociera do jego pałacu, ponownie staje twarzą w twarz z ojcem. Najpierw go przytula, co dziwi Omni-Mana, który był przygotowany na cios. Później jednak budzi się w nim słuszny gniew. Początkowo czuje się oszukany i nie chce wysłuchać ojca. Zamierza wrócić do domu. Ostatecznie decyduje się jednak zostać, ale jedynie ze względu na to, że nie jest w stanie zostawić kogoś w potrzebie. Ojciec zaprowadza go do swojego nowego domu, gdzie wita się dość wymownie z przedstawicielką Thraxan. Mark jest oburzony. Kolejnym ciosem jest widok dziecka, którego ojciec przedstawia mu jako jego młodszego brata. Chłopak czuje, że wraz z matką został zapomniany i zastąpiony. Znowu nachodzą go wątpliwości, ostatecznie jednak się nie wycofuje. Okazuje się, że planeta jest zagrożona atakiem ze strony Viltrumitów, którzy ścigają Omni-Mana za opuszczenie stanowiska. Przybywają wcześniej, niż się ich spodziewano.
Mark i Omni-Man muszą stawić im czoła i obronić planetę. Niestety część Thraxan pada ofiarą najeźdźców. Omni-Man jest wściekły i wyładowuje gniew na Marku. Jest to bardzo dobra scena – świetnie pokazana i pełna emocji. Omni-Man ponownie nie potrafi zrozumieć swoich uczuć, podobnie jak pod koniec walki z Markiem z pierwszego sezonu, kiedy powstrzymuje się przed zadaniem ostatecznego ciosu. Nie wie, czemu tak mu zależy na Thraxanach. To, czego go nauczono, podpowiada mu, że ledwie można nazwać ich gatunkiem, że są słabi i niegodni. Mark mówi, że nie oznacza to, że muszą zginąć i że ich życie jest nic niewarte. Najsmutniejsze jest jednak stwierdzenie przez niego, że Omni-Man powinien tak czuć się na Ziemi. Robi dla swojego nowego dziecka coś, czego nie był w stanie zrobić dla Marka, co musi być dla chłopaka wyjątkowo bolesne. Nie zapominajmy, że ojciec przeprowadził go dosłownie przez piekło, nim się opamiętał. Teraz wprawdzie zapewnia go, że za nim tęsknił, że myślał o nim każdego dnia, ale jednocześnie ponownie go oszukuje i naraża na niebezpieczeństwo. Czy jest szansa, że Mark i jego ojciec naprawią relację? Jest to możliwe, ale tylko jeśli Omni-Man włoży w to pracę i zadośćuczyni.
Po opuszczeniu Ziemi Omni-Man błąkał się po kosmosie bez celu, dopóki nie pomógł Thraxanom i nie odnalazł miejsca między nimi. Scena, gdy przemierza przestrzeń, jest bardzo podobna do sceny, gdy Debbie błąka się po mieście. Zarówno na jego, jak i jej twarzy widać zupełną rezygnację i brak jakiejkolwiek nadziei. Ponowne poczucie celu daje Omni-Manowi uratowanie kogoś, co robił początkowo na Ziemi, nim postanowił ostatecznie ją przejąć. Może oznaczać to, że bycie superbohaterem i pomaganie ludziom nie było tylko grą i miało dla niego jakieś znaczenie, nawet jeśli potem to zaprzepaścił i zniszczył tak wiele istnień. Kiedy trafia na planetę Thraxan, próbuje odtworzyć to, co miał na Ziemi, zupełnie jakby za tym tęsknił, jakby mu tego brakowało, jakby jednak czegoś go nauczyło. Wie, że nie może wrócić, że już nie będzie miał tego, co kiedyś. Tutaj może zacząć od zera, z czystym kontem. Postanawia zatem stworzyć coś podobnego, ale nowego. Zaczyna także doceniać ten, zdawać by się mogło, słaby gatunek i przywiązuje się do niego. Nie zapomina jednak o Marku, o czym później mówi nam on sam, jak i jego nowa żona Andressa.
Kiedy zaczyna przeczuwać zagrożenie ze strony Viltrumitów, posyła po jedyną osobę, której wie, że może zaufać i wspólnie stawić czoła nadchodzącym wrogom, czyli po Marka. Zdaje sobie sprawę, że bardzo go skrzywdził, ale postanawia zaryzykować, ponieważ nie widzi innych możliwości, a chce ochronić Thraxan i swoją nową rodzinę. Można zrozumieć jego desperację, ale jest to jednocześnie nie w porządku wobec Marka – użycie podstępu, żeby ściągnąć go na planetę Thraxan i prośba o narażanie życia. Gniew Marka i jego opór jest zatem w pełni uzasadniony.
Starcie Marka i Omni-Mana z Viltrumitami jest to ciężkie i wymagające. Ujawniają się podczas niego skrywane emocje, jak chociażby we wcześniej przywołanej scenie, gdy Omni-Man zastanawia się, czemu zależy mu na Thraxanach. Jeden z przeciwników, Lucan, jest zniesmaczony tym, kim się stał Omni-Man. Uważa, że zhańbił Viltrumitów, płodząc dzieci z niegodnymi gatunkami. Omni-Mana początkowo te słowa wydają się uderzać, rzuca nawet krótkie, ale pełne żalu „wiem”. Te wątpliwości szybko jednak mijają. Mężczyzna jest gotowy chronić swoje dzieci i nową żonę. Pozornie pokonuje Lucana. Później razem z Markiem mierzą się jeszcze z dwójką innych Viltrumitów. Mark nie do końca sobie radzi. Ojciec karci go i mówi, żeby nie walczył tak jak na Ziemi, żeby się nie powstrzymywał i był gotowy zabić. Dla Marka jest to trudne do zaakceptowania. Nie chce nikogo zabijać. Nigdy wcześniej nie był do tego zmuszony. Teraz jednak nie ma wyboru, takie są zasady rządzące społeczeństwem Viltrumitów. Nie ma w nim miejsca na litość czy współczucie, słabsi są eliminowani. Mark uzyskuje przewagę, ale kiedy ma zadać ostateczny cios, nie jest w stanie tego zrobić. Nie chce być taki, jak jego wrogowie, jak Viltrumici. Jego przeciwniczka to wykorzystuje i dotkliwie go rani. Omni-Man rozprawia się ze swoim adwersarzem, a następnie rusza na ratunek Markowi. Kiedy wydaje się, że zagrożenie minęło, jakby znikąd wyłania się Lucan i atakuje Omni-Mana, obezwładniając go. Omni-Man zostaje zabrany przez Viltrumitów – czeka go egzekucja, a Markowi zostaje wyznaczone zadanie przygotowanie Ziemi do inwazji. Nim zostają rozdzieleni, ojciec prosi Marka, by pamiętał o wszystkim dobrym, co zrobił. Składa także enigmatyczną prośbę, by przeczytał jego książki. Czyżby kryły się w nich jakieś wskazówki?
Drugi sezon Invincible pokazuje konsekwencje bolesnych przeżyć, jakich doświadczyły postacie pod koniec pierwszego. Każdy członek rodziny Graysonów dostaje odpowiednią ilość czasu, by ich emocje w pełni wybrzmiały. Podobało mi się to, że Debbie nie została w tym pominięta i dostaliśmy pełen obraz jej cierpienia i zmagań z poczuciem życia w kłamstwie. Powrót Omni-Mana również uważam za udany. Widać, że początek jego przemiany zaczął się już na Ziemi, ale wcześniej chciał to wyprzeć, czując obowiązek wobec Viltrumitów. Na planecie Thraxan stara się zacząć od nowa i przywiązuje się do tego z pozoru słabego gatunku. Mark w drugim sezonie mierzy się z kryzysem tożsamości – stracił swój punkt odniesienia i teraz musi sam zdecydować kim chce być. Nie wie, że czeka go ponowne spotkanie z ojcem, podczas którego będzie musiał zmierzyć się z poczuciem porzucenia, a także z groźnymi kosmitami. Pojawia się pytanie, czy Mark i jego ojciec będą w stanie odbudować relację? Chłopak doznał straszliwej krzywdy z jego strony i ma pełne prawo być na niego wściekły, wciąż jednak jest w nim gdzieś przywiązanie do niego i ciepłe uczucia. Zastanawiam się też, jak zareaguje na to wszystko Debbie. Udało jej się ruszyć trochę do przodu i odzyskać pewność siebie. Czy wieści z kosmosu ją złamią? Czy jest już pogodzona z tym, co się stało?
Piszę to wszystko na podstawie serialu, zatem moje niektóre domniemania mogą być błędne. Nie czytałam jeszcze komiksu. Niedługo zabiorę się za oryginał i porównam obydwie wersje.
W Invincible jest jeszcze wiele aspektów, które warto byłoby omówić. Jest to na pewno brutalniejsze i trochę bardziej realistyczne podejście do superbohaterstwa, gdzie pokazany jest ogrom zniszczeń i cierpienie cywili spowodowane starciami bohaterów z złoczyńcami, a także próba ich zmniejszenia przez superbohaterów. Pojawia się także jeszcze wiele ciekawych postaci, takich jak chociażby Cecil Steadman, Atom Eve (tutaj jest też ciekawy wątek rodzinny) czy cały nowy skład Strażników Globu.
Już niedługo, bo 14 marca, zacznie się druga połówka drugiego sezonu Invincible. Czekacie na dalsze losy bohaterów?
Aspirująca pisarka, która ma w swojej głowie całe mnóstwo opowieści i duży problem z przelaniem ich na papier. Mimo trudności, cały czas jednak próbuje, z różnymi efektami. Kocha oglądać kreskówki i anime, i czytać mangi i książki. Pije przy tym herbatę, najlepiej taką z miodem. Kocha również swoje zwierzęta – psa Globo i kotkę Idris. Jej internetowa tożsamość wzięła się od Perły z kreskówki Steven Universe, którą do dziś uważa za jedną z swoich najulubieńszych postaci fikcyjnych, a nawet miłość swojego życia. Może brzmi to trochę przesadnie, ale historia Perły naprawdę z nią rezonowała i dodała jej otuchy w jej życiowej podróży.