Opowieści elfów o ludziach są niewątpliwie przesycone pragnieniem
ucieczki przed nieśmiertelnością.
J.R.R. Tolkien
Przez długi czas zastanawialiśmy się, jak podejść do tego, jaką postacią jest Dwunasty Doktor. W końcu jednak zrozumieliśmy, w jakim świetle go widzimy. Otóż Dwunasty ma specyficzną relację ze śmiercią, bardzo charakterystyczną nawet w porównaniu z poprzednimi inkarnacjami. Gdy przyjrzeć się temu, jak pisany jest Dwunasty, można dostrzec, że następuje w tej postaci pewna konsekwentna ewolucja. Oczywiście nadal w 8 serii widać wyraźnie, jak bardzo zaskoczyło wszystkich odejście Matta Smitha i że te odcinki były pisane dla niego, ale kiedy spojrzeć poza, to narzucające się od razu spostrzeżenie, widać też jednak, że Dwunasty jest pisany spójnie. Widać to szczególnie dobrze na przykładzie jego stosunku do śmierci.
W serii 8 Dwunasty to Doktor, który wyszedł ze śmierci. Nieprzyjemny, dziwny, niedopasowany, ale przede wszystkim: niespodziewany. Odrodził się jeszcze raz i otrzymał obietnicę dalszych regeneracji, mimo że był już ze swoją śmiercią pogodzony. Miał umrzeć na zawsze – in universe oczywiście, bo przecież my wszyscy wiedzieliśmy, że serial nie ma prawa się skończyć, nie teraz, a może i nigdy. Ale tak się nie stało, Śmierć nie zgodziła się przyjąć jego życia. Śmierć, czyli Clara (co bardzo ładnie widać głównie w serii 9, o czym później), żąda wręcz przyznania Doktorowi kolejnych żyć. Mówi Władcom Czasu: macie zrobić tak i tak, i nie zadawajcie głupich pytań, na które doskonale znacie odpowiedź. To nie jest modlitwa, pokorne proszenie, ale żądanie. Ponieważ Śmierć nie godzi się na wszechświat bez Doktora, wszechświat bez nadziei i dobroci. W ten sposób Jedenasty Doktor pokonuje śmierć i Dwunasty nie musi się jej już bać. W końcu ona mu nie grozi. Doktor staje się takim elfem, o jakich pisał Tolkien. Elfem, który nie umrze, ale przez to, że jest Doktorem, nie będzie w stanie odpłynąć ku krainie wiecznego szczęścia, zostawić nas samym sobie z naszymi ludzkimi problemami i inwazjami. Doktor bowiem jest w nas, małych śmiertelnych mieszkańców kosmosu z jakiegoś powodu zapatrzony. I co symptomatyczne, nie może znieść swoich wiecznie odradzających się pobratymców. Nie może też znieść samego siebie, choć może w tej regeneracji to nie jest już cecha tak silnie go definiująca, jak była w poprzednich trzech inkarnacjach. Po części na pewno dlatego, że już nie prześladuje go to, co zrobił z Gallifrey.
8 seria to jednak tylko wstęp do relacji Dwunastego ze śmiercią, dopiero nakreślenie tego, kim oboje dla siebie są. W 9 serii ten motyw wybrzmiewa najmocniej, ponieważ tu już Doktor wie, kim jest i wie, kim dla niego jest Clara. Nie musi więc jej o to pytać.
Clara jest śmiercią, ponieważ do swojej śmierci gna. Złożona najpierw z ech, ponieważ umarła dla Doktora, wchodząc w jego Życie, by je uratować – całe – a dopiero potem, będąca osobą, z której echa powstały. Strzałka jej czasu przebiega tak: Oswin Oswald -> Clara Oswin Oswald -> wszystkie jej iteracje -> oryginalna Clara Oswald. Zbudowana na śmierci i śmierci pragnąca. Połówka Hybrydy, która również, przez Doktora, swoją śmierć, mogłoby się zdawać, przekracza, ale tak naprawdę umyka jej jedynie na pewien czas. Zupełna ucieczka nie jest możliwa, równoznaczna bowiem byłaby ze zniszczeniem wszechświata. Przeznaczeniem Clary jest umrzeć z powodu własnych wyborów życiowych. I Doktor, oddany życiu, nie ma tu nic do powiedzenia. Choć, oczywiście, próbuje.
Clara tymczasem teraz już jest na nowo pewna relacji z przyjacielem. Relacji zachwianej w serii 8 z powodu zmiany i nieufności wobec tego, co sama zrobiła, dając mu nowe regeneracje – w końcu, gdyby nie ona, Dwunastego by nie było. I ta Clara niczego się nie boi, nie boi się śmierci, ale wcale nie dlatego, żeby ubzdurała sobie, że jest nieśmiertelna. Można wiele jej zarzucać, ale wie doskonale, że w każdej chwili może umrzeć. Że jest delikatniejsza niż Doktor – bo jest tylko człowiekiem i nie wymyśli tak genialnego planu jak on. Clara wybiera swoje życie coraz bliżej krawędzi, z której bardzo łatwo spaść. Wybiera życie, w którym może w każdej chwili umrzeć. Robi to nie tylko z powodu Danny’ego, jakkolwiek to, jak bardzo nie potrafiła być szczera z ukochanym, zanim nie było dla niego za późno, na pewno odcisnęło na jej stylu życia spore piętno. Ale jednocześnie Clara nie godzi się na śmierć Doktora. I w opozycji do niej w tej 9 serii wybrzmiewa Doktor Capaldiego, który nie boi się, że umrze, ale nie godzi się na śmierć Clary. Z każdym odcinkiem coraz mocniej też przekracza kolejne granice tego, do czego jest gotów się posunąć, by ocalić swoich przyjaciół. Tu, gdzie zwykły człowiek uczyłby się oswajać myśl o śmiertelności swojej i swoich bliskich – wszystkie słowa o tym, że Clara może umrzeć, że on jest niebezpieczny dla tych, których kocha, trafiają w kosmitę, który nie boi się śmierci i nie musi jej oswajać. Te słowa i myśli go łamią, stwarzają potwora, który dla śmierci nie będzie miał żadnego szacunku.
Zaczyna się to już pomału w pierwszych odcinkach serii. Najpierw Doktor w teorii ucieka przed śmiercią (w takie przekonanie wprowadza nas świetny miniodcinek The Doctor’s Meditation), ucieka przed spotkaniem z Davrosem i przed swoim testamentem, a tak naprawdę wcale nic takiego nie robi. To tylko z jego strony gra pozorów mająca już w tym momencie powiedzieć, że to jest właśnie taki, a nie inny Doktor. Śmierć nie jest ważna. Dobroć i miłosierdzie, nawet dla największego wroga, owszem. I gniew, gdy myśli, że Clara zginęła. Choć wtedy, gdy prawda wychodzi na jaw, jeszcze każe Missy tylko uciekać. Później, gdy Clara w Under the Lake/Before the Flood zabrania Doktorowi umierać i zostawiać ją samą, Doktor obiecuje jej, że tego nie zrobi – po czym umiera. Nie tak naprawdę, ale tu widzimy, jak przełamują się w nim pewne zahamowania. Z jednej strony mamy właśnie Clarę, która jest gotowa zrobić wszystko i wymagać od niego złamania wszystkich swoich zasad, byle on sam zachował życie, z drugiej on zaczyna rozumieć, jak wiele jest gotów poświęcić dla ocalenia życia Clary. Dopiero jednak w The Girl Who Died jego zahamowania całkiem się łamią. Dwunasty przypomina sobie, dlaczego wybrał dla siebie właśnie tę twarz i to jest jego największa tragedia. Znów staje się The Doctor Victorious, Doktorem, któremu wolno wszystko i który nie myśli o konsekwencjach, zanim nie jest za późno. Znów jest Doktorem, który może pokonać śmierć – nie tylko swoją własną, ale i dziewczyny, która chciała tylko szczęścia dla ludzi, na których jej zależało. I, owszem, nie chciała umierać, ale z pewnością nie chciałaby tego wszystkiego, co dała jej nieśmiertelność.
Kolejne odcinki próbują przygotować Doktora na to, że Clara kiedyś odejdzie, być może umrze, ale to nie jest Jedenasty: w pełni świadomy, że ludzie gasną o wiele szybciej niż on sam. To Dwunasty, który, choć ma wiele wątpliwości i gdy dociera do TARDIS, zdaje już sobie sprawę, że może nie najlepiej zrobił, oddając Ashildr życie, to nikt mu nie powiedział, że to, co zrobił, było złe. Clara wręcz nie rozumie jego wątpliwości – a przynajmniej nie rozumie ich tak długo, jak przywracanie do życia nie zaczyna dotyczyć jej samej.
A jednak Dwunasty – czy Doktor w ogóle – boi się nieśmiertelności. Wcześniej ucieka przez Jackiem Harknessem, gdy Rose daje mu nieśmiertelność, teraz zaś unika Ashildr od momentu, w którym ją uleczył. Nie przepada za tym, co czyni w niej nieśmiertelność. Za tą obojętnością na innych, za zapominaniem, jak być ludzkim i dobrym, i jak cieszyć się drobnymi rzeczami. Ucieka oczywiście przed własnym poczuciem winy, ale też nigdy do końca nie ufa Ja i dlatego, mimo wszystko, stara się ją obserwować. Wieczność bez żadnego końca jest dla niego podejrzana. Wyzuwa z emocji, z humanitarności, sprawia, że zapomina się o zbyt wielu ważnych sprawach – i przede wszystkim sprawia, że jest się samotnym w sposób, którego nikt inny nie zrozumie.
Potem umiera Clara i Doktor uczy się pozwolić jej odejść. Uczy się, że nie może zrobić Clarze tego, co zrobił Ashildr. Co jej odebrał. I czego nie chciałby dla siebie samego. Czego się boi. Nie jest to jednak dla niego łatwa lekcja. Dwunasty nie potrafi pozwolić Śmierci odejść ze swojego życia. Nie chce być nieśmiertelny. Jeśli Doktor jest tu elfem to Ja czy Jack są w tym kontekście metaelfami, wpisanymi w czas linearny, pozostającymi wiecznie takimi samymi. A jednak Dwunasty, mimo że nie chce dla siebie ich losu, nie chce też więcej regenerować. Nie chce się już więcej zmieniać. Chce wiecznie podróżować ze Śmiercią u boku, ale to nie jest możliwe. I mogłoby całemu światu przynieść przedwczesną śmierć. Ale kiedy Clara-Śmierć umiera, Dwunasty musi spotkać się z życiem.
W 10 serii Doktor Capaldiego nadal więc nie boi się śmierci, ale też nauczył się już kochać życie. Ta seria nie jest w tak oczywisty sposób przesycona symboliką powiązaną z życiem, jak dziewiąta była symboliką dotyczącą śmierci (kruk, czaszki itd.), ale życie jest w niej obecne i bardzo ważne. Życiem jest tu Bill. Doktor pomaga jej dostrzec, jak wiele we wszechświecie jest piękna i ile w niej samej jest potencjału. Bill uczy się od Dwunastego, ale nie gna ku śmierci, chciałaby wręcz, żeby Doktor zapewnił jej bezpieczeństwo, o czym mówi w retrospekcji z odcinków finałowych tej serii. Niestety, Doktor nie jest w stanie tego zrobić. Jak bardzo nie dbałby o jej bezpieczeństwo, nie ochroni jej przed wszystkim. Jest tu piękna, trudna scena, kiedy Bill, zmieniona w Cybermena, odarta ze swojej ludzkości, prosi Doktora o to, by pozwolił jej odejść na jej własnych warunkach. Prosi o eutanazję. A Doktor, choć mówi o nadziei, zgadza się, że to jest decyzja Bill (ona zaś chce żyć, ale chce żyć na własnych warunkach). Ponieważ sam podjął już taką samą decyzję odnośnie siebie. I choć nie jest to nigdzie jasno dopowiedziane, sami skłaniamy się ku teorii, że Dwunasty w Oxygen nie tylko stracił wzrok, ale i zaczął powoli umierać. Bill i Nardole tego nie widzą, ale Missy dostrzega to w mgnieniu oka (to sugeruje jej pytanie i spojrzenie, którym obrzuca Dwunastego, kiedy widzi go w finale The Empress of Mars, ale szanując jego decyzję, nie mówi nic pozostałej dwójce. To też ładnie tłumaczy, skąd wzięła mu się energia regeneracyjna w finale trzyodcinkowej historii z Mnichami. Niemniej, niezależnie od tego, czy zgodzicie się z tym headkanonem czy nie, faktem pozostaje, że w finale 10 serii Doktor jest pogodzony z tym, że umrze, że zostało mu jakieś kilka godzin. Od początku, od Deep Breath, był pogodzony, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie chce jednak regenerować – widać to w tym, jak zbywa Bill w drugim odcinku ich serii, gdy ta dopytuje o to, co miał na myśli, mówiąc o regenerowaniu. Dwunasty mówi tam tak naprawdę: „Ta wiedza nie będzie ci potrzebna. Ja i tak nie zregeneruję”.
Widać jednak w całej tej serii, jak bardzo podróżowanie po wszechświecie i odkrywanie nowych rzeczy przynosi mu radość, jak bardzo do tego, by eksplorować kosmos – co zauważa już na początku serii Nardole – tęsknił. I jak świeże, zachwycone, ale i refleksyjne spojrzenie Bill pozwala mu zobaczyć ten kosmos na nowo. Jest w tym ogrom oddechu, ogrom życia. I Bill, choć umiera, życie zostaje przywrócone bez konsekwencji dla wszechświata – ponieważ Bill nigdy nie chciała umrzeć.
Dwunasty Doktor wolałby jednak umrzeć i już nie regenerować, jednocześnie uciekając przed swoją nieśmiertelnością. Skoro jednak musi żyć, nie chce regenerować, nie chce się więcej zmieniać. To właśnie wyraża jego protest wobec poczynań TARDIS w ostatnich scenach finału 10 serii. Ponieważ regeneracja to półśmierć – ani śmierć, ani życie, a bycie w zawieszeniu. Dwunasty zaś chce jednego z tych stanów, ale nie ich pomieszania, zapętlenia między byciem a niebyciem. Wcześniej zawsze wiedział, że regeneracje skończą mu się w pewnym – jasno określonym – momencie, wiedział, że jego życie nie jest wieczne, tylko bardzo długie – takie, które kiedyś się skończy. I ta świadomość przynosiła mu ulgę. Kiedy Śmierć dała mu więcej życia, ta pewność się załamała. Nadzieja na koniec, na ostateczną ulgę, odpoczynek po samotności i ogromie cierpienia, jakiego przez tysiące lat doświadczał, odeszła w niepamięć.
Dwunasty Doktor, kiedy poznaje Clarę, pyta, czy jest dobry. I jest w tym pytaniu taka desperacka potrzeba poczucia pewności. Potrzeba potwierdzenia, że wszystko będzie dobrze i że wciąż jest tym, kim był. Clara-Śmierć odpowiada: „Nie wiem. Ale myślę, że się starasz. I to jest najważniejsze”. Jest jednak w Dwunastym sporo trudnych do akceptacji cech. I wiele z nich wynika z tego, że nie jest poddany śmierci i nie chce tego dla tych, których kocha. Symptomatyczne jednak, że zdaje sobie z tego w pełni sprawę, dopiero kiedy opuszcza go Śmierć i gdy on pozwala jej odejść. Ostatecznie wygrywa jednak życie, które wybiera, gdy, pomimo zmęczenia nieśmiertelnością, pozwala sobie zregenerować.