W listopadzie do świata Doctor Who dołączy Miriam Margoyles, znana między innymi z takich produkcji jak Call the Midwife, Miss Fisher’s Murder Mysteries czy filmowy cykl o Harrym Potterze. Aktorka podłoży głos Meep the Beep, małemu kudłatemu kosmicie, który już zdążył wyraźnie zaznaczyć swoją obecność w zwiastunie 60. rocznicy serialu. W wywiadzie dla Doctor Who Magazine opowiada między innymi o podejściu do fantastyki, słabości do Toma Bakera i doktorowej towarzyszce, którą nigdy nie było jej dane być.
Margoyles powiedziała:
Nie czuję się wcale celebrytką. Chyba jestem dość znana, ale sława mnie nie interesuje. I w ogóle do mnie nie pasuje. Wolę ludzi z krwi i kości, ze słabościami z którymi można się utożsamiać, a nie takich z perfekcyjnym makijażem i wyperfumowanymi gaciami. Obecnie mam szczęście. Ludzie są zaskoczeni, że pojawiam się tak często w telewizji i powtarzają mi, że zaraz wyjdę z ich lodówki. Odpowiadam im, że nie mieszkam w lodówce. To moje życie. Moja kariera. Wydają się tego nie rozumieć.
Zapytana o pracę, opowiada:
Obecnie wolę robić filmy dokumentalne, bo mogę spotykać ludzi, co uwielbiam. Ale przedtem moją największą miłością było granie na scenie, bo w teatrze jest jakiś majestat. Niesie ze sobą dreszczyk emocji. Więc wybrałabym teatr, ale nie zawsze jest to możliwe. A przez covid już dwa i pół roku nie byłam w teatrze. Nie każdy robi taką dobrą robotę jak ja. Ale w tej chwili trochę siada mi głos…
O to można „obwiniać” Doctor Who. Aktorka skończyła już nagrywać kwestie Meep the Beep, kosmity, który jak dotąd pojawił się tylko na kartach komiksu Doctor Who and the Star Beast i ma odegrać swoją rolę w nadchodzącej rocznicy. Jeśli jednak myślicie, że Miriam Margoyles jest fanką Doctor Who, musicie się rozczarować:
Nic nie wiem o Doctor Who. Nigdy nie obejrzałam całego odcinka. Chociaż może widziałam coś na samym początku, bo kojarzę Daleków. Robią spore wrażenie. Mam do nich dużo ciepłych uczuć, chociaż są przerażający. I po prostu kocham tę muzykę. Tę z BBC Radiophonic Music.
Margoyles nie czuje się częścią fantastycznego kolektywu.
Science-fiction mnie mało interesuje. A już od Pottera i całej tej fantasy wieję, gdzie pieprz rośnie. Nigdy nie widziałam tolkienowskiego Władcy Pierścieni. Spotkałam raz Tolkiena, kiedy odwiedził moją szkołę, ale nie obchodziły mnie jego bajeczki. Wolę prawdziwe opowieści. Takie jak Dickens. Lubię, jak mają wyobraźnię, pewnie, że tak. Ale fantastyka mnie nie rajcuje. Nigdy nie byłam częścią, tej, jak to się nazywa, kultury popularnej.
Jednak dziwnym trafem, Miriam Margoyles łączy wiele punktów wspólnych z serialem. Jej dobrym znajomym jest Waris Hussein, reżyser pierwszych odcinków w historii Doctor Who.
Poznałam go w Cambridge. Ukończył szkołę przede mną, ale na moim roku była jego siostra. Rozmawialiśmy w zeszłym tygodniu, jak to mamy w zwyczaju. Też należy do queerowej społeczności. Ma indyjskie pochodzenie, więc łączy dwie kultury. Jest dobrze wykształcony, inteligentny, pochodzi z dobrej rodziny. Jest bardzo zabawny i jest świetnym reżyserem. Jednym z najlepszych, jakich znam. Nigdy mi nie mówił, że robił Doctor Who. Dowiedziałam się dopiero ostatnio.
Aktorka pamięta też Verity Lambert, producentkę serialu.
Wielka przyjaciółka Warisa, często ze sobą współpracowali. Spotkałam ją wielokrotnie, ale niezbyt lubiłam, bo nie umiała mnie zaangażować, kiedy miała taką możliwość. Jaką była producentką? Och, wspaniałą, jedyną w swoim rodzaju. I to w czasach, kiedy kobietom było trudno się przebić. Teraz jest trochę łatwiej, ale tylko trochę.
Jakie jeszcze Margoyles ma skojarzenia z Doctor Who?
Natychmiast myślę o Tomie Bakerze, z którym uwielbiałam pracować. I pamiętam, że poprosił kiedyś, żebym zagrała jego towarzyszkę, ale twórcy się nie zgodzili. Dowiedziałam się o tym długo po fakcie, od samego Toma. „Próbowałem, ale nic z tego nie wyszło”, powiedział mi. Podobno uważał, że jestem trochę zwariowana i chciał grać z taką postacią. Szkoda, bo pewnie świetnie bym się bawiła. Ale w tamtych czasach trzeba było mieć bardzo konwencjonalną urodę, a ja jej nigdy nie miałam.
Tom Baker nie był jedynym Doktorem, którego poznała. Kilka miesięcy przed zaoferowaniem roli Meep, spotkała się na lunchu z Davidem Tennantem.
Nigdy wcześniej go nie poznałam i bałam się, że uzna mnie za nudną starą babę. Ale był wspaniały. Tak samo jak jego żona, Georgia. Cudowni ludzie. Tacy, których chce się znać. I myślę, że jest wybitnym artystą. Bardzo podobało mi się to, co zrobił z tym Walijczykiem. (chodzi o Staged, stworzone z aktorem Michaelem Sheenem – przyp. tłum.) I uwielbiam Broadchurch. I ten seryjny morderca, Dennis Nilsen! (Tennant zagrał główną rolę w miniserialu Des – przyp. tłum.) Umie zagrać postaci, którymi targają różne emocje. Wspaniale jest go znać.
A co myśli o swoim doświadczeniu w dubbingowaniu Meep?
Mam nadzieję, że widzom się spodoba. Jeśli o niego chodzi, mam wrażenie, że sama go stworzyłam. Bo jak dotąd istniał tylko na papierze, i to ode mnie zależało, jak tchnąć w niego życie, żeby publiczność go zapamiętała. Jeśli bohater jest dobrze zarysowany, nie ma większych problemów ze znalezieniem odpowiedniego głosu. A to bardzo dobrze stworzona postać. Jedyny problem miałam czasami z nadążeniem za fabułą. I jestem szczerze wdzięczna, że ktoś (Phil Collinson, producent wykonawczy) umiał mi to wytłumaczyć. Muszę powiedzieć, że jestem zachwycona tym, że jestem jednym z trybików w doktorowej maszynie.
Na końcu wywiadu aktorka dzieli się swoimi wrażeniami na temat udziału w 60. rocznicy serialu.
W ogóle się nad tym nie zastanawiałam… Jestem szczęśliwa będąc jej częścią. Wiecie, w czasach Toma Bakera, nikt nie postrzegał Doctor Who jako poważnego dzieła. Miał być programem przyciągającym dzieci przed ekrany telewizorów. To serial, który działa na wyobraźnię i to jest w nim najważniejsze. Jeśli nie umiesz poradzić sobie z prawdziwym życiem, trzeba użyć wyobraźni. Doctor Who na to pozwala. Jestem zachwycona, że stał się częścią mojego CV.
Więcej o Meep the Beep możecie przeczytać np. tutaj.
Źródło: Doctor Who Magazine #596
Autorka bloga Anndycja, nauczycielka angielskiego, bibliotekarka, pisarka fanfiction, a przede wszystkim fanka. Gdyby mogła być zwierzątkiem, byłaby fenkiem. Regularnie pozwala, żeby popkultura łamała jej serce i przywracała do życia. Lubi filmy Disneya i horrory o duchach, literaturę dziecięcą i reportaże true crime. Miłośniczka brytyjskich seriali, teatru, herbaty, kotków i Neila Gaimana. W Doctor Who wkręciła się dość późno – w 2011 roku – ale wystarczająco wcześnie, by napisać o nim pracę magisterską. Od tamtej chwili większość czasu spędza w TARDIS. Najchętniej z Dziesiątym Doktorem.