Trudno wyobrazić sobie uniwersum Doctor Who bez Bernarda Cribbinsa. W 2007 roku zobaczyliśmy go w odcinku świątecznym The Voyage of the Damned, by niedługo potem powrócił jako dziadek jednej z najpopularniejszych towarzyszek Doktora, Donny Noble. W 2010 sam odbył podróż w TARDIS, stojąc u boku Dziesiątego podczas jego ostatniej przygody i będąc przyczynkiem regeneracji Doktora. Nikt nie mógł przypuszczać, że to właśnie w tym serialu Cribbins odegra swoją ostatnią rolę, kończąc tym samym osiemdziesięcioletnią karierę aktorską i na zawsze zapisując się w sercach i umysłach fanów jako Wilfred Mott. Poniżej możecie przeczytać ostatni wywiad, jakiego udzielił Bernard Cribbins.
Co sprawiło, że powróciłeś z emerytury do Doctor Who?
Wcale nie jestem na emeryturze, no skąd. Emerytura to takie przykre słowo. Jestem po prostu bardziej wybredny przy wyborze ról. Robię to dla Russella i po to, żeby znów spotkać się z Davidem i Catherine. I to praca. Aktorzy pracują. Gram, odkąd skończyłem 14 lat. Jeśli proponują ci rolę i jeszcze ci się podoba, jesteś szczęściarzem. Kiedy dzieci – czasami bardzo dorosłe dzieci – spotykają mnie na ulicy, reagują: „Nie jest pan…?” albo „Nie grał pan…?”. Wskazują mnie i są trochę skonfundowani, ale nie przeszkadza mi to. To bardzo miłe. Nazywam to długotrwałym aplauzem – bo w telewizji nikt nas nie oklaskuje. Pracowałem chyba przez trzysta lat w teatrze i reakcje na końcu albo w środku piosenki to cudowna rzecz. To wielka szkoda, że w serialu dochodzisz do momentu, który wywołałby oklaski i musisz po prostu grać dalej w ogłuszającej ciszy.
Po chwili Cribbins kontynuuje:
Nikt nie robi tego dla braw, ale czasami masz olbrzymie szczęście i trafiasz na genialnego scenarzystę. Scenarzysta to ważna rzecz i Russell to prawdziwy skarb. Wie co i jak. Jest oszczędny w swoim pisaniu. Nie masz ochoty poprosić: czy mógłbym to trochę zmienić? Tak, jak dzieje się to w innych wypadkach.
Jak zachowujesz energię podczas zdjęć?
Używki. Dużo używek. Wybieram herbatniki w czekoladzie. I herbatę.
Co najbardziej kochasz w Wilfie?
Cóż. Pojawia się wtedy, kiedy go potrzebują. Jest na miejscu. To jego największa zaleta. Robi swoje. Jest jak wierny starszy brat. Jest wspaniałym człowiekiem.
Czy będziesz oglądał odcinki specjalne?
Oglądam wszystko, w czym gram – żeby przekonać się, co zrobiłem nie tak. Czy jestem krytyczny wobec własnej gry? Tak, bardzo często. Czasami mi się podoba. Ale głównie myślę sobie: „Mogłem zrobić to lepiej i dlaczego właściwie…? O rany”. Ale tacy już są aktorzy. Zawsze niezadowoleni. Ciekawe przypadki. Trzeba na nich uważać. Ale w tym przypadku mamy Catherine i Davida, a oni są najlepsi w biznesie. Więc ludzie na pewno będą oglądać. Każdy ma swojego Doktora, prawda? Kiedyś też mnie rozważali. Chyba za czasów Toma Bakera. Wiem, że było nas pięciu albo sześciu… nie brałem udziału w przesłuchaniach, po prostu pogawędziłem z producentem. Tak, Tom dostał tę rolę, bo był bardzo dobry i trochę różnił się od reszty, bo miał w sobie coś szorstkiego.
A co z Davidem Tennantem w głównej roli?
Uczy się swoich kwestii, dobrze je podaje, jest wyględny i jest dobrym aktorem. Ma w sobie ciepło i zarazem mrok. Jest kimś, kto wzbudza szacunek.
Czy wciąż czujesz podekscytowanie swoją pracą?
Na planie tego nie czuję, za dużo się dzieje – ale w nocy przed kręceniem nie mogę zasnąć i to jest ekscytujące. Mam nadzieję, że będę mógł kontynuować. Jeśli będę w stanie porządnie grać, to będę to robił. Odrzuciłem kilka możliwości, bo kręcono za daleko, albo wymagały dużo ruchu i tak dalej. Ale tym razem wiedziałem, że dam sobie radę, bo już pracowałem w Doctor Who. Wiem, że to świetny serial i że jestem w dobrych rękach.
Aktorowi niestety nie było dane zobaczyć swojej ostatniej roli – zmarł jeszcze w trakcie kręcenia zdjęć do odcinków specjalnych – ale jego powrót nawet na tę jedną scenę był poruszającym wydarzeniem. Jeśli chcecie podzielić się kilkoma słowami o Bernardzie Cribbinsie i/lub Wilfredzie Motcie, zapraszamy na nasz Facebook i serwer Discorda.
Autorka bloga Anndycja, nauczycielka angielskiego, bibliotekarka, pisarka fanfiction, a przede wszystkim fanka. Gdyby mogła być zwierzątkiem, byłaby fenkiem. Regularnie pozwala, żeby popkultura łamała jej serce i przywracała do życia. Lubi filmy Disneya i horrory o duchach, literaturę dziecięcą i reportaże true crime. Miłośniczka brytyjskich seriali, teatru, herbaty, kotków i Neila Gaimana. W Doctor Who wkręciła się dość późno – w 2011 roku – ale wystarczająco wcześnie, by napisać o nim pracę magisterską. Od tamtej chwili większość czasu spędza w TARDIS. Najchętniej z Dziesiątym Doktorem.