W maju na Netfliksie pojawił się Fanfik, film na podstawie powieści Natalii Osińskiej. Historia miłosna transpłciowego Tośka i jego nowego kolegi z klasy, Leona, to coś, co nasza redakcja oczywiście musiała obejrzeć. Jak nam się podobało?
Uwaga na spoilery.
Ginny N.: Zacznijmy prosto. Jak wam się podobał Fanfik i czy spełnił wasze oczekiwania?
Nam spodobał się bardzo. Trochę się obawialiśmy, czy wyjdzie z tego fajny film, ale ostatecznie wyszedł film całkiem miły. Podobało nam się to, że mamy w nim trzy warstwy, z czego jedną tylko utrzymaną w tonacji realistycznej. Szczególnie ta pokazująca, co się dzieje w sercu Tośka, przemówiła do naszego serca fantasty.
Maple Fay: A widzicie, mnie akurat warstwa „sercowa” jakoś zupełnie nie poruszyła – być może jestem już za starym człowiekiem na tego typu metafory… Zabrakło mi za to warstwy stricte fandomowej, której dużo było w książkach: co prawda ze spotkania z Natalią Osińską w roku 2017 zapamiętałum, że autorka pisała całą serię swoich książek według tabelki w Excelu (!!), żeby zawrzeć jak najwięcej elementów „fandomowo-fanfikowych”, więc potencjalnie mogło być gorzej…? Kto wie. Prawdą jest jednak, że Fanfik niewiele ma wspólnego z fanfikami, a sporo z opowiadaniami typu self-insert: pod tym względem film łączy z książką głównie tytuł.
Kasia: Fanfik był… nie tym, czego się spodziewałam. Film jest miły, bardzo dobry aktorsko, jednocześnie mam wrażenie, że niewiele ma wspólnego z książką (co w sumie nie jest zarzutem, ale bardzo na to liczyłam). Jest fragmentaryczny i chaotyczny, co z jednej strony dobrze oddaje rozterki, rozdarcie, poszukiwanie, a z drugiej było trochę męczące i nie pozwalało mi do końca się wciągnąć. Niewielka ilość fandomowych rzeczy w filmie o tytule Fanfik kłuła w oczy. Gdy jednak pogodziłam się z faktem, że film nie spełni moich oczekiwań, dobrze spędziłam przy nim czas. Zaangażowałam się emocjonalnie w rozterki i przeżycia bohaterów. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że film dużo stracił na tym, że był zbyt efekciarski, hollywoodzki i głośny. Moim zdaniem, gdyby zdjąć trochę tej warstwy efektów wizualnych i muzyki, film zyskałby na głębi i można by było skupić jeszcze więcej uwagi na postaciach i relacjach.
Nyarlathotep: Gdy podchodziłem do filmu, nie wiedziałem o nim prawie nic oprócz tego, że mają być w nim wątki związane z transpłciowością głównego bohatera. Tak więc nie miałem żadnych oczekiwań. Sam pomysł na ten wątek fanfikowy był dla mnie mało przejrzysty i w gruncie rzeczy zbyteczny, żeby nie powiedzieć efekciarski. Nie za bardzo go rozumiałem, mam też usilne wrażenie, że był mało ważny i zrobiony tylko po to, żeby film jakkolwiek korespondował z tytułem. Próba ukazania jakiejś głębi za sprawą tej płaszczyzny niestety się nie powiodła. Ogólnie nie było tragedii. Fajnie, że poruszono istotne, a rzadko podnoszone kwestie, jak wymieniona transpłciowość czy pionowa przemoc w szkole. Gorzej jest z samą formą, bo ta jest po prostu poprawna. Nic więcej, nic mniej.
Ginny N.: Prawda, fanfika w Fanfiku nie było akurat wcale. Nawet definicja, która pojawia się na początku filmu, pomija sedno tego, czym jest fanfik: historią opowiedzianą w świecie wydanego tekstu kultury. Fanfikiem będzie opowiadanie o romansie Spocka i Kirka. Fanfikiem nie jest opowiadanie o oryginalnych postaciach ze wspomnianym self-insertem, przetwarzające rozterki Tośka w łatwiejszy dla niego sposób. Nam nie przeszkadzała warstwa będąca tym właśnie opowiadaniem zwizualizowanym w wyobraźni Tośka, ale właściwie zgodzimy się z wami – bez niej film byłby bardziej przejrzysty.
Maple Fay: Jak wam się podobała muzyka w filmie? Nie znałum wcześniej żadnego z użytych na ścieżce dźwiękowej utworów, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało: ba, do części zamierzam wrócić za jakiś czas. Biorąc pod uwagę zmianę konwencji z musicalowo-fantastycznej na bardziej realistyczną (mimo wszystko), przejście od soundtracków musicalowych do współczesnej polskiej alternatywy zdecydowanie „robiło sens”.
Ginny N.: To są może nie bezpośrednio nasze muzyczne okolice, ale okolice naszych okolic. I ta muzyka jeszcze przed premierą filmu przewijała się w naszym radiu, więc wiedziałem, czego się mniej więcej spodziewać. Z filmem zgrywa się całkiem nieźle, więc tu jestem ot, zwyczajnie zadowolony.
Kasia: Mam mieszane uczucia. Ścieżka dźwiękowa jest naprawdę ciekawa, różnorodna i momentami zaskakująca, ale mam wrażenie, że tego wszystkiego było za dużo.
Chciałabym szerzej poruszyć bardzo ważną kwestię: film a książka. Na początek powiem, że specjalnie do tej dyskusji przeczytałam ponownie książkę Natalii Osińskiej i po raz kolejny uderzyło mnie, jak bardzo stylem i okładką przypomina Jeżycjadę Małgorzaty Musierowicz. To było wspomniane nieraz w dyskusji o książce, ale bardzo mi się podoba ten zabieg.
Ginny N: Owszem, to porównanie do Jeżycjady (jako jej lepsza, współcześniejsza, nieodklejona od rzeczywistości wersja) pojawiało się w odniesieniu do całej trylogii Osińskiej. Więc tu jest coś na rzeczy. Film jednak odchodzi mocno od książkowego oryginału (choć jak dla nas to akurat dobrze), ale całkiem nieźle przetwarza historię w nim opowiedzianą. A jednocześnie tak jak nam nie przeszkadzał Tosiek książkowy z jego egoizmem podkręconym dość mocno, tak wiele osób przecież uważało go za nieznośnego. I trylogię Natalii Osińskiej czytało dla innych postaci.
Kasia: Ginny, bardzo słuszna uwaga, rzeczywiście zapomniałam, że powieściowy Tosiek bywał irytujący do granic. Tosiek filmowy ma w sobie więcej autorefleksji. Nie wiem dlaczego mi to umknęło przy ponownej lekturze Fanfika. Zwrócę na to uwagę przy ponownej lekturze kolejnych części.
Nyarlathotep: Ja nie powiedziałbym, że jest fragmentarycznie, ale mało wyczerpująco. Na ostatnie piętnaście minut przed zakończeniem zacząłem się zastanawiać, co to będzie, bo czas ucieka, a żadna puenta się nie klaruje. Zresztą do teraz trochę nie wiem, o czym był ten film, nie w kontekście ideowym, tylko strukturalnym, bo mam wrażenie, że nas ta historia donikąd nie zaprowadziła. Po zakończeniu miałem wrażenie, że ta produkcja to byłyby dobre dwa pierwsze odcinki serialu, nie zaś samoistne dzieło, bo brak widocznej struktury fabularnej sprawia, że nie bardzo wiem, do czego tak naprawdę dotarliśmy z filmem, oprócz wątków akceptacji rówieśniczej, samoakceptacji, tożsamości etc. Reszta jest ucięta nożem, jakby mnie ktoś z kina wygonił na pół godziny przed zakończeniem seansu.
Kasia: Wciąż uważam, że był fragmentaryczny. Ale zdecydowanie zgadzam się, że był ucięty. Oczywiście w półtoragodzinnym filmie nie da się satysfakcjonująco spuentować wątków wszystkich postaci drugoplanowych. Dlatego w sumie liczę na sequel.
Ginny N.: Czyli jednak pomimo wad warto czekać na więcej? No i nawet jeśli zgodzimy się, że nie wszystkie wątki domknięto, to sam, Nyarlathotep, wymieniasz aż trzy kluczowe wątki, które w filmie domknięto. Być może gdyby film trwał jeszcze pół godziny, dałoby się w niego włożyć więcej zakończeń, ale nie jestem przekonany, że to koniecznie wyszłoby na lepsze. No i w zalewie filmów trwających po dwie, trzy godziny miło jest mieć film, który zamyka się w dziewięćdziesięciu minutach.
Zmieniając temat, mówienie o queerowości w fikcji jest ważne, a jednocześnie mówienie czystym tekstem zawsze wypada niezręcznie. I tak jest tutaj – mamy Emilkę tłumaczącą Maksowi transpłciowość i oczywiście to jest ta jedna scena, która brzmi jak czytana z podręcznika. Czy da się opowiadać w fikcji queerowość w jej wszelkich aspektach bez popadania w manierę „edukator_”? A może lepiej w ogóle nie objaśniać etykietek definicjami? Jak uważacie?
Maple Fay: Być może twórcy wyszli z założenia, że pewien procent widzów nie będzie znał tematu transpłciowości/queerowości i stąd ten edukatorski ton? Wiadomo, nam jako osobom „obytym” z tematem trochę się już przejadło wysłuchiwanie ciągle tych samych, pisanych od linijki definicji dla laików, ale wydaje mi się, że jeśli dzięki temu choć jeden (mówiąc skrótowo) laik, chociażby zabłąkany w gęstwinie Netflixa rodzic osoby nastoletniej, wyniesie z tego jakąś wiedzę, to chyba warto się „przemęczyć”. Aczkolwiek z niecierpliwością wyglądam rzeczywistości, w której nie trzeba będzie dodawać do tego typu filmów czegoś w rodzaju werbalnych przypisów i didaskaliów.
Kasia: Tak, myślę, że to wynikało z tego, że film z założenia miał trafić do szerszej grupy odbiorców, która może jeszcze nie do końca rozumie te wszystkie aspekty. Z drugiej strony też z niecierpliwością wyglądam czasów, gdy to będzie wiedza powszechna i będzie można odpuścić takie przypisy.
Ginny N.: Porozmawiajmy o relacjach między postaciami. Są między nimi tarcia, są nawet dość nieprzyjemne, przemocowe zachowania – ale ostatecznie to dość sympatyczna gromada. Nawet nieznośny ojciec Maksa ostatecznie okazuje się nie aż taki okropny. A paskudna nauczycielka (zresztą w tej paskudności przypominała nam naszą własną wychowawczynię w liceum) słyszy kilka słów prawdy na swój temat.
Maple Fay: Ojca Maksa nie udało mi się polubić, za to wychowawczyni – świetna! Podobało mi się też dokładniejsze pokazanie relacji Leona i Konrada; w książce niby gdzieś tam jest wspomniane, że chodzą ze sobą i nawet planują razem zamieszkać, ale ten wątek szybko spada na margines i rozwiązuje się niejako „przy okazji”; w filmie wyraźniej widać, jakie żywią wobec siebie uczucia i co to oznacza dla Tośka. W tym aspekcie zdecydowanie wolę ekranizację od materiału źródłowego. Bardzo mnie też ucieszył wątek ojców Tośka i Konrada i pokazanie, w jaki sposób wspierają się rodzice młodych osób LGBTQ+ tuż po coming oucie ich dzieci (tego też zabrakło w książce, pewne elementy pojawiły się dopiero w trzecim tomie). Natomiast rozczarowały mnie postacie koleżanek Tośka i Leona, ledwie zarysowane, bardziej archetypy niż prawdziwe indywidualności. Czy może jednak za bardzo się czepiam…?
Kasia: O rany, tak się cieszę, że o tym wspomniano! Na początku wydawało mi się, że w tej grupie nikt nikogo nie tylko nie lubi, ale nawet nie szanuje. Fajnie było obserwować, jak okazuje się, że nie mam racji. Jak wzajemne animozje zmieniają się w nici sympatii, zrozumienia i porozumienia, jak na końcu ze sobą współpracują i trzymają się razem. Bardzo mnie poruszył wątek relacji Tośka z ojcem. Ten bez wątpienia kocha swoje dziecko i usiłuje się z nim porozumieć. Popełnia błędy, ale jak widać na końcu bohater ma jego wsparcie. Cieszę się, że pokazano, jak rodzice dzieci LGBTQ+ mogą się wspierać w tej nowej dla nich sytuacji, by potem mądrze wspierać swoje dzieci.
Ginny N.: Poza tym, o czym mówicie, ucieszyło nas też to, że ojciec Konrada nie tylko wspiera swojego syna z pewnego cishet dystansu, ale sam zanurza się w queerowej społeczności. Scena z gościnną kolacją w jego domu jest mała, ale super jest widzieć na niej queerowe dorosłe osoby – nie tylko dzieci są queer, my, dorośli, też istniejemy i (tu poprzez ojca queerowego dziecka) współistniejemy.
Nyarlathotep: Ja bym chciał zaznaczyć jeszcze jeden temat, który jest moim zdaniem istotny, chociaż bardziej meta. Mimo potknięć, mankamentów, wzlotów i upadków cieszę się, że powstają w Polsce takie produkcje jak Fanfik, Sexify czy Ostatni komers. Wynika to z dwóch powodów: po pierwsze, niby żyjemy w XXI wieku, ale nadal trzeba rozbijać pewien zastany światopogląd, bo wciąż nad Wisłą, Odrą i Bugiem są ludzie, którzy mają obsesję na punkcie kontrolowania seksualności i tożsamości płciowej wszystkich wokół. Często wynika to z niewiedzy i niemożności skonfrontowania się. Takie produkcje mogą w tym pomagać. Po drugie, nie ma tu Karolaków, Szyców i innych starych wyjadaczy, którzy w ostatnich dwóch dekadach byli niemal wszędzie. Do głosu dochodzą młodsi aktorzy bez (jeszcze) rozpoznawalnych nazwisk, ale za to robią świetną robotę i są interesujący, jak chociażby moja ulubiona Sandra Drzymalska. Naprawdę dość już mamy nieśmiesznych komedii, heroicznych filmów historycznych albo przegadanych mockumentów o tym, jak to wszyscy są alkoholikami, a poza tym jest bieda. Na szczęście w Fanfiku i podobnych produkcjach dostajemy przyjemnych bohaterów, ciekawe lokacje, dobrą muzykę (jak już wspominaliście wcześniej) i po prostu coś ciekawego do pooglądania. Moim zdaniem to bardzo dobra droga i mam nadzieję, że skończyliśmy już tę epokę bylejakości w polskim kinie popularnym.
Ginny N.: Zgodzimy się z tobą. Sami mamy w sobie takie silne poczucie, że jeśli jest polski film, to pewnie niewarty obejrzenia, drętwy, nudny albo zwyczajnie niesmaczny. Ale jednak coś się chyba zmienia na lepsze i Fanfik jest nie wyjątkiem, a jednym z tych nowych filmów i seriali, które pokazują, że potrafimy w rzeczy po prostu fajne. Tutaj warto też dodać, że do roli Tośka szukano osoby właśnie transpłciowej – trans chłopaka albo osoby niebinarnej. Przy okazji tych castingów powstał dokument Jesteśmy idealni, pokazujący sam casting i historie kilkorga z biorących w nim udział młodych osób trans/enby.
Kasia: Nic dodać, nic ująć. Cieszę się przeogromnie z Fanfika! Trochę pokręciłam nosem, ale mam poczucie, że to jest jakiś świeży powiew w polskich produkcjach. Czekam na to, co jeszcze się wydarzy. I oby szło ku lepszemu.
A jak wam podobał się Fanfik? Czy może wolicie Fanfik książkowy? I co sądzicie o towarzyszącym filmowi dokumencie, Jesteśmy idealni? Koniecznie dajcie znać na naszym Facebooku.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.